„Nakryłem żonę na zdradzie, a ta mnie wyśmiała. Podobno sam wepchnąłem ją w muskularne ramiona kochanka”
„Siedzieliśmy w ciszy. W moim umyśle gromadziło się mnóstwo myśli. Pragnąłem przekręcić zegar wstecz i zadzwonić wcześniej. Pragnąłem krzyczeć. Płakać. Zniknąć. Pragnąłem zadać pytanie, dlaczego to zrobiła”.
- Błażej, 45 lat
Zaskoczyła mnie ta zdrada
Miałem przekonanie, że cieszymy się szczęściem, że możemy na siebie liczyć bez obaw o zdradę. Niestety, okazało się, że się pomyliłem. Po dwudziestu latach małżeństwa trudno oczekiwać tej samej romantycznej atmosfery i namiętności, które towarzyszyły nam na początku naszej relacji. Wraz z upływem czasu, ludzie dojrzewają, zmieniają się...
Rzeczywiście, stają się także bardziej oschli, a ich uczucia powszednieją. Emocje ostygają i inne sprawy zaczynają być ważniejsze niż wysyłanie smsa ze słodką emotką, zwłaszcza gdy osoba, do której jest on adresowany, śpi obok nas lub przebywa w łazience. Co jednak nie oznacza, że przestałem kochać moją żonę.
Uważałem nasze małżeństwo za solidne i dojrzałe, gdzie młodzieńcza namiętność nie jest już obecna, ale na pierwszym planie stoją wierność, przyjaźń i stabilność. Przeszliśmy razem wiele, doświadczyliśmy różnych rzeczy. Udowodniliśmy, że możemy na sobie polegać. Moja miłość do Anety nie różniła się od tej, którą czułem jako dwudziestolatek. Nie miało dla mnie znaczenia, czy miała na sobie elegancką sukienkę i szpilki, czy domowy strój i kapcie.
Niezależnie od tego, czy była pełna energii, czy przeziębiona, zawsze była tą dla mnie tą samą osobą. Uwielbiałem ją za jej całokształt, drobne szczegóły były dla mnie nieistotne. Uważałem, że najpełniej wyrażam swoje uczucia, dbając o to, aby nie musiała martwić się o rachunki, pranie, prasowanie, żeby mogła napić się porannej kawy, aby po powrocie z pracy mogła odpocząć, a nie rozpoczynać kolejną zmianę, tym razem w domu. Dokładałem wszelkich starań, aby miała dla siebie dużo czasu i luzu...
Przekroczyła wszystkie granice
Wróciwszy dzień wcześniej z kursu, przyłapałem ją w łóżku z innym mężczyzną. W naszej sypialni. Z obcym. Co za absurd... Miałem wrażenie, jakbym był aktorem w tandetnym filmie. Mąż wraca do domu przekonany, że jest pusty, a w sypialni czeka na niego żona z kochankiem. Po kilku sekundach, które wydawały się najdłuższymi w moim życiu, skierowałem się do kuchni. Po chwili usłyszałem, jak drzwi wejściowe zatrzasnęły się gwałtownie – nieznajomy uciekł. Aneta pojawiła się w szlafroku i usiadła przy stole.
Siedzieliśmy w ciszy. W moim umyśle gromadziło się mnóstwo myśli. Pragnąłem przekręcić zegar wstecz i zadzwonić wcześniej. Pragnąłem krzyczeć. Płakać. Zniknąć. Pragnąłem zadać pytanie, dlaczego to zrobiła. W końcu nie byliśmy małżeństwem wstrzemięźliwym, uprawialiśmy seks i myślałem, że dobrze nam się układało w sypialni. Więc po co szukała kogoś innego? Dla emocji? Czułem się niesamowicie źle. Porzucony, zdradzony, zgnieciony, jednocześnie wściekły do granic możliwości. Granica, za którą czaiła się przemoc, była cienka jak włos.
– Jest to tylko… – w końcu zdołała wydusić słowa.
– Seks, prawda? – zapytałem, próbując zachować nonszalancję. – Tylko to. Po prostu poszłaś do łóżka z kimś innym, bo poczułaś nagłą potrzebę, a nie chciało ci się na mnie czekać.
