Najpierw potłukłam kieliszek, a później wypadł mi z rąk talerz. Gdy przekładałam cukier do pojemnika, nagle... bum! Połowa cukru z papierowego opakowania rozsypała się po kuchennym linoleum. Ten dzień od rana był pełen problemów.

– Jasiek, twoja mama jest dziś niezdarna, prawda? – rzuciłam okiem na mojego 3–letniego syna.

Rozbawiło go to. Śmiał się tak uroczo, że ja także się uspokoiłam.

"Mój pechowy dzień musi się wreszcie skończyć, tym rozsypanym cukrem na pewno wyczerpałam dzisiejszą pulę nieszczęść" – pomyślałam, zbierając drobinki.

Rzeczywiście, do końca dnia nic złego mi się nie zdarzyło. Jednakże, kiedy Maciek wrócił do domu, poczułam, że coś nie gra. Wyglądał na zaniepokojonego. W ostatnich dniach zauważyłam, że jest jakiś przytłoczony, zamyślony. Zaczęłam relacjonować mu moje dzisiejsze niepowodzenia...

– Daj spokój, to nie jest najważniejsze. Musimy porozmawiać na poważnie – przerwał mi, zanim zdążyłam opowiedzieć o rozsypanym cukrze. – Czy Jasiek już poszedł spać? To dobrze. Paulina, zaszło coś nieoczekiwanego. Po prostu tak się zdarzyło...

Moje nogi ugięły się pod ciężarem sytuacji. "Jest śmiertelnie chory!" – to był mój pierwszy wniosek.

Ty skurczybyku!

Z Maćkiem nie byliśmy oficjalnie małżeństwem, ale od czterech lat żyliśmy jak starzy, zakochani małżonkowie. A także mieliśmy Jaśka. Był ukochanym dzieckiem swojego ojca.

– Poznałem kogoś. Trzy miesiące temu. Miałem nadzieję, że to tylko przelotne zauroczenie, że zakończę ten romans, zanim się na dobre rozwinie. Ale nie mogę. Kocham Dorotę. Ciebie nie, przepraszam...

Maciek nerwowo przesuwał długopis z ręki do ręki, nie patrzył mi prosto w oczy, tylko gryzł wargi, a jego spojrzenie biegło chaotycznie wokół. Uważnie go obserwowałam. Milczałam. Przecież zrzekłam się dla niego mojego stanowiska.

– Czemu nic nie mówisz?! Czy rozumiesz, co się wydarzyło? – w nerwach cisnął długopisem o blat. – Wychodzę! Jeszcze dzisiaj zamierzam się spakować... Paulina, czy mnie słyszysz?!

Zacisnęłam dłonie w pięści. Rzuciłam się na Maćka, łzy leciały mi po policzkach.

– Ty... Ty skurczybyku! A co z Jaśkiem? Czy on cię nie obchodzi? Co mu powiem jutro, kiedy zapyta o ojca? – naprawdę nie myślałam o sobie. Mimo że we mnie wrzało, ogarnęła mnie panika na samą myśl o synu.

– Między mną a Jaśkiem nic się nie zmieniło. I nie zmieni się. Jest dla mnie najważniejszy – Maciek podniósł z podłogi mały samochodzik i położył go na stole.

Następnie wyjął z szafy walizkę i, nie zważając na mnie, zaczął się pakować.

Następnego dnia do mnie dotarło, co właściwie się wydarzyło. Maciek odszedł ode mnie dla innej!

– Przecież mówiłam, że powinniście się pobrać. Ale wy chcieliście być tacy postępowi – moja matka próbowała mnie pocieszyć na swój sposób. – Ciekawe, co teraz będzie z waszym mieszkaniem. Przecież to on jest właścicielem. A co z pieniędzmi? Przecież to on pracował, a ty nie. Jak sobie dasz radę? Oczywiście, pomożemy ci, ale sama to rozumiesz. Nasze mieszkanko jest niewielkie, a pensje emerytalne raczej skromne.

– Nie przejmuj się, nie potrzebuję od was niczego.

Żałowałam, że powiedziałam jej o rozstaniu z Maćkiem. To dla niej typowe! Zawsze wszystko wiedziała najlepiej! I nie była typową babcią, która ma fioła na punkcie swoich wnucząt. Babcia Roma przede wszystkim skupiała się na sobie.

Maciek przez trzy dni nawet nie zadzwonił, by zapytać o swojego syna. Dopiero czwarty dzień przyniósł jego wizytę. Przywiózł ze sobą kolejne przykre informacje.

– Jasne, że będę płacił na utrzymanie Jasia, ale musisz zrozumieć, że w obecnej sytuacji nie jestem w stanie utrzymywać też ciebie. Musisz poszukać jakiejś pracy – powiedział bez żadnego wstępu.

Nie byłam nawet jego żoną

– Maciek, przemyśl to... Przeszliśmy tak wiele razem, mamy wspólne dziecko. Wybaczę ci niewierność, tylko wróć – zaczęłam płakać.

