Reklama

Mecenas uważnie przejrzał papiery, po czym rozparł się wygodnie na krześle.

Reklama

– Niestety, panie Andrzeju, ale nie ma pan wyjścia. Będzie trzeba sięgnąć do kieszeni – stwierdził.

Zacisnąłem mocno zęby, powstrzymując się od agresywnej reakcji. Facet nic złego nie zrobił, choć skutecznie odebrał mi resztki nadziei. Mecenas bez problemu odczytał moje emocje. Przemówił do mnie, jakbym był totalnym ignorantem, wyjaśniając coś, co wie nawet dziecko – od kiedy badania DNA weszły do standardowego użycia, kwestie ojcostwa da się określić niemal ze stuprocentową pewnością…

– Kiedyś, gdy tożsamość ojca określano za pomocą testów krwi, przy odrobinie fartu dało się zakwestionować twierdzenia drugiej strony. W tym przypadku nie ma takiej opcji. Gość zastukał palcami w papiery z przychodni i wzruszył ramionami. – O ile nie ma pan brata bliźniaka, to nie ma pan szans wyprzeć się bycia ojcem. Jedyne, co nam zostaje, to bój w sądzie o kwotę alimentów. Bo faktycznie ta pani z tymi trzema tysiącami przesadziła.

– No tak, jasne, już łożę na swoje dzieci... – urwałem, bo dotarło do mnie, że właśnie mi ich przybyło. – Chodzi mi o dzieciaki z poprzedniego związku. I to całkiem pokaźną sumkę. A teraz dochodzi jeszcze to.

Chyba chciał mi powiedzieć, że powinienem bardziej uważać

Jednak nie mam pewności, w końcu to był prawdziwy profesjonalista. Na pewno w swojej karierze trafił już na kilku takich głąbów jak ja. Z Lilką pierwszy raz skontaktowałem się na serwisie randkowym. Nic specjalnego ani zbyt wyszukanego, no nie? Początkowo podchodziłem sceptycznie do tego, czy faktycznie nazywa się Lilianna, bo nigdy wcześniej nie poznałem nikogo, kto by tak miał na imię.

– Chcesz zobaczyć dokument tożsamości, abyś był pewien? – chichotała podczas naszego pierwszego spotkania.

– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedziałem. – Zaufam twoim słowom.

Ona jednak się uparła i podstawiła mi pod nos dowód, gdzie wyraźnie było napisane jej imię, w którym występowała podwójna literka n.

Bardzo szybko podjęliśmy decyzję o spotkaniu na żywo. Wyszło na jaw, że zarówno ja, jak i ona, korzystamy z serwisu wyłącznie po to, by poznawać nowych ludzi, a nie po to, by prowadzić długie konwersacje online. Rzecz jasna pierwsze spotkanie odbyło się w miejscu, w którym obydwoje czuliśmy się komfortowo i bezpiecznie – w kafejce. Muszę przyznać, że spędziliśmy tam naprawdę miło czas.

Atrakcyjna i sympatyczna kobieta tuż po trzydziestce wzbudziła moje zainteresowanie. Chętnie umówiliśmy się na kolejne spotkanie, które przyniosło wiele niespodzianek. Tym razem zdecydowaliśmy się początkowo na kawiarnię, ale potem wybraliśmy się na spacer. Podczas tej przechadzki wydarzyło się coś nieoczekiwanego – zaczęliśmy się całować i... Wszyscy znamy to powiedzenie, że nie warto rozpoczynać na ławce w parku czegoś, czego nie da się tam dokończyć.

Kolejny raz nasze poglądy na temat życia okazały się wręcz identyczne. W rezultacie trafiliśmy do mojego kawalerskiego lokum. Po rozstaniu z żoną zaciągnąłem pożyczkę i nabyłem tę niewielką nieruchomość. Nie miałem w planach ponownego ożenku, dlatego te skromne trzydzieści metrów kwadratowych w zupełności zaspokajało moje potrzeby.

– Ale tu przytulnie – Lilianna nie kryła zachwytu. – Chyba nieźle ci się wiedzie.

