„Myślałam, że znalazłam przy Józku bezpieczną przystań na emeryturze. Starszy pan skrywał całkiem młodzieńcze sekrety”
„Następnego dnia Józek znowu zmienił plany i powiedział, że pojedzie sam, tłumacząc, że ma ważne spotkanie. Postanowiłam wtedy sprawdzić, co tak naprawdę dzieje się podczas tych jego wyjazdów. Wzięłam taksówkę i pojechałam za nim”.

- Redakcja
Mam sześćdziesiąt osiem lat i od sześciu lat jestem wdową. Mój mąż zmarł, a ja zostałam sama w dużym, pustym domu. Moje dzieci są rozsiane po całym kraju, rzadko mnie odwiedzają. Czułam, że powoli zaczynam popadać w przygnębienie, aż pewnego dnia postanowiłam zapisać się do klubu dla seniorów. To była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam.
Poznałam tam Józefa. Wysoki, siwy mężczyzna z uśmiechem, który rozjaśniał mu twarz. Od razu zwrócił moją uwagę. Był wdowcem od pięciu lat i również szukał towarzystwa. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce podczas wieczoru tanecznego. Siedziałam sama przy stoliku, patrząc na tańczące pary, kiedy podszedł do mnie i zaproponował taniec. Zgodziłam się z pewnym wahaniem, ale jego ciepły uśmiech rozwiał moje obawy.
Taniec z nim był jak powrót do młodości. Czułam, jakbyśmy znali się od lat. Po tym wieczorze zaczęliśmy spotykać się regularnie. Chodziliśmy na spacery, do kina, a czasem po prostu siedzieliśmy razem w parku, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Józef był dla mnie pocieszeniem w trudnych chwilach. Czułam, że moje życie znów nabiera sensu.
Jednak z czasem zaczęłam zauważać pewne dziwne zachowania. Józef często mówił, że musi wyjechać do innego miasta. Z początku wierzyłam w jego wyjaśnienia, ale im więcej takich wyjazdów się zdarzało, tym bardziej zaczynałam podejrzewać, że coś ukrywa. Kiedy pytałam o szczegóły, jego odpowiedzi były wymijające.
Nie chciałam być podejrzliwa, ale coś nie dawało mi spokoju. Pewnego dnia postanowiłam sprawdzić, dokąd naprawdę wyjeżdża. To, co odkryłam, przerosło moje najgorsze obawy.
Tego bym się po nim nie spodziewała
– Haniu, co powiesz na wspólny wyjazd na weekend? – zapytał Józek pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w parku.
– To świetny pomysł! – odpowiedziałam z entuzjazmem. – Ale dlaczego akurat teraz?
Józef uśmiechnął się nieco nerwowo.
– Czasami muszę jechać do innego miasta, załatwić pewne sprawy. Pomyślałem, że moglibyśmy połączyć to z wycieczką.
Zgodziłam się, choć w głębi duszy czułam niepokój. Następnego dnia Józek znowu zmienił plany i powiedział, że pojedzie sam, tłumacząc, że ma ważne spotkanie. Postanowiłam wtedy sprawdzić, co tak naprawdę dzieje się podczas tych jego wyjazdów.
Gdy wyjechał, wzięłam taksówkę i pojechałam za nim. Śledzenie go sprawiło, że czułam się jak bohaterka jakiegoś taniego kryminału. Serce biło mi mocno, gdy zobaczyłam, jak wchodzi do innego klubu dla emerytów. Weszłam do środka i zobaczyłam go, jak siedzi przy stoliku z inną kobietą. Mieli splecione ręce. Serce mi pękło.
Podeszłam bliżej, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Usłyszałam, jak rozmawiają i śmieją się, jakby byli starymi przyjaciółmi. Kobieta, z którą siedział, miała na imię Maria. Tak się do niej zwracał. Była urocza i wydawała się zdeterminowana. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, ale co? Bałam się konfrontacji i uciekłam.
Co też mi przyszło na stare lata?
Kiedy Józef wrócił z wyjazdu, postanowiłam z nim porozmawiać na kolejnym spotkaniu w klubie.
– Józek, dokąd ty tak wyjeżdżasz? – zapytałam bez ogródek.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Przecież ci mówiłem, że mam sprawy do załatwienia.
– Przestań kłamać. Wiem, że spotykasz się z jakąś Marysią. Widziałam was razem – powiedziałam, czując, jak moje serce bije coraz szybciej.
Józef spuścił głowę, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Haniu, to nie tak, jak myślisz...
– To dokładnie tak, jak myślę! Na stare lata zachciało ci się prowadzić podwójne życie? Dlaczego? – zapytałam z naganą w głosie.
Józek westchnął ciężko.
– Wiesz, czułem się samotny po śmierci Anny. Maria pojawiła się w moim życiu, zanim poznałem cię. A potem… nie chciałem nikogo zranić.
Patrzyłam na niego, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Ale z drugiej strony denerwowałam się. Przecież to jeszcze gorzej, bo wychodzi na to, że to ja jestem tą drugą. Ale się wplątałam.
– A jednak zraniłeś mnie, Józefie. Myślałam, że jesteśmy dla siebie najważniejsi. Że mogę się z tobą spokojnie starzeć.
Odpuścić czy walczyć?
Nie mogłam przestać myśleć o Marii. Kim była ta kobieta, która wtargnęła do mojego życia i skradła serce Józefa? A może to ja go jej ukradłam? Postanowiłam się z nią spotkać. Zadzwoniłam do klubu, do którego chodził Józef i umówiłam się na spotkanie z Marią. Była zaskoczona, ale zgodziła się. Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko klubu. Maria była elegancką kobietą, ale w jej oczach dostrzegłam smutek.
– Cieszę się, że chciała się pani ze mną spotkać – powiedziała na powitanie.
– Musimy porozmawiać o Józefie – zaczęłam bez ogródek. – Co on dla ciebie znaczy?
Maria westchnęła.
– Józef jest dla mnie ważny, ale wiem, że ma również ciebie. Nie chcę niczego psuć.
– Jak długo się spotykacie? – zapytałam, próbując zapanować nad emocjami.
– Poznaliśmy się około rok temu, krótko po śmierci Anny. Był taki samotny... – Maria spojrzała na mnie z troską. – Ale ja nie byłam gotowa na nowy związek i wciąż nie jestem.
Patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, obie walcząc ze swoimi uczuciami. W końcu Maria wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Może powinniśmy dać Józefowi szansę na wyjaśnienie. Nie chcę go stracić, ale jeśli to ty jesteś dla niego najważniejsza, jestem gotowa się wycofać. Wolę mieć z was przyjaciół niż nikogo.
Biegałam po mieście jak młódka
Po rozmowie z Marią wiedziałam, że muszę porozmawiać z Józefem jeszcze raz. Umówiłam się z nim na spotkanie w naszym ulubionym parku.
– Józek, rozmówiłam się z Marią – powiedziałam, kiedy usiedliśmy na ławce.
Józef spojrzał na mnie zaskoczony.
– I co powiedziała?
– Że jesteś dla niej ważny, ale jest gotowa się wycofać, jeśli to ja jestem dla ciebie najważniejsza – odpowiedziałam cicho.
Józef wziął mnie za rękę.
– Haniu, przepraszam za wszystko. Byłem zagubiony i nie wiedziałem, co robić. Ale teraz wiem, że to ty jesteś dla mnie najważniejsza.
Czułam, że mówi prawdę, ale nie mogłam zapomnieć o tym, co się stało. Co ja w ogóle wyprawiam?
– Józefie, potrzebuję czasu. Zraniłeś mnie i muszę to przemyśleć.
Odeszłam, czując ciężar na sercu. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale musiałam to przemyśleć. Moje zaufanie zostało zachwiane, a serce zranione.
Dotarła do mnie trudna prawda
Nie mogłam przestać myśleć o zdradzie Józefa. Po co w ogóle dawał mi nadzieję? Próbowałam skupić się na codziennych sprawach, ale myśli o nim i Marii ciągle wracały. W końcu postanowiłam raz na zawsze zakończyć tę sprawę. Spotkałam się z Józefem w parku, gdzie wszystko się zaczęło. Był tam, czekając na mnie z nadzieją w oczach. Zbliżyłam się do niego, czując narastający gniew.
– Józek, przemyślałam wszystko – zaczęłam z zimną determinacją. – Nie możemy być razem. Zraniłeś mnie zbyt mocno, a ja nigdy ci tego nie wybaczę.
Józef próbował mnie objąć, ale odsunęłam się.
– Haniu, proszę, nie rób tego. Wiem, że popełniłem błąd, ale mogę to naprawić...
– Naprawić?! – przerwałam mu ostro. – Myślisz, że przeprosiny coś załatwią? Byłam dla ciebie tylko jedną z opcji, a ja zasługuję na coś lepszego. Skąd mam wiedzieć, że będę kiedykolwiek jedyna? Ile jeszcze masz babek na oku?
Józef zaczął się tłumaczyć, ale nie słuchałam go.
– Jesteś kłamcą i zdrajcą. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Zasługuję na kogoś, kto będzie mnie kochał i szanował, a ty nie jesteś tym kimś.
Józef zbladł i spuścił głowę.
– Wybacz mi. Nie chciałem, żeby tak się stało...
– Ale tak się stało – odpowiedziałam zimno. – Teraz muszę iść dalej i zapomnieć o tobie. Żegnaj, Józek.
Odwróciłam się i odeszłam, czując ulgę, ale także gniew. Wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję. Moje zaufanie zostało zniszczone, a serce rozbite. Co ja sobie myślałam?
Przez kolejne tygodnie próbowałam pozbierać swoje życie na nowo. Wiedziałam, że już nigdy nie będę mogła zaufać mężczyźnie w pełni. Józef zniszczył coś we mnie, czego nie da się naprawić. Było mi głupio znów zacząć chodzić do klubu dla seniora i widzieć tam Józka, który chodził jak smutny szczeniak. Podobno Maryśka też go zbyła.
Nie dałam się jednak zniechęcić do klubu. Zawzięłam się i skierowałam swoją energię na konkretne działania, wyjazdy i nowe znajomości, ale z koleżankami. Nie chciałam zostać samotną staruszką, która cierpi w milczeniu. W końcu to Józek przestał pojawiać się w klubie, a ja usłyszałam kiedyś, że wyprowadził się do miasta bliżej swoich dzieci. I dobrze, niech szuka kolejnej naiwnej gdzieś indziej.
– To koniec – powiedziałam sobie, patrząc w lustro. – Musisz żyć dalej, Hanka, ale już nigdy więcej nie pozwolisz się omotać.
Dostałam swoją lekcję i teraz jak zechcę kogoś bliskiego, to zadzwonię do rodziny albo przygarnę kota.
Hanna, 68 lat