Reklama

– Stefan, powiedz mi szczerze, jak u ciebie z wolnym czasem? – dotarło do moich uszu przez telefon.

Reklama

– Hm, to zależy od konkretów… Jeśli chodzi o imprezowanie, to po naszej poprzedniej eskapadzie muszę sobie dać na wstrzymanie…

– Nie, luz, nic z tych rzeczy. Mam tu drobną fuche do ogarnięcia, ale mój grafik pęka w szwach, więc z przyjemnością ci ją przekażę.

To miał być zastrzyk gotówki

Leon jest moim partnerem biznesowym. Razem próbujemy coś ogarnąć w sieci, ale bez większych osiągnięć. Jakoś wiążemy koniec z końcem, ale wciąż daleko nam do kokosów. Od czasu do czasu trafiają się jakieś nieskomplikowane fuchy i w zależności od tego, ile mamy na głowie, przerzucamy je między sobą.

– Trzeba odpalić dwie strony internetowe – rzucił. – Tylko się nie zdziw, bo gościom lekko odbiło… Dogadałem się z nimi na 8 tysięcy, wręczą ci je do ręki, bo z jakichś przyczyn nie chcą tego puszczać przez księgowość.

Zobacz także

– Spoko.

Nie przepadam za takim podejściem do robienia interesów, ale po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że w niektórych sytuacjach po prostu nie da się inaczej. Przyjmujesz zasady gry albo zostajesz wyautowany z branży – nic dodać, nic ująć.

Klienci rzeczywiście sprawiali wrażenie dość ekscentrycznych i mieli problemy ze zrozumieniem czegokolwiek poza forsą. Ale cóż, jak to mówią – klient płaci, klient wymaga. Przygotowałem solidny projekt i pokazałem im, jak z nim pracować. Zgarnąłem 8 tysięcy i w świetnym humorze zmierzałem w kierunku domu. Nagle olśniła mnie pewna myśl.

Chciałem zaskoczyć żonę

Moja żona Dorota za kilka tygodni będzie obchodzić 43 urodziny. Odkąd pamiętam, ciągle wspomina o swoim marzeniu – wyjeździe na Kretę. Niestety, za każdym razem coś stawało nam na przeszkodzie. Czasem były to obowiązki zawodowe, a innym razem problemy finansowe, a dokładniej mówiąc, niedostatek pieniędzy. Wpadłem na pomysł, że tym razem nie przeleję kasy na nasze wspólne konto bankowe, ponieważ moja żona od razu zauważyłaby, że nasza sytuacja materialna uległa lekkiej poprawie. Wsadzę forsę w jakąś skrytkę w domu i dokładnie w dniu urodzin Doroty podsunę jej pod nos katalog z ofertami wyjazdów, rozłożę pieniądze w zgrabny wachlarzyk i oznajmię: „No, decyduj, szefowo!".

Do domu dotarłem jako pierwszy, Dorotka mówiła, że po pracy zabierze naszą córkę, Zuzannę, do kina. Klunia od razu do mnie podskoczyła, radośnie ujadając i biadoląc, jaka to ona samotna była.

– Zaraz się przejdziemy, moment. Tylko muszę gdzieś schować te pieniądze, żebyś ich przypadkiem nie zżarła.

Ukryłem pieniądze

Klucha to dorosły, czteroletni pies i generalnie nie demoluje już niczego. Generalnie, bo sporadycznie nadal jej się to przytrafia. Miałem ochotę upchnąć forsę pomiędzy płytami, ale się opamiętałem. Zuzia, odkąd wyrosła z prób siłowego wpychania kromki chleba posmarowanej masłem do odtwarzacza DVD, dostała zielone światło na używanie mojej kolekcji płyt. Rzecz jasna po zaliczeniu kursu i zdaniu końcowego testu. Pomiędzy płyty – wykluczone. Mój wzrok spoczął na wysłużonych adidasach…

Moje stare adidasy były w opłakanym stanie, ale jakoś nie potrafiłem się przemóc, żeby je definitywnie wyrzucić, więc poniewierały się tu i tam na korytarzu. Wepchnąłem plik banknotów aż po same czubki butów, po czym zaniosłem buty do garderoby. Ukryłem je pośród reszty obuwia i, zamykając drzwi szafy, westchnąłem z ulgą. Psiak tego nie wywęszy, mała Zuzia też raczej nie wpadnie na trop. Dorotka szaleje za butami, ale ma tyle własnych, że raczej nie będzie myszkować w moich starociach.

Uwielbiam to uczucie zadowolenia, gdy uda mi się dobrze wywiązać z jakiegoś zadania.

– No chodź, Klucha, idziemy na spacerek!

Teściowa mnie nie lubi

Kolejne tygodnie poświęciłem na przeglądanie ofert. Było w czym wybierać. Rozważałem także opcję wynajmu na miejscu jakiegoś przytulnego apartamentu. Wydrukowałem najlepsze oferty wakacji, spakowałem je do teczki i z uśmiechem na ustach pojechałem do domu.

– Wpadła mama – powiedziała Dorota zaraz po moim przyjściu.

Skinąłem głową i mocno objąłem moją ukochaną.

Matka Doroty to osoba przyjazna i życzliwa, lecz posiada kilka wad. Jej główną wadą jest brak sympatii do mnie. Co gorsza, nie przepada za moją obecnością. Uważa, że jej córka mogłaby trafić na kogoś lepszego. Drażni ją moje niezdyscyplinowanie. Jednak najbardziej denerwuje ją fakt, że nie ma kontroli nad tym, co się u nas dzieje, choć bardzo by chciała.

– Dzień dobry, mamo. Wow, ale impreza z okazji urodzin – powiedziałem, gdy zobaczyłem różne przysmaki na stole.

– No wiesz, musiałam przygotować coś pysznego dla mojego dziecka, bo wy tu jecie, jak w takim… – nie dokończyła.

Często nie potrafiła dokończyć zdania. Ale w sumie nieważne, bo i tak wiadomo było, o co jej chodzi.

– W porządku, mamo – powiedziała Dorotka. – Dzięki za te wszystkie smakołyki. Stefan, otworzysz wino?

– To jest to, co kocham robić najbardziej… Zuzia! Ucisz jakoś tego psiaka, bo zaraz dostanę bzika!

– Nic z tego, tatku. Ona tak zawsze, jak usłyszy śmieciarkę albo jak chodzi listonosz.

– To ją chociaż zamknij u siebie w pokoju, aż się uspokoi.

– Stefuś, a ty to tak bez kwiatuszków przyszedłeś? W taki wyjątkowy dzień, kiedy przyszła na świat moja córunia? Mógłbyś chociaż odrobinę bardziej się wysilić.

Żona nie mogła się doczekać niespodzianki

Chciałem jej odpowiedzieć coś dosadnie, ale odpuściłem.

– Niestety, musiałem się obyć bez kwiatów. Korek był masakryczny, więc odpuściłem sobie przystanki, bo inaczej dotarłbym tu jeszcze później. Ale oto jestem i mogę bez pośpiechu odkorkować butelkę wina. A jakiś drobny upominek na pewno się znajdzie.

– A jednak pamiętał – teściowa skinęła głową w stronę Doroty.

A cóż to za drobny upominek? – Dorota nie kryła entuzjazmu.

– Gabarytowo niewielki, ale z opcją rozrostu w czasie i przestrzeni.

– Kolejny psiak? – Zuzia aż podskoczyła z radości.

– Nie tylko pieski potrafią rosnąć z upływem czasu i zajmować więcej miejsca.

– Czy to jest kicia? – spytała z wahaniem w głosie.

– A może akwarium? Już wiem! To na pewno królik!

– Nic z tych rzeczy. Dajcie mi moment, a zaraz ujrzycie to na własne oczy.

Podszedłem do swojej aktówki i wyciągnąłem z niej plik barwnych zdjęć przedstawiających noclegi, werandy, pływalnie...

– Tato, co to za śmieci?