– Paulina, daj mi już spokój. Myślisz, że tę decyzję podjąłem lekką ręką? Przemyślałem to. To naprawdę nie ma sensu. Coś między nami zgasło. I nie wróci – odpowiedział tak chłodno i stanowczo, że go nie poznawałam.

"Życzliwie" dał mi zgodę na pozostanie w mieszkaniu do końca grudnia, co dawało mi 4 miesiące. Potem miał zamiar je sprzedać.

Byłam w rozpaczy. Ale wówczas niespodziewanie z propozycją pojawił się ojciec Maćka, Tomasz.

– Wiesz, od czasu kiedy zmarła mi żona, mieszkam sam. Cała góra jest wolna. Zamieszkaj tam – zaproponował. – Nie zwracaj uwagi na to, że jestem ojcem Maćka. Zachował się jak bydlak i pewnie jeszcze będzie próbował wrócić do ciebie na kolanach. Teraz pomyśl o sobie i Jasiu. No więc, przeprowadzasz się?

– Musisz dać mu szansę. Czy to ważne, że to jest jego tata? Masz inny plan? – powiedziała moja koleżanka Agnieszka, przyglądając mi się badawczo. – Poza tym... Tomasz to naprawdę atrakcyjny mężczyzna. Nie wydaje się, że ma 49 lat. Powiedziałaś, że został ojcem bardzo wcześnie. Z Maćkiem są raczej jak bracia, a nie ojciec i syn.

Maciek oszalał, gdy dowiedział się o moim planie wprowadzenia się do domu niedoszłego teścia. Podobnie jak moja rodzina. Ale nie przejmowałam się tym. Musiałam gdzieś mieszkać. Ponadto, Tomasz wkrótce zaoferował mi... zatrudnienie!

– Mój przyjaciel prowadzi dużą firmę, potrzebuje sekretarki. Czy spróbujesz? – zapytał.

– A co z Jaśkiem? Nie uda mi się teraz znaleźć mu miejsca w przedszkolu, a prywatne są dla mnie za drogie…

– Pozwól mi pokryć koszt przedszkola dla małego. W końcu jestem jego dziadkiem, prawda? – uśmiechnął się.

Nie potrafię sobie wyobrazić, co bym zrobiła bez wsparcia, które od niego otrzymałam. Zdarzyło mi się wielokrotnie korzystać z niego w przeciągu kilku kolejnych miesięcy. To Tomasz odprowadzał Jasia do przedszkola, gdy ja musiałam pozostać w pracy dłużej, to on przygotowywał posiłki i dbał o porządek na "moim" piętrze! Szczerze mówiąc, po trzech latach spędzonych w domu z dzieckiem, nie potrafiłam w pełni zarządzać swoim czasem.

Jak grom z jasnego nieba

Na urodziny Tomasza postanowiłam sprawić mu przyjemność – zorganizować uroczysty obiad. Kupiłam również prezent, piękny, skórzany portfel. W jednej z kieszeni umieściłam naszą wspólną fotografię z Jaśkiem.

– Abyśmy nigdy nie zniknęli z twojej pamięci – oznajmiłam, składając Tomkowi urodzinowe życzenia.

– Nigdy na pewno, Paulinko – obniżył ton i... ucałował mnie w usta.

Wszystko dookoła zaczęło się kręcić. Zdaję sobie sprawę, że powinnam była odsunąć Tomasza, lecz coś mnie zatrzymywało. Nie czułam takich emocji od długiego czasu. To było... niezwykłe.

– Mamo, czy ty całujesz dziadka? – niespodziewanie pytanie Jasia przywróciło nas do rzeczywistości.

Nagle odsunęłam się od Tomasza, jakbym dotknęła czegoś gorącego.

– Nie... Chodzi o to, że, synku, składałam dziadkowi życzenia urodzinowe... O, przyniosłeś kartkę? Jest przepiękna. Teraz przytul dziadka – starałam się odwrócić uwagę Jasia od tego, co zobaczył.

Gdy maluch zasnął, musiałam podjąć rozmowę z Tomaszem na temat tego wszystkiego.

– Tomku, to była jedyna taka sytuacja i nie powtórzy się więcej. Nie powinniśmy  – oznajmiłam zdecydowanie, chociaż nie było mi z tym łatwo.

Wcześniej zauważyłam, że w obecności Tomasza czuję się dość nieswojo. On również patrzył na mnie jak... mężczyzna na kobietę, a nie teść na swoją synową.

Przez miesiąc obydwoje usiłowaliśmy "funkcjonować normalnie". Mimo to, odczuwałam, że ów pocałunek wiele zmienił. Najważniejsze, że przestałam koncentrować się na Maćku, a zaczęłam na Tomaszu! Co więcej, zaczęłam o nim marzyć. Cieszyłam się, kiedy "we śnie" mnie całował, głaskał... Najchętniej wcale bym się nie budziła!

Jakiś czas później Tomasz zaproponował, żebyśmy udali się w trójkę na wycieczkę na Mazury. Jego przyjaciel, u którego pracowałam, posiadał niewielki, dostępny przez cały rok domek, prawdopodobnie nad jeziorem Sasek Wielki.

