„Sąsiadka wcisnęła mi prezent jak z bazaru i sądziła, że się ucieszę. Już wolałabym dostać pęto kiełbasy, niż ten syf”
„Człowiek chce być miły i nie sprawić komuś przykrości, więc czasami mówi nieprawdę. Sąsiadka uwierzyła, że zachwyciłam się tym bohomazem, jaki ma u siebie w domu. Musiałam coś wykombinować, żeby podobne okropieństwo nie zawisło nad naszą kanapą”.
- Agnieszka, lat 27
Nie przepadam za imprezami, szczególnie u siebie w domu, ale to była okazja, dla której warto było zawiesić zasady: dzisiejsi goście okazali nam tyle serca! Cieszyłam się, że nareszcie możemy się z Jackiem odwdzięczyć za pomoc i włożyłam dużo pracy w to, by sąsiedzi poczuli się docenieni. W piekarniku dochodziła pieczeń, na białym obrusie już rozstawiony był serwis po babci, w lodówce czekały sałatki.
– Wino czy wódka? – Jacek patrzył na mnie z butelkami w dłoniach.
Wzruszyłam ramionami – niech goście zdecydują. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, pociągnęłam kredką usta i odezwał się dzwonek w drzwiach. To też mi się podoba u nowych przyjaciół – punktualność i solidność.
– Nie mogłam się już doczekać, żeby zobaczyć wasze gniazdko – przyznała Jola, gdy już mnie wyściskała. – Z mojego Krzyśka nic się nie da wyciągnąć, mógłby w służbach pracować.
– Przecież już widziałaś… – przypomniałam.
– Och, przestań – trzepnęła mnie palcami w ramię. – Nie po to robiliście remont prawie dwa miesiące, żeby tu wyglądało jak w dzień przeprowadzki! Strasznie mnie kręci aranżacja wnętrz. Sama nie mam chyba talentu, ale lubię podziwiać.
– Fakt, ciągle siedzi na takich stronach w sieci – jej mąż przewrócił oczami. – I co chwila mnie woła, żeby coś pokazać.
Żeby wam się dobrze mieszkało
Wprowadziłam Jolę do sypialni, pokazałam garderobę, potem przeszłyśmy do kuchni i wreszcie do salonu.
– Super, naprawdę mega! – klasnęła w ręce. – Krzysiu, będzie pasować!
Co będzie pasować? Nie zdążyłam z żadnym pomysłem, bo jej mąż wnosił już spory prostokąt opakowany w szary papier.
– Żeby wam się dobrze mieszkało – wręczył mi pakunek.
– Ależ nie trzeba było…
– Otwórz, otwórz – popędzała mnie Jola. – Ale się zdziwisz!
Słowo daję, może ja jakaś nierozgarnięta jestem, ale nie spodziewałam się dostać w prezencie niemal identycznego obrazu jak ten, który wisi u nich w salonie. Przez chwilę myślałam nawet, że to ten sam, ale nie – na tamtym były róże, a na moim… Chyba irysy. A może mieczyki?
– Nie no, piękny jest, naprawdę! – kłamałam jak z nut, byle tylko nie zrobić sąsiadce przykrości. Tak naprawdę byłam przerażona.
– Mówiłaś, że nasz bardzo ci się podoba – Jola nie dostrzegła mojej konfuzji. – Ubłagałam kuzynkę, żeby namalowała poza kolejnością. Wiesz, te jej obrazy schodzą w internecie jak ciepłe bułeczki.
– Dziękuję – objęłam ją, głównie po to, żeby ukryć wyraz paniki malujący się na mojej twarzy. – To bardzo miłe z twojej strony, Jolu.
– Och, nic wielkiego – roześmiała się. – Będzie tu świetnie wyglądał – rozejrzała się po salonie. – Nada temu pomieszczeniu ciepła i przytulności.
Po moim trupie – pomyślałam. Przez cały dzień w robocie oglądam migające ekrany i, sorry, batory, w domu zamierzam odpoczywać, a nie nadal katować zmysły.
– Może od razu powiesimy? – Jola nie zamierzała odpuszczać.
