Adama poznałam cztery miesiące temu. Po dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Wpadliśmy na siebie na jednym z forów internetowych poświęconych zdrowemu odżywianiu. Wymienialiśmy się przepisami na nasze ulubione dania i informacjami na temat sprawdzonych diet. Doradzaliśmy sobie, co warto jeść, a czego lepiej unikać. Po pewnym czasie nasze dyskusje stały się bardziej osobiste. Nie jestem już w stanie przypomnieć sobie, kto z nas jako pierwszy zasugerował spotkanie twarzą w twarz.

Adam od razu mnie oczarował. Był przystojny, dobrze wykształcony i inteligentny. Serdeczny, czuły, opiekuńczy, troskliwy i... niezwiązany! Sam podkreślał ten fakt kilkukrotnie, aby nie było żadnej niejasności. Idealny mężczyzna. Przez chwilę przyszło mi do głowy, że to dziwne, że jest jeszcze singlem. Ale doszłam do wniosku, że najwyraźniej nie spotkał jeszcze odpowiedniej osoby dla siebie.

 – Co powiesz na to, żebyśmy spędzili razem czas w święta – zasugerował.  – Wyjedziemy tylko we dwójkę, do przyjemnego hotelu – kusił.

– Z przyjemnością – odpowiedziałam z radością. – Ale może... spędzimy tą Wielkanoc razem?

Wyglądało na to, że Adam nagle się przestraszył. Odsunął wzrok. Czyżby myślał, że cztery miesiące to zbyt mało czasu, aby świętować razem Wielkanoc?

– Wyjeżdżam na święta do rodziców. Wiesz, nie chcę, żeby byli sami.

– Jasne, rozumiem – odpowiedziałam z wyrozumiałością.

Jesteś niesamowita, kochanie – przytulił mnie do siebie mocniej.

Każdy następny tydzień to była istna sielanka

Adam coraz częściej odwiedzał moje mieszkanie. Zdarzało się, że zostawał aż do rana. Przed jego wyjściem razem szykowaliśmy pyszne śniadanie. Poczucie szczęścia, które mnie ogarniało, było niewyobrażalne. Miałam świadomość, że jestem zakochana i że ktoś mnie kocha równie mocno jak ja jego. Czułam się niczym w niebie. Nawet moja praca sprawiała mi ogromną radość.

Kiedy nadszedł czas świąt, byliśmy już niczym małżeństwo. Bywało tak, że wracałam do domu, robiłam porządki, przygotowywałam wspólną kolację, a następnie z niecierpliwością czekałam na Adama. Zazwyczaj wracał dość późno. Bardzo się martwiłam, że tak dużo pracuje. Często zdarzało mu się wychodzić o świcie, a powracać dopiero po północy.

Jednak wiedziałam, że stanowisko kierownicze to nie tylko wyższe zarobki i prestiż, ale również szerszy zakres zadań i większa odpowiedzialność. A Adam był osobą odpowiedzialną. Byłam tego świadoma. Cóż, starałam się to zrozumieć, choć czasami naprawdę bardzo za nim tęskniłam.

– Marzenko, niestety nie dam rady dojechać dzisiaj – odezwał się kilka dni przed Wielkanocą. – Muszę popracować trochę dłużej, wiesz jak to jest. Święta coraz bliżej, wszyscy chcą mieć wszystko na już. Będziemy siedzieć z kolegą w biurze do późna. Przepraszam, kochanie.

– Dobrze, nie martw się. A może przyniosę wam coś na kolację? Zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę.

– Nie, nie musisz, nie rób sobie problemu – odpowiedział. – Muszę wrócić do roboty. Do zobaczenia!

Cóż to jednak za problem dla zakochanej kobiety? Bez wahania, spakowałam lasagne i ruszyłam. Ochroniarz przy wejściu był zaskoczony moją obecnością.

– Wszyscy już dawno wyszli. Nie ma tu nikogo – wyjaśniał.

– Czy to możliwe, że pan nie pamięta o kierowniku? – zapytałam, uśmiechając się. – Właśnie z nim rozmawiałam. Zostaje tu z kolegą, zamierzają pracować do późna. Przygotowałam dla nich zapiekankę – podniosłam siatkę, żeby mu pokazać mój pakunek.

– Proszę mi zaufać – strażnik spojrzał na mnie jakby z politowaniem, a może z irytacją. – Wszyscy już odeszli. Zwykle pracują tylko do czwartej.

– Do czwartej? Jak to do czwartej?

Strażnik skinął głową na potwierdzenie swoich słów.

– Ależ nie, raczej nie kierownik – upierałam się. – Adam, moja druga połówka, jest tutaj kierownikiem i często wraca do domu bardzo późno.

Mężczyzna ciężko westchnął.

Wszyscy opuścili budynek – powtórzył.

Jaki zawzięty facet!

– Słuchaj, możesz zejść na parter? Przywiozłam zapiekankę dla was, ale ochroniarz nie chce mi pozwolić wejść.

– Jesteś pod moją firmą? – zapytał mnie wyraźnie zaskoczony.

– Tak – potwierdziłam.

– Przykro mi, kochanie, ale pojechaliśmy do Tomka – zaczął tłumaczyć się cicho. – Zamówiliśmy jedzenie z chińskiej restauracji i... – przerwał, jakby zakrył telefon dłonią, bo usłyszałam stłumione: „zaraz kończę, zaraz wracam”. – Marzenko, wybacz, ale jesteśmy zawaleni pracą. Zadzwonię do ciebie później – rozłączył się.

Z niedowierzaniem obserwowałam telefon. Próba ponownego połączenia skończyła się na poczcie głosowej. Postanowiłam wrócić do domu. Adam odwiedził mnie następnego dnia po skończonej pracy. Opowiedziałam mu o mojej rozmowie ze strażnikiem i o tym, że według niego, firma jest otwarta do godziny szesnastej.

– Ten facet to taka trochę ciapa – zareagował Adam, śmiejąc się. – Siedzi w swojej budce, patrzy w telewizor, mógłby obok niego przejść słoń, a ten by nawet tego nie zauważył. O mój Boże, jak jestem wykończony – wyznał.

Czy możliwe, że chciał zmienić temat? Ale dlaczego miałby to robić? Nie miałam żadnych powodów, aby wątpić w jego słowa, jednak zaczęłam odczuwać niepokój.

– Za kilka dni wyruszamy, wtedy odpoczniesz – zapewniłam, starając się go uspokoić.

Na Wielkanoc pojechałam do swoich rodziców. Czułam pewien smutek, że Adam nie pofatygował się, aby do mnie zadzwonić chociaż raz w tak wyjątkowy dzień. Niemniej jednak, zamiast się martwić czy dawać upust emocjom, po uroczystej kolacji poszłam do łazienki i wykręciłam jego numer.

Oddzwonił dopiero za godzinę

– Cześć, skarbie, czy coś się dzieje? – słyszałam w tle żywy szum rozmów, śmiechy i dziecięce okrzyki.

– Chciałam ci tylko złożyć życzenia. Jak tam? Jak się masz? – zapytałam.

– Wszystko jest OK. Projekt skończyliśmy na czas – szybko i cicho podsumował.

– Kochanie, nie interesuje mnie twoja praca, tylko święta – zaśmiałam się.

– Zadzwonię do ciebie później, mama woła wszystkich na żurek – nagle zakończył rozmowę.

Poczułam się jakby nagle ktoś uderzył mnie w twarz.

Czyżby mój telefon nie był mu na rękę?

– Cześć, mała – kiedy dobiegł do mnie ten serdeczny ton, nastrój natychmiast mi się poprawił. – Przykro mi, że nie byłem w stanie wcześniej pogadać. Matka nie jest zbyt zadowolona, kiedy podczas posiłków rozmawiamy przez telefon. Wiesz, cała rodzinka się zebrała, kuzyni, cioteczki, wujostwo, dzieci... – rozwijał swój opis.

Nasze rozmowy były tak przyjemne i serdeczne, że nie mogłam doczekać się podróży. Mieliśmy odpoczywać, wspólnie się bawić i wreszcie spędzić nieco więcej czasu razem. Po świętach wróciłam do domu i z niecierpliwością czekałam na Adama. Punktualnie o szóstej rano, zgodnie z umową, przyjechał po mnie i wyruszyliśmy na naszą kilkudniową romantyczną wyprawę.

Uroczy domek położony w górach, malownicze wierzchołki świerków, świeże powietrze i pyszne górskie potrawy. Mogłabym bez przerwy zamawiać kwaśnicę. Tak samo jak bez końca mogłabym spędzać czas w ramionach Adama, wdychając jego zapach i słuchając jego oddechu.

– Kocham cię – wyszeptałam.

– Ja ciebie jeszcze bardziej – odpowiedział cicho.

