Wyszłam przed dom. Zapach kwitnących drzew zagłuszyło przeczucie nadchodzącej burzy. Pierwsze krople uderzały już o dachy stojących dwie przecznice dalej samochodów. Zdołałam uciec przed przeznaczeniem. Czy uda się to również kobiecie, która dopuściła się zdrady?

Czekała cierpliwie, aż skończę rozmawiać. Na ogół nie odbierałam komórki, gdy miałam klientkę. Tym razem zrobiłam wyjątek. Kobieta potrzebowała czasu. Jej dłonie były zaciśnięte, a myśli splątane. Wiedziałam, że nie jestem w stanie ogarnąć tego chaosu. Nie od razu.

– Zamknę okno. Zaczyna coraz silniej wiać – odłożyłam telefon. – Za chwilę rozpada się na dobre.

– Faktycznie, to chyba koniec ładnej pogody – jej słowa zabrzmiały kurtuazyjnie.

– Po burzy zawsze wychodzi słońce… 

Czułam, że sprawa, z którą przyjdzie mi się zmierzyć, do najprostszych nie należy

– To może powiem pani, po co tu przyszłam – odezwała się. – Chodzi o zdradę.

Poczułam rozczarowanie. Wietrzyłam coś niezwykłego, tymczasem moja klientka miała banalny problem.

Zobacz także:

Myśli pani, że mąż panią zdradza? – rzuciłam, widząc, jak bawi się obrączką.

– W zasadzie jestem pewna.

– W czym więc tkwi problem?

– Chciałabym wiedzieć, czy to się wyda.

Chyba zauważyła, że jestem zaskoczona, bo szybko dodała:

– Nie chodzi, oczywiście, o mnie. Przyszłam tu, by się dowiedzieć, czy mąż tej kobiety coś podejrzewa.

– To dla pani istotne?

– Bardzo. Boję się, że on ją zostawi. 

Niejedno w życiu słyszałam, ale to, co mówiła siedząca naprzeciw mnie pulchna szatynka, w ogóle nie trzymało się kupy.

– Chce pani poznać przyszłość, więc spróbuję ją odkryć. Tylko jedno mnie zastanawia. Ta kobieta…

– Dziwi się pani, że się o nią martwię? – weszła mi w słowo. – Przecież uwiodła mojego męża, więc powinnam życzyć jej jak najgorzej, tak? Problem w tym, że to moja siostra. Bliźniaczka. Muszę jej wybaczyć. 

Z pewnych powodów nie chcę, by jej małżeństwo się rozpadło. Tylko to się teraz liczy. Dlatego musi mi pani pomóc. Poprosiłam, by zamilkła. Resztę miała pokazać szklana kula. Nie używałam jej od wieków, ale czułam, że właśnie nastał moment, by odkurzyć stojące na półce cacuszko.

Weszłam na krzesło.

Para zielonych oczu śledziła każdy mój ruch…

– Ma pani coś przeciwko staroświeckim atrybutom? – zapytałam.

– Nie, przecież jestem u wróżki. 

– Przyniosła pani może coś, co należy do siostry? Albo do męża? Byłoby mi łatwiej przywołać ich obraz.

– Mam poszewkę z sypialni. Nie do końca jestem pewna, czy spał na niej szwagier, czy ona… A jeśli chodzi o męża, niestety, nie pomyślałam o tym.

Ale mam jego zdjęcie w telefonie. Proszę spojrzeć.

Na początku wibracje były słabe. Niebieskie światło kryształu migotało delikatnie. Gdy jednak dłużej się w nie wpatrywałam, umysł zaczął się uwalniać. Miarowe pulsowanie wdzierało się do mózgu. Impulsy przybierały na sile aż do gwałtownego wyładowania. Ostatni błysk przypomniał mi o szalejącej za oknem burzy. Zaczęłam rozpoznawać źródło światła. Przez strugi ulewnego deszczu coraz wyraźniej przebijał błękitny neon. Rozmazane litery ułożyły się w końcu w łatwy do odczytania napis: „Zajazd pod Aniołem”. 

Wtedy projekcja nagle się urwała. Pozostał szum wiatru i odgłos ciężkich, ołowianych kropli.

Czy mąż wyjeżdżał gdzieś ostatnio? – z trudem skupiłam wzrok na pokrytej delikatnymi piegami twarzy mojej klientki.

Musiałam znaleźć punkt zaczepienia. Wybrałam pieprzyk. Niewielką narośl nad jej prawą brwią.

– Tak. Wyjazd integracyjny. Podobno – uśmiechnęła się z przekąsem. – Jak się pani domyśla, integrował się wtedy jedynie z moją siostrą. Niestety, pozostawił ślad.

– Rachunek za nocleg w „Zajeździe pod Aniołem”?

– Skąd pani to wie? – grymas zniekształcił jej sympatyczną twarz i gwałtownie wyostrzył rysy.