– Daję sobie radę – odpowiedziałem. – Choć żadne kokosy to nie są. Pożyczki… rozmaite rachunki i zobowiązania finansowe.

Przygryzłem mocno język, aby nie powiedzieć słowa na „a”. Mogłoby to zepsuć nastrój. Lilka była świadoma, że po rozwodzie muszę łożyć na dzieci. Po chwili zrobiło się naprawdę przyjemnie i intymnie. Zaczęliśmy poznawać się coraz lepiej.

– A to, że wspomniała o antykoncepcji, nie ma znaczenia w tej sytuacji? – zapytałem. – Bo gdyby nie zapewniła mnie, że stosuje pigułki...

Mecenas spojrzał na mnie z zastanowieniem

– Jasne, poruszymy ten temat w trakcie przesłuchania, ale niech się pan nie spodziewa cudów. Dysponujemy jedynie pańską wersją wydarzeń, a ona twierdzi coś zupełnie innego. Według jej zeznań kategorycznie sprzeciwił się pan zabezpieczeniu.

– Co za absurd! – zareagowałem z oburzeniem. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby, żeby zwyczajne spotkanie skończyło się brzuchem!

– Obaj zdajemy sobie z tego sprawę i sędzia prawdopodobnie również jest tego świadomy. Niemniej jednak zeznania to zeznania. Ale i tak nie będzie to miało ogromnego wpływu, nawet jeśli panu uwierzą. Ponieważ na świat przyszedł nowy obywatel, pański potomek, i to pan miał swój udział w sprowadzeniu go na ten świat.

– No tak, tak... – wymamrotałem. – Tyle że nie chcę uchodzić za kompletnego naiwniaka i głupka. Chociaż... – zamyśliłem się. – Dałem się wykiwać niczym małolat.

Po trzecim, równie fantastycznym spotkaniu, nadeszła następna randka, na której Lilka zaczęła snuć wizje o poważnym związku, a może nawet o wspólnym gniazdku w najbliższym czasie. Kiwałem głową, odpoczywając po namiętnych harcach, ale w środku aż mnie ścisnęło z lekkiego strachu.

Małżeństwo? Daj spokój, kobieto, nie dla mnie te cyrki

Przez ostatnie lata zdążyłem przywyknąć do życia singla. Regularnie spotykałem się z moimi dziećmi i wszystko mi odpowiadało. Nagle pojawiła się w moim życiu kobieta, którą poznałem całkiem niedawno i już chciała wprowadzić jakieś zmiany.

– Nie masz nic przeciwko temu, że dzieli nas prawie dziesięć lat różnicy wieku? – zapytałem.

– Ależ skąd! Wręcz odwrotnie – odpowiedziała z przekonaniem. – To dla mnie nawet intryguje. Dojrzały facet zawsze okaże się lepszym kandydatem na męża dla kobiety, niż jakiś młokos goniący za przygodami.

W tym momencie dosłownie ścięło mnie z nóg. Lilka snuła plany nie tylko o tym, żebyśmy razem zamieszkali, ale nawet o ślubie! Doszedłem do wniosku, że to najlepszy moment, aby położyć temu kres.

Zerwałem z nią kontakt, ignorowałem jej wiadomości, zarówno mailowe jak i SMS-y, a gdy dzwoniła, nie odbierałem. Nie miałem ochoty więcej jej oglądać. Najwyraźniej przedwcześnie wywnioskowała, że szaleję za nią z miłości, choć nie dałem jej żadnych przesłanek, by tak sądziła. Nasz luźny układ traktowałem jako... no właśnie – luźny układ. I zamierzałem się tego trzymać. Nic sobie nie byliśmy dłużni, mogliśmy się rozejść w dowolnej chwili. Przynajmniej tak mi się zdawało.

Mniej więcej cztery tygodnie po tym, jak doszło według mnie do zerwania, otrzymałem na komórkę fotkę. Przysłała ją Lilianna. Zajrzałem do wiadomości bardziej z przyzwyczajenia niż ciekawości i oniemiałem. Na ekranie ujrzałem pojedynczy wąski przedmiot z plastiku, a na nim dwa małe prostokąciki. W środku każdego z nich widniał błękitny pasek. Początkowo kompletnie nie załapałem, co to takiego, ale gdy wreszcie zaskoczyłem, natychmiast wybrałem jej numer.

Nabijasz się ze mnie, czy co? – zapytałem zszokowany. – O co tu, u licha, chodzi?!

– Jak to o co, skarbie? – odpowiedziała jadowitym głosem. – Będziesz tatą.

– Mówiłaś, że się zabezpieczasz! – warknąłem z wściekłością.

A ty tak łatwo dajesz się nabrać? – parsknęła śmiechem. – Mogłeś sam uważać. No cóż, chyba musisz wziąć ze mną ślub. To będzie najłatwiejsze wyjście.

Oniemiałem ze zdumienia i złości.

– Wykluczone! – wrzasnąłem. – Na początek udowodnij, że to ja jestem ojcem!

Cóż, potwierdziła to bez problemu…

– Tak jak wspominałem wcześniej, później przedyskutowaliśmy tę kwestię z Lilką – zwróciłem się do prawnika. – Jasno oświadczyła, że chciała mieć ze mną dziecko. Ona chciała. W jej oczach byłem idealnym kandydatem, miała nadzieję, że mnie usidli. Można w to uwierzyć?!

Adwokat tylko bezradnie rozłożył ręce.

– Niech pan nie bierze tego do siebie – powiedział – ale gdyby poświęcił pan trochę więcej czasu na przeglądanie aktualności, a nawet serwisów plotkarskich, zamiast non stop przesiadywać na dobrze panu znanych stronach, mógłby pan natrafić na informacje o tym zjawisku. Określę to mianem trendu, chociaż dziwnie to brzmi. Chodzi o to, że przybywa pań, które całkowicie oddały się karierze zawodowej, zapominając o sferze prywatnej i nie mają wokół siebie żadnego mężczyzny, który by potraktował je poważnie. Większość facetów postępuje jak pan, czyli szuka przygód, miłego towarzystwa, ale bez zobowiązań. Takie kobiety czują się zranione i opuszczone, nie widzą szans na stworzenie rodziny.

Poczułem się trochę niezręcznie. Sposób, w jaki to powiedział, może nie był oskarżycielski, ale brzmiał jak przytyk, mimo że mówił opanowanym, wręcz obojętnym tonem.

– Ale przecież ja... Ani przez moment nie sugerowałem jej...

– Nie, oczywiście, że pan tego nie zrobił. Ale teraz znalazł się pan w sytuacji bez wyjścia. Alimenty są tak pewne, jak to, że po nocy nastaje dzień. Gdyby nagrał pan tę rozmowę, w której powódka przyznaje, że pana „przypierała do muru”, mówiąc kolokwialnie, dałoby to podstawy do znaczącego obniżenia jej roszczeń.

– Takie szpiegowskie metody nawet nie przyszły mi do głowy – rzuciłem z żalem w głosie.

– Nie dziwię się, przeciętna osoba raczej nie wymyśla takich forteli. Cóż, tak to już bywa na tym świecie. W tej sytuacji tylko pan stracił i nie będę udawał, że jest inaczej.

– Zaraz, zaraz... Jak to tylko ja? – zdziwiłem się, bo zupełnie nie załapałem, o co chodzi.

– Dokładnie o to chodzi – jego twarz pozostawała śmiertelnie poważna, bez cienia uśmiechu. – Sprawa wygląda tak, że dziewczyna jest w ciąży z facetem, na którego miała oko. Co prawda on nie planuje ślubu, ale będzie płacił na wychowanie dzieciaka. Państwo zyskało kolejnego obywatela, który zapewne dostanie niezłe wychowanie i edukację. Ten brzdąc też nie ma powodów do narzekania, raczej bieda mu nie grozi. A pan? Panu przyjdzie tylko płacić następne alimenty. Ale w gruncie rzeczy to też plusy dla kraju, bo musi pan pracować, żeby regularnie odprowadzać podatki do państwowej kasy.

Nie owijał w bawełnę i mówił prosto z mostu, ale jego słowa były prawdziwe. Teraz przede mną lata płacenia za własną nierozwagę i lekkomyślność.

Reklama

Andrzej, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama