„Przyjaciółka to pasożyt. Żeruje na portfelu męża i wysysa z niego kasę. Musiałam ratować tę beznadziejną materialistkę”
„Gdy byłyśmy dziećmi, pewne wady Majki mi nie przeszkadzały. Ale dziś, jako dorosła kobieta nie potrafię ich ani zrozumieć ani zaakceptować. Jak dalej będzie takim leniem bez żadnych ambicji, to nie będziemy dłużej przyjaciółkami”.
- Kasia, 30 lat
Znałam Majkę od dzieciństwa. Siedziałyśmy razem w szkolnej ławce, razem spędzałyśmy czas po lekcjach. Zawsze doskonale się rozumiałyśmy, chociaż już wtedy byłyśmy całkiem inne. Żywiołowa, z głową pełną pomysłów na dobrą zabawę Maja lubiła chodzić na łatwiznę i uciekała od obowiązków. Gdy skończyłyśmy podstawówkę, miała spore grono znajomych, takich samych luzaków jak ona. Nie przykładała się do nauki, po maturze zmieniła kilka razy uczelnię, w końcu rzuciła studia na dobre. Jej rodzice zajęci byli zarabianiem pieniędzy, swoimi karierami, i luzacki styl córki im nie przeszkadzał, a może myśleli, że z tego wyrośnie. Nie wyrosła.
Bez żadnego wysiłku dostawała na swoje zachcianki
Kiedy ja, studiując, łapałam różne zlecenia, żeby zarobić na swoje wydatki, Maja patrzyła na mnie z politowaniem i narzekała, że nie mam dla niej dość czasu. Dlatego namówiłam ją kiedyś, by spróbowała pracy jako hostessa. Do dziś zastawiam się, jak mi się to wtedy udało i myślę, że chyba poszła tam po prostu z ciekawości. Zrezygnowała po pierwszym dniu.
– Mało nie zanudziłam się na śmierć przez te kilka godzin! – powiedziała mi. – Stałam tam i tylko uśmiechałam się jak idiotka. W dodatku za marne grosze…
Pracowałam wtedy przy promocjach w każdy weekend. Pamiętam, jaka byłam szczęśliwa, gdy dostałam pierwszą pensję! Nie zastanawiałam się, czy to mało, czy dużo. Ważne było, że sama zarobiłam te pieniądze. Majka stwierdziła wówczas z ironicznym uśmiechem:
– No, to już masz na waciki…
Zrobiło mi się przykro. Rodzice dawali jej wszystko. Bez żadnego wysiłku dostawała na swoje zachcianki więcej, niż ja mogłam zarobić w ciągu kilku miesięcy. Przyznaję, trochę jej tego zazdrościłam.
Od szkolnych czasów upłynęło parę lat i choć nadal się przyjaźniłyśmy, już nie rozumiałyśmy się tak dobrze, coraz więcej spraw nas dzieliło. Odkąd wyszłam za mąż, mój stosunek do pracy i pieniędzy stał się jeszcze bardziej racjonalny. Majkę natomiast utrzymywał zamożny facet. Twierdziła, że nie wyobraża sobie innego scenariusza. To jej się przecież należy – jest atrakcyjna, młoda… Jeśli ktoś chce z nią być, musi płacić.
Majka więc nie pracowała, a ja doczekałam się pierwszego w życiu awansu. Gratulując mi sukcesu, przyjaciółka zaproponowała, abyśmy z naszymi mężczyznami uczcili to kolacją w restauracji. Lokal wybrała ona. Z początku mi się spodobał. Był przestronny i elegancki. Miło nam się rozmawiało, lecz kiedy spojrzałam na rachunek, zamarłam.
– Dwie… dwieście trzydzieści złotych? – wyjąkałam, wpatrując się z przerażeniem w paragon. – Czy ten kurczak, którego zjadłam, był ze złota?
– Dwieście złotych za obiad w restauracji, to wcale nie tak dużo! – zaśmiała się moja przyjaciółka. – My z Misiem chodzimy do dużo droższych miejsc, tylko ze względu na was przyszliśmy do tej… garkuchni, prawda kochanie?! – spojrzała przymilnie na swojego partnera.
Mój mąż zauważył, że mam ochotę jej nawrzucać, bo szepnął mi na ucho:
– Daj spokój, nie warto robić scen…
„No tak, rozrzutność to specjalność Majki” – pomyślałam. „Ten jej Michał dobrze zarabia, więc ona szasta kasą”.
Kiedy spotkałyśmy się następnym razem, tylko we dwie, zasugerowałam jej, że przesadza z wydatkami. Zaśmiała się.
– Pieniądze są po to, żeby je wydawać! – stwierdziła. – Tym bardziej że mogę sobie na to pozwolić. Mój Miś za wszystko zapłaci. Zawsze miałam nosa do mężczyzn…
– A co zrobisz, jak się między wami popsuje i on odejdzie? – spytałam.
– Znajdę kogoś innego z grubym portfelem – odparowała. Tego kwiatu to pół światu!
Ja jednak wątpiłam w to, że Majka zawsze będzie miała adoratorów na pęczki. Uważałam, że powinna pracować, zdobywać doświadczenie, żeby być niezależną. Chciałam jej w tym pomóc.
Co to za przyjaciółka?
Po jakimś czasie nadarzyła się okazja, więc zaproponowałam Mai zajęcie. W mojej firmie szukali kogoś na zastępstwo. Dzięki mojej rekomendacji dostałaby się, mimo że nigdy przedtem nie pracowała. Niestety, Maja odrzuciła ofertę.
– Może jednak spróbujesz? – nalegałam. – Skoro jest taka możliwość, to grzechem byłoby jej nie wykorzystać. Przydałoby ci się doświadczenie zawodowe.
– Niby po co? – prychnęła z pogardą. – Dziewczyno, tyle, ile byliby w stanie mi zaoferować, to ja miesięcznie na same ciuchy wydaję!
Tym razem wygarnęłam jej szczerze, że jest leniem i całe życie żeruje na innych.
– A poza tym… nie masz za grosz ambicji! – wykrzyczałam jej.
– Wręcz przeciwnie – odparła. – Właśnie z ich powodu nie zadowala mnie harówka pod czyjeś dyktando. Mogłabym… być na przykład dyrektorem jakiejś firmy.
– I myślisz, że pewnego dnia rano obudzisz się i powiesz „dziś zostanę dyrektorem” i to się stanie? – ironizowałam.
– Nic nie rozumiesz – westchnęła. – Nie zamierzam dać się wykorzystywać, jak ty.
– Lubię moją pracę! – zaprotestowałam.
– Jasne – Majka tylko prychnęła. – Nie wciskaj mi kitu. W nic mnie nie wrobisz.
Dalsza dyskusja nie miała sensu. Tamta sytuacja przekonała mnie, że Majka się nie zmieni. A to oznaczało, że oddaliłyśmy się od siebie. Wieczorem opowiedziałam o wszystkim mężowi.
– Dziwisz się? – wzruszył ramionami. – Znalazła sobie frajera, to po co ma się przemęczać?
– Tak, tylko że jeśli Michał zorientuje się, że jest frajerem, to Majka zostanie na lodzie – odparłam.
– Nie uszczęśliwiaj ludzi na siłę, kochanie – powiedział Maciek.
Wiem, że ma rację, ale i tak przykro mi, że straciłam przyjaciółkę. Bo co to za przyjaźń, gdy się nie można dogadać w podstawowych sprawach. Nasze życiowe drogi powoli zaczęły się rozchodzić...