Grzesia poznałem, gdy byliśmy jeszcze dzieciakami. Mój wymarzony statek, a mianowicie M/S Tadeusz Kościuszko, był tym, na którym Grzegorz rozpoczynał swoją przygodę z morzem – w tamtych czasach jako prosty majtek. Dopiero później ukończył akademię morską i awansował na stopień kapitana. Ale to ja przekazałem mu to, co w pracy na wodzie jest najważniejsze. Chociażby fakt, że żadna nawałnica nie stanowi dla wilka morskiego tak dużego zagrożenia jak kobieta…

Wierzyłem, że Grzesiek to super facet

Choć dzieliło nas wiele lat, zżyliśmy się ze sobą i przez trzy dekady nic nie mogło zachwiać naszej przyjaźnią. Nie przeszkadzał mi fakt, że aż do zakończenia kariery morskiej pozostałem jedynie bosmanem, ani to, że w pewnym momencie Grzegorz stał się moim przełożonym. Myślę, że niemałe znaczenie miało to, iż mieliśmy podobne poglądy na świat i kierowaliśmy się tymi samymi wartościami.

Dwukrotnie ramię w ramię maszerowaliśmy do częstochowskiego sanktuarium, będąc uczestnikami corocznej pielgrzymki marynarzy i rybaków. Nigdy jednak nie przypuszczałbym, że zaraz po tym, jak przejdę na zasłużoną emeryturę, wydarzy się coś takiego.

Grzesiek był zaś daleki od przejścia na emeryturę, a jego wielką pasją od zawsze była praca na statku. Odkąd przeniósł się do większego mieszkania, w domu bywał góra przez jedną czwartą roku. Pływał na obcych statkach, kasę zarabiał niezłą i zamiast pisać do żony czułe liściki, przesyłał jej gotówkę.

Mogłoby się wydawać, że taka właśnie jest praca marynarza i tak wygląda życie jego bliskich. Moim zdaniem jednak kumpel trochę z tym przeginał.

– Daj spokój, Aśka za chwilę nie będzie pamiętać, jak wyglądasz! Dzieciaki są już duże i zajmują się swoimi sprawami, a ona siedzi sama jak palec. Nawet żona marynarza ma swoje granice wytrzymałości – starałem się dotrzeć do Grześka.

– Lechu, o czym ty gadasz? Cypryjczycy płacą naprawdę niezłą kasę, ale jak zacznę grymasić, to na moje stanowisko jest tłum chętnych, też z uprawnieniami na duże statki. A raty kredytu są wysokie. Muszę myśleć odpowiedzialnie. Może za jakiś czas, dwa lub trzy lata, będę mógł pozwolić sobie na pół roku w domu, ale teraz to nie przejdzie. Poza tym Aśka dopiero co znalazła pracę. Będzie wychodziła z domu, poznawała nowych ludzi…

Nie dałem rady przekonać Grzesia

Zdawałem sobie sprawę, że Asia, z którą od trzydziestu lat łączyła mnie równie zażyła przyjaźń, ciężko znosiła to, że męża ciągle nie było w domu. Grześ miał jednak rację – robota wyszła jej na dobre. Pierwszy raz od dłuższego czasu w jej oczach pojawiły się radosne iskierki. Moja małżonka, Ewka, dostrzegła także, że Asia zaczęła bardziej o siebie dbać i sprawiła sobie parę nowych ciuchów.

– I słusznie, zawsze ubierała się nazbyt skromnie. Przecież Grzegorz nie po to tyrał jak wół na tych rozpadających się statkach, żeby jego żonka chodziła w ciuchach z marketu.

Jakieś dwa miesiące później Grzesiek akurat chwilowo zacumował na lądzie między kolejnymi wyprawami i zawitał do rodzinnego miasta prawie na miesiąc. Parę razy udało nam się spotkać w pełnym składzie, co było naprawdę miłe. Niedługo przed tym, jak znów miał wyruszyć w siną dal, kumpel namówił mnie na browarka w knajpce niedaleko nabrzeża. Obaj trochę mieliśmy sentyment do tego raczej zapuszczonego lokalu.

