Brat mojego męża zawsze miał się za lepszego od nas. Tylko on jeden, jako najmłodszy w rodzinie, skończył studia i został po nich w stolicy, żeniąc się w dodatku z dziewczyną, której rodzice mieli spory majątek. Radek nawet kiedy jeszcze studiował, rzadko przyjeżdżał do naszego miasteczka. Zawsze zasłaniał się wtedy sesjami egzaminacyjnymi i nauką, jakby nie mógł uczyć się tutaj, w rodzinnym domu. 

Mojego męża już wtedy to bolało, bo w ten sposób wszystkie rodzinne troski spoczywały na jego barkach. A przecież mój Zbyszek też kiedyś marzył o politechnice. W technikum mechanicznym wszyscy nauczyciele namawiali go na studia, bo uważali, że się nadaje na inżyniera. Niestety, kiedy zdawał maturę, mama była bardzo chora, a tata strasznie to przeżywał. Zbyszek nie mógł zostawić rodziców tylko z Radkiem, który chodził wtedy do ostatniej klasy podstawówki. Odłożył więc studia na niedaleką przyszłość. 

Ale czas płynął i nim się wszyscy obejrzeli, Radek zrobił maturę, mama przyjmowała kolejną chemię, a ja, narzeczona Zbyszka, zaszłam w ciążę. I tak na studia poszedł tylko młodszy brat. A tam natychmiast zapomniał o swoich najbliższych, wsiąkając w wielkie miasto.

Zbyszek nigdy nie krytykował Radka przy rodzicach, którzy byli bardzo dumni z wykształconego syna. Ale nie raz się w nim aż gotowało! Przeprowadził też z bratem kilka poważnych rozmów, zwracając mu uwagę, że za rzadko odwiedza sędziwych już rodziców. O to głównie chodziło, żeby częściej przyjeżdżał i przywoził wnuki, których dziadkowie prawie nie widywali. Mąż machnął już ręką na to, że doskonale zarabiający Radek mógłby czasami pomyśleć o wycieńczonej wieloletnią walką z rakiem matce i ojcu, którego skromna emerytura ledwo starczała na życie. Skoro bowiem nie mógł się doczekać, żeby brat chociaż zatelefonował, to by się doczekał pieniędzy. Zresztą Radek zawsze narzekał na ich brak, nawet kiedy kupili z żoną nowy dom i samochód.

Po pogrzebie Radek w domu rodzinnym nie pojawił się już ani razu

Kiedy rodzice pomarli (stało się to w odstępie dwóch dni) to było jasne jak słońce, że noga Radka w rodzinnym mieście nigdy już nie postanie. Na pogrzeb przyszedł jak obcy. Nie zainteresował się niczym, ani czy klepsydry zostały wydrukowane, ani czy stypa zorganizowana. Na wyrzuty ze strony Zbyszka odparł, że przecież rodzice jeszcze za życia wykupili sobie miejsce na cmentarzu, więc mają gdzie być pochowani. A skoro Zbyszek mieszkał tyle lat z rodzicami za darmo, to może  przynajmniej poczuć się w obowiązku i stypę im zorganizować.

– Bo jeśli chodzi o mnie, to nic od nich nie wziąłem! – stwierdził z samozadowoleniem Radek.

– Ale też nic im nie dałeś! – odparł mój mąż, przyglądając się bratu z powagą.

Zobacz także:

Mówienie o tym, że „za darmo” mieszkaliśmy w domu rodziców było nieprawdziwe i krzywdzące. Przecież myśmy ten dom wyremontowali za własne pieniądze i własnymi rękoma! Zrobiliśmy między innymi łazienkę z prawdziwego zdarzenia, dzięki czemu rodzice na stare lata mieli naprawdę wygody. I Radek dobrze o tym wiedział, więc nie powinien był używać takich argumentów. No, ale jemu zależało na usprawiedliwieniu siebie i pokazaniu, że jest więcej wart od swojego starszego brata. 

