Zostałam babcią bardzo wcześnie, bo w wieku 39 lat. Mój syn miał wówczas 19 lat, a niedoszła synowa 18. Jeśli powiem, że był to w pewnym sensie koniec świata, dużo się nie pomylę. W każdym razie koniec mojego świata, koniec przyjemności, spotkań towarzyskich, planów na przyszłość... Mimo to postanowiłam podjąć trud wychowania wnuka, dzięki czemu niejako uratowałam mu życie!  

Miałam nadzieję, że syn to zrozumie

Wyszłam za mąż dość młodo, miałam zaledwie 20 lat, ale byłam bezgranicznie zakochana, a poza tym czułam się już dojrzała do małżeństwa. Przez dziewięć lat byliśmy z Tobiaszem naprawdę szczęśliwi. A potem przegraliśmy walkę z jego chorobą i zostałam sama.

No, może niezupełnie, miałam przecież syna – Janka. Sprawiał mi trochę problemów wychowawczych. Chyba nie umiałam udźwignąć tego balastu, jakim było samotne macierzyństwo. A przez pamięć dla Tobiasza nie chciałam związywać się z żadnym mężczyzną. Czy czułam się samotna? Nie. Przyjaciółki rekompensowały mi potrzeby towarzyskie. Nie spotykałam się z nimi często, ze względu na brak czasu, ale mnie to wystarczyło. Co do przyszłości, to owszem, czasem marzyłam, że na stare lata nie będę sama, że poznam jakiegoś miłego starszego pana, z którym się zaprzyjaźnię, nie kalając pamięci Tobiasza. To była jednak pieśń przyszłości. Teraz miałam inne problemy, między innymi z synem.

To twoja wina – powiedziała mi kiedyś mama. – Męska ręka to męska ręka, matka jej nie zastąpi. Znajdź sobie kogoś, przecież nie będziesz całe życie nosić żałoby, a i Jankowi wyszłoby to na dobre.

Ale ja chciałam nosić żałobę. Miałam nadzieję, że mój syn to zrozumie, doceni. Trochę się przeliczyłam.

Nie myślałem o konsekwencjach

Jankowi bardzo imponowali starsi koledzy, wcześnie zaczął palić, zaglądał do kieliszka, nie mam pewności, ale może sięgał po coś więcej. Szukałam pomocy w szkołach, u psychologów. Wszystko na nic. Ciąża Igi też była wynikiem jego buntu i fascynacji tym, co robią starsi. Ta wiadomość spadła na mnie niespodziewanie. Nie miał stałego związku, podejrzewałam, że zarówno dziewczyna, jak i ciąża były przypadkowe.

– Potrzebuję kasy – powiedział pewnego dnia.

Zobacz także:

– Dużo? – zapytałam przerażona.

Żyliśmy bardzo skromnie, bo jako pracownik państwowy nie zarabiałam wiele, Janek miał rentę po ojcu i zależało mi, żeby się dalej uczył. Z tą myślą opłacałam mu korepetycje, bo nauka szła mu raczej kiepsko.

– Dużo – odpowiedział. – Nie wiem ile. Na zabieg. Zaliczyłem wpadkę.

Przeraziłam się jeszcze bardziej. Nie wydatku, ale tego, co chciał zrobić.

– Mówisz poważnie? – próbowałam się upewnić, że dobrze słyszałam.

– A mam jakieś inne wyjście? – wzruszył ramionami.

Wyglądał na zagubionego. Zrobiło mi się go żal. Był w maturalnej klasie, miał iść na studia, a teraz wszystko stracone.

– Razem to uzgodniliście? Ona tak chciała, czy ty? – miałam ochotę się rozpłakać, ale musiałam być twarda. Za siebie i za niego.

– Iga pokazała mi tylko test ciążowy – ponownie wzruszył ramionami. – Nie znam się na tym.

– To na pewno twoje dziecko?

