„Byłem pewny, że żona ukrywa przede mną kochanka, bo kto inny mógłby mówić do niej >>żabciu
„– Adam, proszę cię, uwierz mi. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły te kwiaty. Musi to być jakieś nieporozumienie – powiedziała Ewa, podchodząc bliżej i próbując mnie objąć”.

- Redakcja
Spoglądnąłem na zdjęcie wiszące na ścianie naszego salonu. Ewa, z jej promiennym uśmiechem, który zawsze sprawiał, że zapominałem o całym świecie, stała obok mnie, trzymając mnie za rękę. Miłość mojego życia, moja żona, moja „żabka”. Tak ją nazywam od naszej pierwszej randki, kiedy zobaczyłem, jak uroczo skacze po krawężnikach w pobliskim parku, przeskakując przez kałuże. To przezwisko było naszym małym sekretem, symbolem intymności, którą tylko my dzieliliśmy.
Nasz związek jest cudowny, a choć jesteśmy ze sobą już 10 lat, dalej bardzo się kochamy. Oczywiście przytrafiają się nam większe, lub mniejsze sprzeczki. Bywam zazdrosny, bo wiem, jak atrakcyjną jest kobietą. Zdarzają nam się małe awanturki. Najczęściej, gdy widzę, że z pracy odwozi ją któryś z kolegów lub gdy wraca do domu później niż zwykle. Ale to wszystko przez to, że nie wyobrażam sobie życia bez niej życia!
Pewnego dnia, wracając do domu po pracy, zauważyłem na stole w salonie bukiet kwiatów, który musiała ustawić tam nasza pani od sprzątania. Przybliżając się, dostrzegłem mały liścik przyczepiony do bukietu. Serce zabiło mi mocniej, kiedy przeczytałem słowa napisane drobnym, starannym pismem: "Dla mojej żabci". Chwycił mnie zimny dreszcz. Kto, poza mną, mógł nazywać Ewę w ten sposób? Poczułem, jak zazdrość i podejrzenia zaczynają kiełkować w moim sercu...
Gdy Ewa weszła do salonu, od razu zauważyła moją zamyśloną minę
– Coś się stało, kochanie? – zapytała z troską w głosie.
– Skąd te kwiaty? – spytałem, starając się utrzymać spokój, choć kiepsko wyszło mi ukrycie napięcia. Wskazałem na bukiet leżący na stole.
Zdziwienie namalowało się na jej twarzy, gdy obróciła głowę we wskazanym kierunku. – Nie wiem... Pierwszy raz je widzę. To nie od ciebie? – odpowiedziała, wyraźnie zaskoczona.
– "Dla mojej żabci" – przeczytałem na głos liścik, patrząc na nią uważnie, szukając w jej oczach jakiejkolwiek wskazówki, która mogłaby mi coś wyjaśnić.
– Adam, naprawdę nie wiem, skąd się wzięły. Jakieś kwiaty... Ktoś musiał się pomylić – próbowała wyjaśnić, ale ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że coś tu jest nie tak.
– Ewa, to >>nasze
– Adam, proszę cię, uwierz mi. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły te kwiaty. Musi to być jakieś nieporozumienie – powiedziała, podchodząc bliżej i próbując mnie objąć.
Odsunąłem się nieznacznie, wciąż trzymając liścik. – Potrzebuję chwili, żeby to przemyśleć – powiedziałem zimno.
Widziałem w jej oczach ból i zaskoczenie moją reakcją, ale w tamtym momencie nie byłem w stanie zrobić nic więcej. Coś we mnie pękło, widząc te kwiaty i słowo >>żabciu
Zostałem sam, z burzą myśli szalejącą w mojej głowie: Kto mógł wysłać te kwiaty? I dlaczego akurat teraz? Czy możliwe jest, że Ewa na kochanka?
Nie, tak tego nie zostawię, muszę to wyjaśnić
Zdecydowałem, że znajdę tajemniczego adoratora, który nazywa moją żonę "żabcią". Następnego dnia, po cichym wieczorze i nieprzespanej nocy, którą spędziłem na kanapie, roztrząsając w nieskończoność możliwe scenariusze, rozpocząłem swoją misję.
Przede mną było kilka kwiaciarni, które mogły dostarczyć odpowiedzi. Pierwsza z nich, mimo mojego natarczywego dopytywania, nie przyniosła mi żadnych informacji. Druga i trzecia również okazały się ślepymi uliczkami. Moja determinacja zaczęła ustępować miejsca frustracji.
W końcu dotarłem do małej kwiaciarni, która była moją ostatnią deską ratunku. Podszedłem do lady, za którą stała starsza pani.
– Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? – zapytała, uśmiechając się ciepło.
– Tak, mam nadzieję, że tak. Szukam informacji o bukiecie kwiatów, który został dostarczony do mojego domu. Czy to możliwe, że przyszły stąd? – zapytałem, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie.
Pani z kwiaciarni skinęła głową, prosząc o więcej szczegółów. Podałem jej opis bukietu kolorowych goździków i datę dostawy. Zauważyłem, że nabiera zainteresowania.
– Chwileczkę, sprawdzę nasze zamówienia – powiedziała, sięgając po gruby rejestr leżący na ladzie.
Przekartkowała kilka stron, aż w końcu zatrzymała się, wskazując palcem na jeden z wpisów. – Tak, bukiet, o którym Pan mówi faktycznie został tu zamówiony. Ale ciekawe... – zaczęła, ale urwała, spoglądając na mnie zaskoczona.
