Podczas śniadania Jacek z zapałem zjadał całe ugotowane jajko. Był tak skupiony na tym, co robi... Mimo że jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, te codzienne śniadania i sposób, w jaki pochłania jedzenie, potrafią doprowadzić mnie do szału. Patrzyłam na swój talerz, unikając kontaktu wzrokowego.

Wiesz, śniła mi się mama dzisiaj.

– Tak? – mruknął, skupiając się na dokładnym przeżuwaniu jedzenia.

– Tak, śniła mi się... Miała w dłoniach tamborek...

– Co? – zapytał Jacek.

– Tamborek. Myślę, że wiesz, o co chodzi.

– Wiem, co to jest Tymbark, taboret, topór... ale nie mam pojęcia, co to jest ten... no, to coś...

– Tamborek, to taki sprzęt do haftowania. Naciąga się na niego materiał do haftu. Wygląda jak okrągłe kółeczko, puste w środku.

– Nie mam pojęcia, co to. No ale co z tym tamborkiem?

– Nic specjalnego. Haftowała na nim jakieś kolorowe koła. Wyglądały jak piłki, były czerwone, niebieskie. I nagle spojrzała na mnie, tak intensywnie...

O, coś mi świta – powiedział z radością – a pamiętasz, jak po raz pierwszy przyprowadziłaś mnie do swojego domu? Jak ona na mnie spojrzała! Jezu! Bardzo się wtedy przestraszyłem. Twój tata był już przyjaźniejszy. Gdzie jest ketchup?

– Po co ci ketchup?

– No, do kiełbasy.

Nie mogłam na niego patrzeć

Mówiąc, oblizywał się łapczywie. Jak jakieś zwierzę.

– Przyniosę z kuchni.

– Może też ten ser z pleśnią. Coś bym jeszcze zjadł!

– Chcesz coś jeszcze?

– Nie... A, właściwie, zaparz mi jeszcze jedną herbatę!

Gdyby nasz czajnik miał oczy, to popatrzyłby się na mnie z wyrzutem. Za to, jak go potraktowałam.

– Proszę – położyłam na stole przed Jackiem talerz z serem, podałam kubek z herbatą i ketchup.

– Mmm. Dziękuję. Coś jeszcze działo się w tym śnie?

– Nic więcej. Tylko to, że mama powiedziała: „pamiętaj, uważaj na lewą stronę”.

– Tylko tyle? Ja mam o wiele ciekawsze sny. Na przykład wczoraj...

– Idę sprzątać, ty jedz spokojnie – nie miałam ochoty go dłużej słuchać.

Odkręciłam kran i zabrałam się za zmywanie naczyń. Pragnęłam jedynie zagłuszyć tę ciągłą gadaninę mojego męża, który nie potrafił choć przez kilka minut posłuchać, co mówię. Ciągle snuł swoje opowieści, w których wszystko kręciło się wokół niego. Jak ja go nie cierpię, choć go przecież go kocham. 

Wciąż myślałam o tym śnie

To musiało mieć jakieś znaczenie. Zazwyczaj nie pamiętam snów, a jeśli już, to tylko niezrozumiałe fragmenty, pojedyncze wrażenia lub obrazy. Tym razem było inaczej, moja mama była tak realna, jej głos wciąż brzmiał w moich uszach. Może nadal tu gdzieś jest? Czy krąży tu między nami, zna już całą prawdę i chce mi coś przekazać? Przecież nie można tego wykluczyć.

– Bajki – powiedział mąż, przynosząc do kuchni naczynia.

– A skąd wiesz? Skąd wiesz, że duchów nie ma, że ta energia po prostu znika? Przecież są dowody...

– Kłamstwa, proste kłamstwa. To jest potwierdzone naukowo.

– Zastanawiam się, jak można to naukowo potwierdzić.

– Dobrze, wierz, w co chcesz. I wiesz co? Następnym razem, gdy mama ci się przyśni, pamiętaj, by zapytać o numery totolotka! Przynajmniej będzie jakiś pożytek z twojej matki!

Poczułam, jak rośnie we mnie gniew.

Pokłóciłam się z mężem

– Wiesz co? Jesteś chamski! Ty i cała twoja rodzina, zawsze tacy nieprzyjemni i niekulturalni... Przy stole zachowujesz się niczym świnia! Bekasz, ślinisz się i mam już dość sprzątania po tobie i prania twoich brudnych gaci! I wiesz, co mnie najbardziej irytuje? Wiesz?

– No, powiedz, jestem ciekaw.

– Twoje mądrości, które wypowiadasz, jakbyś był jakimś uczonym. A skoro jesteś taki inteligentny, to dlaczego jesteś tylko szefem działu! Dlaczego nie jesteś dyrektorem, a może od razu premierem czy prezydentem? No? Powiedz mi dlaczego?

– Nie przypuszczałem, że tak to zinterpretujesz, ale powiem ci dlaczego. Bo tam inteligentna osoba nie przetrwa zbyt długo. Natychmiast ją zaszczują. I z tamtego miejsca można bardzo nisko spaść i się potłuc. Z kolei tutaj, gdzie obecnie jestem, panuje spokój. To jest bezpieczne miejsce. Dokładnie to jest przestrzeń dla mądrych ludzi.