– Na pewno to z nią spałem. Kilka razy. To nie była jednorazowa przygoda. Jesteśmy ze sobą krótko, ale kocham ją. Podoba mi się. Nie myślałem o konsekwencjach. Uważałem, że to raczej dziewczyny powinny o tym myśleć.

Rozpłakałam się w poduszkę

Tak naprawdę zostałam babcią już wtedy. Bo to właśnie w tym momencie podjęłam natychmiastową decyzję.

– Cóż, musicie wypić to piwo, którego nawarzyliście. Postaram się wam pomóc. Jedno jest pewne – to dziecko musi się urodzić. Tylko wtedy możecie liczyć na moją pomoc.

Patrzył na mnie zdziwiony, bo takiego rozwiązania się nie spodziewał.

– To znaczy, że będę całe życie płacić alimenty?

– Całe życie to ty będziesz płacić za tę noc. Trzeba być odpowiedzialnym. Nie jestem za alimentami. Pomogę wam wychować to dziecko. Miejsca u nas jest dosyć, zmieścicie się. Mnie wystarczy jeden pokój.

Janek był w szoku. Ubrał się w milczeniu i poszedł do Igi. Długo go nie było. Gdy wrócił, powiedział tylko:

– Dziękuję – i dodał jeszcze: – W imieniu Igi także.

Wieczorem, gdy mój syn już spał w swoim pokoju, rozpłakałam się w poduszkę. Z żalu, z bezsilności, ale i z poczucia ulgi, że prawdopodobnie uratowałam życie jego dziecku.

– Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? – pytały moje przyjaciółki.

– Zastanów się nad tą decyzją. Potem nie będzie już odwrotu – przestrzegała mnie mama.

Ale ja byłam pewna. Nie musiałam się zastanawiać.

Wszystko musi się najpierw ułożyć i unormować

Teraz czasem też płaczę, ze wzruszenia, gdy patrzę na mojego wnuczka. Staś ma już cztery lata. Kocham go jak tylko babcia może kochać wnuka. To cudowny dzieciak. Chowa się dobrze, mało choruje. Zaproponowałam młodym, że mogę zostać dla niego rodziną zastępczą. Byłoby nam łatwiej finansowo. Jednak rodzice Igi, gdy już ochłonęli z pierwszego szoku, zadeklarowali wsparcie. Stwierdzili, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba pomóc młodym. Bałam się, że nie zechcą zaufać mojemu synowi, ale dali mu szansę.

Nie byłam pewna, czy Janek stanie na wysokości zadania. Na szczęście stanął. Przejął się swoją nową rolą – ojca, uspokoił, spoważniał. Wszystko zaczęło się w końcu jakoś układać. 

– Mamo, chcę, żeby Staś miał normalną rodzinę, nie żadną zastępczą. Poradzimy sobie – powiedziała mi Iga.

Ujęła mnie tym „mamo”. Nie mogę powiedzieć na nią złego słowa, mimo że jest jeszcze młodziutka. Myślę, że to dzięki niej mój syn tak się zmienił. Po maturze poszedł do pracy, żeby zarobić na rodzinę, studiuje zaocznie. Iga też zdała maturę, ale ze studiami musi poczekać, aż synek podrośnie. Plany ma jednak ambitne.

Trzymam za nich kciuki i będę im pomagać, dopóki wystarczy mi siły. Po cichu liczę, że kiedyś wezmą ślub. Nie naciskam jednak, bo wiem, że wszystko musi się najpierw ułożyć i unormować w ich życiu. Iga chce zapisać Stasia od września do przedszkola i pójść do pracy. Marzy o zaocznej pedagogice. Mam nadzieję, że uda jej się wszystko pogodzić. I mam świadomość, że gdybym im nie pomogła, byłoby różnie. Może dzięki temu uratowałam swojego syna? No i mam wspaniałego wnuka. Jestem szczęśliwą kobietą, szczęśliwą babcią!