Reklama

Sytuacja nie była zbyt ciekawa

Jestem właścicielką małego biura turystycznego, dlatego kiedy moja podwładna przyniosła zwolnienie od lekarza na dłuższy okres z uwagi na powikłania w ciąży, nie skakałam z radości. Jako przedstawicielka tej samej płci doskonale zdawałam sobie sprawę, że dla niej najistotniejsze jest maleństwo, które nosi pod sercem, jednak z perspektywy szefowej firmy miałam nie lada orzech do zgryzienia. Musiałam w ekspresowym tempie znaleźć kogoś na jej miejsce. Powiesiłam ogłoszenie w oknie wystawowym, poinformowałam wszystkich bliskich oraz zamieściłam anonse w internecie. Teoretycznie chętne osoby odpowiadały na moje oferty, niemniej jednak…

Reklama

Dziewczyny w młodszym wieku chciały zarabiać ogromne kwoty, a ich umiejętności nijak miały się do tych żądań. Natomiast te bardziej doświadczone życiowo wolały pracować na część etatu, bo twierdziły, że nie dają już rady fizycznie i muszą być w pogotowiu, gdyby trzeba było ratować sytuację z wnuczętami.

Wiele ludzi odwiedziło moje biuro w poszukiwaniu pracy, ale niestety nikt nie pasował do naszych wymagań. Potrzebowaliśmy kogoś, kto mógłby zacząć od razu, bez stawiania dodatkowych warunków. A czasu było coraz mniej, bo zbliżały się wakacje, a roboty ciągle przybywało. Mimo że razem z Zosią spędzałyśmy w biurze nawet po kilkanaście godzin dziennie, to i tak ledwo wyrabiałyśmy się ze wszystkim.

Potrzebowałyśmy pomocy od zaraz

Sytuacja w naszym biurze była naprawdę trudna i mocno dawała nam się we znaki. Ja siedziałam przy komputerze i dosłownie nie rozstawałam się z telefonem, który trzymałam w drugiej ręce. W tym samym czasie Zosia robiła, co mogła, żeby nadążyć z obsługą klientów przychodzących do nas osobiście. Pokazywała im foldery z ofertami, szukała najlepszych propozycji i podpisywała z nimi umowy. Pod koniec dnia obie padałyśmy jak muchy. Czułam się tak wykończona, że zrezygnowałam z poszukiwania idealnej osoby do pracy. Byłam skłonna zatrudnić dosłownie każdego, kto by się do nas zgłosił…

– Dzień dobry. Przyszłam zapytać o ofertę pracy. Jest jeszcze wolne stanowisko, czy może już obsadzone?

Zobacz także

– Witam serdecznie – oderwałam oczy od ekranu komputera i spojrzałam na osobę, która właśnie weszła.

Dziewczyna nie była pięknością, ale też nie można było powiedzieć, że jest nieatrakcyjna. Po prostu taka zwyczajna, przeciętna, lecz w obecnych okolicznościach nie było mnie stać na przesadną wybredność. Poprosiłam ją, aby poszła ze mną na zaplecze i przeprowadziłam z nią szybki wywiad. Okazało się, że Ania dopiero co skończyła licencjat z pedagogiki, przyjechała z jakiejś niewielkiej mieściny i była dyspozycyjna. Do tego wszystkiego miała uprawnienia do prowadzenia samochodu, umiała jako tako dogadać się po angielsku i radziła sobie z obsługą komputera.

– Marzy mi się ta posada – powiedziała, wpatrując się w podłogę, sprawiając wrażenie, jakby obawiała się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. – Nie mam ochoty z powrotem jechać na wieś.

Sprawiała wrażenie niezwykle poruszonej. Jej twarz przybrała czerwony odcień, a ona sama nerwowo obgryzała paznokcie.

– Proszę dać mi szansę. Nie miałam okazji pracować w biurze podróży, ale jestem w stanie błyskawicznie przyswajać wiedzę – zapewniła i w końcu uniosła wzrok. W jej oczach dostrzegłam przerażenie.

Czego się tak bała?

Być może borykała się z kłopotami finansowymi i to zatrudnienie było dla niej sprawą życia i śmierci?

– Podczas nauki na uczelni dorabiałam zmywając naczynia, przez pewien okres zajmowałam się telemarketingiem… – znów opuściła wzrok. – Dystrybuowałam materiały reklamowe, trochę pracowałam jako kelnerka, opiekowałam się też dziećmi… – wspominała dorywcze prace, które zazwyczaj wykonują studentki.

