Musiałem ją zdobyć

Gdy Laura przyszła do naszego biura maklerskiego z zamiarem założenia konta, natychmiast mnie oczarowała. Potem zaczęła mówić – miała niski, zmysłowy głos – a to, co mówiła, wskazywało na to, że jest mądra i ogarnięta. Byłem nią absolutnie zauroczony. Z reguły nie spotykam się ze swoimi klientkami, ale w jej przypadku nie mogłem się powstrzymać. Kiedy wychodziła, odprowadziłem ją do drzwi i zaproponowałem spotkanie na kawę. Spojrzała na mnie z uśmiechem. 

– Byłam nieco zawiedziona, kiedy pan przekazał moją sprawę swojemu koledze. Ale teraz rozumiem i to jest dla mnie komplementem. Więc... – moje serce zaczęło bić szybciej. Z niecierpliwością oczekiwałem na jej odpowiedź. – Dobrze, doceniam odwagę i cenię sobie jasne sytuacje. Zgadzam się.

Wówczas przyszło mi do głowy, że trafiłem na marzenie: piękna, atrakcyjna, bystra, bezpośrednia, pewna siebie. A do tego ten dźwięk jej głosu... Ale nie ma czegoś takiego jak doskonałość. Laura przecież nie powstała z morskiej piany.

Zaczęło jej to przeszkadzać

Pierwszy sygnał, że mogą być kłopoty z jej rodzicami, dał mi się we znaki na czwartej albo piątej randce. Kiedy już byliśmy pewni, że nasze uczucie jest na tyle silne, że może przerodzić się w długotrwałą miłość, moja dziewczyna nagle zaczęła pytać o moje podejście do wojska.

– Co masz na myśli? – nie do końca zrozumiałem. – Mam uregulowany stosunek. A w ogólnym ujęciu, uważam, że każde państwo powinno mieć zawodową armię. Nie jestem jakimś szaleńczym pacyfistą, ale nie jestem zwolennikiem powszechnego poboru. Mam kategorię A, ukończyłem szkolenie wojskowe na studiach, ale nigdy nie służyłem. Nie chcieli mnie. Przenieśli mnie do rezerwy, na szczęście. Czy to dla ciebie istotne? – zapytałem, widząc jej wyraz twarzy. 

– Dla mnie nie ma to znaczenia. Ale dla mojego taty ma. Według niego mężczyźni są podzieleni na żołnierzy i cywilów, na twardzieli i mięczaków, na prawdziwych mężczyzn i synalków mamusi. 

– Rozumiem, więc boisz się, że twój ojciec major uzna mnie za kogoś z tej drugiej grupy?

– Michał, jestem pewna, że tak właśnie będzie. Do tej pory żaden z moich chłopaków nie zdobył jego przychylności, nawet gdy spotykałam się z policjantem czy wioślarzem. Byli silni jak dęby, ale mój tata uznał, że w jednostce by się nie sprawdzili. Kocham cię coraz bardziej, za to, kim i jaki jesteś. Dowcipny, inteligentny, czarujący, szarmancki, masz do siebie dystans, ale... wyglądasz, jak wyglądasz.

– Co masz na myśli? – pytałem, nieświadomie napięty jak struna.

Uśmiechnęła się, dostrzegając mój wysiłek.

– Jak kurczak.

Chciałem się obrazić, ale nagle uderzyło mnie coś zupełnie innego. Wyznała mi miłość, po raz pierwszy! Natychmiast zapomniałem o jej ojcu i zacząłem ją całować.

– A to za co? – szczebiotała, odpychając mnie, choć bez przekonania.

– Ja też cię kocham. I dla ciebie dam radę z każdym, nawet z twoim ojcem.

Przekonam go, że jestem dobry

Proste do powiedzenia, ale ciężkie do zrealizowania. Sytuacja okazała się gorsza niż moje najczarniejsze przewidywania. Jej tata – emerytowany major sił specjalnych, siwy, żylasty, nie musiał wyjaśniać, że potrafi zabić człowieka gołymi rękami. To było oczywiste. W jego lodowato błękitnych oczach krył się drapieżny zwierz. Laura, zazwyczaj raczej małomówna, przed moją pierwszą wizytą u jej rodziców opowiedziała mi o swoim ojcu.

Major znał różnorodne techniki walki, używane do skutecznego unieszkodliwiania przeciwnika. Potrafił pływać na wszystkim oprócz łodzi podwodnej i latać na wszystkim oprócz samolotu odrzutowego. Umiał strzelać z każdej broni, nawet z czołgu, skakać ze spadochronem, rzucać nożem niczym artysta cyrkowy. Dodatkowo grał w szachy i mówił płynnie w trzech językach.

A ja chudy intelektualista, zabawny makler, czy mogłem zrobić na nim wrażenie? Tym, że dużo czytam? Ostatnim dowcipem, który usłyszałem? Moimi osiągnięciami na giełdzie? Moją znajomością języka angielskiego? Wiedziałem, że będę dobrym mężem, że zapewnię swojej rodzinie byt i bezpieczeństwo finansowe, ale… co w sytuacji, kiedy będzie trzeba się bronić?