Zaczęłam snuć plany odwetu

Kolejnego dnia postanowiliśmy udać się wycieczkę. Nigdy dotąd nie miałam okazji chodzić po górach, ale będąc u boku Adama, nie czułam strachu. Na koniec dnia zaprosił mnie na kubek gorącej czekolady do urokliwej małej kawiarni. Zajęliśmy miejsce przy niewielkim stoliku, zamówiliśmy nasze napoje i czekaliśmy, trzymając się za dłonie. Poczułam się tak dobrze, że aż mnie to przerażało. Mogłabym tak siedzieć z nim aż do nadejścia wiosny. Tylko my, blisko siebie, zafascynowani płomieniami w kominku.

Magiczny moment zakłócił dziecięcy krzyk.

Tata! Tatuś tu jest! – wołała mała dziewczynka, pędząc w naszym kierunku z wyraźną radością.

Adam natychmiast odsunął się ode mnie, jakby go coś oparzyło.

– Ale mama mówiła, że musisz być w pracy – chłopiec, niewiele starszy od dziewczynki, zatrzymał się przy naszym stoliku.

Zaskoczenie zatkało mi usta. Moje serce biło jak po szybkim biegu na tramwaj. Spoglądałam na Adama, potem na dzieci. Nie mogłam uwierzyć, w to, co słyszę. Czy to jest jakaś ukryta kamera?

– Kim jest pani? – zapytała dziewczynka, pokazując na mnie palcem.

Chłopiec patrzył na mnie z zaintrygowanym spojrzeniem niebieskich oczu.

– To... – Adam zaczął się jąkać, wyglądając na zaskoczonego. – To...

– Cześć, skarbie. – Do stołu podeszła piękna kobieta, zgrabna niczym modelka. Prezentowała się bardo seksownie w dopasowanym kombinezonie. Czułam się przy niej jak skromny szpak obok strusia.

Byłam w szoku. Adam, mój Adam, miał żonę? I dzieci?

Poczułam się upokorzona i zrywając się z miejsca, próbowałam odejść. Adam jednak chwycił mnie za rękę, zanim zdążyłam zrobić pierwszy krok.

– Do diabła! – przeklął pod nosem. – Tym razem naprawdę przekroczyliście granicę. Marzena ma normalne poczucie humoru, a nie takie zdeformowane jak wasze. Co wy tu w ogóle robicie?

Jego żona parsknęła śmiechem, a dzieci dołączyły do niej.

– Powinnam już iść – wydusiłam z siebie, zmagając się ze łzami w oczach i usiłując wydostać dłoń z mocnego uchwytu Adama.

– Zostań! – nagle podszedł do nas obcy mężczyzna, poklepał mnie po ramieniu i siłą usadził z powrotem na fotelu. – Nie próbuj uciekać.  On zupełnie oszalał na twoim punkcie. Nazywam się Tomek, to moja żona Grażyna, a to nasze dzieci. Ten łobuz ukrywał cię przed nami, więc musieliśmy przejąć inicjatywę, żeby cię w końcu spotkać. Przepraszam za ten dowcip. Ale musiałaś przejść próbę, skoro zamierzasz z nim być.

Nie miałam pojęcia, co powinnam myśleć i co niby mam teraz zrobić. Czy mam odejść i o wszystkim zapomnieć, czy zostać i wysłuchać ich tłumaczeń? Adam patrzył na mnie z błaganiem w oczach. Chyba zdał sobie sprawę, że to moment, który zadecyduje o naszej przyszłości razem. Że jestem jak ten zając ukryty pod krzakiem. Jeden nieprzemyślany krok i zniknę.

– Kochanie, błagam, nie odchodź – powiedział z desperacją w głosie.

Zdecydowałam się wysłuchać ich historii

Tomek wraz z jego atrakcyjną małżonką nie wyglądali już tak pewnie jak przed chwilą. Spoglądali na mnie z wyrazem skruchy.

– Proszę cię! – westchnęła Grażyna. – Bądź tak dobra, jak twierdzi o tobie Adam i zrozum nas. To nie jego wina, że ma zwariowanych przyjaciół. W końcu go kochasz.

Zgoda. Postanowiłam zostać, żeby ich wysłuchać. Okazało się, że Tomek i Grażyna to starzy kumple Adama z przedszkola, którzy często sobie dokuczają. Ten ich żart niemal doprowadził mnie do zawału. Mimo, że lubią sobie robić na złość, są do siebie bliscy i lojalni. Wiedzą, że Adam mnie kocha, dlatego zaakceptowali mnie jako jedną z ich paczki. Powoli przyzwyczajam się do ich specyficznego poczucia humoru. A nawet zastanawiam się nad małą zemstą.