– Wyglądasz cudownie! – szepnąłem do mojej ukochanej, na co ona odpowiedziała mi uśmiechem.

Planowała wyjść z koleżanką do klubu, żeby potańczyć. Wybierała się tam pierwszy raz od przeszło dwóch lat, czyli od momentu, kiedy wzięliśmy ślub. Wcześniej uwielbialiśmy razem spędzać czas na parkiecie, bawić się, wygłupiać. Ale potem przyszła rutyna dnia codziennego. A jeszcze później mój uraz, którego doznałem podczas wyprawy w góry. Tak niefortunnie upadłem, gdy jeździłem na nartach, że złamałem nogę w kilku miejscach. Nie miałem szans na pełne wyleczenie i powrót do zdrowia. W wieku 30 lat stałem się więc osobą niepełnosprawną.

Pojawiły się też inne problemy. Nie mogłem znaleźć pracy na biurowym stanowisku. Gdziekolwiek szukałem, wszędzie byłem od razu odrzucany. W końcu firma ochroniarska zaoferowała mi pracę i od tej pory stałem się częścią ich zespołu. Przez prawie rok pracowałem w tej firmie. Byłem wtedy zadowolony zarówno ze swojego szefa, jak i z ludzi, z którymi pracowałem. Każdy z kolegów i koleżanek miał jakiś rodzaj niepełnosprawności, więc mogliśmy podzielić się trudami życia codziennego i spotkać ze zrozumieniem.

Jako młody mąż, miałem też pewne obowiązki, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Nie chodzi tutaj o sprawy łóżkowe, bo te zawsze były w porządku i akurat wypadek na nartach niczego nie zmienił. Dalej było super. Ale na przykład nie mogłem pojeździć z nią na rowerze, ponieważ po przejechaniu tylko jednego kilometra zaczynała mnie boleć noga i to dość dotkliwie. Tak samo niestety było z długimi spacerami. Ale najgorsze ze wszystkiego było to, że nie mogłem już tańczyć. A Jagoda tak bardzo to kochała! Kiedy byliśmy jeszcze parą narzeczonych, niemal co tydzień odwiedzaliśmy jakąś dyskotekę.

Byłem zły na siebie, że to moja wina...

Dlatego kiedy jej koleżanka zaproponowała wyjście do klubu, to ja ją przekonywałem, żeby poszła.

– Ładnie się ubierzesz, wyrwiesz się z domu, będziesz się dobrze bawić – mówiłem jej. – Ja już nie mogę, ale ty się dobrze zabaw, wytańcz się też i za mnie!

I ostatecznie Jagoda z radością się zgodziła i wręcz nie mogła się doczekać soboty. Z podziwem obserwowałem, jak się szykuje, maluje, czesze włosy i zakłada piękną sukienkę, która podkreśla jej smukłe nogi. Tuż przed godziną dwudziestą pojawiła się Agata i dziewczyny wspólnie opuściły dom. Ja zrobiłem to samo mniej więcej po 30 minutach – miałem wtedy akurat nocną zmianę.

Zazwyczaj moja praca przebiegała spokojnie i obywało się bez żadnych niespodzianek. Wszystko było w porządku, nikt nie przeszkadzał. Przeważnie spędzałem czas w biurze, czytając książkę i co jakiś czas spoglądając na ekrany. Dlatego telefon, który zadzwonił o trzeciej w nocy, totalnie mnie zaskoczył. Spojrzałem na wyświetlacz. Była to Agata, jedna z przyjaciółek Jagody.

– Halo, co tam słychać pani imprezowiczko – powiedziałem z uśmiechem na twarzy.

Jednak Agata była bardzo poważna.

– Szybko, jeśli możesz, proszę, przyjedź do szpitala na ulicy Narutowicza – powiedziała.

– Dlaczego? Coś się stało? – zmartwiłem się.

– Jagoda... ktoś ją pobił i okradł.

Czułem się jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w głowę. Z miejsca zrobiło mi się słabo... W ciągu trzydziestu minut udało mi się zebrać. Ale najpierw musiałem jeszcze znaleźć osobę, która zastąpi mnie na recepcji. A potem z nerwów nie mogłem odpalić samochodu. Udało mi się to dopiero za którymś razem. Na szczęście w środku nocy drogi były prawie całkiem puste, więc szybko dotarłem do szpitala. Agata czekała mnie przed wejściem.

