„Miałam romans z facetem ciotki Beaty. To niedorzeczne, żeby taki przystojniak marnował się w związku ze starą babą”
„Podniosłam wzrok i... To był on. Ten sam mężczyzna, którego twarz śniła mi się od miesięcy. Ten sam, z którym dzieliłam łóżko w chłodną, sierpniową noc. Stał przy stole, elegancki, spokojny, z tym samym błyskiem w oku. Udawał, że mnie nie zna”.

- Redakcja
Pracuję zdalnie jako graficzka, otoczona szkicami, ekranem komputera i własnymi myślami. Rzadko wychodzę, nie znoszę tłumów. Wakacje wolę spędzać w samotności, w miejscach, gdzie można słyszeć tylko wiatr i szum drzew. Kilka miesięcy temu pojechałam sama nad jezioro, do małego domku, który wynajęłam na weekend. Nie spodziewałam się niczego – a już na pewno nie tego.
Siedziałam przy ognisku, kiedy nagle dosiadł się do mnie obłędnie przystojny mężczyzna. Rozmawialiśmy godzinami. Był uważny, spokojny, zupełnie inny niż ludzie, których znałam. A potem zniknął – bez słowa, bez śladu. Nie zostawił numeru, nie odpowiedział na maila, którego wysłałam dzień po naszym pożegnaniu. Myślałam, że to był sen. Ale ten sen nie chciał mnie opuścić. Czasami opowiadałam o nim Klaudii. Przyjaciółka powtarzała mi, że powinnam zamknąć ten rozdział. Ale ja nie umiałam.
Zamarłam
W niedzielę pojechałam z mamą na kolację do ciotki Beaty. Nie przepadam za takimi spotkaniami, ale mama uparła się, że muszę wreszcie „wyjść do ludzi”. Przysiadłam na rogu kanapy i przeglądałam wiadomości na telefonie, gdy nagle usłyszałam głos ciotki.
– Chciałabym wam kogoś przedstawić – powiedziała z uśmiechem, który był zbyt szeroki, by był prawdziwy. – To Adam, mój partner.
Podniosłam wzrok i... To był on. Ten sam mężczyzna, którego twarz śniła mi się od miesięcy. Ten sam, z którym dzieliłam łóżko w chłodną, sierpniową noc. Stał przy stole, elegancki, spokojny, z tym samym błyskiem w oku. Udawał, że mnie nie zna. Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Zamarłam. On nie drgnął nawet o milimetr.
– Dzień dobry – powiedział uprzejmie, a ja odpowiedziałam równie grzecznie, choć serce waliło mi jak oszalałe.
– Cześć – wydusiłam i zaraz potem wstałam.
W łazience musiałam złapać oddech. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i czułam, jak wzbiera we mnie panika. Po chwili mama weszła za mną do kuchni, chyba zaniepokojona moim zniknięciem.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho.
– Ten facet… wygląda znajomo – odpowiedziałam, nie patrząc jej w oczy.
Wiedziałam, że tego tak nie zostawię
Nie mogłam tak po prostu wyjść i zostawić tego wszystkiego w zawieszeniu. Wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. Kiedy kolacja się skończyła, a goście zaczęli się powoli rozchodzić, wyszłam na taras. Nagle usłyszałam kroki za sobą.
– Julia – powiedział cicho Adam, jakby się bał, że ktoś nas usłyszy.
Odwróciłam się powoli.
– Myślałam, że nigdy cię już nie zobaczę – powiedziałam z goryczą. – Ale nie przypuszczałam, że zobaczę cię u boku mojej ciotki.
– Nie wiedziałem, że jesteście rodziną. Naprawdę – jego głos był spokojny, zbyt spokojny.
– Zniknąłeś jak tchórz. Obiecałeś, że się odezwiesz.
– Byłem w trakcie rozwodu. To był trudny moment. Nie chciałem cię w to mieszać.
– Więc po prostu zniknąłeś? Bez słowa?
– Myślałem, że tak będzie lepiej. To był tylko weekend.
Zabolało.
– Dla mnie to było coś więcej.
– Nie chcę robić sceny. Ale nie udawaj, że mnie nie znasz – powiedziałam ostro, czując, jak moje dłonie drżą.
– Nie chcę cię skrzywdzić – wyszeptał.
– Za późno na to.
Odwróciłam się i wróciłam do domu ciotki. Wiedziałam, że to nie koniec. To był dopiero początek.
Czułam się oszukana
Minęło kilka dni od tamtej kolacji, ale spokój nie wrócił. A Klaudia nie odpuszczała.
– To on? Ten z jeziora? – zapytała bez ogródek, kiedy w końcu oddzwoniłam.
– Tak – odpowiedziałam szeptem, mimo że byłam sama w mieszkaniu.
– I jest z twoją ciotką? To jakiś koszmar.
– Czuję się... oszukana. I głupia.
– Przestań. Nie masz za co się wstydzić. To on powinien się tłumaczyć.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam dźwięk domofonu. Mama. Przyszła bez zapowiedzi, jak to miała w zwyczaju. Schowałam telefon i otworzyłam drzwi z wymuszonym uśmiechem.
– Wpadłam tylko na chwilę – powiedziała zbyt radośnie, zerkając na mnie podejrzliwie. – Wszystko dobrze?
– Jasne – odpowiedziałam zbyt szybko.
Usiadła na kanapie, zdjęła płaszcz i wbiła we mnie wzrok.
– Od kolacji u Beaty zachowujesz się dziwnie. Coś się stało?
– Nie, po prostu… mam dużo pracy.
– Coś cię dręczy.
– To nie twoja sprawa.