Grzesiek poszedł po napoje, a po powrocie zachował się dość nietypowo. Wychylił swoje piwo do końca, nim ja zdążyłem wziąć zaledwie łyk. Gdy zerknąłem na jego minę, dotarło do mnie, że zrobił to specjalnie. Chciał mi powiedzieć coś, co przychodziło mu z trudem i próbował dodać sobie odwagi piwkiem.

Przetarł wargi i bez owijania w bawełnę rzucił:

– Muszę ci się do czegoś przyznać… miałem romans, a właściwie cały czas mam. Poznałem pewną dziewczynę na statku i razem pracujemy. To żeglugowy oficer, zajmuje się organizacją załadunku, odprawami celnymi i innymi tego typu sprawami. Taką rolę czasami pełnią też kobiety. Jest Turczynką i ma na imię Bahar.

– Stary, co ty opowiadasz? – wydukałem z trudem.

Nie spodziewałem się takich słów od Grzegorza. Myślałem, że to jakiś dowcip z jego strony, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, dotarło do mnie, że nie żartuje.

– Sam jestem w szoku, stary. Wierność zawsze była dla mnie świętą sprawą, serio. Kumple często korzystali z usług panienek, ale ja nigdy nawet o tym nie myślałem. Wiesz, jak to jest na statku – dookoła tylko woda, harówa, chłopaki z załogi i samotne wieczory w kabinie… W pewnym momencie ta pustka stała się nie do wytrzymania. Mówię ci o tym, bo wiem, że nikomu nie piśniesz słówka…

Rzuciłem jakimś wyświechtanym tekstem, że to nie moja sprawa, że Grzesiek jest już dużym chłopcem i sam decyduje o swoim życiu… Może spodziewał się z mojej strony jakiejś głębszej reakcji, ale nie dałem rady z nim długo gadać. Jego postawa mocno mnie przybiła. Szybko zakończyliśmy ten temat i każdy poszedł w swoją stronę.

Wieczorem dręczyła mnie jedna myśl: jak mam się teraz zachować w stosunku do Aśki? Jak spojrzę jej prosto w oczy? Poczułem w sobie złość na Grześka. Dlaczego mi o tym wspomniał? Czy faktycznie musiał mnie obarczać tą tajemnicą?

Niespełna miesiąc później miałem imieniny. Byłem pewien, że Joaśka się pojawi. A przynajmniej zrobiłaby to w normalnej sytuacji. Zdawałem sobie sprawę, że muszę coś nakłamać, bo nie dałbym rady przez całe spotkanie grać, że nic się nie zmieniło.

Niestety, życie miało dla mnie kolejne niespodzianki

Dwa tygodnie później zadzwoniła do mnie Asia. Spytała, czy możemy się spotkać na chwilę i wskazała dobrze nam znaną knajpkę położoną tuż przy rzece. Nie zdradziła powodów, dla których chciała się ze mną zobaczyć, ale po tonie jej głosu wyczułem zdenerwowanie. Od razu przyszło mi na myśl, że jakaś „życzliwa dusza” pewnie już zdążyła jej opowiedzieć o skokach w bok Grześka.

Poszedłem na to spotkanie z duszą na ramieniu. Aśka była już na miejscu. Zdecydowała się tylko na filiżankę kawy, rezygnując nawet ze swojego ulubionego jabłecznika z gałką lodów. Opróżniła kubek w tempie, w jakim Grzesiek zwykł opróżniać kufel piwa, a następnie od razu przystąpiła do sedna sprawy.

– Posłuchaj, mam romans. Nie chodzi o przelotny skok w bok, chwilowe zamroczenie czy moment słabości. Spotykam się z pewnym mężczyzną. I nie potrafię tego przerwać. To mój współpracownik, Rysiek. Nie dorównuje Grzesiowi ani aparycją, ani intelektem. Po prostu jest obok, kiedy go potrzebuję. Znajduje dla mnie czas. Nigdzie nie płynie, bo nie pracuje na morzu. Chce zasypiać przy mnie, witać nowy dzień u mojego boku, jeść razem śniadanie, robić zakupy, oglądać telewizję, pomagać w drobnych naprawach... Rozumiesz, tyle lat bez słowa skargi znosiłam te rozłąki. Wieczne oczekiwanie, nieobecność, rozmowy telefoniczne, widokówki... Nie mam już sił. Zdrada wydawała mi się czymś niewyobrażalnym. Ale teraz, kiedy to zrobiłam, choć czuję się winna, nie żałuję... Wiem, że dochowasz sekretu i mu nic nie powiesz. Ale pewnie mną gardzisz, co?