– Jest teraz na badaniach – powiedziała.

– Co się stało? Jak... Kiedy... – zapytałem nieskładnie, z nerwów nie mogąc zebrać myśli.

Agata zaczęła mi opowiadać przebieg zdarzeń z ostatniego wieczora.

Gdy dotarły do klubu, znalazły wolny stolik i zamówiły coś do picia. Jeżeli muzyka, którą grał didżej, akurat trafiała w ich gust, wstawały i tańczyły. A jeśli im się nie podobała – siedziały przy stoliku i piły. Przez cały wieczór wypiły tylko po dwa drinki, więc były praktycznie trzeźwe. W pewnym momencie ktoś zaprosił Agatę do tańca, więc poszła z nim na parkiet. Stamtąd zobaczyła, że do Jagody dosiadł jakiś mężczyzna, ale po krótkim czasie, jak tylko Jagoda go odprawiła, poszedł sobie. Kilka minut później moja żona poszła do łazienki. Gdy po kilku kolejnych piosenkach Agata wróciła do stolika, a Jagoda nadal nie wróciła – przyjaciółka zaczęła się niepokoić.

Przeszukała więc całą damską łazienkę, a następnie to samo zrobiła w męskiej. Niestety nie miała szczęścia, nie znalazła nawet najmniejszego śladu po mojej żonie. Pytała o nią osoby, które siedziały blisko ich stolika – one zauważyły tylko przez chwilę jakiegoś faceta obok, ale on szybko sobie poszedł. Jagoda wyszła nieco później. Gdzie – nie miały pojęcia. To samo powiedział ochroniarz, który kontrolował wtedy salę. Zupełnie tak, jakby zapadła się pod ziemię! Agata próbowała dzwonić na jej telefon, ale nikt nie odbierał, łapała ją poczta. Sprawdziła dosłownie każdy zakątek w klubie i wokół niego. Mijała prawie godzina od momentu, kiedy Jagoda zniknęła... I nagle ją zauważyła!

Moja żona była sparaliżowana strachem, siedziała sama na ławeczce niedaleko knajpy. Jej sukienka była brudna i podarta, a na materiale widoczne były ślady krwi. Nie pamiętała niczego, patrzyła bezmyślnie przed siebie. Gdy Agata próbowała ją podnieść, Jagoda wydała z siebie tylko głuchy jęk i zaczęła płakać. Agata bez wahania wezwała pogotowie.

– Lekarz stwierdził, że została pobita – powiedziała.

Nagle poczułem żal i wściekłość. Zabrali mnie do mojej żony. Wyglądała okropnie. Przytuliłem ją tak, jakby była najcenniejszym na świecie skarbem. Wtuliła się we mnie, drżąc jak malutki, bezbronny ptak. Po kryjomu ocierałem łzy. A jednocześnie czułem, jak we mnie rośnie nienawiść do tego dupka, który ją skrzywdził. Gdybym go znalazł, rozszarpałbym go na kawałki!

Byłem pewien, że ten typ nadal kręci się gdzieś w pobliżu

Niedługo potem do szpitala przyjechali policjanci, w tym jedna policjantka. To właśnie ona na osobności przesłuchiwała Jagodę. Po piętnastu minutach wyszła z poważną miną.

– Nie udało mi się dowiedzieć zbyt wiele – oznajmiła. – Czasem szok powoduje totalną utratę pamięci... To już trzeci taki przypadek w tym klubie w ciągu ostatniego miesiąca.

– I nic z tym nie robicie?! – wykrzyknąłem. – Nie macie tam jakiegoś agenta czy coś?!

– Mamy – westchnęła. – Ale ten przestępca jest sprytny. I bardzo się pilnuje...

Po wszystkim zawiozłem Jagodę do naszego mieszkania. Daliśmy jej środki na sen i spała przez całe popołudnie. Kiedy się obudziła, jej smutek był nie do opisania. Poszła do łazienki i stała pod prysznicem przez bardzo długi czas. Potem położyła się na sofie w naszym pokoju, zachowując dystans. Bardzo chciałem ją objąć, ale nie miałem na tyle odwagi. Przecież to ja byłem winny tej sytuacji... To ja ją namówiłem, żeby poszła do tego klubu!

Przez kilka tygodni sytuacja nie uległa zmianie. Najszybciej jak to tylko możliwe zapisałem Jagodę na terapię do psychologa. Wydostanie się z takiego stanu zwykle trwa bardzo długo, ale... nie ma innej opcji. Przez cały ten czas, nie mogłem po nocach spać, wiedząc, że ten typ wciąż jest na wolności. Byłem gotowy go dopaść. A kiedy w lokalnej gazecie przeczytałem o kolejnym napadzie, który miał miejsce w tym samym klubie, straciłem cierpliwość. Skoro policja nie potrafiła złapać winowajcy, postanowiłem to zrobić sam.

Dlatego którejś soboty, udając, że idę do pracy na nocną zmianę, poszedłem do tego feralnego klubu. Usiadłem przy stole, przy którym siedziała swego czasu Jagoda. To było dobre miejsce, strategiczne. Miałem z niego widok na całą salę i bar. Było jeszcze dość wcześnie, w środku kręciło się niewiele osób. Większość ludzi siedziała przy stolikach, coś popijała i gadała. Barman nie miał jeszcze za dużo do roboty, podobnie jak ochroniarz.

Obserwowałem to miejsce i intensywnie myślałem. Jeśli jest tu jakiś policjant, powinien łatwo dopaść zbira – nie jest przecież tłoczno. Wystarczy obserwować, jak zachowują się faceci. Da się dostrzec, jeśli ktoś coś wrzuci do szklanki z drinkiem. No chyba że...

Na przeciwnym końcu pomieszczenia usiadła młodziutka blondynka, a na stoliku postawiła świeżo zakupionego drinka. Obok niej stanął zaś pewien gość. Z wyrazu twarzy dziewczyny od razu wiedziałem, że nie była zadowolona z jego obecności. Wygląda na to, że go zbyła, ponieważ po krótkim czasie odszedł i zaczął zagadywać do innych dziewczyn. Obserwowałem dalej to, co robił. W kontekście tego, co się tutaj działo, wydawało się dość dziwne.

W końcu mężczyzna usiadł obok pewnej brunetki... Moment, moment – to przecież ta policjantka, która przepytywała Jagodę! Zauważyła mnie i mnie poznała, bo rzuciła mi ostrzegające spojrzenie. Chyba nie chciała, żebym ją zdemaskował. No dobrze...

Zaskoczony, po jakimś kwadransie zauważyłem, jak ochroniarz prowadzi do wyjścia chwiejącą się na nogach kobietę o blond włosach, tę, która wcześniej siedziała na końcu sali. Czy mogła przesadzić z alkoholem? Przecież jeszcze niedawno była trzeźwa! A przed sobą miała jednego drinka. Opuszczając klub, obszedłem go dookoła, ale nie spotkałem nikogo. Gdzie oni mogli się podziać?! Czas mijał nieubłaganie... W końcu zdecydowałem się poszerzyć obszar poszukiwań.

Niespodziewanie usłyszałem jakiś jęk. W wejściu do budynku obok leżała ta blondynka! Wystarczył jeden rzut oka, aby dojść do wniosku, że padła ofiarą jakiegoś perwersyjnego człowieka. Od razu zadzwoniłem na pogotowie. Drugi telefon natomiast wykonałem do policjantki.

– Znowu to się stało! – wykrztusiłem z siebie.

– Do licha! – przeklęła. – Nie udało mi się go upilnować!

– Ale ja to zrobiłem – odparłem. – To jest ochroniarz.

I miałem rację – byli w zmowie! Gdy zostali złapani, nie stawiali nawet oporu.  Po całym tym zdarzeniu nazwano mnie bohaterem. Kiedyś pewnie bym się ucieszył. Ale teraz... Jakie to dla mnie bohaterstwo, skoro nie udało mi się ochronić własnej kobiety?