Monika, moja koleżanka z pracy, już od września zaczęła przeżywać studniówkę swojej córki.

– Mówię ci, ile to zachodu! – opowiadała mi zaaferowana. – Jestem w trójce klasowej i musimy załatwić salę, catering, orkiestrę. Oczywiście nikt nie chce się tego podjąć i chyba sama wszystkim będę musiała się zająć.

Wiedziałam, że jest w swoim żywiole. Co jak co, ale rządzić ludźmi to ona uwielbiała. Od tego czasu nie było chyba dnia, żeby nie odbierała jakichś niecierpiących zwłoki telefonów od dostawców ciast czy didżejów, nie przeglądała stron internetowych w poszukiwaniu sukienek dla córki, i siebie oczywiście, bo zgłosiła się do pilnowania młodzieży.

– Mówię ci, Pati, muszę schudnąć, żeby nie prezentować się jak gruba, brzydka matka – powtarzała mi bezustannie. 

– A wiesz, że w tym tygodniu młodzi zaczynają już treningi poloneza? Zaproponowałam, żeby włączyli do niego jeszcze elementy z innych tańców, i nie uwierzysz, byli zachwyceni! – zachichotała.

Ciekawa byłam, czy tylko ona tak przeżywa ten pierwszy prawdziwy, dorosły bal? Bo jeśli dzieciaki też były takie przejęte, to marnie widziałam ich przygotowania do matury. 

Córeczko, zaszalej! 

Moja córka, Ola, też w tym roku kończyła liceum, ale nie zajmowała się szukaniem sukienki na studniówkę już od początku roku szkolnego. „Chyba po mnie odziedziczyła rozsądne podejście do takich spraw” – cieszyłam się. Kiedy jednak minął październik, listopad, zaczęłam się niepokoić. „Pewnie, że nie można przesadzać, ale za jakąś sukienką trzeba się rozejrzeć! I dlaczego Ola nie chodzi na próby poloneza?” – zastanawiałam się, widząc, że córka po szkole wraca do domu i od razu siada do lekcji. Chciała dostać się na medycynę, więc dużo się uczyła, żeby zrealizować ten cel. Każdy jednak potrzebuje od czasu do czasu jakiejś rozrywki!

Zobacz także:

– Nie zaczęliście jeszcze prób poloneza? – zapytałam Olę w sobotę, kiedy wracałyśmy razem z zakupów spożywczych. – I gdzie w ogóle macie tę studniówkę? Córka Moniki, wiesz, tej z mojej pracy, podobno ma w hotelu za miastem. Mam nadzieję, że wy aż takich wydatków nie przewidujecie – zaśmiałam się.

– Szczerze, to nie mam pojęcia – wzruszyła ramionami. – Wiem, że była mowa o jakimś lokalu niedaleko szkoły, ale nie przysłuchiwałam się temu za bardzo…

– Pewnie, nieważne gdzie, tylko z kim – poparłam ją. – Ale próby to już chyba na dniach zaczniecie?

– Trwają już chyba od miesiąca – Ola nie wydawała się zainteresowana naszą rozmową, za to ja stanęłam jak wryta.

– No to czemu nie bierzesz w nich udziału? – zdziwiłam się.

– Przecież ja nie idę na żadną głupią studniówkę, mamo! – syknęła Ola.

– Chyba sobie żartujesz? – traciłam już cierpliwość. – Przecież my ci z ojcem za wszystko zapłacimy, nie martw się o to.

– Nie chodzi o pieniądze! – westchnęła Ola. – Chociaż prawdę mówiąc, to wolę je wydać na wakacje niż na jedną noc. Ale ja nie chcę iść, tańczyć do beznadziejnej muzyki i jeść paskudnego żarcia!

– To nie o to chodzi – nie mogłam jej zrozumieć. – Możesz się wyszaleć z kolegami, bo przecież niedługo wasze drogi się rozejdą.

– I bardzo dobrze – mruknęła Ola. – Nigdy nie mogłam się z nimi dogadać.

I tu chyba był pies pogrzebany… Owszem, Ola miała kilka koleżanek, ale nie jakichś szczególnie bliskich. Generalnie raczej trzymała się na uboczu, a już odwiedziny kogoś z jej klasy u nas w domu zdarzały się tylko od wielkiego dzwonu.

No i nie mogłyśmy się porozumieć w kwestii studniówki. Ja wspominałam swoją jako wspaniałe wydarzenie. Pamiętam, jak mama wraz z ciotkami stawały na głowie, żeby znaleźć dla mnie materiał na sukienkę, jak tańczyliśmy do białego rana w rytm ówczesnych przebojów… Po prostu nie mogłam uwierzyć, że Ola chce z tego dobrowolnie zrezygnować! Tomek, mój mąż tylko się na mnie denerwował.

– Jak nie chce, to niech nie idzie – powiedział mi. – Ja na swojej nie byłem i jakoś przeżyłem!

– I nigdy ci nie było żal? – zapytałam podstępnie.

– Może czasami – wzruszył ramionami. – Ale dziura w niebie się od tego nie zrobiła!

No i ja właśnie od tego chciałam uchronić Olę. Codziennie więc namawiałam córkę, żeby jeszcze raz przemyślała sprawę, pokazywałam jej fotki z mojej studniówki, a w internecie zdjęcia ślicznych sukienek.

– Przecież nie musisz tańczyć poloneza – próbowałam ją jakoś przekonać, bo wiedziałam, że ma dwie lewe nogi. – Ale idź, przekonaj się chociaż, jak jest. Jak będzie źle, to tata po ciebie przyjedzie!

Uparła się jednak jak osioł i tyle. 

Skąd ja jej teraz wezmę partnera?

W końcu w desperacji zwróciłam się do Moniki, która, jakby nie patrzeć, była specjalistką od studniówek.

– Pewnie, że wiem, jak temu zaradzić – uśmiechnęła się z troską, kiedy tylko wyłuszczyłam jej problem. – Dziewczyna nie chce iść, bo nie ma partnera!

Aż palnęłam się w czoło. Że też ja na to nie wpadłam! Ola tak była pochłonięta nauką, że zwyczajnie nie miała czasu na żadne randki, to gdzie miała kogoś poznać? Nic dziwnego, że nie chciała iść sama. Po co? Podpierać ściany?!

– Tylko skąd ja jej teraz wezmę partnera? – zastanawiałam się głośno. – Siostrę mam nad morzem, za daleko, żeby ściągać kuzynów.

– Tym się, Pati, nie martw – zapewniła mnie od razu Monika. – Moja córa ma mnóstwo znajomych, znajdę Oli największego przystojniaka!

I już następnego dnia zaprezentowała mi na jednym z portali społecznościowych chłopca, który zgodził się pójść z moją córką na studniówkę. Nie powiem, nawet mi się spodobał. Pozostało tylko przekazać tę dobrą wiadomość samej zainteresowanej…

– Boże, mamo, nikt w życiu mnie tak nie upokorzył! – wrzasnęła Ola, kiedy przedstawiłam jej sprawę. – Jak ja bym miała spojrzeć temu chłopakowi w oczy? Wyszłabym na ostatnią idiotkę, która nawet nie potrafi sobie faceta na bal znaleźć!

– Przecież tak było… – powiedziałam niepewnie. 

Ale Ola tylko bardziej się zezłościła. 

Dałam jej czas na ochłonięcie, przezornie zostawiając jej na biurku zapisany na karteczce numer telefonu do Filipa – tak się nazywał ten chłopak. „Jak chce, to niech się z nim skontaktuje, ja swoje zrobiłam” – pomyślałam. Chyba musiała go sobie obejrzeć w internecie i przypadł jej do gustu, bo po kilku dniach oznajmiła, że się namyśliła i zamierza jednak pójść na studniówkę. W duchu odtańczyłam taniec zwycięstwa, ale nic nie dałam po sobie poznać. Jeszcze by się córka rozmyśliła, żeby mi na złość zrobić.

Ola do dziś nie chce ze mną rozmawiać!

Następne tygodnie spędziłyśmy z Olą na zakupach, wizytach u fryzjera, kosmetyczki. Nie wiem, która z nas się bardziej tym cieszyła: ja czy ona? A kiedy nadszedł już ten wielki dzień, to mało się nie rozpłakałam, gdy Ola, wystrojona i umalowana, przyszła nam się pokazać. Kiedy ona zdążyła tak urosnąć! Zrobiłam jej i Filipowi, który okazał się bardzo miłym chłopakiem, chyba ze sto zdjęć. A kiedy wyszli, spokojnie zasiadłam z Tomkiem przed telewizorem. Byłam pewna, że Ola będzie się świetnie bawić! 

Zamierzałam rzecz jasna czekać na córkę i wypytać o wszystko na gorąco. Tylko że kiedy Ola wpadła do domu koło północy, nie chciała ze mną rozmawiać!

– Przez ciebie przeżyłam największe upokorzenie w życiu! – zaszlochała tylko i zamknęła się w pokoju. 

Nie chciała mi otworzyć ani powiedzieć, co się stało, więc dałam jej spokój do rana. W niedzielę nie było lepiej, więc w końcu, zdesperowana, zadzwoniłam do Moniki, zapytać, czy może ona ma pojęcie, co się stało.

– Tak mi głupio – powiedziała koleżanka. – Nie spodziewałam się, że Filip się upije i tak zachowa… 

No i cała sytuacja się wyjaśniła. Okazało się, że Filip nie tylko się upił, ale też opowiadał każdemu, kto mu się nawinął, że poszedł z Olą na studniówkę tylko dlatego, że jej matka to załatwiła, i że było mu jej żal. Nic dziwnego, że Ola czuła się upokorzona! Ja sama bym mu przywaliła, gdyby tylko nawinął mi się pod rękę.

Ola tak się na mnie obraziła, że nawet nie chciała ze mną rozmawiać i zapowiedziała, że do szkoły już nie pójdzie. Na szczęście zaraz wypadały ferie i jakoś Tomek ją przekonał, że jej marzenia o medycynie są ważniejsze niż zraniona duma. Ze mną za to dalej nie bardzo chce rozmawiać. A ja tylko chciałam dobrze!