Ostatnie trzy dni bylem na szkoleniu. Odbywało się w głównej siedzibie mojej firmy, w Łodzi. Przez cały dzień tylko wykłady, a po tym wszystkim jeszcze egzaminy. Innymi słowy, intensywna praca umysłowa. Pomyślałem, że zasłużyłem na trochę rozrywki. Dlatego kiedy mój kumpel z biura zaprosił mnie na imprezę, nie zastanawiałem się długo.

– Pójdziemy gdzieś, napijemy się piwa, powydurniamy się. Bo już mam dość wszystkiego, za dużo tej nauki – zasugerował.

Choć zapewniłem żonę, że nie będę robić nic głupiego, to... No cóż. Zadzwoniłem do Kaśki, mówiąc, że kładę się właśnie spać. Poszedłem jednak na miasto z Kubą, ale opuścił mnie dość szybko. Spotkał pewną dziewczynę i postanowili przejść w bardziej prywatne miejsce.

– Przepraszam cię bardzo, ale ta panna jest tak mną zainteresowana, że... no nie mogę przegapić takiej szansy – uśmiechnął się do mnie, pomachał na do widzenia i zniknął.

Nieco mnie zdenerwowało to, że poszedł sobie tak szybko, zwłaszcza że to on wyciągnął mnie z hotelu, ale nic nie mówiłem. Przyszło mi na myśl, że ja postąpiłbym prawdopodobnie tak samo. Wypiłem więc do końca ciepławe już piwo i poszedłem do kolejnego lokalu. Liczyłem na to, że też natknę się na jakąś ładną blondynkę.

I faktycznie na nią trafiłem. Niestety…

Klub nie zachwycał od zewnątrz. To tylko skromny szyld nad drzwiami wejściowymi do starej kamienicy. Ale za tymi drzwiami – prawdziwy raj. Bogato urządzone pomieszczenia, osobne loże gwarantujące prywatność, obsługa reagująca na najmniejszy gest. Oraz półnagie dziewczyny wyginające się na scenach.

Tak, zdecydowanie zrobiło mi się ciepło na myśl o nich. Rozłożyłem się na wygodnej sofie, a mój wzrok natychmiast skierował się na zgrabną blondynkę, która zmysłowo tańczyła na rurze. Zauważyła to i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie... nawet bardzo przyjaźnie. Pokazała swoje krągłości, poruszyła piersiami. Zamówiłem drinka, potem kolejnego i jeszcze jednego.

Wypiłem tyle, że prawie już nie kontaktowałem. Urwał mi się film. Obudziłem się już w hotelu... a właściwie obudził mnie mój kumpel. Ciągle stukał do drzwi, aż w końcu wylazłem z łóżka i mu otworzyłem. 

To działa też na facetów?!

– Stary, co jest grane? Wydzwaniałem, pukałem, a ty śpisz jak suseł. Zbieraj się. Za trzydzieści minut zaczynamy zajęcia – oznajmił, machając nerwowo dłonią.

– Spoko, już, nie krzycz, proszę. Zaraz się ogarnę – wymamrotałem i poszedłem się doprowadzić do ładu.

Pod prysznicem starałem się przypomnieć, co się stało poprzedniego wieczoru, ale bezskutecznie. Ostatnie, co utkwiło mi w pamięci, to uśmiech blondynki oraz smak słodko–gorzkiego drinka, który przyniosła mi kelnerka. I tyle, pole, tylko wielka nicość. Poczułem się dziwnie, bo przedtem nie miałem takiej luki w pamięci, ale postanowiłem to zignorować. Przynajmniej nie stało mi się nic złego i bezpiecznie dotarłem z powrotem do hotelu. Dzień spędzony na szkoleniu był strasznie męczący.

Nie spałem za dużo, a ból głowy był nie do zniesienia. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak udało mi się wytrzymać tak wiele godzin. Kiedy zajęcia się skończyły, od razu poszedłem do hotelu. Kuba znów namawiał mnie na wypad, ale odpuściłem. Byłem już prawie w pół drogi do krainy Morfeusza, gdy zadzwonił telefon. To moja żona!

– Cześć, skarbie! Właśnie miałem do ciebie dzwonić i życzyć ci słodkich snów... – mówiłem.

– Jacek! – nie dała mi dokończyć. – Gdzie są nasze pieniądze?!

– Co?

– Chciałam dziś z bankomatu wypłacić dwie stówki. Ale nie udało mi się. Bankomat pokazał mi komunikat: brak środków. Spróbowałam jeszcze raz i też nic z tego. O co chodzi?! – podniosła ton.

– Czekaj, to musi być pomyłka...

– Jak to pomyłka? Poszłam od razu do banku, żeby wyjaśnić tę sytuację. I okazało się, że ktoś w nocy płacił naszą kartą w nocnym klubie w Łodzi... I wyzerował konto – kontynuowała.

Zrobiło mi się autentycznie słabo. Nie tego się spodziewałem.

– Skarbie, to jakieś nieporozumienie. Całą noc byłem w hotelu.... – powiedziałem z trudem.

– Nieporozumienie? Uważasz, że jestem głupia?! Cały czas się martwię, że jesteś zmęczony tym kursem, tęsknię za tobą, a ty się doskonale bawisz. Tego już za wiele. Nie musisz nawet wracać do domu!

– Ale, skarbie, Kasiu, posłuchaj mnie... Nie zrobiłem nic złego... Na pewno da się to jakoś wyjaśnić – mówiłem niepewnie.

– Dobra, dobra. Ja już wszystko wiem! To koniec. Jutro składam papiery rozwodowe. Zobaczymy się w sądzie, na rozprawie – wykrzyczała do słuchawki i zakończyła rozmowę.

Próbowałem skontaktować się z nią ponownie, ale bezskutecznie. Potem wyłączyła telefon albo mnie zablokowała. Byłem zszokowany. Nie mogłem zrozumieć tego, co właśnie usłyszałem od mojej żony. Nagle zerwałem się na równe nogi i sięgnąłem po portfel. Pusto...

Zamiast pieniędzy znalazłem za to rachunki za usługi z nocnego klubu oraz potwierdzenia z terminala płatniczego. W sumie wynosiły prawie 20 tysięcy, co było kwotą, którą mieliśmy na naszym koncie.

Najświeższa transakcja na kwotę 4 tysięcy złotych dodatkowo całkowicie obciążyła moje konto kredytowe. Poczułem gulę w gardle. Czy naprawdę mogłem przewalić w jedną noc aż taką kwotę? Ale jak to zrobiłem? I kiedy?

Nie przypominam sobie, żebym zamawiał prywatne erotyczne tańce, pił drogiego szampana czy whisky, które dojrzewało trzydzieści lat, a także jadł kawioru z bieługi. Mimo że próbowałem przypomnieć sobie ostatnią noc, moja głowa była całkowicie pusta.

Nie miałem pojęcia, co dalej robić. Zrozpaczony poszedłem poszukać Kuby, musiałem z nim pogadać. Z reguły nie dzielę się z nikim swoimi problemami, ale ta sytuacja była tak trudna, że potrzebowałem porady od kogoś postronnego. Kiedy Kuba dowiedział się, co się stało, aż pobladł

– Nie do wiary, gdzie, na miłość boską, polazłeś? Przecież tylko idioci chodzą do takich klubów! – zawołał.

– A dlaczego tak twierdzisz?

– Ponieważ z takich miejsc każdy wychodzi tylko w skarpetkach. Dziewczyny są milutkie, uśmiechają się, uwodzą, a gdy nie patrzysz, piękne kelnerki zręcznie dosypują ci do szklanki jakieś prochy... Pijesz i za chwilę jesteś bezradny jak niemowlę. Robisz to, czego od ciebie chcą. Nawet gdybyś miał milion na koncie, to i tak byś wszystko przewalił. Gwarantuję.

– Czyli… to działa również na mężczyzn? – zapytałem, wytrzeszczając oczy.

– No jasne. A co, uważasz, że te tabletki to tylko dla kobiet są robione? – Kuba chyba nie wierzył, że można być tak naiwnym.

– O Boże... No dobra, to co teraz, jakie mam opcje? – zapytałem zrezygnowany, łapiąc się za głowę.

Czy mógłby mi pan wystawić jakieś zaświadczenie?

