Zdziwiła mnie ta paczka

Dzwonek do drzwi wyrwał mnie nagle z niewesołych rozmyślań. „Swoją drogą, co za paradoks – pomyślałam sobie ironicznie, gramoląc się leniwie z kanapy – normalna, zdrowa na umyśle dziewczyna na kilka dni przed własnym ślubem powinna czerpać z życia garściami, zamiast siedzieć sama w domu i gnębić się bez sensu jakimiś beznadziejnymi spekulacjami. Może raczej w ogóle powinnam zrezygnować z tego ślubu, zamiast kusić los?!”.

– Kto tam? – zapytałam niechętnie.

– Listonosz – usłyszałam męski głos. 

– Paczka dla pani!

„Paczka?” – zdziwiłam się. 

Otworzyłam drzwi i odebrałam wielki, lecz zdumiewająco lekki pakunek, ozdobiony białą kokardą. Podpisałam podsunięty przez listonosza kwitek i już po chwili znów zostałam sama, trzymając w dłoniach tajemniczą przesyłkę. Kiedy wreszcie zdecydowałam się rozwinąć ozdobny szeleszczący papier, nie wiem, dlaczego kołatało mi serce i drżały ręce. W środku, w kartonowym pudle, niczym biały kwiat na śniegu, leżał ślubny welon…

Wychowywałam się bez matki

Nie znałam swojej matki. Nie pamiętam jej. Nie miałam nawet trzech lat, kiedy zginęła w nieszczęśliwym wypadku. Tak przynajmniej twierdzi mój ojciec i ta wersja przyjęła się od samego początku w naszej rodzinie, a także wśród znajomych. Dla nikogo nie było tajemnicą, że mama chorowała. 

Moje narodziny chwilowo wróciły jej zdrowie, lecz choroba wkrótce dała o sobie znać ze zdwojoną siłą. Ojciec wyrzuca sobie do dziś, że nie potrafił zapewnić jej właściwego leczenia

Pewnego wieczoru, gdy spałam sobie spokojnie pod opieką sąsiadki, a ojciec jak zwykle pracował do późnej nocy – wzięła naszą łódź, co z resztą często robiła, by odpocząć, i wypłynęła na środek jednego z mazurskich jezior, nieopodal którego wówczas mieszkaliśmy. Była wietrzna, deszczowa jesienna noc.... Gdy nad ranem ojciec zaalarmował policję i straż wodną, znaleziono już tylko przewróconą do góry dnem łódkę…

Ojciec wielokrotnie ją zdradzał

Wydaje mi się, że jak przez mgłę pamiętam pewne fragmenty pogrzebu. Kwiaty, wieńce, łzy i słowa, z których kompletnie nic nie rozumiałam. Nie rozumiałam także zapewne, że nie mam już mamusi, że zostałam półsierotą.

– To była moja wina – przyznał mi się ojciec pewnego dnia, gdy byłam już dorosła. – Zdradziłem twoją matkę…

– Miałeś kochankę?

– Miałem wiele kochanek. Wydawało mi się, że to nic ważnego – parsknął gorzko. – Głupiec! Nie byłem przykładem dobrego męża. Dlatego potem starałem się być dla ciebie jak najlepszym ojcem. Dzięki Bogu, przynajmniej tyle jeszcze mogłem zrobić. Ale nie w tym rzecz. Zdradziłem, bo nie pomogłem jej wtedy, gdy tego najbardziej potrzebowała. Nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji, jak ślepiec. Była całkiem sama ze swoją chorobą.

Objęłam go.

– Nie rozpamiętuj tego – poradziłam bez przekonania. – Minęło już tyle lat. Wszyscy popełniamy błędy…

– Tak, wiem, choć wolałbym, żebyś ty ich uniknęła. I żebyś nigdy nie natknęła się na mężczyznę, który pragnie się nimi zasłaniać – odparł.

– Wiem, tato. Ale na szczęście Paweł taki nie jest! – odruchowo wzięłam w obronę narzeczonego. – To poważny facet. I naprawdę się kochamy.

– Masz rację – uśmiechnął się.

Umilkliśmy oboje. Lecz po chwili ojciec dodał z wahaniem:

– Czy… Chciałem zapytać… Bardzo brakuje ci matki?

Zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. To nie było łatwe pytanie. I nie miałam na nie gotowej odpowiedzi.

– Nie wiem – odparłam w końcu uczciwie. – Czasem pewnie tak. Ale… nie znałam jej. I… trochę mam do niej żal. W końcu wcale się mną nie przejmowała. Nie pomyślała o mnie. Zostawiła mnie. A teraz, kiedy mam zacząć nowy rozdział w swoim życiu, kto mi przyszykuje welon?!

Taka była tradycja

Głos odrobinę mi się załamał. W naszej rodzinie od dawna jest taki zwyczaj – a właściwie tradycja – że to matka wybiera welon swojej córce, gdy ta idzie do ślubu. Ma on jej przynieść szczęście w małżeństwie. Tak jak w niektórych rodzinach, to ojciec prowadzi pannę młodą do ołtarza. Bez tego welonu – znaku macierzyńskiej miłości – panicznie bałam się swojej przyszłości. Wiedziałam, że moja mama poszła do ślubu w toczku – bez welonu. Nie znała naszego obyczaju, przecież dopiero miała wejść do tej rodziny. Często zadawałam sobie pytanie, czy nie było w tym jakiegoś fatum…

Ojciec stropił się.

– Nie oceniaj jej surowo – poprosił. – A welon kupi ci matka chrzestna. Nie bój się, pamiętamy o tym…

Welon był przepiękny. Śnieżnobiały, z najdelikatniejszej koronki obszytej błyszczącą lamówką, a z wianka spływały utkane z jedwabnej przędzy białe różyczki. Miękko przelewał mi się w dłoniach i mienił jak źródlana woda w świetle księżyca. Nie mogłam wymarzyć sobie piękniejszego! Od razu zrobiło mi się weselej na duszy, a świat znowu nabrał kolorów.

Złapałam za telefon, by zadzwonić do ciotki Zosi – mojej matki chrzestnej, siostry ojca – i podziękować jej za ten wspaniały prezent. Jakież było moje zdumienie, gdy usłyszałam jej słowa:

– Kochanie, to jakaś pomyłka… Ja nie wysyłałam ci welonu. Kupiłam go, owszem. Wybieraliśmy go kilka dni temu razem z twoim ojcem. Ale mam go tutaj! Zamierzałam wręczyć ci go osobiście…

Rozłączyłam się i czym prędzej wykręciłam numer mojego ojca.

– Czy to ty? To ty przysłałeś mi ten welon?!

– Welon? – tata wydawał się naprawdę zdumiony.

– Tato – zamknęłam oczy. – Dostałam welon. Przyszedł pocztą. Ciocia mówi, że go nie wysyłała…

 – To jakiś absurd…

 – Tato!

Urwałam. Urwałam tylko po to, żeby zadać mu najważniejsze pytanie. Żeby zebrać wszystkie siły, aby je zadać. Choć wydawało się to czystym szaleństwem, dopiero teraz przyszło mi do głowy…

– Czy znaleźli wtedy ciało mamy?

W słuchawce nastała cisza.

– Tato?!

– Nie... – odparł. – Nie znaleźli. Ale tak się często zdarza… Dziecko, jezioro to nie wanna! Akcja poszukiwawcza, choć trwała bardzo długo, nie przyniosła rezultatów. Uznano ją za zmarłą, zgodnie z prawem, gdy minął właściwy czas. Dlatego pogrzeb odbył się dużo później, i dlatego pewnie coś sobie z niego przypominasz. To była symboliczna ceremonia...

 – I nigdy nie przyszło ci do głowy… 

– Przyszło – przerwał mi. – Też dałem się ponieść emocjom. W swoim czasie zatrudniłem nawet detektywa. Ale niczego nie wykrył. Kochanie, nie ulegaj złudzeniom, twoja matka nie żyje…

– Więc kto przesłał mi welon?

– Nie wiem. Doprawdy nie wiem... – odparł bezradnie.

No i dobrze. Czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego. Ale czuję sercem to, czego rozum nie potrafi ogarnąć? W każdym razie, idąc do ołtarza, otulona tym cudownie zwiewnym welonem, czułam się dziwnie spełniona i spokojna. Miałam nieodparte wrażenie, że moja mama była wtedy przy mnie. A szczęście w małżeństwie do dziś mnie nie opuszcza…