Zawsze troszczyła się o innych

Moja mama przyszła na świat w niewielkiej miejscowości. Jej tata z zawodu był stolarzem i bardzo ciężko pracował, żeby zarobić na utrzymanie siedmiu osób. Moja mama miała czworo młodszego rodzeństwa, więc musiała się nimi opiekować. W wieku pięciu lat miała już za sobą beztroskie, pozbawione obowiązków lata dzieciństwa. Nosiła już na rękach swoją młodszą siostrę, zajmując się nią.

W związku z tym cała rodzina zdecydowała się przeprowadzić na wieś. Od tego momentu, do codziennych obowiązków mamy doszła także pomoc w pracy na roli i zajmowanie się gospodarstwem. Dziadek nie poszedł walczyć, więc w latach wojennych mamie urodziło się jeszcze dwóch braci. Nie był raczej człowiekiem, który nadawałby się na żołnierza. Nie miał w sobie woli walki, za to odznaczał się ogromną empatią i chęcią niesienia innym pomocy. Podczas okupacji w jego warsztacie stolarskim schronienie znalazł niejeden, kto w wojennej zawierusze stracił wszystko.

Mój dziadek posiadał niezwykłą umiejętność słuchania innych i zawsze wiedział, co powiedzieć, by rozjaśnić człowiekowi w głowie. Gdy patrzę na zdjęcie z dawnych lat, widzę, że promieniuje od niego jakaś wyjątkowa aura i głęboki spokój ducha. Tę życiową równowagę przejęła po nim moja mama – nigdy nie narzeka na to, co ją spotyka i powtarza, że wszystkie przeciwności życiowe, z jakimi się spotykamy, ostatecznie mają doprowadzić nas do czegoś lepszego.

To przedwojenne pokolenie, do którego należy również moja mama, zostało zahartowane przez tragiczne wydarzenia, w jakim przyszło mu brać udział. W momencie wybuchu konfliktu była zaledwie czternastoletnią dziewczynką. Rok później trafiła na przymusowe roboty do Niemiec. Nigdy za dużo nie mówiła nam o tamtych czasach, ale ostatnio temat wypłynął w tak zaskakujących okolicznościach, że zdziwiło to nas wszystkich.

Śmierć taty była dla nas ciosem

Trzy lata temu tata zapadł na poważną chorobę. Choroba powodowała u niego ogromne cierpienie. Cierpiała również moja mama, która nie potrafiła w żaden sposób zmniejszyć jego bólu. Mimo to nieustannie czuwała przy jego boku. Kiedy tata odszedł, razem z siostrą zaproponowałyśmy mamie, żeby wprowadziła się do kogoś z nas, jednak nie zgodziła się na to. Potrafiła poradzić sobie sama.

Wspieraliśmy mamę w ciężkich momentach i próbowaliśmy umilić jej czas spędzany w samotności. Dobrze się stało, że nie odcięła się od świata i nie zamknęła w czterech ścianach. Nie zrezygnowała też ze swoich przyjaciół, wśród których również znalazła wiele wsparcia. W pewnej chwili zaczęliśmy dostrzegać jednak duże zmiany w jej zachowaniu. Kontaktowała się z nami coraz rzadziej, a podczas pogawędek wydawała się myślami być gdzieś indziej.

Zawsze była skupiona i zorganizowana, dlatego też jej nagła zmiana wzbudziła w nas niepokój. Zdecydowaliśmy się na rodzinne zebranie, aby ustalić, co może być tego powodem. „A co, jeśli popadła w jakieś kłopoty? Może coś nie tak z jej zdrowiem?” – rozważaliśmy różne scenariusze. Obawialiśmy się najgorszego. W któreś niedzielne popołudnie wybraliśmy się do niej w odwiedziny razem z pociechami na filiżankę herbaty. I wtedy nadszedł ten moment. Mama oznajmiła:

– Moi drodzy, jest pewna istotna kwestia, o której muszę wam powiedzieć – jej poważny wyraz twarzy nie zapowiadał niczego dobrego.

Nie tego się spodziewałem

Krople potu spływały wzdłuż moich pleców. Moja siostra, pobladła i zdenerwowana wtuliła się w męża. Dzieci też zamilkły, a nasza córeczka Maja zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie, co zawsze robi, gdy jest bardzo zestresowana. W panującej ciszy zabrzmiał głos mamy:

– Spotkałam pewną osobę...

W tamtym momencie na głowę mógł się nam zawalić sufit w salonie mamy, a i tak nie wywołałby u nas tak ogromnego zdziwienia, jak jej słowa.

– Że co? W jaki sposób? Kim on jest? – każdy chciał o coś zapytać.

– Spokojnie! – rzuciła ostro mama, a to do niej zupełnie nie pasuje. – Pozwólcie, że skończę.

Podczas opowieści, mama wspomniała o niezwykłym spotkaniu, jakie miało miejsce w trakcie jej niedawnego pobytu w uzdrowisku. Jak się okazało, nawiązała znajomość z pewnym panem, który razem z grupą swoich znajomych spędzał tam czas. Co ciekawe, był to mężczyzna z Niemiec. Stołował się w tej samej stołówce sanatoryjnej, w której codziennie bywała moja rodzicielka. Pewnego dnia ów jegomość oraz jego towarzysze, ze względu na barierę językową, nie mogli porozumieć się z personelem. Wtedy moja mama zdecydowała się zaoferować swoją pomoc. Dzięki temu, że przypomniała sobie niemiecki, którego uczyła się jeszcze w okresie robót przymusowych, była w stanie zrozumieć, czego potrzebowali.