Po pogrzebie Radek w domu rodzinnym nie pojawił się już ani razu, ale na grobie rodziców czasem bywał. Poznaliśmy to po zniczach, poza tym ludzie gadali, że podjechał jak panisko i znowu ma nowy samochód.

A skoro bywał, to widział, że jest zrobiony pomnik. Drogi, z marmuru, szykowny. Mąż się na niego szarpnął, bo stwierdził, że rodzicom się należy, a poza tym przecież my w tym grobie kiedyś także spoczniemy, bo jest dla nas miejsce przygotowane. Dbaliśmy więc o grobowiec rodziców jak o swój. Radek nigdy się nawet nie zająknął, że nam odda część pieniędzy za pomnik. Nigdy też nie odezwał się w sprawie opłacenia miejsca. No, bo przecież opieka nad nagrobkiem nie polega tylko na tym, że się przyjedzie raz na rok i postawi na nim znicz. A Radkowi najwyraźniej wydawało się, że tak właśnie jest.

Bratowa o niczym nas nie powiadomiła

Lata mijały i zdrowie nam zaczynało szwankować. Pewnego dnia spadła na naszą rodzinę straszna wiadomość, że Zbyszek ma raka. W każdej chwili spodziewaliśmy się jego śmierci. Zbyszek też zdawał sobie sprawę ze swojego stanu i uporządkował rodzinne sprawy. Tak mu się przynajmniej wydawało. O jednym tylko zapomniał – o grobie.

Nie przyszło nam do głowy, że miejsce na cmentarzu jest taką samą nieruchomością jak działka czy dom. I że je także się dziedziczy albo można przepisać na kolejnego właściciela. Grób rodziców nadal widniał w dokumentach kościelnych jako ich własność i jako taki należał także do Radka. A któż z nas, w świetle śmiertelnej choroby Zbyszka, mógł przewidzieć, że jego młodszy brat umrze pierwszy?

A jednak tak się stało. Radek zginął w wypadku samochodowym. I wtedy nagle jego żona postanowiła go pochować w jego rodzinnej miejscowości! Przyjechała do księdza i bez naszej wiedzy zaplanowała pogrzeb. Dowiedzieliśmy się o tym od ludzi i byliśmy zszokowani! W głowie nam się nie mieściło, że bratowa nie dosyć, iż nas nie zawiadomiła, to jeszcze rozporządziła się grobem rodziców! Skąd w ogóle taki pomysł? 

Jak nam jednak później wyjaśniła, „Radek od zawsze chciał po śmierci wrócić w rodzinne strony”. Kiedy to usłyszałam, wszystko się we mnie zagotowało. W „rodzinne strony”, jak jakiś Chopin czy Paderewski! Akurat! Po prostu w Warszawie wykupienie miejsca na cmentarzu kosztuje ponad dziesięć tysięcy złotych, a w naszym grajdole miała grób za darmo. Chciała zaoszczędzić, chociaż na samo ubezpieczenie swojego samochodu wydawała pewnie więcej. Oczywiście bratowa nawet się nie zająknęła, że zwróci nam część pieniędzy za marmurowy pomnik, skoro teraz zamierza korzystać z grobowca. Zawłaszczyła go i już.

Dla Zbyszka to był szok, bo jednocześnie legły w gruzach jego zamiary spoczywania po śmierci przy rodzicach! To znaczy owszem, mogłabym pochować tam męża, ale… wtedy już dla mnie nie będzie miejsca. A przecież chciałabym kiedyś spocząć przy swoim ukochanym.

W ten sposób bratowa, działając na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” zawłaszczyła rodzinny grobowiec. Mąż się wściekł i zapowiedział, żebym nie ważyła się go opłacać i sprzątać. Bo od tej pory jest to obowiązek bratowej. Ale ja i tak po cichu tam chodzę, opiekuję się grobem i modlę za dusze teściów. Nawet za Radka się modlę, bo na co mu przyszło. Leży tu z dala od rodziny, a żona i dzieci pewnie będą go odwiedzać raz do roku albo i to nie. Odpłacą mu się tym samym, co on robił rodzicom.