Ach, moja ukochana sama była w stanie zatroszczyć się o siebie, wytrenowana przez ojca w krav maga, izraelskiej sztuce samoobrony. Jeśli ktoś by nas zaatakował, to pewnie to ona by mnie uratowała, a nie ja ją. Takie słowa usłyszałem podczas naszego pierwszego spotkania. Już wtedy zrozumiałem, skąd Laura ma tę prostolinijność. Major mówił bez ogródek. Jego żona starała się łagodzić sytuację:

– Kochanie, daj spokój, przecież nikt nie ma zamiaru na nich napadać...

– Chciałbym tylko zrozumieć, jak on planuje mnie przekonać, że jest wystarczająco dobry dla mojej córki – wybuchnął major.

– Czyżbym uczestniczył w zawodach o jej serce? – spróbowałem żartować. Laura kopnęła mnie delikatnie pod stołem. – Ała. Przepraszam, to tylko żart. Chciałbym zapewnić, że kocham pana córkę i jestem gotów oddać za nią swoje życie – oznajmiłem dzielnie.

– Każdy cienias potrafi zginąć. Chodzi o to, żeby stawić czoła wyzwaniu i odnieść zwycięstwo. Cóż, w jakiej dziedzinie mógłbyś mnie pokonać? Jestem pewien, że nie ma takiego obszaru, w którym nie dałbym ci popalić.

Wjechał mi na ambicje i zrobił to efektywnie. Zanim Laura zdołała mnie szturchnąć nogą pod stołem, uprzedziłem grzecznie:

– Przyjmę to wyzwanie. A jako ten, który jest wyzywany, mam prawo wybrać broń. Potrzebuję chwili do namysłu.

Spotkałem się z chłodnym spojrzeniem. Pokiwał głową.

– Poprosiłem o trochę czasu na przemyślenia. Chociażby tydzień. I przez ten tydzień chciałbym tu przychodzić każdego dnia. To są moje warunki.

To jest moja broń!

Każdego dnia odwiedzałem dom majora, co go irytowało i nie omieszkał zasypać mnie sarkastycznymi uwagami. Nie reagowałem na nie, tylko spokojnie obserwowałem konkurenta. Analizowałem jego gesty, niekontrolowane ruchy mięśni, spojrzenia. Po tygodniu byłem gotowy. Tego dnia przyniosłem ze sobą broń. Położyłem ją na stoliku.

– Chcesz grać w karty? W wojnę? – zadrwił.

– W pokera.

Rozbawiony, rzucił na mnie pełne współczucia spojrzenie i zasugerował:

– Pomyśl jeszcze raz. Co twoim zdaniem żołnierze robią, kiedy mają wolne?

– Grają w pokera – zasugerowała z nieukrywanym zniechęceniem Laura.

– Gramy czy gadamy? – zapytałem.

Nie będę opisywał samej gry. Trwała długo i była pełna emocji. I rzecz jasna, pokonałem majora! Nie miał pecha, ja byłem po prostu lepszy. Za każdym razem wiedziałem, kiedy próbuje mnie oszukać, a kiedy naprawdę trafia na dobrą kartę. Jak to zrobiłem? Obserwowałem go i nauczyłem się rozpoznawać gesty, ruchy, które nieświadomie zdradzały jego stres, nerwy czy ekscytację. Dobrze ukrywał swoje emocje, każdy inny gracz powiedziałby, że major jest niezłomny jak skała. Ale ja przeszedłem zbyt ciężką naukę, aby przeoczyć nawet najdrobniejsze napięcie mięśni szczęki czy zmarszczenie powiek.

Mój ojciec, znany prawnik i jednocześnie domowy tyran, nie potrzebował wiele, aby się na mnie wyładowywać. Zanim w końcu raczył dostać zawału, nauczyłem się rozszyfrowywać jego nastroje – po tym, jak patrzył czy krzywił usta. I potrafiłem unikać go w odpowiednim momencie. Czytałem jego mowę ciała jak otwartą książkę. To sprawiło, że podczas studiów nikt, kogo znałem, nie mógł mnie pokonać w pokerze. W ten sposób dorabiałem do swojego stypendium.

Zdałem relację majorowi, używając prostych żołnierskich wyrażeń, nie lamentując nad swoim losem. Po prostu chciałem, żeby zrozumiał, bo nie mógł pojąć, dlaczego ze mną przegrał. 

– Pan po prostu nie miał szans. 

Zamyślił się.

– Noo... – rzekł po chwili. – Miałem taktykę, zwiad i rozpoznanie także. A operacja przeprowadzona jak trzeba... Muszę przyznać, chłopcze, że wyglądasz, jak wyglądasz, ale... chciałbym cię mieć w swoim oddziale.