– Dla mądrych! Czyli dla takich jak ty?

– Dokładnie. Jest soda? Zgaga mi doskwiera.

– W drugiej szufladzie. Weź sobie sam, do diabła.

– Ale w tym filmie, który oglądaliśmy wczoraj, to były niezłe żarty? Najlepszy był ten truposz z brodą, pamiętasz, kto go grał?

Nie rozumiał mnie

Zaszyłam się w łazience, żeby się popłakać. Czasem po prostu muszę. Tak, aby poprawić sobie humor.

– Co tam robisz? Coś się stało? – zapytał Jacek.

– Nie, skądże. Jakie mogę mieć problemy, mieszkając z takim cudownym, troskliwym i empatycznym mężczyzną. Jakie? Powinnam skakać z radości.

– To miało być sarkastyczne, tak?

– Tak.

– Powiedz mi, czemu jesteś taka nierozsądna? Czy nie możesz docenić tego, co masz jak inne kobiety? Czy zawsze musisz szukać powodów do narzekania? Chcesz się kłócić ? No dalej! Wyjdź z łazienki, proszę.

Otworzyłam drzwi i wyszłam. 

– Ech, ale wyglądasz dziwnie. Co ty ze sobą zrobiłaś. Cały tusz się rozmazał. Ogarnij się, bo można się przestraszyć na twój widok. Jak w tamtym horrorze z wczoraj – i się zaśmiał.

Jacek był ewidentnie w świetnym nastroju. Podeszłam do lustra i starłam ciemne smugi. Założyłam kurtkę.

– A słuchaj, a co byś powiedziała na to, żebyś dzisiaj przygotowała mi pierogi. No wiesz, te, które najbardziej lubię. Z tymi takimi, no wiesz...

– Rozumiem. Z soczewicą.

– I skwarki do tego.

Zamknęłam z trzaskiem drzwi. Wyszłam na ulicę

Miałam go dosyć

Co to jest za cham! Co za prostak! Zatrzymałam się przy naszym samochodzie, nie wiedząc, co dalej robić. A, tak, zapomniałam wziąć kluczyki! I tak nie wiedziałam, gdzie mogłabym pojechać. Jeszcze rok temu, powiedziałabym, że pojadę do mamy. Teraz nie miałam takiej możliwości. Czułam się tak bardzo samotna....

Napiję się! Nagle poczułam, że to jest jedyna rzecz, która mi została. Napić się i choć na moment zapomnieć o tym koszmarze, który jest moim życiem. Na szczęście, niedaleko jest mały sklep, który jest otwarty nawet w niedzielę. Wino! Kupię wino i wypiję całą butelkę od razu. Niech ten prostak zobaczy, do jakiego stanu mnie doprowadził! Wyjdę na balkon i będę śpiewać na całe gardło, niech się wstydzi przed sąsiadami. Magister Jacek i jego zupełnie pijana żona! Ruszyłam naprzód.

– Mamusiuu!! Zgubiłem go!!

Spojrzałam prosto w oczy płaczącego chłopca... Podmuch powietrza odepchnął mnie na chodnik. Dopiero po chwili doszedł do mnie szum mknącego auta połączony z ostrym dźwiękiem klaksonu. Zaczerpnęłam powietrza, przewróciłam się, upadłam na beton.

Prawie wpadłam pod samochód

– O mój Boże! Czy wszystko w porządku? To musiał być jakiś pirat drogowy! Zadzwonię po pogotowie! – nade mną stała przerażona kobieta.

– Mamusiu! Zgubiłem balon! – płakał mały chłopiec.

– Wszystko ze mną w porządku. Proszę nigdzie nie dzwonić. Trochę się poturbowałam.

– Balooonik! – wrzeszczał chłopczyk, więc uniosłam głowę i spojrzałam. Nad naszym domem unosił się balonik. Błękitny.

– Cicho bądź, Mikołaj, czy nie widzisz, że ta pani miała wypadek!

– Naprawdę, nic mi nie jest.

Balonik niespodziewanie podskoczył, zatańczył w powietrzu i nagle pękł. Po prostu zniknął.

Wiedziałam, co to oznacza

– Kotku! W porządku? – dobiegł mnie głos Jacka. Obejmował mnie i podnosił z ziemi.

– Widziałem wszystko przez okno! Boże jak ja się wystraszyłem. Jak mogłaś mi to zrobić? Kocham cię najbardziej na świecie. Nawet dzieci wiedzą, że przed wejściem na jezdnię trzeba najpierw spojrzeć w LEWO, potem w prawo i znowu w lewo!

– Słyszysz, Mikołaj, co on mówi?

– Ja tylko chcę mój balonik! Czy on zmarł?

Spoglądałam na malucha, patrząc w jego załzawione oczka.

– Nie. Twój balon nie zginął. Teraz po prostu jest gdzie indziej.

– Rozumiem – odparł uspokojony maluch i uśmiechnął się w moją stronę.

– Ponieważ ten balon to moja mama – dodałam z pewnością siebie.

– Nie słuchaj tej pani! Przeżyła szok. Tak się zdarza – kobieta popatrzyła na mnie z niechęcią, a mąż pociągnął za rękaw do domu.

Ja i tak wiem swoje.