Przez chwilę milczała, po czym powiedziała cicho:
– Nie każda prawda nadaje się do przemilczenia.
Zabolało, bo wiedziałam, że ma rację. Ale jeszcze nie byłam gotowa. Spojrzałam na telefon i poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Ciotka Beata wysłała wiadomość do całej rodziny – planuje wspólny weekend w domku letniskowym. Z Adamem.
Wyznałam prawdę
Domek letniskowy ciotki stał nad jeziorem, w miejscu, które powinno kojarzyć mi się z odpoczynkiem. Ale tym razem każde drzewo, każdy zapach igliwia przypominał mi tamten weekend. Adam przyjechał wcześniej z Izą, więc kiedy dotarłam z mamą, już był. Wyszedł nam na powitanie, z tym samym opanowanym uśmiechem, który działał mi na nerwy.
– Cześć, Julia – powiedział niemal szeptem, kiedy podałam mu walizkę.
– Dziękuję – odpowiedziałam chłodno.
Przez cały dzień udawaliśmy, że jesteśmy obcy. Adam zachowywał się jak przykładny partner – pomocny, spokojny, zabawny. Ale kiedy nasze spojrzenia się spotykały, coś w nim drżało. Wieczorem, kiedy reszta rozmawiała w ogrodzie, on wszedł do kuchni, w której siedziałam sama.
– Nie chcę, żebyś cierpiała – powiedział cicho.
– Za późno na to.
– Nie planowałem...
– Ale się stało. I teraz udajesz, że to nic.
– Nie mogę tego powiedzieć Beacie. Nie teraz. Nie w taki sposób.
Nagle usłyszeliśmy szelest za drzwiami. Ciotka weszła, bledsza niż zwykle.
– Co to miało znaczyć?
Adam zamarł.
– Znaliście się wcześniej? – zapytała z chłodną precyzją.
– Tak – odpowiedziałam. – Spaliśmy ze sobą. W sierpniu. Nad jeziorem.
Cisza, która zapadła, była jak nóż. Ciotka odwróciła się bez słowa i wyszła z domu.
Coś pękło
Poranek po tej rozmowie był najcichszym porankiem, jaki pamiętam. Nikt się do nikogo nie odzywał. Mama parzyła kawę z marsową miną, ciotki nie było – zostawiła wiadomość, że wraca do miasta. Adam kręcił się po domu jak cień, nie próbując już grać żadnej roli. Ja siedziałam na schodach z kubkiem w dłoniach i patrzyłam w dal, próbując zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Po południu mama usiadła obok mnie.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – zapytała spokojnie, ale w jej głosie czułam zawód.
– Nie sądziłam, że go jeszcze zobaczę.
– A kiedy zobaczyłaś…?
– Nie chciałam wszystkiego burzyć. Ale i tak się posypało.
– Nie chodzi o to, że zrobiłaś coś złego. Chodzi o to, że nikomu nie zaufałaś.
Milczałam. Miała rację. Wróciłyśmy do domu dzień wcześniej, niż planowałyśmy. Adam próbował jeszcze do mnie zagadać, ale za każdym razem ucinałam rozmowę. W drodze powrotnej dostałam od niego wiadomość:
„Nie chciałem cię skrzywdzić. Chciałem cię chronić”.
Odpisałam krótko:
„Nie potrzebuję twojej ochrony. Potrzebowałam prawdy”.
Potem zablokowałam jego numer. W domu wszystko wydawało się jakieś puste. Mama chodziła wokół mnie jak na palcach, a ja próbowałam wrócić do pracy, jakby nic się nie wydarzyło. Ale nie dało się. Coś pękło. Nie tylko między mną a Adamem, ale wewnątrz całej naszej rodziny. Nikt już nie patrzył na siebie tak samo.
Zrobiłam coś dla siebie
Przez kilka dni chodziłam z kąta w kąt, aż w końcu usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać. Do niego. Napisałam maila.
„Nie wiem, po co to robię. Może, żeby wreszcie domknąć coś, co nigdy nie powinno było zostać otwarte. Chciałam ci zaufać. Wtedy, nad jeziorem. Dałam ci coś z siebie, co rzadko komu daję. A ty zniknąłeś. Pojawiłeś się znowu, w najgorszy możliwy sposób, a ja przez chwilę znów cię zobaczyłam tak, jak tamtej nocy – ciepłego, obecnego. Ale to była iluzja. Nie dlatego, że jesteś potworem. Bo nie jesteś. Po prostu jesteś człowiekiem, który nie potrafił powiedzieć prawdy. A ja jestem kobietą, która na tę prawdę czekała za długo”.
Nie wysłałam go. Ale już samo napisanie go przyniosło ulgę. Zrozumiałam, że muszę się odciąć, nie dlatego, że on był zły, ale dlatego, że muszę a siebie uważać. I zacząć od nowa – z nowym spokojem, nowym celem. Może kiedyś z kimś, kto nie zniknie. Czasami, kiedy zamykam oczy, znów widzę to jezioro. I jego spojrzenie. Ale teraz potrafię otworzyć oczy i wrócić do rzeczywistości. Do siebie. Niektóre historie nie są po to, by je dokończyć. Są po to, żeby nauczyć nas, jak przestać czekać.
Julia, 24 lata
Czytaj także:
- „Gdy na moim koncie pojawiły się duże pieniądze, tatuś natychmiast sobie o mnie przypomniał. Niech nie liczy na wiele”
- „Z szarego małżeństwa w bloku na Grochowie awansowaliśmy na milionerów. Pieniądze jednak nie przyniosły nam szczęścia”
- „Wygrałem kupę forsy i teraz już wiem, że pieniądze szczęścia nie dają. Żałuję, że zrozumiałem to tak późno”