„Bukiet róż na walentynki wpakował mnie w kłopoty po same uszy. Biuro huczało od plotek, a ja najadłam się wstydu”
„Rozmowa wciąż dźwięczała mi w głowie. Czułam się jak idiotka. Przez cały dzień żyłam w przekonaniu, że przeżywam romantyczny moment rodem z filmów, a teraz… Teraz został tylko ten bukiet róż i jeszcze większy wstyd”.

- Redakcja
– Agnieszka! Ktoś przysłał ci kwiaty!
Kiedy tylko przekroczyłam próg biura w walentynki, usłyszałam podekscytowany głos Magdy. Uniosłam brwi i spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Żartujesz?
– Sama zobacz! – Magda wskazała na moje biurko, na którym stał spory bukiet czerwonych róż, owinięty w elegancki papier.
Serce podskoczyło mi do gardła. Przez moment stałam jak wryta, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ktoś wysłał mi kwiaty? Mnie?
Podeszłam powoli do biurka, czując na sobie spojrzenia wszystkich koleżanek z działu. Każda z nich miała ten sam wyraz twarzy – ciekawość wymieszaną z zazdrością.
Sięgnęłam po bilecik, który wystawał spomiędzy róż. Dłonie lekko mi drżały, kiedy otwierałam małą kopertę.
„Dla najpiękniejszej kobiety w tym biurze. Twój cichy wielbiciel”. Zrobiło mi się gorąco.
Miałam nadzieję, że to on niego
Siedziałam przy biurku, wpatrując się w bukiet czerwonych róż, który od rana przyciągał spojrzenia całego działu. Zapach kwiatów unosił się w powietrzu, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ktoś mi je wysłał. Ktoś nazwał mnie „najpiękniejszą kobietą w biurze”.
Od miesięcy miałam słabość do Tomka. Był cichy, tajemniczy i trochę zdystansowany, ale właśnie to mnie w nim pociągało. Nie był typem biurowego flirciarza, nie rzucał banalnych komplementów na prawo i lewo. Może właśnie dlatego każda chwila, gdy wymienialiśmy spojrzenia, wydawała mi się wyjątkowa.
– No to co, Agnieszka? – Kasia oparła się o moje biurko. – Nadal się zastanawiasz? Przecież to oczywiste, że to od Tomka!
– Myślisz? – zerknęłam na nią, próbując ukryć uśmiech.
– Na sto procent! – podsunęła mi filiżankę kawy. – Widziałaś, jak dziś na ciebie patrzył, gdy przechodził? Cały czas zerkał w stronę tych róż. Może czeka, aż sama coś zrobisz?
Ta myśl dodała mi odwagi. Może rzeczywiście Tomek był zbyt nieśmiały, żeby otwarcie się przyznać? Może chciał sprawdzić moją reakcję? Jeśli tak, to nie zamierzałam dłużej czekać.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy usłyszałam sygnał.
– Cześć, Tomek… – zaczęłam, starając się brzmieć naturalnie. – Chciałam ci podziękować za kwiaty. Są przepiękne.
Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza.
– Jakie kwiaty? – jego głos brzmiał na szczerze zaskoczonego.
Zmarszczyłam brwi.
– No te, które mi wysłałeś – zaśmiałam się nerwowo. – Wiem, że to od ciebie.
– Ale… ja nie wysyłałem żadnych kwiatów.
Zamarłam. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
– Naprawdę? – szepnęłam, czując, jak gorąco uderza mi do twarzy.
– Naprawdę. Przykro mi. Muszę kończyć.
Rozłączył się, a ja wpatrywałam się w ekran telefonu, czując, jak moje marzenie właśnie rozsypuje się w drobny pył. Skoro to nie Tomek… to kto?
Wolałam nie znać prawdy
Telefon od Tomka wciąż dźwięczał mi w głowie. Czułam się jak idiotka. Przez cały dzień żyłam w przekonaniu, że przeżywam romantyczny moment rodem z filmów, a teraz… Teraz został tylko ten bukiet róż i jeszcze większy wstyd.
Siedziałam przy biurku, starając się skupić na pracy, ale myśli krążyły wokół jednego pytania: „Skoro nie Tomek, to kto?”.
Nagle usłyszałam znajomy, pewny siebie głos.
– Agnieszka, masz chwilę?
Uniosłam głowę i spojrzałam w stronę Adama, mojego szefa. Stał w drzwiach swojego gabinetu z tym samym lekko nonszalanckim uśmiechem, który zawsze budził we mnie pewien niepokój.
– Oczywiście, panie Adamie – odpowiedziałam, choć żołądek zacisnął mi się w supeł.
Weszłam do gabinetu i usiadłam na krześle naprzeciwko jego biurka. Szef spojrzał na mnie uważnie, a potem wskazał ruchem głowy na bukiet.
– Widzę, że kwiaty na walentynki dotarły.
Serce podeszło mi do gardła.
– To… było od pana?
Uśmiechnął się, jakby spodziewał się mojego pytania.
– Myślę, że możemy przejść na „ty”, Agnieszko – powiedział swobodnie. – Po tylu latach pracy chyba już na to zasłużyłem.
Zrobiło mi się duszno.
– Dziękuję za… ten gest, ale nie wiem, czy to dobry pomysł – zaczęłam ostrożnie.
Adam westchnął, jakby nieco rozbawiony moją reakcją.
– Nie przesadzaj – machnął ręką. – Chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo.
Miałam ochotę powiedzieć, że wyjątkowo się czułam – dopóki nie odkryłam prawdy.
– Doceniam, ale… to nie jest odpowiednie – wykrztusiłam, czując się coraz bardziej nieswojo.
Adam nachylił się nad biurkiem, a jego spojrzenie stało się poważniejsze.
– Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz, Agnieszko.
Serce mi zamarło. Wyszłam pędem z gabinetu, nie oglądając się za siebie. Teraz już wiedziałam – te kwiaty nie były romantycznym gestem, tylko problemem.
Czułam się jak w pułapce
Czułam na sobie spojrzenia koleżanek, które pewnie zastanawiały się, co takiego powiedział mi Adam. Nie zatrzymałam się. Wpadłam do łazienki, zamknęłam się w kabinie i spróbowałam uspokoić oddech.
To tylko kwiaty, powtarzałam w myślach. Nic się nie stało. Nie zrobił nic złego. A jednak coś było nie tak. Ton jego głosu. To, jak powiedział, że mam go „nie zawieść”. Co to miało znaczyć?
Wróciłam do swojego biurka, unikając wzroku Magdy i Kasi. Bukiet róż wciąż tam stał, jak wyrzut sumienia. Miałam ochotę wrzucić go do kosza.
Nie minęło pięć minut, kiedy Adam pojawił się w pokoju.
– Agnieszka, możemy jeszcze chwilę porozmawiać?
Nie miałam ochoty na kolejną rozmowę, ale nie mogłam odmówić szefowi. Poszłam za nim, ale tym razem zatrzymał się przy kuchni biurowej, gdzie było mniej osób.
– Chcę, żebyśmy się dobrze zrozumieli – zaczął niskim głosem. – Nie masz się czego obawiać. To tylko kwiaty.
– Tylko kwiaty? – powtórzyłam, zaciskając dłonie. – To bardzo… osobisty gest.
Adam uśmiechnął się lekko.
– Może. Ale czy to coś złego? Myślałem, że się ucieszysz.
– To nie na miejscu – powiedziałam wprost.
Uśmiech Adama zniknął.
– Rozumiem. Nie będę cię zmuszał do niczego. Ale… – zawahał się na moment – może jednak powinnaś to przemyśleć.
Nie odpowiedziałam. Po prostu odwróciłam się i wyszłam. Czułam, że ta sytuacja wcale się nie skończyła. Ledwo wysiedziałam do końca dnia w pracy. Nie wzięłam bukietu do domu.
Było coraz gorzej
Od rozmowy z Adamem minęły dwa dni, ale nie mogłam przestać o niej myśleć. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie: „Może powinnaś to przemyśleć”. Przemyśleć co? To, że szef najwyraźniej uznał mnie za kogoś, kogo może sobie po prostu „kupić” bukietem kwiatów?
Każdego ranka, gdy wchodziłam do biura, czułam jego wzrok na sobie. Nie powiedział już nic więcej, ale atmosfera stała się napięta. Gdy przechodził obok mojego biurka, jego spojrzenie było inne – jakby wyczekiwał, czy zmieniłam zdanie.
Tymczasem Tomek… Tomek zachowywał się, jakby nic się nie wydarzyło. I to bolało mnie najbardziej.
Zaczęłam sobie uświadamiać, jak bardzo się oszukiwałam. Przez te wszystkie miesiące wmawiałam sobie, że między nami jest jakaś subtelna nić porozumienia. Wierzyłam w drobne gesty, w ukradkowe spojrzenia. Ale prawda była prosta – Tomek nigdy nie widział we mnie nikogo więcej niż zwykłą koleżankę z pracy. Patrząc na róże, które nadal stały na moim biurku, poczułam do nich obrzydzenie. Po pracy, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, wrzuciłam je do kosza.
Nie dawał mi spokoju
Następnego dnia, gdy weszłam do biura, poczułam ulgę na widok pustego miejsca, gdzie jeszcze wczoraj stał bukiet. To był koniec tej farsy. Przynajmniej tak myślałam.
Nie zdążyłam nawet usiąść, kiedy zza moich pleców rozległ się znajomy głos.
– Widzę, że kwiaty zniknęły?
Zamarłam. Powoli odwróciłam się i spojrzałam na Adama. Stał tuż za mną, ręce miał schowane w kieszeniach, a na twarzy błąkał mu się ten jego uśmiech, który wcześniej wydawał mi się zwyczajny, ale teraz… teraz czułam, że to nie był dobry znak.
– Tak – powiedziałam spokojnie. – Nie chciałam ich zatrzymywać. Poza tym zaczęły więdnąć.
Przez moment patrzył na mnie w milczeniu.
– Rozumiem – odparł w końcu, jego uśmiech lekko przygasł. – Szkoda.
Chciałam wrócić do pracy, ale Adam nie ruszył się z miejsca.
– Mam nadzieję, że nie było żadnego nieporozumienia – powiedział niskim głosem. – Chciałem tylko sprawić ci przyjemność.
– Doceniam to, panie Adamie – odpowiedziałam sztywno.
– Adamie – poprawił mnie natychmiast.
Zacisnęłam usta.
– Dziękuję, ale wolę trzymać sprawy zawodowe i osobiste osobno – powiedziałam ostrożnie.
Widziałam, jak lekko mruży oczy, a potem kiwa głową.
– Oczywiście – rzucił z pozorną lekkością. – Miłego dnia, Agnieszko.
Gdy odszedł, poczułam, że to jeszcze nie koniec. Coś mi mówiło, że to dopiero początek problemów.
Sama musiałam za to zapłacić
Myślałam, że to się skończy, ale Adam nie odpuszczał. Z dnia na dzień jego zachowanie stawało się coraz bardziej nachalne – przypadkowe dotknięcia, dwuznaczne komentarze. Atmosfera w biurze gęstniała, a ja czułam się jak w potrzasku.
Aż pewnego dnia dostałam e-mail. „Chyba nie chcesz, żeby twoja praca stała się trudniejsza, prawda?”. Zrobiło mi się słabo. To była groźba. Zerwałam się z miejsca i ruszyłam prosto do kadr. Drżącym głosem opowiedziałam wszystko.
Wieczorem, gdy wychodziłam z biura, Adam czekał na mnie przy drzwiach.
– Popełniłaś błąd – syknął cicho.
Ominęłam go i odeszłam szybkim krokiem, a serce waliło mi w piersi. Wiedziałam, że być może właśnie straciłam tę pracę. Ale przynajmniej odzyskałam siebie.
Agnieszka, 34 lata