– Jasiek z pewnością skorzysta na zmianie otoczenia. Zgódź się, to naprawdę świetny pomysł – namawiał. – Dodatkowo, miejscowość nosi nazwę Łysa Góra. Jak w baśni, prawda?

Byłam świadoma, jaki może być finał naszego wspólnego tygodnia spędzonego na Mazurach. Jednak… brakowało mi energii, aby odmówić. Wyruszyliśmy.

Nie mogę dłużej udawać

Były to dni, które na zawsze zapadły mi w pamięć. Jasiek, mój syn, czuł się jak ryba w wodzie. Przyroda, zabawa z psem sąsiadów, las – w tym nowym otoczeniu doskonale się odnalazł. 

Również ja czułam się inaczej. Tomasz troszczył się o nas, gotował śniadania, a jego ryby prosto z grilla były po prostu przepyszne!

W trzecim dniu naszego pobytu przesadziliśmy trochę z winem. Jasiek już spał. Tomasz podszedł do mnie i mnie przytulił.

– Paulinko, nie mogę dłużej udawać, że nie czuję do ciebie niczego. Kocham cię jak szaleniec. Rozumiem, że masz dziecko z moim synem, ale przecież nie jesteście razem – mówił, całując moje dłonie. – Może to przez różnicę wieku? Wiem, że jestem dużo starszy...

– Cii... Po prostu mnie... pocałuj – wyszeptałam, mocno przyciągając go do siebie.

To była pierwsza noc, którą spędziliśmy razem. I która dała mi pewność – ja też byłem zakochana w Tomaszu.

Kiedy wróciliśmy do Katowic, postanowiliśmy nie ukrywać naszych uczuć. Nie miało to sensu. Żyć w sekrecie? Nie.

To Maciek był pierwszym, który o nas usłyszał. Informację przekazał mu Tomasz. Wpadł w szał. 

– Jesteście obydwoje nienormalni! Powinniście szukać pomocy! – krzyczał. – Jak teraz mój syn ma do ciebie mówić? Ojcze?! Jeśli nie opanujesz się Paulina, to... zabiorę ci dziecko. Każdy sąd przyzna, że nie powinno dorastać w takim otoczeniu! To jest absurd! Sypiasz z człowiekiem, który miał być twoim teściem!

Zareagował mocno, aż złapał się za serce. Słyszałam z jego ust wiele przykrych uwag, jakich jeszcze nigdy nie doświadczyłam, mimo że nie raz był wobec mnie niezbyt miły.

– Jeżeli nie zostawisz mojego ojca, nie chcę mieć z tobą żadnego kontaktu. Nawet nie próbuj do mnie dzwonić. Nie zamierzam ci też pomagać – oświadczył zimnym tonem.

– Jak to? Przecież ty i tak mi nie pomagasz! Tylko Tomek się nami zainteresował. A poza tym, dokąd mam się przeprowadzić? Pod most? Czy może do was?

Tak, to jest to, o czym myślałam...

Tak, to jest genialny pomysł. Wynieśmy się stąd!

Sytuacja potem jeszcze się pogorszyła. Przez tydzień musiałam znosić przykre telefony od moich bliskich, a Tomasz od swoich krewnych. Wśród wszystkich tylko Agnieszka oraz mój przełożony Mirek, przyjaciel Tomasza, nie opuścili nas.

Napotkaliśmy na kolejną przeszkodę, kiedy Maciek zawiadomił opiekę społeczną. Następnie wszczął proces sądowy, domagając się całkowitej opieki nad Jasiem. Byłam załamana. Na szczęście, Tomasz był przy mnie, dodawał mi odwagi i wspierał mnie na każdym etapie. Zatrudnił prawnika, który zdołał przekonać sąd, że Jaśkowi nic złego się nie dzieje. Ostatecznie, wygraliśmy sprawę. To był dla mnie ogromny oddech.

Zaledwie trzy miesiące po sądowej rozprawie Tomasz zaskoczył mnie swoją propozycją.

– Co powiesz na przeprowadzkę z Katowic? Tutaj, jak widzisz, nie pozwolą nam żyć normalnie...

Nie dało się ukryć, że miał rację. Sąsiedzi przestali na nas zwracać uwagę, pracownicy lokalnych sklepów spoglądali na nas jak na dewiantów.

– Ale gdzie mielibyśmy się przeprowadzić? – wystraszyłam się. – To nie jest takie łatwe.

– A jednak! Mam przecież swoją firmę, mogę ją prowadzić z dowolnego miejsca. Pamiętasz jak Jasiowi podobał się ten domek na Mazurach? Rozmawiałem na ten temat z Mirkiem, mógłby nam go odsprzedać! Tam mieszkają ludzie przez cały rok, są przyjaźni i życzliwi. To będzie nasze miejsce, Paulinko! 

Nie musiał przekonywać mnie dłużej. Przykryłam mu usta palcem. Nie chciałam już nic więcej słyszeć. Tak! Pójdę za nim wszędzie, nawet na kraniec świata...