– Zuzka, daj spokój z narzekaniem i lepiej pomóż mamusi znaleźć jakiś ekstra hotel na Krecie, koniecznie z basenem i pysznym żarciem, żebyśmy mogli tam spędzić super wakacje. No jak?

– A stać nas na to? – Dorota zapytała z powątpiewaniem.

– Jasne, że stać! – rzuciłem od niechcenia. – Chyba że pies zjadł kasę.

Myślałem, że zemdleję

Parsknąłem udawanym śmiechem i, uradowany reakcją dziewczyn, popędziłem do garderoby. Stało tam mnóstwo butów, jednak nigdzie nie mogłem wypatrzeć wysłużonych tenisówek.

– Dorotko! Grzebałaś ostatnio w moich rzeczach?

– Nie, a co? Czegoś ci brakuje?

– Sama dziś tam sprzątałam, bo u was to istny bałagan, jak w... – wtrąciła teściowa.

Już od świtu w domu pojawiła się matka Doroty i nie potrafiła usiedzieć na miejscu.

No a gdzie są te moje wysłużone adidasy? No wiesz, te popielate – czułem, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

– Daj spokój z tymi butami! Przecież one wyglądały, jakby ktoś je wyciągnął wprost z psiej paszczy... Żaden normalny człowiek by czegoś takiego na siebie nie włożył!

– Okej, ale co się z nimi stało?

– Może jeszcze oczekiwałeś, że zostawię tutaj te twoje japonki, które ledwo się trzymały w całości?

– Mamusiu! Stefan tylko chciałby wiedzieć, gdzie podziały się jego buty sportowe.

– Kochanie, gdyby je założył, to byś się tak wstydziła z nim wyjść.

– No to gdzie one są? – spytałem wolno, ledwo powstrzymując złość w głosie.

– W miejscu, gdzie lądują takie stare rzeczy…

– Czyli mama je po prostu wyrzuciła?

– A jak! I zamiast docenić, że robię wam tu trochę ładu… To ty jeszcze go bronisz.

– Mamo! – westchnęła Dorota, a ja popędziłem na zewnątrz.

Kontenery na odpady ziały przejmującą pustką, a śmieciarka przepadła jak kamień w wodę. Suka ujadała z oczywistego powodu. Opadłem ciężko na stopień tuż przy zsypie, odpaliłem papierosa i pociągnąłem porządnego macha. Byle tylko nie wybuchnąć.

Straciłem całą kasę

Nie da się ukryć, że jestem skończonym głupkiem. W identyczny sposób pozbyłem się kiedyś kolekcji starych komiksów. Kartonu pełnego liścików miłosnych od dziewczyn poznanych w szkole podstawowej, liceum czy na studiach. Niczego się nie nauczyłem. Nie przyszło mi do głowy, że jeśli pies czegoś nie wywęszy, a Zuzka nie upchnie tego do DVD, to na pewno znajdzie to ta wścibska baba z fiołem na punkcie sprzątania. Poczułem na twarzy coś mokrego i ciepłego – język Kluchy. Uniosłem zmęczone oczy. Zuzia szlochała, ściskając w ręku smycz.

– Daj spokój, Zuziu, nie ma się czym przejmować. Daję ci słowo, że na pewno kiedyś pojedziemy całą rodziną na tę Kretę. Co ty na to?

– Mam dość babci!

– Ej, bez takich. Ma swoje dziwactwa, ale…

– Serio? A wiesz, jak cię nazwała? Powiedziała: „Ten twój ojciec to straszny brudas"!

Zuzia przytuliła mnie mocno, a jej ciało drżało od płaczu. Moja kochana księżniczka.

– Nie przejmuj się, Zuzka. Zdarzają się w życiu gorsze rzeczy od bycia brudasem. Pojedziemy na wakacje w przyszłym roku.

– Na przykład bycie zgrzybiałą staruszką?

– Sama to powiedziałaś.

Zaczęliśmy się śmiać.

Reklama

Stefan, 44 lata

Reklama
Reklama
Reklama