Trochę mnie intrygowało, że tak często zmieniała robotę. Ale zrobiło mi się jej szkoda, a do tego byłam w potrzasku. Zdawałam sobie sprawę, że we dwie z Zosią długo już nie pociągniemy. Przedstawiłam zasady zatrudnienia i osiągnęłyśmy kompromis. Ania nie próbowała negocjować, zaakceptowała oferowaną wypłatę i nie narzekała na czas pracy od 10 do 18.

Zgodnie z naszymi ustaleniami, pierwszym etapem współpracy miał być miesiąc na umowie próbnej. Po tym czasie, w zależności od efektów, miałyśmy podpisać kontrakt na konkretny termin z opcją ewentualnego przedłużenia. Poprosiłam moją dotychczasową pracownicę, żeby w trybie pilnym wdrożyła nową koleżankę w obowiązki. Dzięki temu ja mogłam wyjątkowo opuścić firmę przed szesnastą. Kolejnego poranka, zanim nastąpiło oficjalne otwarcie, postanowiłam chwilę porozmawiać z Zosią przy porannej kawie. Zrobiłyśmy to zanim jeszcze pojawiła się Ania.

– I co z tą świeżynką? Coś z tego będzie?

– Niby tak, ale…

– No powiedz konkretnie, o co biega.

– Ma zapał do roboty i szybko ogarnia, tylko… – Zocha zrobiła taką minę i tak to powiedziała, że od razu wiadomo było, że coś jest nie halo.

– Dobra, o co chodzi ? Gdzie jest haczyk?

– Serio nic nie widziałaś? – pytaniem na pytanie, strasznie mnie to drażni.

– Niby co? No trochę wstydliwa jest, ale przełamie się za jakiś czas..

Zośka głęboko odetchnęła.

– Sama nie jestem pewna... Ona sprawia takie dziwne wrażenie. W ogóle nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, siedzi cicho jak mysz pod miotłą, a przecież to kompletnie nowe miejsce dla niej. Człowiek by pomyślał, że okaże chociaż odrobinę ciekawości...

– Oj Zosiu, zlituj się nad nią, dopiero zaczęła. Nie od razu Kraków zbudowano – moja mina zdradzała rozbawienie, bo Zosia należała do osób, które nawet z paszczy lwa wyjdą bez szwanku. – Oswoi się z czasem.

– Miejmy nadzieję. Dobrze wiesz, że nasi klienci lubią słuchać barwnych opowieści. I to najlepiej podanych z zapałem, bo jak nie, to nici z transakcji.

Popełniała podstawowe błędy

Miała stuprocentową rację. W branży usługowej kluczowe jest nastawienie do konsumenta. Uśmiech na twarzy i fachowość. Umiejętność prowadzenia rozmowy i wyczucie oczekiwań. Liczyłam na to, że Ania da radę. Jednak po tym, co usłyszałam od Zosi, doszłam do wniosku, że na początek lepiej jej nie zostawiać sam na sam z klientami.

– Póki co posadź ją przed komputerem, niech odpisuje na wiadomości i przygotowuje umowy. Przy okazji posłucha, jak ty ogarniasz różne tematy. Zobaczysz, wkręci się w to.

Niestety, Ania, mimo że jest pracusiem i zawsze chętnie wykonuje wszystkie zadania, kompletnie nie dawała sobie rady w kontakcie z klientami, a do tego papierkowa robota też nie był jej mocną stroną. Włos mi się zjeżył na głowie, gdy rzuciłam okiem na maila, którego wystukała. Dobrze, że w ostatniej chwili go przejrzałam, zanim poszedł do klientki. Pomijając już kwestię interpunkcji, w tekście roiło się od rażących byków ortograficznych.

Podczas analizy kontraktów, które przygotowywała, również natknęłam się na rozmaite perełki. Nie miałam wyboru, byłam zmuszona wszystko przeglądać i korygować. Istny obłęd. Odkąd zatrudniłam nową asystentkę, miałam znacznie więcej pracy niż wtedy, gdy jej nie było! Żeby uniknąć nieprzyjemnych zaskoczeń, odsunęłam ją od komputera i osobiście zajęłam się bieżącymi mailami. W tym momencie Ania przeglądała foldery, mrucząc coś cicho do siebie.

– O czym szepczecie? – zapytałam, podchodząc bliżej.

Jej policzki pokryły się rumieńcami, zupełnie jakby została przyłapana na gorącym uczynku.

– Eee… próbuję zapamiętać te wszystkie propozycje – wykrztusiła z siebie. – No wiesz, żeby wiedzieć co powiedzieć, kiedy zjawi się klient.

– Zaraz, zaraz, ale po co uczyć się tego na pamięć? – nie kryłam swojego zdziwienia. – Katalog masz zawsze pod ręką, w każdej chwili możesz do niego zerknąć. Nie ma potrzeby wkuwania tego na blachę. Najważniejsze, żebyś umiała swobodnie porozmawiać z klientem. Wypytać go, czego tak naprawdę szuka, jaki rodzaj wypoczynku preferuje, czy planuje wyjazd w pojedynkę, czy może zabiera ze sobą rodzinę…

– Nie umiem tego zrobić – powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Ciężko mi nawiązywać relacje z nieznajomymi. To dla mnie krępujące...

Znalazłam jej mocną stronę

Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam wprost o to, co nie dawało mi spokoju:

– Przepraszam, że pytam, ale jak to możliwe, że mimo wszystko udało ci się zdobyć dyplom?

– Ciężko mi to przychodzi – wyszeptała ledwo słyszalnie. – Ale większość profesorów tolerowała moją metodę nauki polegającą na zapamiętywaniu. Ważne, że posiadałam wiedzę. Jestem zamknięta w sobie, a na domiar złego mam dysleksję. Staram się nad tym pracować, jednak… – łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Podniosła się z miejsca i zaczęła pakować swoje przybory. – Chyba i w tej pracy się nie sprawdzę… Chcę tylko powiedzieć… – zawahała się i odwróciła wzrok. – Na koniec chcę powiedzieć, że była pani dla mnie życzliwa, znacznie bardziej niż pozostali. Nigdy pani na mnie nie podniosła głosu, nie nazwała mnie głupią, dlatego pragnęłam…

– Co jest Aniu? Coś się stało?

– Przejrzałam te umowy i w jednej znalazłam błąd w kwocie. Przez pomyłkę w przeliczeniu na euro, klient zyskał jakieś czterdzieści euro więcej.

Tak, zrobiłam kalkulację i faktycznie się nie zgadza. Dziewczyna słusznie zwróciła mi uwagę – faktycznie coś mi się pomyliło.

– Wielkie dzięki. Ale szybko to wyłapałaś...

W liczeniu akurat całkiem nieźle sobie radzę. Bardziej niż litery wolę cyferki, a dzieciaki bardziej niż dorosłych – przyznała i uśmiechnęła się po raz pierwszy naprawdę. Może trochę nieśmiało, ale i tak ślicznie. – No to ten... lecę już. Przepraszam za problemy.

– Chwileczkę! – przerwałam jej wypowiedź. – Wspomniałaś, że masz smykałkę do liczb. A co powiesz na zajęcie się sprawami finansowymi? Co prawda raz w miesiącu zanoszę dokumenty do księgowej, ale na co dzień muszę sama dawać sobie z tym radę, co spędza mi sen z powiek, bo nie przepadam za tym zajęciem, a do tego jeszcze zabiera mi cenny czas, który wolałabym przeznaczyć na obsługę klientów.

Na jej twarzy znów zagościł delikatny uśmiech.

– Chętnie spróbuję swoich sił. I niech się pani nie przejmuje, w kalkulacjach jestem niezawodna.

– No to wspaniale. W takim razie jesteśmy umówione.

Dlaczego zdecydowałam się na ten dość niepewny krok? Chyba podziałał kobiecy instynkt. Ta z pozoru zwyczajna dziewczyna mogła skrywać w sobie prawdziwy skarb.

Dodatkowo zrobiła na mnie wrażenie, kiedy otwarcie przyznała się do swoich wad. Miałam przeczucie, że jeżeli w tym momencie sobie pójdzie, bez docenienia za odwagę, po raz kolejny odrzucona, istnieje ryzyko, że już na zawsze schowa się w swoim pancerzu. Ania jest zatrudniona w naszej firmie od sześciu miesięcy. Wywiązuje się ze swoich obowiązków rzetelnie i terminowo. Co prawda kontakty z klientami wciąż sprawiają jej trudność, ale widać, że wkłada w to wysiłek. Powolutku szlifuję ten szlachetny kamień...

Reklama

Beata, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama