Po studiach zatrudniłam się jako recepcjonistka w salonie z luksusowymi autami. Dobrze płacili, więc zgodziłam się bez wahania.

– Pani Madziu, proszę do nas na chwilę – usłyszałam głos Maćka, kierownika salonu. – Szef chciałby panią poznać.

Nawet przez myśl mi nie przeszło, że chodzi o tego najważniejszego szefa. Odmówiłam. Wiedziałam, że takich młodych naiwnych ma na pęczki. Co wieczór inną. Nie byłam zainteresowana. Tą odmową musiałam urazić jego męską ambicję. Po tygodniu zjawił się w salonie.

– Szefie, witamy, jaka miła niespodzianka – Maciek wyskoczył z gabinetu i giął się w ukłonach.

Wojtek przez chwilę poudawał, że jest tu służbowo. Po kilkunastu minutach wyrósł przy ladzie recepcyjnej.

Był szefem, ale też fajnym facetem

– Znowu się spotykamy. Magda, dobrze pamiętam?

Tym razem dałam się zaprosić. Skoro zadał sobie tyle trudu, może naprawdę miał poważne zamiary? Zabrał mnie do eleganckiej restauracji. Po jakimś czasie zaczął do nas machać jakiś facet w czarnym garniturze.

– Magda, przepraszam, ale nie mogę go spławić. Od miesięcy próbuję nakłonić go do zainwestowania w mój nowy projekt – wyszeptał Wojtek i wstał. 

Byłam na niego zła. Dużo później zrozumiałam, że gdyby nie ten facet, pewnie nigdy nie zostałabym żoną Wojtka. Nie trafiłabym do raju. A potem do piekła… Przedstawił się i pocałował mnie w rękę. Zapytał, co robię w życiu. 

– Studiowałam historię sztuki. 

Okazało się, że jest kolekcjonerem. Wdaliśmy się w długą dyskusję o sztuce flamandzkiej. Wojtek najpierw kopał mnie pod stołem, bo chciał zagadać o interesach. Po chwili zdał sobie jednak sprawę, że jestem jego szansą. Facet koniecznie chciał mi pokazać swoją kolekcję. 

– To co, dadzą się państwo zaprosić w sobotę na kolację? Pogadamy o sztuce i biznesie, przecież to wspaniały duet.

Na sobotniej kolacji panowie dogadali się w sprawie współpracy. Wojtek zrozumiał, że lepiej mieć przy boku kobietę nie tylko piękną, ale i inteligentną. 

Zdradzał mnie w domu

Pobraliśmy się rok później. Przez kilka lat żyłam jak w bajce. Wakacje, najdroższe hotele, bankiety.  Po raz pierwszy dostałam od niego w twarz, gdy nakryłam go w naszej sypialni z jego sekretarką. 

– Wynoś się! – ryknął. – Nie widzisz, że jestem zajęty?

Nie drgnęłam, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wojtek zerwał się z łóżka i trzasnął mnie w twarz. 

– Czego tak na mnie patrzysz? Uwierzyłaś w tę wierność, póki śmierć nas nie rozłączy? Pierwszy raz cię zdradziłem w noc poślubną. Z kelnerką. W naszym małżeńskim apartamencie, gdy ty wywijałaś na dole. 

Wojtek mówił dalej, ale nie słuchałam. W głowie mi szumiało. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zemdlałam. Po tamtej nocy Wojtek przestał się maskować. Sprowadzał sobie kochanki, nawet gdy byłam w domu. Kazał mi wtedy spać w pokoju gościnnym. Ale gdy miał ochotę, ciągnął mnie do sypialni. 

– Myślałaś, że będziesz żyć na mój koszt za darmo? A wiesz, co to obowiązek małżeński? 

Był agresywny 

Przestałam się bronić, gdy po raz pierwszy złamał mi nos. Wtedy i tak dopiął swojego. Na pogotowie zawiózł mnie dopiero wtedy, gdy już zaspokoił swoją chuć.

Dwa lata temu po jednym z naszych małżeńskich zbliżeń zaszłam w ciążę. Wiedziałam, że moje dziecko nie może dorastać z takim ojcem. Zaczęłam planować ucieczkę. Nie zdążyłam. Po kolejnej kłótni, w wyniku dużego stresu, poczułam straszliwy ból. Poroniłam.  Gdy okazało się, że więcej nie zajdę w ciążę, Wojtek uznał, że pora się mnie pozbyć. 

– Rozwód bez orzekania o winie. Podpisz papiery, to dostaniesz jakieś małe mieszkanko i trochę gotówki. A jak nie, to cię zniszczę. Zostaniesz bez niczego – zarządził.

Odmówiłam. Raz, drugi, trzeci. Za każdym razem obrywałam po twarzy. A i tak mówiłam swoje. 

– Dam ci rozwód, jak zostawisz mi dom i połowę majątku.

Nie byłam chciwa. Z dzieckiem uciekłabym w samych skarpetkach. A teraz marzyłam o zemście. 

Chciał się mnie pozbyć

Miał już wtedy na oku nową kandydatkę na żonę. Zaczęło mu się spieszyć. 

– Składam pozew. Powód? Zdrada małżeńska. Oczywiście twoja. Świadkowie się znajdą. A moi prawnicy rozjadą cię w sądzie jak walec. Wyjdziesz z tego małżeństwa goła jak święty turecki i z opinią ladacznicy – straszył. – Masz ostatnią szansę, żeby podpisać papiery.

Żeby mi przypomnieć, że nie żartuje, mój mąż popchnął mnie na ścianę. Gdyby Wojtek mógł cofnąć czas, pewnie darowałby sobie ten ostatni cios. Ze złamanym obojczykiem trafiłam do szpitala. Na łóżku obok mnie leżała studentka prawa Justyna, feministka. Działa w kolektywie pomagającym ofiarom przemocy domowej. Nie dała się przekonać, że spadłam kolejny raz ze schodów. 

– Kobieto, przecież słyszałam twoją rozmowę z lekarzem. Wiem, że spadasz z tych schodów regularnie. A do tego często obijasz się o szafki. Nie wierzę w Boga, ale uznajmy, że w jakimś celu się tu znalazłaś. 

Opowiedziałam Justynie wszystko. Boże, jaka to była ulga. Im dłużej mówiłam, tym bardziej nie mogłam uwierzyć w to, że się na to wszystko godziłam. Zanim wyszłam ze szpitala, Justyna miała już gotowy plan, jak się do niego dobrać. 

Odważny plan zemsty

– W sądzie nic nie ugramy. Nie masz dowodów ani na bicie, ani na zdrady męża. Jego przekupieni świadkowie załatwią sprawę. Oczywiście, zostaniesz bez niczego, ale będziesz wolna. Jak zależy ci tylko na tym, a nie na zemście, to OK. Ale pomyśl, możemy go oskubać do ostatniej złotówki. Te pieniądze możesz potem rozdać biednym. Moja organizacja też nie pogardzi dotacją. Wytrzymałaś tyle, wytrzymasz jeszcze raz – przekonywała Justyna. Jej plan zakładał, że muszę dać się Wojtkowi jeszcze raz pobić. I najlepiej, żeby mówił wtedy dużo. Tyle że tym razem świadkiem naszej kłótni ma być pluszowy miś. 

Bałam się jak diabli. A co, jeśli tym razem Wojtek trafi mnie skuteczniej? Co z tego, że pójdzie do więzienia, jeśli ja już tego nie zobaczę, bo będę w kostnicy? Ale zrozumiałam, że innej drogi nie ma. Miś z kamerką zajął miejsce na szafce w mojej sypialni. Usiadłam na łóżku i czekałam, aż mąż wróci do domu. Wtoczył się do pokoju około pierwszej w nocy. 

– Zmądrzałaś w tym szpitalu? Podpiszesz papiery? 

– Wojtek, opanuj się. Nie możesz mi tego zrobić. Przecież mnie kochasz. Możemy jeszcze być rodziną. Wszystko ci wybaczę. Błagam cię – zaczęłam odgrywać swoją rolę.

Wszystko poszło po mojej myśli. Wojtek nie tylko mnie uderzył, ale też pomiędzy uderzeniami wykrzykiwał, że jeśli przez lata zbierania batów niczego się nauczyłam, to chyba źle ocenił moją inteligencję. 

– Straciłaś swoją szansę. Jutro składam papiery. Maciek, twój były szef, już sobie wybrał model auta, który dostanie w nagrodę. Ma bardzo bogatą wyobraźnię, sam już ułożył historyjkę o tym, jak na naszym weselu dałaś mu w męskiej toalecie. Wiem już nawet, kto poprowadzi sprawę rozwodową. Nie pogardzi okrągłą sumką, która zaraz po rozprawie trafi na jego konto…

„No proszę, jaki prezent sprawił mi mój mąż na koniec” – pomyślałam. A potem straciłam przytomność.

Wiedział, że to go zniszczy

Po tamtym wieczorze wszystko poszło już gładko. Wyprowadziłam się z willi rano. Zabrałam tylko małą torbę, wiedziałam, że zaraz tu wrócę. Justyna wysłała Wojtkowi fragmenty filmu mailem. Potem do niego zadzwoniła i przedstawiła warunki. 

– Pan wie, że na tym nagraniu jest więcej. Oczywiście to nie musi ujrzeć światła dziennego. Warunki są takie. Pani Magda dostanie dom i sieć salonów. Pan – rozwód bez orzekania o winie. No i nie pójdzie pan siedzieć. Jest pan młody, poradzi pan sobie w życiu. Ma pan godzinkę na zastanowienie się i konkretną odpowiedź.

Żałuję, że nie widziałam wtedy jego miny. Po godzinie oddzwonił do Justyny. 

– Zgoda. Zrobię wszystko, by się pozbyć jej z mojego życia – mój mąż do końca próbował trzymać fason.

Miesiąc później byłam już bogatą rozwódką. Po rozprawie dogoniłam go na korytarzu. 

– Jeszcze jedno, zanim znikniesz z mojego życia. Organizacja Justyny ma swoich ludzi w szpitalach i na SOR-ach. Jeśli jakakolwiek twoja przyszła kobieta trafi tam kiedykolwiek choćby z otarciem na łokciu, filmik z naszym udziałem trafi na policję i do mediów. Więc lepiej dmuchaj i chuchaj na swoje przyszłe kobiety, żeby żadnej włos z głowy nie spadł – wysyczałam mu do ucha. I promiennie się uśmiechając, opuściłam gmach sądu.