W czasie tego przypadkowego spotkania okazało się, że przyjezdni z Niemiec są bardzo miłymi ludźmi. Zaprosili moją mamę do swojego stolika. Dystyngowany jegomość w podeszłym wieku, mniej więcej rówieśnik naszej mamy, odwiedzał Ciechocinek już po raz kolejny, ponieważ, jak przyznał, kompletnie stracił głowę dla tego urokliwego uzdrowiska. Tym razem wybrał się w podróż ze swoim kuzynem oraz zaprzyjaźnioną parą. Zaciekawieni dopytywali mamę, w jaki sposób nauczyła się tak biegle posługiwać ich językiem, a zwłaszcza gwarą bawarską, która uchodzi za dość skomplikowaną.

Historia jak z filmu

Nagle mama napomknęła o wywózce do Niemiec podczas wojny. Starszy mężczyzna wyraził swoje współczucie w taki sposób, który wyjątkowo poruszył mamę.

– Babciu, proszę, opowiedz nam o tym – nalegała Majka, zupełnie oczarowana tą historią rodem z filmu.

– Dobra, wystarczy już tego, nie musicie znać wszystkich detali. Dodam tylko jedną istotną rzecz – Peter jest z miasteczka, w którym pracowałam przez dwa lata – uzupełniła mama.

– Wprost niewiarygodne, to po prostu nie mieści się w głowie! – nasze zaskoczenie sięgnęło zenitu.

– Tak. A jednak to prawda. Rozmawialiśmy o tym wszystkim bardzo długo. Podzieliłam się z nimi swoimi doświadczeniami. To dla mnie ważne, że mógł o tym usłyszeć ktoś, kto był wtedy po przeciwnej stronie barykady...

– Babciu, dobra, ale co z tym facetem? – Majka weszła jej w słowo.

– Ano właśnie, od kilku miesięcy wymieniamy listy. Peter zaprosił mnie, żebym go odwiedziła – mama zaskoczyła nas tą rewelacją. – Proszę, zrozumcie mnie, bardzo zależy mi na tym wyjeździe, i to nie tylko z powodu tej świeżej relacji.

Jasne, wiemy, o co chodzi. Ale samotna wycieczka – czy to aby na pewno bezpieczne?

– Babcia, a weźmiecie ślub? – spytał Grzesio, zajadając się ciastkiem.

– Najpierw chcę spędzić z nim więcej czasu i dowiedzieć się o nim jak najwięcej. To przemiły facet i mamy wiele wspólnego, dlatego zależy mi na tym.

Mama postanowiła polecieć do Monachium, żeby wyruszyć w sentymentalną podróż do przeszłości. Wiele lat temu los okrutnie oddzielił ją od rodziny i wysłał w dalekie, nieznane strony do ciężkiej pracy. Ta wycieczka w pewien sposób była dla niej zadośćuczynieniem za wszystkie krzywdy, jakich wtedy doznała. Powtarzałem sobie w myślach, że dobrze zna język, próbując uspokoić nie tylko siebie, ale też siostrę, która wydzwaniała do mnie bez przerwy, niemal co godzinę.

Jej wyprawa była ogromnym przeżyciem dla wszystkich

Kiedy następnego dnia rozmawiałem z mamą przez telefon, czuć było od niej radość i pozytywną energię. W jej tonie głosu była jednak pewna inna nutka, niż zazwyczaj...

– Zostanę tutaj jeszcze przez najbliższy tydzień. Peter nalega, żebym została i w sumie nic nie stoi na przeszkodzie. Poznałam tu naprawdę sympatycznych ludzi. Byłam też z wizytą u rodziny, dla której kiedyś pracowałam. To było niesamowite, wręcz magiczne przeżycie, aż trudno w to uwierzyć. Ta wizyta wiele mi dała.

Zadzwoniła dwa dni później.

– Skarbie, oboje przyjeżdżamy do Polski. Piotrek nie wyobraża sobie, żebym przyjechała bez niego, a ja chcę, żeby mógł dotknąć tych ważnych fragmentów naszej przeszłości. Tyle mamy pomysłów... – głos miała wesoły i pełen energii.

– Ciężko mi oswoić się z myślą, że miejsce taty zajmie jakaś nieznana osoba, w dodatku z zagranicy – odparłem samolubnie i niedojrzale.

Mama jednak zareagowała zaskakująco spokojnie, pojmując moje obawy:

Nikt w życiu nie zastąpi twojego taty. To zupełnie inna kwestia.

Oby była z nim szczęśliwa

Zrozumiałem nagle, że palnąłem okropną głupotę. Nie miała przecież żadnego obowiązku tłumaczyć mi się ze swoich prywatnych spraw. Szybko przeprosiłem za to, co nieopatrznie powiedziałem. Nie była na mnie zła, doskonale to rozumiała. Cóż, najwyraźniej będę musiał oswoić się ze świadomością, że moja mama ma kogoś nowego. Wkrótce oboje przyjechali do Polski. Odkąd pojawił się u nas Peter, bardzo wiele rzeczy diametralnie się zmieniło.

Matka wyglądała zupełnie inaczej, jakby czas się dla niej cofnął. W jej oczach widać blask, już nie próbuje nam we wszystkim ustępować i odgadywać, co nam chodzi po głowie. Teraz role się odwróciły – to ona była w centrum uwagi. Piotrek skakał wokół niej, obsypywał ją komplementami i starał się przypodobać.

Mama tryska humorem i wciąż chichotała. Nigdy nie widziałem, żeby przy ojcu była aż tak wyluzowana i rezolutna. Czasem ogarniał nas smutek, bo zawsze sądziliśmy, że rodzice są niczym dwie części jednej całości – idealni dla siebie. Kto wie, może tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak druga połówka? Cieszyliśmy się widząc mamę pełną radości, ale musieliśmy oswoić się z tymi wszystkimi zmianami.

Karol, 55 lat