Ledwo przekroczyła próg mieszkania, a Kasia już wołała:

– Mamuś, poszukaj mi ciuchów na zajęcia z aerobiku, dziś mam trening.

– Zajrzyj do szafy, przecież gotuję obiad – odkrzyknęłam z kuchni.

– Doskonale wiesz, że w środy ćwiczę, mogłaś wcześniej przyszykować mi ubrania – powiedziała z pretensją w głosie.

To przelało czarę goryczy.

– Nie pozwalaj sobie za dużo, gówniaro! – wydarłam się, bo puściły mi nerwy. Przez to całe zamieszanie przypaliłam mięso na obiad. – Do cholery jasnej – mruknęłam pod nosem, usiłując się uspokoić i zapanować nad złością. Niewiele to dało, bo podczas obiadu znów wszyscy mieli do mnie jakieś pretensje.

– Jaki tłusty sos! Zjem jedynie sałatkę – powiedziała z niesmakiem Julia, nasza starsza córka, nastolatka, krzywiąc się nad posiłkiem. Kasia natomiast zjadła wyłącznie ziemniaki i mięso, a sałatki nawet nie ruszyła.

– Dobrze wiesz, że nie znoszę selera – oznajmiła i pognała na zajęcia sportowe. Ledwo skończyłam porządkować po posiłku, gdy zjawiła się Julia.

Mamuś, wyprasuj, bo się spieszę – rzuciła, kładąc kreację na desce.

– Zaraz, jak uporam się z naczyniami – odpowiedziałam, myśląc sobie, że przynajmniej mogłaby grzeczniej poprosić. – Masz już 17 lat i powinnaś sama prasować swoje ubrania – dodałam na głos.

– Żebym przypaliła żelazkiem mój najlepszy outfit? – zdziwiła się. – Przecież zawsze ty to robiłaś. Wycierając dłonie i zabierając się do prasowania, uświadomiłam sobie, że to, niestety, smutna prawda. Bardzo smutna prawda.

Byłam rozczarowana rodziną i sobą

Po trzydziestu minutach zasiadłam do kuchennego stołu, trzymając w dłoni parujący kubek z herbatą. W mojej głowie kłębiły się przygnębiające refleksje. Zarówno moje życie rodzinne, jak i prywatne okazało się kompletną porażką. Dawniej byłam radosną i pełną aspiracji kobietą. Śniłam o karierze w branży modowej. Los chciał jednak inaczej. W ostatnim roku nauki w technikum krawieckim napotkałam na swojej drodze Andrzeja i bez reszty straciłam dla niego głowę. Tuż po egzaminach maturalnych stanęłam z nim na ślubnym kobiercu i urodziłam naszą córkę Julię. Moje zawodowe aspiracje i plany musiały zejść na dalszy plan.

Rodzinę utrzymywał Andrzej, ja z kolei dbałam o dom i nasze pociechy. Oprócz tego dorabiałam sobie, szyjąc ubrania dla koleżanek i krewnych, co pozwalało nam podreperować domowe finanse. Gdy dzieci podrosły, chciałam podjąć pracę w pobliskim zakładzie krawieckim, jednak mój mąż stanowczo obstawał przy tym, żebym nadal była gospodynią domową.

– Niewielki zarobek i brak opieki nad dziećmi, które będą samopas chodzić z kluczem na szyi – przekonywał.

W związku z tym w domu nadal zajmowałam się jedynie drobnymi pracami krawieckimi oraz przeróbkami, a oprócz tego robiłam pranie, gotowałam, sprzątałam, chodziłam na zakupy, dbałam o ogród, robiłam zapasy na zimę... Moja koleżanka Teresa zawsze powtarzała, że takiej kobiety jak ja próżno by szukać, jednak moi najbliżsi nigdy nie potrafili docenić tego, co dla nich robiłam. Co więcej, byli przekonani, że prowadzenie domu to czysta przyjemność i zupełnie niewymagające zajęcie.

Pokłóciłam się z mężem

Zdałam sobie sprawę, że jeśli nic nie zmienię w swoim życiu, to oszaleję. Kiedy kończyłam pić herbatę, zdecydowałam, że jeszcze dziś wieczorem poruszę ten temat w rozmowie z mężem. Andrzej tak jak zawsze, przyszedł do domu późno po pracy i od razu zasiadł przy stole. Podałam mu gołąbki w sosie z dodatkiem surówki.

– Eh, a miałem taką ochotę na pierogi z mięsem – wymamrotał, patrząc na swój talerz.

– Żeby dogodzić wszystkim waszym kaprysom, to musiałabym gotować w kilku garnkach na raz – odpowiedziałam z widoczną irytacją.

– No to mogłaś tak zrobić. Miałaś na to wystarczająco dużo czasu – odrzekł ze złością.

– Nie miałam, bo byłam zajęta szyciem, a teraz jestem wyczerpana i nie zamierzam się sprzeczać – oznajmiłam.

– Nie wiedziałem, że przyszywanie kilku guziczków może być aż tak wyczerpujące – rzucił szyderczo. Poczułam się dotknięta jak nigdy wcześniej.

– Dosyć tego, rozumiesz? – ryknęłam na cały głos – W ogóle nie doceniacie moich starań. Od jutra szukam pracy poza domem i koniec z byciem waszą służącą – darłam się, cała roztrzęsiona z wściekłości.

