Reklama

Nie przepadam za imprezami, szczególnie u siebie w domu, ale to była okazja, dla której warto było zawiesić zasady: dzisiejsi goście okazali nam tyle serca! Cieszyłam się, że nareszcie możemy się z Jackiem odwdzięczyć za pomoc i włożyłam dużo pracy w to, by sąsiedzi poczuli się docenieni. W piekarniku dochodziła pieczeń, na białym obrusie już rozstawiony był serwis po babci, w lodówce czekały sałatki.

Reklama

– Wino czy wódka? – Jacek patrzył na mnie z butelkami w dłoniach.

Wzruszyłam ramionami – niech goście zdecydują. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, pociągnęłam kredką usta i odezwał się dzwonek w drzwiach. To też mi się podoba u nowych przyjaciół – punktualność i solidność.

– Nie mogłam się już doczekać, żeby zobaczyć wasze gniazdko – przyznała Jola, gdy już mnie wyściskała. – Z mojego Krzyśka nic się nie da wyciągnąć, mógłby w służbach pracować.

– Przecież już widziałaś… – przypomniałam.

Zobacz także

– Och, przestań – trzepnęła mnie palcami w ramię. – Nie po to robiliście remont prawie dwa miesiące, żeby tu wyglądało jak w dzień przeprowadzki! Strasznie mnie kręci aranżacja wnętrz. Sama nie mam chyba talentu, ale lubię podziwiać.

– Fakt, ciągle siedzi na takich stronach w sieci – jej mąż przewrócił oczami. – I co chwila mnie woła, żeby coś pokazać.

Żeby wam się dobrze mieszkało

Wprowadziłam Jolę do sypialni, pokazałam garderobę, potem przeszłyśmy do kuchni i wreszcie do salonu.

– Super, naprawdę mega! – klasnęła w ręce. – Krzysiu, będzie pasować!

Co będzie pasować? Nie zdążyłam z żadnym pomysłem, bo jej mąż wnosił już spory prostokąt opakowany w szary papier.

– Żeby wam się dobrze mieszkało – wręczył mi pakunek.

– Ależ nie trzeba było…

– Otwórz, otwórz – popędzała mnie Jola. – Ale się zdziwisz!

Słowo daję, może ja jakaś nierozgarnięta jestem, ale nie spodziewałam się dostać w prezencie niemal identycznego obrazu jak ten, który wisi u nich w salonie. Przez chwilę myślałam nawet, że to ten sam, ale nie – na tamtym były róże, a na moim… Chyba irysy. A może mieczyki?

– Nie no, piękny jest, naprawdę! – kłamałam jak z nut, byle tylko nie zrobić sąsiadce przykrości. Tak naprawdę byłam przerażona.

– Mówiłaś, że nasz bardzo ci się podoba – Jola nie dostrzegła mojej konfuzji. – Ubłagałam kuzynkę, żeby namalowała poza kolejnością. Wiesz, te jej obrazy schodzą w internecie jak ciepłe bułeczki.

– Dziękuję – objęłam ją, głównie po to, żeby ukryć wyraz paniki malujący się na mojej twarzy. – To bardzo miłe z twojej strony, Jolu.

– Och, nic wielkiego – roześmiała się. – Będzie tu świetnie wyglądał – rozejrzała się po salonie. – Nada temu pomieszczeniu ciepła i przytulności.

Po moim trupie – pomyślałam. Przez cały dzień w robocie oglądam migające ekrany i, sorry, batory, w domu zamierzam odpoczywać, a nie nadal katować zmysły.

– Może od razu powiesimy? – Jola nie zamierzała odpuszczać.

– Nie, no coś ty – gdyby mój wzrok zabijał, leżałaby już sztywna na dywanie. – Po pierwsze, muszę się z tym przespać, żeby znaleźć odpowiednie miejsce, po drugie, za ścianą jest niemowlę. Teoretycznie daleko do ciszy nocnej, ale wiesz, jak jest, Jolu. Miłemu żyje się lepiej.

Kiedy obraz wylądował w sypialni frontem do ściany, od razu zrobiło się przyjemniej.

Sąsiadka nie odpuszczała

Siedzieliśmy z gośćmi niemal do jedenastej, pękło wino, potem drugie… Gdy wychodzili, kompletnie już nie przejmowałam się nieszczęsnym prezentem, a nawet byłam na siebie trochę zła, że tak szybko poddałam się panice. Dała to dała, jej sprawa. A moja, co z tym zrobię.

Dwa dni później, gdy spotkałam Jolę pod blokiem, zostałam odpytana na okoliczność obrazu, ale wydawało się, że pytanie rzuciła tylko, aby zagaić.

– Żebyśmy tylko takie problemy miały – roześmiałam się, a ona zaczęła opowiadać o kłopotach w pracy i temat zdechł śmiercią naturalną.

W piątek, jak zwykle, to Jacek miał zrobić obiad, bo wraca wcześniej. Przychodzę sterana z roboty, a chłopa nie ma… Bajzel w domu jeszcze od rana, nic nie jest gotowe – żywego ducha nie było! Zadzwoniłam, a ten mi się wydziera do słuchawki:

– Nareszcie jesteś, Aga. Zapomniałem klucza, dasz wiarę?

Szczerze mówiąc, nie bardzo – Jacek to najlepiej zorganizowany człowiek w tej części Europy. Ale ok, nawet najlepszym zdarzają się potknięcia. Przyszedł po kilkunastu minutach i rzucił się na krzesło w kuchni.

– Jasna cholera – wyjęczał. – Ale się wpakowałem. Jola mnie znowu zaczepiła o obraz i powiedziałem na odczepnego, że powiesiłaś. Myślałem, że to załatwi sprawę, a ta się pakuje za mną na górę… Musiałem udawać, że zapomniałem klucza i potem czekać u nich, aż wrócisz.

– I co teraz zrobimy? – myśl, że miałabym mieć na ścianie to szkaradzieństwo, niemal mnie obezwładniła.

– Zamówimy pizzę – sięgnął po telefon. – Dla ciebie hawajska jak zwykle?

– A potem pojedziemy po zakupy, twoi rodzice się zapowiedzieli na jutrzejszy wieczór. Przynajmniej Jolka nie wpadnie na inspekcję.

Roześmialiśmy się oboje, bo też, naprawdę… Jaja z tym obrazem.

Będę miała kłopot z głowy

Śmichy-chichy, ale w następnym tygodniu na widok Jolki czmychnęłam z powrotem do klatki. Za drugim razem, niestety, nie wykazałam się refleksem i zdybała mnie bez trudności.

– No cześć – przywitała się. – Twój Jacek mówił w zeszły piątek, że obraz już wisi. Podoba się?

– No ba! – roześmiałam się, bo nagle przyszła mi do głowy genialna myśl. – Żeby tylko mnie! Teściowa tak się nim zachwyciła, że musiałam go jej w sobotę sprezentować. Twoja kuzynka robi furorę!

Myślałam, że Jolka się poczuje doceniona, a ja wreszcie będę miała kłopot z głowy, tymczasem cofnęła się i spojrzała, jakbym była czymś, co przylepiło się jej do buta.

– To był upominek dla was, Aga – wycedziła. – Nie śmieć do upychania po rodzinie.

– Ej, nie mam zwyczaju obdarowywać rodziny śmieciami – wyjaśniłam. – Myślałam, że się ucieszysz.

– Z tego, że masz mnie gdzieś? Raczej nie! – prychnęła i odeszła obrażona.

Reklama

Noż, kurde, nie wolno już zrobić z prezentem, co się chce? Zamknęłam bohomaz na cztery spusty w piwnicy i bardzo mi z tym dobrze. I nigdy już przez grzeczność nie powiem, że mi się coś podoba – co to, to nie!

Reklama
Reklama
Reklama