Nie odpowiedziałam. Pieprzyk nad prawą brwią kobiety zaczął się rozmazywać. Przez chwilę nic nie widziałam. Pokój, w którym siedziałyśmy, pogrążył się w ciemności. Potem pojawił się snop światła. Podążyłam za nim. Czułam, jak mnie wchłania, stapia w jedność z pulsującym kryształem. Pozwala być widzem i aktorem w filmie, który właśnie się zaczął. W filmie, z którego montażysta powycinał co lepsze kawałki.

Pulchna szatynka wchodzi do pokoju, nachyla się nad leżącym w pościeli mężczyzną. Zmysłowy szept. Szum opadającej sukni. Jęki rozkoszy. Łzy pożegnania. Ołowiane chmury przesłaniające błękitny neon… W kolejnej scenie kobieta w czerwonym płaszczu rzuca na fotel torbę podróżną. Jej twarz skrywają ciemne okulary. Mężczyzna ze zdjęcia w komórce wchodzi do pokoju. Czułe powitanie. Wspólny posiłek. Jedwabna pościel. Jego dłonie na kobiecych biodrach. Film się urywa.

Jesteście z siostrą podobne jak dwie krople wody – powiedziałam, gdy mój wzrok ponownie napotkał jej zielone oczy. – Czy nie pomyślała pani kiedyś, że mąż może was pomylić?

– Nie – zaśmiała się. – Chociaż nawet fryzury mamy identyczne. Ale jest coś, co nas odróżnia. Ten pieprzyk. Ona ma go po lewej stronie. Taki żart genetyczny.

Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, pochłonęła mnie kula.

Otulona w miękki szkarłat kobieta wybiega na klatkę schodową. Śpieszy się. Mężczyzna w ciemnym prochowcu gasi papierosa. Krótka rozmowa. Urwana w pół słowa. Łapczywe pocałunki. Odgłos ruszającego z piskiem samochodu. I znów klatka schodowa. Przedpokój. Przytulnie urządzona sypialnia. Hotelowy rachunek na jedwabnej pościeli. Dowód zdrady. 

Mówiła pani, że mąż dał się złapać niczym dziecko? – spojrzałam jej w oczy.

– Tak, on tak. Ciągle jednak mam nadzieję, że szwagier o niczym nie wie.

– Rozmawiała pani z mężem?

– Nie. Bałam się, że jak się przyzna, będę musiała coś z tym zrobić. Wie pani, pewne rzeczy są nieodwracalne. Wymagają reakcji. A ja… Postanowiłam im przebaczyć. Dla dobra siostry. I jej małżeństwa – przez chwilę milczała. – Ale czy wie pani, co będzie dalej? Czy ta zdrada się wyda?

– Proszę o chwilę cierpliwości. Jestem już bardzo blisko odkrycia prawdy.

Dwie szatynki siedzą naprzeciw siebie. Ich twarze skrywają ciemne okulary. Promienie słońca tańczą wśród szklanej zastawy. Kelner nalewa wino. Mężczyzna z fotografii wznosi toast. Wtóruje mu inny męski głos. Jest dźwięczny i pozornie radosny. Należy do ogorzałego blondyna. Miłość.

Zaufanie. Zdrada. Jedna z kobiet wstaje

W kolejnej scenie szatynka przemierza kawiarniane patio. Strach. Poczucie winy. Trudne do opanowania łzy. Potem chłód marmurowej posadzki. Strumień zimnej wody. Porzucone na umywalce okulary i… Odbicie w lustrze.

Proszę się nie martwić. Mąż o niczym nie wie. To, co się stało, już się nie odstanie, ale trzeba żyć dalej. I jeśli się da, zapomnieć.

– Jest pani pewna? – w oczach mojej klientki rozbłysła iskra nadziei.

– Tak. Ten rachunek znalazł się na waszym łóżku przypadkowo. Musiał wypaść z pani torebki. A mąż wcale go nie znalazł.

– Ale… To nie tak!

– Moja droga, pora zagrać w otwarte karty. Obydwie wiemy, że nie chodzi o siostrę. To pani była w „Zajeździe pod Aniołem” .I to pani miała romans. Ze szwagrem.

– Kłamstwo!

– Czyżby? Widziałam panią w hotelu, potem też. W kawiarni. Wyrzuty sumienia nie pozwoliły pani na spełnienie toastu. To była przecież ich rocznica ślubu. Okrągła, dziesiąta. Szwagier nadrabiał miną. Reszta nie miała o niczym pojęcia. A pani uciekła do łazienki, by nikt nie zauważył łez.

– Skąd pewność, że to ja? Może to siostra uciekła. Przecież jesteśmy identyczne!

– Prawie. Różni was tylko pieprzyk. Ten maleńki żart genetyczny…

Ostatni raz spojrzałam w kulę. Szatynka szła w stronę drzwi.