Reklama

Codzienność naszej rodziny była może i zwyczajna, ale pełna miłości i ciepła. Od lat tworzyłam z Olkiem zgodne małżeństwo, a synek był naszym oczkiem w głowie. Ostatnio jednak czuliśmy, że czas na chwilę wytchnienia od miejskiego zgiełku. Przez długie tygodnie planowaliśmy tę wycieczkę, przeszukując internetowe fora w poszukiwaniu idealnego domku letniskowego. Gdy natrafiliśmy na ten, który miał same pięciogwiazdkowe opinie, od razu poczuliśmy, że to strzał w dziesiątkę.

Reklama

Ostatnie dni przed wyjazdem upływały pod znakiem ekscytacji i oczekiwania. Pakowaliśmy się w popłochu, starając się niczego nie zapomnieć. Czułam, jak serce bije mi mocniej z każdym dniem, aż w końcu nadszedł ten moment, kiedy wsiedliśmy do samochodu. Zatrzaskując bagażnik, spojrzałam na Olka z uśmiechem.

To będzie niezapomniana majówka, prawda? – zapytałam z nadzieją.

– Na pewno, kochanie... – odpowiedział, choć jego ton głosu sugerował, że gdzieś tam w głębi serca też czuje pewien niepokój.

Mieliśmy przed sobą kilka godzin jazdy. Wyobrażałam sobie spacery po lesie, wieczory przy kominku i chwile, które pozwolą nam oderwać się od codziennych trosk.

Zamarłam

Po długiej podróży dotarliśmy w końcu na miejsce. Gdy samochód zatrzymał się przed domkiem, na chwilę zamarłam. Budynek lata świetności miał już dawno za sobą. Elewacja była zniszczona, a ogród zaniedbany. Spojrzałam na Olka, szukając w jego oczach pocieszenia.

To musi być jakaś pomyłka... – mruknęłam niepewnie, przygryzając wargę.

Olek milczał przez chwilę, a potem z irytacją w głosie odpowiedział:

– Jak to możliwe, że ten domek ma same pięciogwiazdkowe opinie? Czy ludzie naprawdę nie mają pojęcia, co znaczy słowo "idealny"?

Podjęliśmy decyzję, żeby przynajmniej wejść do środka i dać temu miejscu szansę. W końcu już tu byliśmy, a powrót do domu nie wchodził w grę. Wewnątrz domku również nie było lepiej. Stare meble, zapach stęchlizny i lodówka, która z pewnością nie widziała prądu od miesięcy.

– Może nie jest tak najgorzej.... – próbowałam nieco złagodzić naszą frustrację.

– Błagam cię. Tu jest jak w jakimś horrorze. Jak mogliśmy się tak pomylić? – Olek nie mógł ukryć rozczarowania.

Powoli zaczynała się eskalacja emocji. Olek rzucał coraz bardziej nieprzychylne uwagi na temat naszej decyzji, a ja starałam się znaleźć chociaż jeden pozytyw, który mógłby uratować sytuację. Nie było łatwo. Wkrótce przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Rozglądaliśmy się bezradnie po wnętrzu tego domku, który miał być naszym azylem, a stał się miejscem, którego chcieliśmy jak najszybciej opuścić.

Nie wiedziałam, co robić

Postanowiliśmy nie marnować czasu i mimo wszystko wrócić do miasta. Wsiedliśmy do samochodu z nadzieją, że chociaż podróż powrotna nie przyniesie niespodzianek. Olek przekręcił kluczyk w stacyjce, ale samochód ani drgnął. Spróbowaliśmy jeszcze kilka razy, ale jedyne, co usłyszeliśmy, to chrapliwy dźwięk silnika.

– Cudownie! – Olek wykrzyknął, uderzając dłonią w kierownicę. – Po prostu cudownie. Utknęliśmy w tym zapomnianym przez Boga miejscu.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Panika powoli zaczynała mnie ogarniać, a w mojej głowie kłębiły się myśli o wszystkich rzeczach, które mogłyby pójść źle. Wzięłam głęboki oddech, próbując nie dopuścić, by emocje mnie całkowicie przytłoczyły.

Musimy jakoś przetrwać tę noc – powiedziałam w końcu, starając się brzmieć bardziej pewnie, niż się czułam. – Może jutro uda się coś zrobić z samochodem.

Olek spojrzał na mnie z rezygnacją. Przysiadł na progu domku, schował twarz w dłoniach i milczał przez dłuższą chwilę. Czułam, jak nasze napięcie narasta, jak każde nasze słowo mogłoby wywołać burzę.

Jak mogliśmy się tak pomylić? – zaczęłam na nowo analizować sytuację w myślach. – Przecież wszystko wyglądało na takie pewne, takie oczywiste... I zapłaciliśmy za tę ruderę aż 9 tysięcy!

Siedzieliśmy tak w ciszy, próbując pogodzić się z tym, że ta noc będzie daleka od naszych pierwotnych wyobrażeń. Ciemność zaczęła powoli spowijać okolicę, a jedynym dźwiękiem była odległa muzyka wiatru grającego na gałęziach drzew. Przez moment poczułam, że nasza nadzieja na udaną majówkę znika bezpowrotnie.

Dałam się oszukać

Rano obudziło nas ciche pukanie do drzwi. Zaskoczeni, spojrzeliśmy na siebie, zastanawiając się, kto mógłby nas odwiedzić w tym zapomnianym przez świat miejscu. Olek poszedł otworzyć drzwi, a ja podążyłam za nim, ciekawa, co nas czeka. W progu stał starszy mężczyzna z krzaczastymi brwiami i pogodnym uśmiechem.

– Dzień dobry! Jestem waszym sąsiadem – przywitał się serdecznie. – Widzę, że wynajęliście ten domek.

– Tak... – odpowiedział Olek, niepewnie się uśmiechając. – Tylko... jakby to powiedzieć... rzeczywistość trochę nas zaskoczyła.

Sąsiad zaśmiał się, poklepując Olka po ramieniu.

– Nie jesteście pierwsi. Poprzedni wynajmujący uciekli po godzinie. Zresztą, czy wy nie wiedzieliście, że te opinie to fałszywki? Właścicielka sama je napisała, żeby podbić wynajem.

Słowa mężczyzny były jak cios w brzuch. Spojrzałam na Olka z niedowierzaniem. Czy naprawdę daliśmy się tak oszukać? Poczułam, jak złość we mnie buzuje.

– Nie mieliśmy pojęcia – powiedziałam, czując, jak moje serce bije szybciej z każdą chwilą. – Czuję się, jakby ktoś ze mnie okrutnie zadrwił.

Sąsiad pokiwał głową. Opowiedział nam o innych, którzy też dali się nabrać, a potem zniknął tak szybko, jak się pojawił, pozostawiając nas z naszymi myślami. Wraz z odejściem sąsiada, w mojej głowie narastała burza emocji – żalu, złości, zawodu.

I co teraz? – zapytałam męża, próbując zapanować nad głosem.

Olek tylko wzruszył ramionami, wydawał się równie zdezorientowany i przygnębiony, jak ja. Staliśmy na progu naszego wynajętego domku, próbując poskładać w całość to, co się wydarzyło.

Łzy napłynęły mi do oczu

Dzień toczył się leniwie, a my staraliśmy się znaleźć sensowne rozwiązanie. Chociaż próbowaliśmy rozmawiać spokojnie, to napięcie wisiało w powietrzu. Jacuś, z początku zainteresowany nowym miejscem, zaczął się nudzić. Biegał po werandzie, podczas gdy my próbowaliśmy się dogadać co do planu na resztę dnia. Olek nerwowo przeglądał telefon w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby pomóc nam z samochodem, a ja starałam się znaleźć w internecie inne miejsce, w którym moglibyśmy się zatrzymać. Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk. Wyrwało mnie to z zamyślenia. Spojrzałam na werandę i zobaczyłam, jak Jacuś upadł na ziemię. Czas zwolnił, a ja rzuciłam się do przodu z krzykiem.

Nie! – wrzasnęłam, rzucając się w kierunku naszego dziecka.

Olek był tuż za mną, a jego twarz wyrażała tylko jedno – czystą panikę. Synek leżał na trawie, płacząc i chwytając się za nogę. Serce biło mi w piersi jak oszalałe, a łzy napłynęły mi do oczu.

To twoja wina, że tu przyjechaliśmy! – krzyknął Olek, pełen frustracji. – Gdyby nie te opinie...

Jego słowa były jak nóż wbity w serce. Wyrzuty sumienia zalały mnie jak fala, a ja, w szoku i strachu, starałam się zachować spokój.

To nie czas na obwinianie się! Musimy znaleźć pomoc – powiedziałam, starając się skupić na naszym dziecku.

Wybiegłam na zewnątrz, szukając pomocy, z sercem pełnym rozpaczy i poczucia winy. Olek próbował uspokoić nasze dziecko, ale widziałam, że i on ledwo się trzyma. Chaos, który wybuchł w naszym życiu, był jak najgorszy koszmar. Miałam nadzieję, że ktoś, ktokolwiek, usłyszy nasze wołanie o pomoc.

Czułam się winna

Gdy dotarliśmy do izby przyjęć, minuty przeciągały się w wieczność. Synek był już w rękach lekarzy, a my siedzieliśmy w poczekalni, otoczeni białymi ścianami i nerwową ciszą przerywaną tylko szmerem kroków pielęgniarek. Spojrzałam na Olka. Jego twarz była zasępiona, a oczy zasnute zmęczeniem i niepokojem. Próbowałam znaleźć słowa, które mogłyby w jakiś sposób uspokoić nasze rozdygotane nerwy, ale wszystko wydawało się zbyt błahe, zbyt małe.

Jak mogliśmy być tak naiwni? – powiedział w końcu Olek, a jego głos był pełen rozpaczy. – Jak mogliśmy to wszystko tak zawalić?

Czułam, jak ciężar winy przygniata mnie do ziemi. Przypomniałam sobie te chwile sprzed wyjazdu, kiedy myśleliśmy, że nic nie może pójść źle.

– Chciałam, żebyśmy odpoczęli, żebyśmy mieli trochę czasu dla siebie... – powiedziałam cicho, ale moje słowa brzmiały jak słaba wymówka.

Siedzieliśmy tam, zmagając się z ciężarem sytuacji, aż w końcu wyszła do nas lekarka z uspokajającymi wieściami. Uraz nie był poważny, ale wymagał opieki i odpoczynku. Tę ulgę zmieszaną z poczuciem winy trudno wyrazić słowami. Gdy tylko przytuliłam synka, poczułam, że muszę być teraz silna.

Paulina, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama