„Byłam prymuską na roku i pupilką rodziców. Po jednej imprezie mój cały świat runął jak wieża z klocków”
„Kilka tygodni później obudził mnie dziwny lęk. Zrobiłam test… dwa paski. Stałam w łazience i nie wiedziałam, co robić. Hubert? Co ja mu powiem? Co powiedzą rodzice? Co teraz z moimi studiami, marzeniami?”.
Nie tego się spodziewałam, idąc na studia. Miałam w głowie ambitne plany, każdy dzień miał być krokiem w stronę wymarzonej kariery. Moje życie przed ciążą? Pełne spotkań z przyjaciółmi, długich nocy spędzonych nad książkami i marzeń o przyszłości, którą miałam w pełni kontrolować. Przynajmniej tak mi się wydawało.
To był moment
Tamta noc zaczęła się całkiem niewinnie. Impreza integracyjna, zorganizowana przez samorząd studencki, miała być okazją do poznania nowych ludzi, chwilą oderwania się od stresującej codzienności. Hubert był duszą towarzystwa. Niewysoki, o trochę niechlujnej fryzurze, z pewnością siebie, która działała jak magnes. Z nim było zawsze śmiesznie, bezpiecznie… a tamtej nocy też upojnie.
Nie pamiętam wszystkiego. Trochę śmiałam się z koleżankami, trochę tańczyłam, a potem nagle znaleźliśmy się razem w jego pokoju. Pocałunki, przytulone ciała w nieporadnym splocie. Chyba nikt z nas nie myślał, że cokolwiek może się z tego stać.
Kilka tygodni później obudził mnie dziwny lęk. Zrobiłam test… dwa paski. Stałam w łazience i nie wiedziałam, co robić. Hubert? Co ja mu powiem? Co powiedzą rodzice? Co teraz z moimi studiami, marzeniami?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, próbując brzmieć spokojnie, choć serce waliło mi jak oszalałe.
Czułam, jak wszystko dookoła mnie zwalnia. Hubert podniósł na mnie wzrok, unosząc jedną brew. Był lekko zdezorientowany.
– Coś się stało? – zapytał.
Miałam ochotę powiedzieć coś w stylu: „Nic się nie dzieje, wszystko jest w porządku”, ale prawda była inna. Pociągnęłam za rękaw bluzy, nerwowo kręcąc w palcach nitkę. Potem znowu spojrzałam na niego, czekając, aż coś samo z siebie stanie się łatwiejsze. Nie stało się.
Musiałam mu powiedzieć
– Jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie. Hubert zamarł, przez moment nie ruszał się w ogóle, jakby nie do końca docierało do niego, co właśnie powiedziałam. Poczułam, jak w gardle zaczyna rosnąć gula.
– Co…? – mruknął w końcu, odsuwając filiżankę. Nie wiedziałam, co się dzieje w jego głowie, ale widziałam, że ta wiadomość spadła na niego jak lodowaty prysznic.
– Jestem w ciąży – powtórzyłam, tym razem ciszej.
– Ale… jak? – Ta naiwność prawie mnie rozbawiła, gdyby nie to, że sama byłam bliska płaczu.
– No wiesz… – zaczęłam, próbując zachować odrobinę ironii, żeby rozluźnić napiętą atmosferę, ale szybko zamilkłam, widząc, że nie jest na to gotowy. Wziął głęboki wdech, jakby to miało mu pomóc znaleźć odpowiednie słowa.
– Nie panikuj, poradzimy sobie. Na pewno nie zostawię cię samej – powiedział po chwili, choć w jego głosie słychać było stres. Siedział sztywno, patrząc na mnie z niepewnością.
– Ale... przecież jeszcze nawet nie skończyliśmy studiów. Jak my to zrobimy?
– Spokojnie, jakoś to będzie. Zresztą to nie koniec świata – dodał, a ja miałam wrażenie, że mówi to bardziej do siebie niż do mnie.
Coś w jego postawie, coś w tym, jak unikał mojego wzroku, sprawiało, że te słowa brzmiały pusto.
– Tylko co powiem rodzicom? – spytałam, bardziej do siebie, choć wiedziałam, że on też nie miał odpowiedzi. Oboje wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe. Ani teraz, ani później.
Chciałam mu wierzyć
Mimo jego zapewnień, w głowie miałam coraz więcej pytań. Co teraz z moim życiem? Co z moimi planami? A przede wszystkim… czy on naprawdę dotrzyma słowa? Na razie udawałam, że wierzę, ale gdzieś w środku rodziły się pierwsze niepewności.
Mijały tygodnie. Hubert na początku pisał codziennie, dzwonił, pytał jak się czuję. Ale z czasem te wiadomości zaczęły się pojawiać coraz rzadziej. Aż w końcu zniknął. Po zajęciach szybko uciekał, nawet nie patrząc w moją stronę. W końcu nie wytrzymałam. Złapałam go na korytarzu.
– Dlaczego przestałeś się odzywać? – powiedziałam, próbując opanować drżenie w głosie.
– Nie mam teraz czasu – odpowiedział cicho, chowając ręce do kieszeni. – Zresztą… co tu więcej mówić?
Poczułam, jak w środku coś we mnie pęka.
– Obiecałeś, że będziesz przy mnie. Teraz nie mogę liczyć nawet, żebyś normalnie porozmawiał?
– Kalina… ja po prostu nie jestem gotowy na to wszystko. Nie zmusisz mnie do tego.
Te słowa były jak cios. Zostałam sama. W domu też nie było łatwiej. Mama niby rozumiała, niby była przy mnie, ale czułam, jak z każdym dniem coraz bardziej na mnie naciska.
– Musisz sobie jakoś poradzić – mówiła każdego dnia. – Masz dziecko na głowie, pomyśl o jego przyszłości. Nie stać nas by was utrzymywać.
Zostawili mnie
Ojciec nie mówił nic. Czułam jego spojrzenie, nawet jeśli nie mówił wprost. Wiedziałam, co myśli.
– Nie możesz teraz odpuścić, rozumiesz? – wtrącił się w końcu ojciec, jak zawsze poważny, jego głos niósł za sobą coś więcej niż zwykłą troskę. – Wiesz, co ludzie powiedzą, jeśli zrezygnujesz? Skończysz te studia, nie pozwolę, żebyś zrobiła z siebie pośmiewisko.
Zawsze tak mówił – jakby to, co ludzie powiedzą, było najważniejsze.
– I co z tego, co ludzie powiedzą? – syknęłam, czując, jak narasta we mnie gniew. – Nie wiem, czy dam radę. Nie wiecie, jak to jest.
– Wiem, że ci ciężko, ale musisz się trzymać. Dla siebie i dla dziecka. Nie możesz teraz się poddać – powiedziała mama.
Patrzyłam na nich, na ich twarze pełne oczekiwań i czułam, jak coraz bardziej się oddalam. Nikt nie pytał mnie, czego ja chcę. Wszyscy wiedzieli lepiej. Z każdym dniem czułam się coraz bardziej samotna.
Uczelnia też nie dawała mi wytchnienia. Mój promotor zawsze był surowy, ale teraz miałam wrażenie, że wyraźnie szuka pretekstu, żeby mnie przycisnąć.
– Pani Kalino, musi się pani skupić na pracy dyplomowej. Czas ucieka, a pani masz spore zaległości – rzucił mi beznamiętnie, jakby chodziło o najzwyklejszą rzecz na świecie.
– Panie profesorze… Mam teraz dużo na głowie. Potrzebuję więcej czasu – wydusiłam, próbując nie brzmieć zbyt słabo.
Był nieugięty
Profesor spojrzał na mnie zza swoich okularów, nieco zniecierpliwiony.
– Każdy ma swoje problemy. Ale to nie może być wymówka. Jeśli chce pani skończyć studia, musi pani przyspieszyć.
Czułam, jak coś we mnie pęka. Nikt tego nie rozumiał. Nikt nie pytał, jak sobie radzę. Wszystko sprowadzało się do tego, żebym „robiła, co trzeba”.
– Pan nie rozumie, przez co teraz przechodzę – powiedziałam, a mój głos zaczął drżeć.
– To nie moja sprawa – odpowiedział chłodno. – Ja jestem tutaj po to, żeby pomóc pani skończyć studia. Reszta to pani problem.
Te słowa były jak zimny prysznic. Zmroziły mnie do szpiku kości. Nikogo nie obchodziło, co się ze mną dzieje. Miałam tylko być wydajna, spełniać oczekiwania, a cała reszta nie miała znaczenia.
Wyszłam z gabinetu profesora z poczuciem, że stoję na krawędzi. Każdy ciągnął mnie w swoją stronę, a ja już nie wiedziałam, czego chcę. Nie wiedziałam, czy dam radę to wszystko znieść.
Wszystko we mnie narastało, aż w końcu musiało znaleźć ujście. Tym razem padło na Olę. Spotkałyśmy się w kawiarni. Ona mówiła o swoich problemach – nowa praca, chłopak, wyjazd na weekend. Dla niej życie toczyło się dalej, normalnie, bez większych zawirowań.
– Kalina, musisz wyluzować – powiedziała z uśmiechem, gdy tylko zaczęłam opowiadać o tym, co się u mnie dzieje. – Przecież jakoś to wszystko ogarniesz.
Nikt mnie nie rozumiał
Wpatrywałam się w nią, czując, jak gotuje się we mnie.
– Wyluzować? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Ty chyba nie masz pojęcia, co mówię. Nie masz pojęcia, co to znaczy, kiedy twoje życie sypie się na kawałki.
Ola spojrzała na mnie, lekko zmieszana.
– Nie no, spokojnie, ja tylko chciałam cię uspokoić. Wszystko będzie dobrze. Zawsze jakoś sobie radziłaś…
– Nie będzie dobrze! – przerwałam jej, podnosząc głos. – Ty masz swoje życie, możesz sobie wyjechać, pracować, spotykać się z kim chcesz. A ja jestem sama z tym wszystkim! Hubert mnie olał, rodzice mnie duszą, a ja nawet nie wiem, czego chcę!
Zrobiła się czerwona na twarzy. Próbowała coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa.
– Nie potrzebuję pocieszeń, tylko żeby ktoś naprawdę mnie zrozumiał. Żeby posłuchał, co mam do powiedzenia, a nie tylko powtarzał, że „jakoś to będzie”. Bo nie będzie!
Ola milczała. Byłam na granicy wytrzymałości, jak bomba zegarowa, której nikt nie potrafił rozbroić. Wyszłam z kawiarni, zostawiając ją. Z każdym krokiem czułam, że odcinam się od wszystkiego i wszystkich. Hubert, rodzice, Ola… wszyscy oddalali się ode mnie, a ja zostawałam sama z własnym gniewem i strachem. I kompletnie nie wiem, co dalej.
Kalina, 22 lata