– Kobieto pomyśl trochę nad tym, co mówisz. W pobliżu nie ma żadnej pracowni krawieckiej.

– Coś na pewno znajdę, niekoniecznie muszę szyć, poradzę sobie we wszystkim – odparłam z przekonaniem.

– Nie mam bladego pojęcia, gdzie ty teraz znajdziesz jakąś pracę – zbagatelizował sprawę niedbałym gestem dłoni.

– Przecież ty nigdy nie pracowałaś, zaraz po szkole wyszłaś za mąż – rzucił kąśliwie.

– A czy ty nie zapomniałeś czasem, że to ty namawiałeś mnie do porzucenia własnych marzeń i aspiracji i żebym została twoją żoną? Obiecywałeś mi wtedy miłość, szacunek i wsparcie – mówiłam z werwą. Byłam już pewna, że nic nie zdoła mnie zatrzymać.

Musiałam uwierzyć w siebie

Kolejnego dnia postanowiłam spotkać się z Tereską, moją serdeczną przyjaciółką.

– Czas najwyższy, żebyś w końcu znalazła sobie pracę – rzuciła, kiedy opowiedziałam jej o swoich planach.

– Ale czy w ogóle ktoś mnie zechce? – zaczęłam płakać, bo od razu przypomniały mi się słowa Andrzeja.

– No co ty, jasne, że tak! Masz głowę na karku i wierzę, że dasz radę – próbowała mnie podnieść na duchu.

– Jesteś jeszcze młoda, może warto by też pomyśleć o jakimś dokształcaniu? – zasugerowała.

– Wiesz, kiedyś marzyłam o projektowaniu i szyciu super ciuchów – parsknęłam śmiechem na myśl o swoich młodzieńczych pomysłach.

– No to, czemu nie zapiszesz się na jakiś kurs z projektowania mody? – rzuciła Tereska.

– Słucham? Ja mam wrócić do nauki? – nie mogłam uwierzyć własnym uszom, ale pomysł wydawał się całkiem niezły.

W kolejnych dniach sumiennie szukałam zatrudnienia i odświeżałam stare znajomości. Za namową Teresy, zdecydowałam się też na kurs. Zajęcia odbywały się w co drugą sobotę i niedzielę, a ja jeździłam na nie pełna entuzjazmu. Nareszcie robiłam coś dla siebie i czułam się spełniona.

– Mamo, nie jesteś czasem za stara na uczenie się? – zapytała mnie kiedyś Julka.

– Ależ skąd, czuję się młodo duchem – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. – Choć żałuję, że tyle czasu poświęciłam na wasze zachcianki – rzuciłam. Julia odwróciła się obrażona.

W końcu znalazłam pracę

Pracę dostałam u pani, która prowadziła butik z ciuchami, a obok niego małe atelier krawieckie. Moim zadaniem było wykrawanie materiałów i szycie, a moja przełożona miała się zająć obsługą klientów i promocją biznesu.

Kiedy nadszedł ten moment, postanowiłam rozdzielić obowiązki w domu pomiędzy swojego małżonka oraz nasze pociechy. Choć przez dłuższy czas chodzili naburmuszeni i niezadowoleni z powodu mojej decyzji, nie przywiązywałam do tego zbyt dużej wagi, mimo że irytowały mnie niedomyte naczynia i przypalające się garnki. Przypominam sobie pewien wieczór, gdy wróciłam z pracy i z dumą ogłosiłam rodzinie, że mamy coraz większą liczbę zamówień.

– No proszę, matka bawi się w bizneswoman, a w domu robi się coraz większy bałagan – rzucił Andrzej z nutą sarkazmu w głosie.

– Jeżeli panuje tu brud, to jest to wstyd dla was wszystkich, a nie tylko dla mnie. Najwyraźniej nie sprzątacie zbyt sumiennie – skwitowałam.

Było mi przykro, że bliscy nie podzielali mojej radości z osiągnięć, mimo to od czasu do czasu pozwalałam sobie na drobne uszczypliwości pod ich adresem. Wiedziałam jednak, że obrałam właściwą drogę. Moja kariera nabierała tempa, a projektowane przez nas ubrania cieszyły się ogromnym powodzeniem wśród kobiet.

Czułam się spełniona

Niedługo później ukończyłam naukę w studium, zdając egzaminy końcowe z najwyższą oceną. Postanowiłam uczcić tę okazję, zapraszając całą rodzinę do restauracji na wystawny posiłek.

– Bardzo cieszę z twoich osiągnięć. Przyznam szczerze, że nie zdawałem sobie sprawy z twoich niezwykłych umiejętności, gratuluję – oznajmił Andrzej, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę zamieszania.

– Mamo, jesteśmy bardzo szczęśliwi, że odnalazłaś się zawodowo i czerpiesz radość z tego, co robisz – stwierdziła Julka. – Wybacz nam proszę, że kiedyś ci dogryzaliśmy. Teraz doskonale wiemy, że dbanie o dom to bardzo wymagające zajęcie – dodała.

Moja rodzina w końcu zaczęła okazywać mi szacunek, zwłaszcza że nasz budżet domowy się zwiększył. Obecnie, mając 46 wiosen na karku, cieszę się ustabilizowaną sytuacją w pracy i finansową samodzielnością. Nie wyobrażam sobie życia bez pracy.