– Nie, no coś ty – gdyby mój wzrok zabijał, leżałaby już sztywna na dywanie. – Po pierwsze, muszę się z tym przespać, żeby znaleźć odpowiednie miejsce, po drugie, za ścianą jest niemowlę. Teoretycznie daleko do ciszy nocnej, ale wiesz, jak jest, Jolu. Miłemu żyje się lepiej.
Kiedy obraz wylądował w sypialni frontem do ściany, od razu zrobiło się przyjemniej.
Sąsiadka nie odpuszczała
Siedzieliśmy z gośćmi niemal do jedenastej, pękło wino, potem drugie… Gdy wychodzili, kompletnie już nie przejmowałam się nieszczęsnym prezentem, a nawet byłam na siebie trochę zła, że tak szybko poddałam się panice. Dała to dała, jej sprawa. A moja, co z tym zrobię.
Dwa dni później, gdy spotkałam Jolę pod blokiem, zostałam odpytana na okoliczność obrazu, ale wydawało się, że pytanie rzuciła tylko, aby zagaić.
– Żebyśmy tylko takie problemy miały – roześmiałam się, a ona zaczęła opowiadać o kłopotach w pracy i temat zdechł śmiercią naturalną.
W piątek, jak zwykle, to Jacek miał zrobić obiad, bo wraca wcześniej. Przychodzę sterana z roboty, a chłopa nie ma… Bajzel w domu jeszcze od rana, nic nie jest gotowe – żywego ducha nie było! Zadzwoniłam, a ten mi się wydziera do słuchawki:
– Nareszcie jesteś, Aga. Zapomniałem klucza, dasz wiarę?
Szczerze mówiąc, nie bardzo – Jacek to najlepiej zorganizowany człowiek w tej części Europy. Ale ok, nawet najlepszym zdarzają się potknięcia. Przyszedł po kilkunastu minutach i rzucił się na krzesło w kuchni.
– Jasna cholera – wyjęczał. – Ale się wpakowałem. Jola mnie znowu zaczepiła o obraz i powiedziałem na odczepnego, że powiesiłaś. Myślałem, że to załatwi sprawę, a ta się pakuje za mną na górę… Musiałem udawać, że zapomniałem klucza i potem czekać u nich, aż wrócisz.
– I co teraz zrobimy? – myśl, że miałabym mieć na ścianie to szkaradzieństwo, niemal mnie obezwładniła.
– Zamówimy pizzę – sięgnął po telefon. – Dla ciebie hawajska jak zwykle?
– A potem pojedziemy po zakupy, twoi rodzice się zapowiedzieli na jutrzejszy wieczór. Przynajmniej Jolka nie wpadnie na inspekcję.
Roześmialiśmy się oboje, bo też, naprawdę… Jaja z tym obrazem.
Będę miała kłopot z głowy
Śmichy-chichy, ale w następnym tygodniu na widok Jolki czmychnęłam z powrotem do klatki. Za drugim razem, niestety, nie wykazałam się refleksem i zdybała mnie bez trudności.
– No cześć – przywitała się. – Twój Jacek mówił w zeszły piątek, że obraz już wisi. Podoba się?
– No ba! – roześmiałam się, bo nagle przyszła mi do głowy genialna myśl. – Żeby tylko mnie! Teściowa tak się nim zachwyciła, że musiałam go jej w sobotę sprezentować. Twoja kuzynka robi furorę!
Myślałam, że Jolka się poczuje doceniona, a ja wreszcie będę miała kłopot z głowy, tymczasem cofnęła się i spojrzała, jakbym była czymś, co przylepiło się jej do buta.
– To był upominek dla was, Aga – wycedziła. – Nie śmieć do upychania po rodzinie.
– Ej, nie mam zwyczaju obdarowywać rodziny śmieciami – wyjaśniłam. – Myślałam, że się ucieszysz.
– Z tego, że masz mnie gdzieś? Raczej nie! – prychnęła i odeszła obrażona.
Noż, kurde, nie wolno już zrobić z prezentem, co się chce? Zamknęłam bohomaz na cztery spusty w piwnicy i bardzo mi z tym dobrze. I nigdy już przez grzeczność nie powiem, że mi się coś podoba – co to, to nie!