– Co jest ciekawe? – dopytywałem, czując, jak napięcie rośnie.
– Został zamówiony rok temu, z wyraźną instrukcją dostawy na bieżący rok. To niezwykle rzadka sytuacja – wyjaśniła, patrząc na mnie badawczo.
Moje serce zamarło. Rok temu? Jak to możliwe? Z trudem próbowałem przypomnieć sobie, co działo się rok temu, ale moje myśli były chaotyczne, zbyt zaniepokojone odkryciem, by móc się skupić.
– Czy... czy mogę zobaczyć to zamówienie? – zapytałem, ledwie ukrywając drżenie w głosie.
Przytaknęła, przesuwając rejestr w moim kierunku. Spojrzałem na wpis: data, opis bukietu, a nawet kartka z wiadomością. Wszystko się zgadzało, ale to, co najbardziej przyciągnęło moją uwagę, to imię i nazwisko zamawiającego. Było moje.
Jak mogłem o tym zapomnieć?
Moje imię i nazwisko, drukowanymi literami, wyryte na papierze starego rejestru, wyglądały na oskarżenie. Jak to możliwe?
Sięgnąłem po telefon, by odszukać kalendarz z zeszłego roku. Byłem wtedy w delegacji... Wszystko zaczęło mi się powoli rozjaśniać. Pamiętam! Kłótnia z Ewą! Jedna z tych, które zdarzają się nam raz na jakiś czas, ale ta była inna. Intensywniejsza, pełna emocji, słów, z których ciężko się wytłumaczyć. Już nie pamiętam nawet, o co byłem tak wściekły, chyba o jakąś firmową imprezę, na którą nie miałem wstępu.
Tak, zrobiłem jej wtedy wielką awanturę o tego Pawła, który odwiózł ją do domu. Następnego dnia musiałem wyjechać w delegację, ale zamówiłem wtedy kwiaty z dostawą do domu na przeprosiny. Musiałem pomylić daty przy zamawianiu online i wpisać następny rok zamiast bieżącego.
Stojąc w tej kwiaciarni, poczułem, jak wypełnia mnie wstyd. Byłem zazdrosny, podejrzliwy, gotowy uwierzyć w najgorsze cechy mojej żony, a to wszystko przez własną pomyłkę.
– Wszystko w porządku? – głos pani z kwiaciarni przywołał mnie do rzeczywistości.
Spojrzałem na nią, próbując ułożyć w głowie słowa, które mogłyby wyrazić to, co czułem. – Tak, wszystko w porządku. To ja zamówiłem te kwiaty... rok temu. Zapomniałem.
– Zdarza się najlepszym. Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?
– Nie, dziękuję. Muszę wrócić do domu. Muszę to wyjaśnić – powiedziałem, odwracając się, aby wyjść.
Jak znajdę sposób na przeprosiny?
W drodze do domu moje myśli krążyły wokół tego, co miałem powiedzieć Ewie. Jak mogłem jej to wyjaśnić? Znowu wyszedłem na zazdrosnego durnia.
Zastałem Ewę siedzącą w salonie, z książką w ręku. Spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem troskę i cień smutku. Zająłem miejsce obok niej na kanapie, zostawiając między nami przestrzeń. Ewa odłożyła książkę, patrząc na mnie pytająco, a ja zebrałem się w sobie, aby wyznać całą prawdę i przeprosić za swoje zachowanie.
– Ewa, muszę ci coś powiedzieć. O tych kwiatach... – zacząłem, a moje słowa wisiały w powietrzu, ciężkie od niewypowiedzianego jeszcze wyjaśnienia.
– Wiem, że to cię trapi. Od kiedy je znalazłeś, kompletnie straciłeś rozum. Mówiłam ci, że nic o nich nie wiem, ale nie umiesz mi zaufać... – przerwała mi, ale podniosłem dłoń, prosząc o chwilę cierpliwości.
– To ja zamówiłem te kwiaty. Rok temu. Po naszej kłótni. Chciałem cię przeprosić i sprawić ci przyjemność, ale... popełniłem błąd w dacie dostawy. Ty tamtych kwiatów nawet nie dostałaś! Przez ten rok zapomniałem o tym całkowicie – wyznałem, spoglądając na nią ukradkiem, obawiając się reakcji.
Przez chwilę w salonie panowała cisza, którą przerywało tylko bicie mojego serca. W końcu Ewa wybuchnęła śmiechem. Był to czysty, radosny śmiech, który rozświetlił pokój i rozpędził ciemne chmury wątpliwości.
– Oj, Adam... – powiedziała. – Myślałam, że to coś poważnego i że całkiem straciłeś rozum. To... to takie słodkie. I takie typowe dla ciebie... Jak mogłam od razu na to nie wpaść?!
Podniosłem wzrok, spotykając jej pełne ciepła oczy. W jej śmiechu nie było śladu gniewu ani pretensji, tylko miłość i zrozumienie.
– Przepraszam cię za to, jak się zachowywałem. Nie powinienem był wątpić w twoje słowa... – zacząłem, ale Ewa przerwała mi, kładąc dłoń na mojej.
– Adam, w każdym związku zdarzają się gorsze dni. Ważne, że możemy o tym rozmawiać. I że potrafisz przyznać się do błędu. To pokazuje, jak bardzo ci zależy – powiedziała.
–Kocham cię moja żabciu. Obiecuję, że popracuję nad moją zazdrością. Wyszedłem na głupka! Wynagrodzę ci to!
– Oj, Adam, nie wątpię. Tylko nie kupuj mi żadnych kwiatów!
Adam, 41 lat