Stanowczo pokręciłem głową. W żadnym wypadku nie czułem się uprawniony do krytykowania Joanny, tym bardziej, że doskonale zdawałem sobie sprawę z niewierności Grześka. Podczas rejsów niejednokrotnie zastanawiałem się nad tym, ile Ewa musi poświęcać z powodu mojej pracy. Dopiero jednak w tamtym momencie dotarło do mnie, jak ogromne to wyrzeczenie. Powiedziałem Joannie, że nie mam prawa jej oceniać, że jest dorosłą osobą i może decydować o sobie… Pośpiesznie się pożegnaliśmy.

Jadąc do domu, dotarło do mnie, jak niedorzeczna jest ta sytuacja. Kumpel romansował na boku, a jego małżonka robiła dokładnie to samo. Zupełnie niespodziewanie stałem się powiernikiem tej dwójki zdradzających się nawzajem partnerów. Takie sprawy to normalka w telenowelach, ale nie w realnym świecie.

Cudze tajemnice były dla mnie ciężarem

Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie dam rady poradzić sobie z tą sytuacją sam, postanowiłem zwierzyć się Ewie. Z resztą, pewnie zarówno Grzegorz jak i Joanna, po tylu latach znajomości, spodziewali się, że to zrobię. Moja ukochana ze stoickim spokojem wysłuchała tego, co jej powiedziałem.

– Wiesz, jak się nad tym głębiej zastanowić, to w sumie nie jest aż tak źle – stwierdziła. – Gorzej by było, gdyby tylko jedno z nich wdało się w romans, a tak przynajmniej…

– Co ty wygadujesz za głupoty? – zdenerwowałem się. – Uważasz, że to dobrze, że para zakochanych w sobie ludzi, po trzydziestu latach bycia razem zdecydowała się zburzyć to wszystko?! Przecież mają wspaniałe dzieci, piękne mieszkanie, przyjaciół…

Moja żona kiwnęła głową.

– Dokładnie tak. Przyjaciele, dom, dzieci… Ale nie siebie nawzajem. Mąż prawie zawsze jest na statku, a żona w domu. Znam ten temat, bo też jestem żoną marynarza, jakbyś zapomniał. Jakoś wytrwałam do momentu, aż przeszedłeś na emeryturę, nie mając romansu na boku, ale tylko ja wiem, jak wiele mnie to kosztowało. Spróbuj na to spojrzeć z innej perspektywy. Te dwie osoby odnalazły receptę na szczęście. Żadne z nich nie zostanie samotne i nie będzie dręczyć się wyrzutami sumienia. Dobrze się składa, że ich dzieci są już dorosłe…

– Ostatnio kupili nowe mieszkanie, wzięli na nie pożyczkę z banku. Jak teraz nas odwiedzą? – zapytałem.

Ewa spojrzała na mnie ze zrozumieniem, lekko się uśmiechając.

– Kochanie, nie przejmuj się tym tak. Mieszkanie da się sprzedać albo wynająć. A jeśli chodzi o gości, to nic się nie zmieni – wpadać do nas będzie Joasia, tak jak dotychczas, bo Grzesiek pływa.

Obudziłem się następnego poranka i uświadomiłem sobie, że żona miała rację co do całej sprawy. Oczywiście ta sytuacja, w której znaleźli się nasi przyjaciele, miała swoje plusy. Był jednak pewien poważny problem.

– Kompletnie nie mam pojęcia, co powinienem teraz zrobić. Obydwojgu obiecałem, że będę trzymał gębę na kłódkę.

– Moim zdaniem najrozsądniej będzie nie robić niczego – odparła moja ukochana. – Poczekaj spokojnie, aż jedno z nich w końcu zdecyduje się wyjawić prawdę.

– Ale to może potrwać całe wieki!