– Absolutnie nic. To znaczy – po szkoleniu wróć normalnie do siebie i spróbuj jakoś pogadać z Kaśką. No, może jeśli jej wszystko szczerze opowiesz, przyznasz się i przeprosisz, to się dogadacie – podpowiedział Kuba.

– Ale jak mam ją przeprosić? Przecież nie stać mnie nawet na kwiaty… – westchnąłem, pokazując mu niemal pusty portfel.

– Spokojnie, pożyczę ci trochę pieniędzy do pierwszego – zapewnił.

– Ty, a może powinienem iść do tego klubu i spróbować odzyskać moje pieniądze? Nie mogą przecież tak bezkarnie oszukiwać ludzi! – zdenerwowałem się.

– Zgłupiałeś? Wyrzucą cię stamtąd od razu, a jeszcze możesz dostać w łeb. Przecież formalnie wszystko jest ok. Płatność przeszła, wpisałeś PIN.

–  Ale byłem pod wpływem tej jakiejś substancji... – zacząłem.

– To nie ma znaczenia. Teraz to testy już nic nie pokażą – stwierdził.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytałem Kubę, patrząc na niego podejrzliwie.

– Prawda jest taka, że rok temu sam byłem w takim klubie, w Sopocie. Straciłem tam kilkanaście tysięcy. A jak chciałem odzyskać te pieniądze, trafiłem do szpitala. Słuchaj, najlepiej będzie, jeśli po prostu zapomnisz o całej tej sytuacji. To najbezpieczniejsze rozwiązanie – doradził.

Poszedłem do swojego pokoju i opadłem na łóżko. Mimo że próbowałem zasnąć, kręciłem się z jednej strony na drugą, a sen nie przychodził. Byłem zrozpaczony, że pozwoliłem się tak wyrolować!

Następnego dnia, z samego rana, zerwałem się ze szkolenia i poszedłem prosto do prokuratury.

– Ten lokal jest pod nadzorem policji – usłyszałem, kiedy opowiadałem o powodzie mojej wizyty.

– Serio? – odpowiedziałem z ulgą.

– Zgadza się. Nie jest pan jedyną ofiarą tych ludzi. Ostatnio kilku mężczyzn przyszło do nas z informacją, że w klubie zostały od nich wyłudzone znaczne kwoty. Schemat działania był ten sam. Nikt z nich niczego nie pamięta.

– A więc...? – zapytałem, mając nadzieję w głosie.

– A więc prowadzimy postępowanie wyjaśniające w tej kwestii. Nie mogę powiedzieć panu nic więcej, takie procedury – oznajmił.

– Czy mógłby mi pan wystawić jakiś dokument? – poprosiłem z trudem.

– Co ma pan na myśli? Jaki dokument?

– No, potwierdzenie, że ktoś najprawdopodobniej mnie czymś podtruł i obrabowano.

– A czemu pan potrzebuje takiego dokumentu? – zapytał ze zdziwieniem.

– To dla mojej żony. Jak dobrze znam życie, nie odzyskam już tych pieniędzy, ale mam nadzieję, że przynajmniej uda mi się uratować nasze małżeństwo – wyjaśniłem.

Mimo moich próśb i błagań nie otrzymałem od niego żadnego dokumentu. Jedyne, co udało mi się zdobyć, to potwierdzenie, że poinformowałem prokuraturę o potencjalnym przestępstwie. Ale Kaśka, jak można się było spodziewać, nie była zadowolona. Kiedy wróciłem do naszego mieszkania i dałem jej ten papier, bez żadnego komentarza wyrzuciła mnie z moimi rzeczami na ulicę.

Minęło już mniej więcej sześć miesięcy od tej feralnej nocy w klubie. Wciąż mieszkam u moich rodziców, ponieważ żona cały czas jest na mnie obrażona. Choć wydaje mi się, że w końcu uwierzyła mi, że ktoś w tym klubie dodał coś do mojego napoju, to i tak nadal nie jest mi w stanie tego wybaczyć.

Oznajmiła, że w żadnym wypadku nie powinienem nawet przekraczać progu takiego przybytku. Ale jak miałem się domyślić, że to kub tego rodzaju? Przecież jedynym oznaczeniem była skromna tabliczka z nazwą umieszczona nad drzwiami. A teraz nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jaka to była nazwa...