Rany, ależ ja czekałam na ten wyjazd! Po kilku miesiącach intensywnej pracy miałam już wszystkiego dość. Pracuję w sporej agencji organizującej szkolenia dla firm. Mimo wahań koniunktury na rynku cały czas mieliśmy dużo zleceń. Była to ciekawa, lecz wyczerpująca praca, która w dodatku wiązała się z częstymi delegacjami… W którymś momencie zamarzył mi się miniurlop, krótka ucieczka jak najdalej od codzienności. W rozmowie z szefem udało mi się wynegocjować trzy dni wolnego. I tak w pogodny kwietniowy piątek ruszyłam na wydłużony weekend do małego ośrodka w pewnej nadmorskiej miejscowości.

Przyjaciółka przysięgała, że mają tam znakomite i niedrogie spa.

– Słuchaj, to cudowne miejsce! Sympatyczni ludzie, fajne zabiegi i do tego pyszna kuchnia! – szczebiotała wniebowzięta.

Dotarłam tam bez problemów, a na dobry początek usłyszałam komplement od taksówkarza podwożącego mnie z dworca.

Jedzie pani do „Fabryki Urody”? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia.

– Tak. A co w tym dziwnego? 

– No, wie pani… – obrzucił mnie trochę taksującym spojrzeniem. – Pani to chyba niepotrzebne, bo tam przyjeżdżają raczej ludzie w potrzebie.

Zobacz także:

– Nie rozumiem..

Dopiero na miejscu zorientowałam się, o co mu chodziło. W recepcji powiedziano mi, że właśnie zaczyna się taki nietypowy, 5-dniowy turnus z udziałem około dwudziestu osób z różnych stron Polski. Jak przekonałam się podczas najbliższego posiłku, większość obecnych była – delikatnie mówiąc – dość podstarzała, ja natomiast do takich osób się nie zaliczam. Od razu złowiłam kilka niechętnych spojrzeń… 

Poczułam lekkie drapanie w łydkę

„To nic, nie będę się tym przejmować” – postanowiłam, nakładając na talerz drugą porcję smakowitych żeberek. Potem zapisałam się na możliwie najwięcej zabiegów, gdyż postanowiłam maksymalnie wykorzystać promocję i wreszcie się zrelaksować. Najbardziej zaciekawiły mnie masaże kamieniami oraz czekoladowy. Ciekawiło mnie, czy można zamówić czekoladę z dodatkiem chili. Uwielbiam ostry smak tej przyprawy! 

Nazajutrz miał się odbyć wieczorek zapoznawczy dla gości, ale nie zamierzałam na niego iść – w moim otoczeniu nie zauważyłam nikogo interesującego. Poza tym tęskniłam za świętym spokojem i samotnością. Oba stany to w mojej pracy rzadki luksus.  Następnego dnia rano po lekkim śniadaniu i prysznicu, odziana w puszysty szlafrok, stawiłam się przed gabinetem zabiegowym. Uśmiechnięta pani w błękitnym uniformie zaprosiła mnie do pokoju, w którym od razu otoczył mnie przyjemny, waniliowo-czekoladowy aromat, i poinstruowała, co mam robić. 

Zrzuciwszy szlafrok, w samych stringach ułożyłam się na brzuchu na leżance. Po chwili poczułam na plecach ciepło masy oczyszczającej skórę przed właściwym zabiegiem. Potem kosmetyczka zaczęła nakładać na moje ciało podgrzaną, gęstą i intensywnie pachnącą maskę czekoladową. To było cudowne! Z głośników sączyła się przyciszona muzyka, było mi ciepło i błogo… Już po chwili biegłam przez rozświetloną słońcem łąkę, trawa łagodnie pieściła moje bose stopy, ciepły wiatr smagał skórę… Nagle poczułam lekkie drapanie w łydkę i obudziłam się. 

Przez krótką chwilę dochodziłam do siebie, powoli orientując się, gdzie jestem. I wtedy znowu to poczułam. Podniosłam powoli głowę i obejrzałam się. No nie! Coś podobnego! Przy mojej leżance kucał jakiś facet i ze skupionym wyrazem twarzy zdrapywał czekoladową maskę z mojej nogi! Wariat? Poderwałam się i usiadłam, spanikowana i zdumiona.

– Kim pan jest i co pan tu robi?! – krzyknęłam, odsuwając się na skraj leżanki.

On też sprawiał wrażenie zaskoczonego. Cofnął się odrobinę i podniósł ręce jakby w obronnym geście.

– Proszę, niech pani nie krzyczy! Ja… – zająknął się trochę. – Ja chciałem tylko…

– Co pan chciał?! Po co pan tu wszedł?!

– Wracałem z basenu i nagle poczułem ten smakowity zapach. Ja uwielbiam czekoladę! – uśmiechnął się przepraszająco. – No i postanowiłem sprawdzić, czy to, czym panią wysmarowali, jest jadalne… – wyjaśnił, dosłownie pożerając mnie wzrokiem. 

Najpierw przeleciało mi przez głowę, że sprawiła to maska na moim ciele. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że siedzę zwrócona w stronę amatora czekolady w samych stringach! Błyskawicznie podciągnęłam kolana i zasłoniłam się rękami.

– Proszę stąd wyjść, bo będę krzyczeć!

Mężczyzna posłusznie wycofał się i wyszedł, a ja jeszcze długo siedziałam nieruchomo, bezmyślnie gapiąc się w ścianę. 

Dostałam skromny bukiet wraz z zaproszeniem na wieczorek

Głupia sytuacja. Nie byłam ani przesadnie wstydliwa, ani przewrażliwiona na swoim punkcie, ale ten niespodziewany striptiz wobec obcego faceta trochę wyprowadził mnie z równowagi. Chociaż – z drugiej strony – właściwie nic wielkiego się nie stało. Widział mnie tylko przez krótką chwilę, i w dodatku nie całkiem gołą… Pal sześć! 

Jakoś się wreszcie pozbierałam. Jednak schodząc na obiad, rozglądałam się wokół podejrzliwie. Na szczęście natrętnego smakosza czekolady nigdzie nie było widać. 

Później miałam następne zabiegi i czas do wieczora szybko mi zleciał. Na dole trwały przygotowania do wieczorku zapoznawczego, lecz ja na dziś dość miałam wrażeń. Postanowiłam nadrobić zaległości w lekturach. Właśnie leżałam na łóżku z nosem w kryminale, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo, ale bez wahania otworzyłam… Moim oczom ukazał się najpierw wielki bukiet kwiatów, a zza niego wychylił się mój poranny znajomy. 

– To tylko ja – zastrzegł pospiesznie, widząc moją niepewną minę. – Jeszcze raz chciałem panią przeprosić. Naprawdę nie miałem żadnych złych intencji – mówił spokojnym, przepraszającym tonem. – Jestem, szczerze przyznaję, łasuchem i kiedy poczułem ten cudowny zapach czekolady i wanilii, nie mogłem się powstrzymać przed… degustacją. Proszę przyjąć ten skromny bukiet wraz z zaproszeniem na wieczorek.

Wreszcie mogłam mu się przyjrzeć. Średnio wysoki, chyba koło czterdziestki (a więc parę lat ode mnie starszy), miał sympatyczny wyraz twarzy. Rzeczywiście sprawiał wrażenie smakosza – był nieco misiowaty, króciutko ostrzyżony, o ładnych, pełnych wargach. Nie chciałam przedłużać tej niezręcznej sytuacji, więc sięgnęłam po kwiaty.

– Dziękuję, są śliczne – przyznałam, wtulając twarz w delikatne płatki. – Nie musiał pan… Nic strasznego się nie stało. Trochę się wystraszyłam, ale już w porządku – oznajmiłam mu i gestem zaprosiłam go do środka.

Mężczyzna nie ruszył się jednak.

– To co? Pójdziemy na ten wieczorek? 

Parsknęłam śmiechem. Rozbroił mnie swoim zachowaniem. No i postanowiłam pójść z nim na ten wieczorek. Co mi tam!

Wyciągnęłam rękę.

– Na imię mam Judyta. Dobrze, możemy iść, tylko muszę się przebrać…

Marek. Wobec tego poczekam na zewnątrz – przy tych słowach uśmiechnął się filuternie, lecz udałam, że tego nie dostrzegam (i chyba się zaczerwieniłam).

Wbrew obawom impreza upłynęła mi w bardzo sympatycznej atmosferze. Marek okazał się dowcipnym rozmówcą, oczytanym i o rozległych zainteresowaniach, co zawsze mnie w facetach pociągało.  Ten wieczór natchnął mnie optymizmem, dopiero teraz czułam się naprawdę zrelaksowana. Nagle poranne wydarzenie wydało mi się zabawną scenką, wartą zachowania w pamięci. Dlatego, gdy już rozstawaliśmy się przed moim pokojem, zadałam Markowi to jedno nurtujące mnie pytanie:

– Właściwie jaki smak miała ta czekolada?

– Ohydny! – skrzywił się. – Jak mydło!