– Niewykluczone, ale kto wie – westchnęła Ewa. Po czym dodała z refleksją w głosie: – W życiu zdarzają się doprawdy nieprawdopodobne historie…

Doszło do prawdziwego dramatu

Kilka dni temu odebrałem telefon od Aśki. Szlochała do słuchawki tak, że z trudem dało się ją zrozumieć. Dopiero po chwili jej słowa zaczęły do mnie docierać.

Okazało się, że statek, na którym pływał Grzegorz, został porwany. Piraci domagali się zapłacenia okupu. Grzesiek, będąc kapitanem, był dla nich oczywiście najcenniejszym zakładnikiem. Niestety cypryjski właściciel statku nie zamierzał ugiąć się przed żądaniami porywaczy, więc sprawa wyglądała naprawdę kiepsko.

Co więcej, miałem świadomość czegoś, co mogło jeszcze bardziej pogorszyć i tak już fatalny stan rzeczy. Wśród pasażerów znajdowała się przecież kochanka mojego kumpla. Ciężko powiedzieć, do jakich kroków mógł się posunąć, by ją ocalić.

Bez chwili zastanowienia poszedłem do domu Asi. Dzieci były jeszcze w drodze, ale ona już tam była. Przerażona i roztrzęsiona, wpatrywała się w ekran telewizora, gorączkowo skacząc po różnych stacjach informacyjnych. Gdy tylko mnie zobaczyła, zalała się histerycznym płaczem.

To moja wina! Tak długo nic mu się nie przydarzyło! Gdybym tylko go nie zdradzała, jestem pewna, że wszystko byłoby dobrze... To kara za to, że go zdradziłam! Bóg mnie w ten sposób pokarał!

Jej słowa były pozbawione logiki, ale wytłumaczenie tego Joannie było niemożliwe. Wpadła w totalną histerię, stwierdzając, że jeśli Grzegorz umrze, ona też odbierze sobie życie. Zdałem sobie sprawę, że sytuacja wymknęła się spod kontroli i los właśnie uwolnił mnie od złożonej przysięgi dochowania tajemnicy.

Powiedziałem Joannie, że Grzegorz spotyka się z inną kobietą i nie grozi mu żadna kara boska. Asia była kompletnie zaskoczona, ale jednocześnie jakby poczuła ulgę.

Tak czy inaczej, uspokoiła się i przez kolejne kilkanaście godzin, wspólnie z Ewą, która do nas dołączyła, na bieżąco monitorowaliśmy rozwój wypadków. Na całe szczęście właścicielowi statku udało się skontaktować z porywaczami, którzy wprawdzie uprowadzili statek wraz z całym ładunkiem, ale pozwolili załodze ewakuować się do szalup ratunkowych. Z wody wyłowił ich okręt egipskiej marynarki wojennej. Grzesiowi nic się nie stało i parę dni później wylądował w Szczecinie.

Gdy byli jeszcze na terminalu, Joanna wyznała Grześkowi, iż odkryła całą prawdę. W tym momencie też przyznała się do swojego romansu.

Ech, fajnie byłoby, gdybym mógł teraz opisać, jak to ta okropna sytuacja sprawiła, że obydwoje przejrzeli na oczy i dotarło do nich, że oprócz siebie nie kochali nigdy żadnej innej osoby, że ich małżeństwo znowu kwitnie i tak dalej…

Grzegorz i Joanna postanowili się rozstać, choć nie wydarzyło się nic dramatycznego. Ich rozwód odbył się w pokojowej atmosferze. Zgodnie stwierdzili, że od jakiegoś czasu ciężko im było sprostać wymogom związku – on miał być odważnym marynarzem, a ona jego oddaną małżonką. Przyznali przed sobą, że ich małżeństwo to tylko pozory, a te role ich przerosły.

Grzegorz i Joanna cieszą się obecnie nowymi związkami, odrabiając stracony czas, kiedy żyli w smutku i samotności. Są mi bardzo wdzięczni za to, że nie dotrzymałem słowa i zdradziłem sekret. Niedawno mieliśmy okazję bawić się wspólnie na weselu mojego syna. Atmosfera była naprawdę przyjemna, choć po raz pierwszy poczułem wewnętrzną radość, że mój leniwy syn kiedyś nie zdał testów do szkoły marynarki wojennej. Na szczęście odnalazł się jako kucharz i jest w tym naprawdę dobry.