Czego on ode mnie chciał?

Spodziewałam się zobaczyć każdego, tylko nie jego. I na pewno nie był tym, na kogo czekałam. Przyszedł wieczorem. Zaniemówiłam. Nawet się nie przywitał. Wszedł jak do własnego domu. A może uważał, że to nadal jego dom. Mówił coś niezrozumiale.

– Adam, co ty tu właściwie robisz? – zdołałam wydukać. – To miał być koniec. Pamiętasz?

– Przykro mi, naprawdę. To jest pilne. Nie miałem wyjścia.

– Twoje problemy mnie nie interesują – z trudem dobierałam słowa.

– Ale to jest coś, co nas obojga dotyczy – nerwowo drapał się po brodzie.

– Chyba żartujesz! – westchnęłam.

– Nie ma już nas. Do widzenia! – pokazałam mu drzwi.

– W porządku – wyglądało na to, że wcale nie planuje wyjść. – W takim razie potraktuj mnie jak twojego klienta. Zapłacę ci.

Postanowiłam odstawić na bok swoje urażone ego i usiadłam naprzeciw niego.

– Mów – powiedziałam spokojnym tonem.

– Mam wrażenie, że ktoś nas przeklął – stwierdził Adam.

– Nas? Ale o co ci...

– Rozumiem, rozumiem. Nas nie ma. Ale spróbuj na chwilę odrzucić te głupie uprzedzenia.

– Uprzedzenia? To żadne uprzedzenia!

– Proszę, nie rozpoczynajmy na nowo tej dyskusji. Rozstanie to fakt. Ale ciągle jesteś obecna w moich myślach. Ty także myślisz o mnie. Przyznaj się – mówił poważnie. – To oznacza, że nadal jest między nami chemia.

– Do czego zmierzasz?

Może był w tym sens?

– Ktoś to wie i stara się to zniszczyć – odrzekł z determinacją.

– Co zniszczyć? Czy wszystko z tobą w porządku?

– Nas. Próbuje zniszczyć nas oboje. Razem czy oddzielnie, nie wiem.

– Być może twoja nowa partnerka. Ale ja nie dostrzegam w tym niczego niepokojącego.

– Wiesz, że najciemniej jest pod latarnią. Koncentrujesz się na innych i ich kłopotach. Jesteś w stanie wyciągnąć wnioski z ich aury, zinterpretować co myślą. Ale sama nie potrafisz się zabezpieczyć. Kiedy ostatnio byłaś u lekarza?

Podniosłam się i podeszłam do lusterka, które wisiało na ścianie. Moje zniekształcone odbicie wydawało się przerażająco blade. Plus te cienie pod oczami... Ale to był rezultat niewyspanych nocy i reżimu diety, którego przestrzegałam od wiosny. W jej efekcie udało mi się zrzucić 9 kilogramów.

– Być może powinnam pomyśleć o badaniach. Na pewno mam lekką anemię. Nie jem ostatnio zbyt wiele – przyznałam.

– Zauważyłem. Straciłaś wręcz kobiece kształty – mówił smutno, patrząc na mnie. – Wyglądasz jak cień kobiety.

– Dzięki. Ty też nie wyglądasz, jak za starych dobrych czasów – odparłam mu ze złośliwością.

– Chcesz wiedzieć dlaczego? Dostałem skierowanie do szpitala.

Spojrzałam na niego. Zapadłe policzki. Szara skóra. Nie dostrzegłam tego wcześniej, pewnie dlatego, że od jakiegoś czasu się nie golił. Przestraszyłam się.

– Jesteś chory?

– Na to wygląda. Proszę, pomóż mi. I sobie.

Czy to ta kobieta rzuciła urok?

Nie mogłam się powstrzymać. Podeszłam do niego, siadając na sofie. Na tyle blisko, aby poczuć ten irytujący, ale jednocześnie uwodzicielski zapach jego perfum. Zawsze ten sam. Mój ulubiony. Z lekkim zakłopotaniem złapałam Adama za dłoń. Nie odepchnął mnie. Poczułam, że moje serce zaczyna bić szybciej, a w głowie mam zamęt. Jego chłodna dłoń wyślizgnęła się i zacisnęła na mojej. Było w tym coś znanego i jednocześnie przerażająco desperackiego. Podniosłam oczy. Spojrzał na mnie z błaganiem.

– Czytaj mi w myślach. Pozwalam ci.

– Dlaczego? Nie jestem zainteresowany tym, co myślisz. Powiedz mi tylko to, co powinnam wiedzieć.

Nieznacznie się wyprostował, nie puszczając jednak mojej dłoni. Następnie zaczął mówić:

– To było w marcu. Jak zwykle biegałem po parku. Przy stawie zatrzymała mnie Romka. Starsza pani z chustką na głowie. Chwyciła moją dłoń i patrzyła mi prosto w oczy. Nic nie powiedziała. A potem splunęła. Wydostałem się z jej uścisku i kontynuowałem bieg, cicho szepcząc przekleństwo. Nie minęło dużo czasu, a zaczęły się kłopoty. Bezsenność. Nocne koszmary. Rano z trudem wstawałem z łóżka. Zaczęły się krwawienia z nosa i straszliwe bóle głowy. W końcu straciłem przytomność za kierownicą. Na szczęście auto zjechało na pobocze… Ktoś wezwał pogotowie. Zostałem przewieziony do szpitala.

– Nie wiedziałam, że trafiłeś do szpitala – poczułam smutek i niepewność.

– Jak mogłaś wiedzieć, skoro zakazałaś mi kontaktu.

– Adam!

– Zaczekaj, jeszcze nie skończyłem. Podczas pobytu w szpitalu przeszedłem szereg badań. Anemia. Ale to zazwyczaj jest efekt, a nie przyczyna choroby. Lekarze próbowali więc znaleźć inny powód mojego stanu. Bez skutku. I być może zdecydowałbym się poddać, gdyby nie jedna niepokojąca wizyta – w tym momencie palce Adama instynktownie zacisnęły się na mojej dłoni. – Na dzień przed wyjściem ze szpitala, miałem gościa.

Ale co ja mam z tym wspólnego?

– Ta Romka?

– Tak, to ona. Przyszła późno wieczorem. Nie jestem pewien, kto ją wpuścił, bo odwiedziny już się skończyły. Pojawiła się w drzwiach, spojrzała i coś podrzuciła pod łóżko. Następnie odeszła.

– Co to było? Co podrzuciła?

– Chusteczkę. Zwykłą, papierową chusteczkę. Była pokrwawiona.

Przeszedł mnie chłód. Skurcze w brzuchu uświadomiły mi, że to nie bliskość Adama powoduje ten stan. Przeraziłam się jeszcze bardziej.

– Dlaczego uważasz, że ta sprawa dotyczy również mnie? – zapytałam cicho.

– Kilka dni temu cię zobaczyłem. Przypadkowo. Robiliśmy zakupy w tym samym sklepie. Nie zauważyłaś mnie, ale ja ciebie tak. Zbladłaś i bardzo schudłaś – wciągnął powietrze. – Zacząłem cię obserwować. Nie tyle ciebie, ile twój dom. Kilka razy wieczorem byłem tutaj, sprawdzając, czy światło się pali... Rozumiesz? Wczoraj też tu byłem. Widziałem ją. Stała pod oknem i kołysała się na boki, jak gdyby coś śpiewała albo...

– Wymawiała formuły magiczne? – zakończyłam.

– Tak – odpowiedział, wyraźnie poruszony. – Następnie na ziemi znalazłem mały chusteczkę. To właśnie powód mojej obecności tutaj.

Zeskoczyłam z sofy. Poczułam nagłą potrzebę działania: zidentyfikować problem, uzdrowić organizm, odzyskać energię. Opowieści Adama, fragmenty informacji, aromat perfum. Niespodziewanie poczułam mdłości. Miałam mroczki przed oczami. Zachwiałam się. W ciemnościach zajaśniało drobne światełko. Iskierka świadomości. Złote monety. Ciepło, które zdawało się zbliżać. Leżałam obok ogniska, w sercu cygańskiego obozowiska. Wokół falowały spódnice wyszywane cekinami. Ktoś grał na skrzypcach.

Na skórzanej pufie siedziała staruszka. Przed nią, na niewielkim stołeczku, zobaczyłam rozłożone karty. To była romska wróżka. Nagle dźwięki muzyki zamilkły. Niespodziewany podmuch wiatru porozrzucał karty i odsłonił twarz staruszki, ukrytą pod chustą. Śmiała się, a ja poczułam w ustach smak świeżej krwi.

– Boże, czy wszystko jest w porządku? – usłyszałam znajomy głos z daleka.

Płomienie zaczęły sięgać mojego ciała. Objęły mnie całkowicie. Przestałam z tym walczyć.

– Spójrz na mnie, otwórz oczy! Proszę! Dzwonię po karetkę.

To było pozbawione sensu. Skoncentrowałam się, żeby spróbować zrozumieć sytuacje, w jakiej się znalazłam. Wzięłam głęboki oddech i... Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze. Ręce Adama dotykały mojego ciała, a jego ciało wręcz mnie przyduszało. Jego gorące usta obsypywały moją twarz pocałunkami.

– Nareszcie! Naprawdę mnie przestraszyłaś, kochanie. Przewróciłaś się i uderzyłaś o stolik. Masz rozcięte wargi. Tak czy siak, jedziemy do szpitala.

Pomógł mi się podnieść i znaleźć torebkę. Czułam, jak głowa pulsuje mi z bólu oraz intensywne zmęczenie.

– Widziałam ją. Tę Romkę.

– Zatem zrób coś – zawołał. – Przecież jesteś wróżką.

– Adam, czy to ty mnie pocałowałeś?

To pomogło nam odnaleźć siebie

Obejmując mnie w pasie, wyprowadził mnie z domu. W jego ramionach czułam się bezsilna, niczym dziecko. Ale także bezpieczna. „Czy naprawdę musiało dojść do tak wielu nieszczęść, żebyśmy mogli znów poczuć tę bliskość? – rozmyślałam. – A może...”.

– Zaczekaj! – wykrzyczałam, odsuwając się od niego. – Mówiłeś, że tego dnia, kiedy ją zobaczyłeś, biegałeś po parku. Przecież nigdy tego wcześniej nie robiłeś.

– Zaczęło się po naszym rozstaniu. Musiałem odreagować. Zająć się czymś – wyjaśnił Adam. – Aktywność fizyczna była jedynym, co przyszło mi do głowy. Zdecydowałem się na siłownię i basen. I oczywiście bieganie.

Oboje się męczyliśmy, aby...

– Zapomnieć?

– Dokładnie tak.

– Czyli ta kobieta nie rzuciła na nas klątwy?

– Nie sądzę. Obawiam się, że my sami jesteśmy jej autorami. Ewentualnie byliśmy na najlepszej drodze, aby to zrobić. Może ona po prostu zatrzymała nas na czas.

– Czy to oznacza, że mi ufasz? Że nie było żadnej innej kobiety? Ani razu? Przyrzekam ci, skarbie – spojrzał na mnie w taki sposób, że znowu poczułam, jak świat zaczyna kręcić się wokół mnie.

– Powinniśmy wrócić do domu. Wydaje mi się, że wiem, co nas uzdrowi. Przypomniały mi się słowa cygańskiego proroctwa: „Miłość jest niczym krew. Daje moc do życia”.