– To nie jest tak…
– A więc jak jest?
– Błażej…
– Nie rozumiem, dlatego pytam. Chcę zrozumieć, bo naprawdę nie wiem. Jak mogłaś zrobić mi to, co zrobiłaś? Ja nigdy bym cię nie zdradził!
– Wiem… – opuściła wzrok. – To moja wina. Nic, co powiem…
– No dalej, wyjaśnij, może coś zdołam zrozumieć – szydziłem.
Westchnęła.
Nie rozumiałem jej wyjaśnień
– Poczułam się tak samotna, nic nie znacząca. Pragnęłam znów tego doświadczyć... realnej bliskości, tak... skóra stykająca się ze skórą, oddech miesza się z oddechem, tak blisko, że nie da się rozróżnić, gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie, gdzie kończy się ciało, a zaczyna dusza... – słysząc te wymówki, które miały tłumaczyć niewierność, traciłem kontrolę nad sobą. – Chciałam sprawdzić, czy mogę jeszcze przypaść komuś do gustu, chciałam poczuć, że jestem wyjątkowa...
– Co ty mówisz?! – wykrzyczałem. – Czy uważasz, że nie okazywałem ci wystarczająco dużo miłości? Czy wydatki na kosmetyki, ubrania i całe wsparcie, jakie ci dawałem, nie były dla ciebie wystarczające? Czego jeszcze pragniesz? Czy mam oddać ci swoją nerkę czy wątrobę?! – wrzeszczałem.
– Zawsze czułam niedosyt ciebie. W naszym związku. W naszej relacji. Jesteś świetnym ojcem i... współmieszkańcem. Ale już nie czuję, że jesteś moim mężem...
– Więc to moja wina? Oczywiście, jeszcze postaw się w roli ofiary! To jest koniec, Aneta, rozumiesz? To jest koniec!
Opuszczając dom, byłem pełen gniewu. Spędziłem noc u przyjaciela, pijąc z nim alkohol. Następnego dnia zażądałem, aby Aneta opuściła nasze wspólne mieszkanie. Następnie zacząłem szukać prawnika. Nie mogłem sobie wyobrazić dalszegołżycia z nią. Nawet patrzenie na nią budziło we mnie odrazę, nie wspominając już o jakiejkolwiek formie fizycznego kontaktu. Była dla mnie zanieczyszczona. Zbezczeszczona. Ktoś inny dotknął jej ciała. A ona na to przystała, ba, nawet tego chciała! Nie mogłem w to uwierzyć, mimo że widziałem to na własne oczy.
Co stało się z naszą relacją?
Przekazałem prawdę naszym dzieciom, nie upiększając jej postawy ani nie próbując jej usprawiedliwić. W końcu, jakie miałem ku temu powody? Dlaczego miałbym to przed nimi ukrywać? Prędzej czy później by się o tym dowiedzieli. Dodatkowo, jej zdrada dotknęła nie tylko mnie, lecz także nasze dzieci. Teraz to ona powinna ponieść konsekwencje. Niech utraci męża, dom, rodziców. Tak, pragnąłem zemsty. Chciałem pozbawić ją wszystkiego, co posiadała. Pragnąłem, aby poczuła się samotna, bezradna i pokonana. Bo ja tak się czułem, widząc ją – ciągle na nowo! – w moich myślach, w objęciach tego innego, w naszym domu, w naszym wspólnym łóżku! To cud, że ich nie rozszarpałem.
Pozwoliłem na to, aby moje pociechy doświadczyły mojej boleści, mojej złości, mojego gorzkiego zawodu, a następnie zadałem im pytanie, z kim chciałyby zamieszkać. Bowiem to na sędzim spoczywa obowiązek określenia, z kim dzieci będą mieszkać. Ale zważywszy na to, że są już w wieku dojrzewania i mają swoje własne poglądy, jesteśmy w stanie to omówić samodzielnie.
Czy po rozpadzie małżeństwa preferują pozostać ze mną w naszym domu, czy też zamieszkać z mamą i jej partnerem, w nieznanym miejscu? Przytoczyłem fakt, że to przede wszystkim ja troszczę się o nich, zważywszy na to, że ich matka jest często zaprzątnięta pracą. Szczerze mówiąc, tak sformułowałem to pytanie, że nie dałem im za bardzo możliwości wyboru.
Były oburzone i miały pretensje do matki, twierdząc, że to ona zniszczyła naszą rodzinę. Chociaż prosiła i płakała, żebyśmy jej nie potępiali i nie odpychali, nie miała zamiaru walczyć w sądzie. Nie przyklaskuję jej za to, że w końcu postąpiła jak powinna. Nie jestem w stanie jej wybaczyć wyłącznie z powodu tego, że przyjęła na siebie całą winę i poniosła największą odpowiedzialność.
Proces rozwodowy zakończył się szybko i bezproblemowo. Nie stawiałem przeszkód w utrzymywaniu przez nią kontaktów z naszymi dziećmi. Z uwagi na to, że nasze dzieci w tygodniu były zajęte szkołą, dodatkowymi zajęciami oraz obowiązkiem przygotowania się do lekcji i sprawdzianów, pozostawały jej jedynie weekendy co dwa tygodnie. Często do nas dzwoniła, nigdy nie zalegała z płaceniem alimentów, miałem też świadomość, że dawała dzieciom dodatkowe pieniądze na drobne wydatki.
Robiła co mogła, by być dobrą matką, przynajmniej na swój sposób. Przypuszczałem, że nie zobaczymy różnicy, kiedy ona się wyprowadzi. Zastępowałem ją w wielu obowiązkach, więc jej obecność lub brak nie miały znaczenia. Aha, rano i wieczorem do łazienki będzie można wejść szybciej. I mniej będzie prania, tak myślałem. I tak się stało. Ale to ciągłe uczucie gniewu, które mnie ogarniało, sprawiło, że czułem się lepiej jako rozwiedziony, niż jako żonaty.
Nie musiałem brać pod uwagę czyjegoś zdania, nie było konieczności pytania, czy wolno mi przedłużyć czas pracy, czy mogę kupić nową koszulę, czy należy oszczędzać na ewentualne nieprzewidziane koszty. W moim domu panowała cisza i spokój. Dzieci najczęściej przebywały w swoich pokojach, ja zaś w moim.
To cisza mnie... przytłacza
Po pewnym czasie takiej egzystencji zdałem sobie sprawę, że ten spokój mnie... przytłacza. Aneta zawsze nuciła, kiedy coś robiła, na przykład gdy przygotowywała wieczorny posiłek. A następnie, kiedy już podała gorącą zapiekankę na stole, angażowała nas w dyskusję. Nie musiały to być istotne kwestie.
Wystarczało, że dzieliliśmy się tym, co interesujące, sympatyczne, czy też nieprzyjemne spotkało nas podczas dnia. Zawsze potrafiła nas rozbawić, choćby ktoś zasiadł do posiłku z ponurym wyrazem twarzy. Tęskniłem za tym. Za jej ciepłem, dynamizmem, damską intuicją. Za tym, że rozumiała, kiedy nawiązać rozmowę, przytulić, poklepać po ramieniu, bądź kiedy po prostu chwycić za dłoń i razem zamilknąć.
Mocno odczuwałem jej nieobecność. Spędzałem wieczory w samotności, ponieważ moje dzieci spędzały czas ze znajomymi, ucząc się, bawiąc, grając, czy jakkolwiek inaczej, albo zaszywały się w swoich sypialniach, odizolowane od świata i ode mnie. Ja miałem do towarzystwa jedynie Netflix lub HBO. Ale ile to można?
Nie miałem ochoty wychodzić gdziekolwiek w pojedynkę. Dawniej to Aneta była tą, która namawiała mnie na różne wyjścia – do kina, teatru, na różnego rodzaju ekspozycje, do ZOO, do palmiarni, do ogrodu botanicznego, na przechadzkę po centrum handlowym albo na zwykły spacer wokół naszego osiedla. Często proponowała różne opcje, ale nie zawsze byłem zainteresowany. Przeważnie sugerowałem jej, aby poszła sama, a ja zostanę z naszymi dziećmi.
Gdy to do mnie dotarło, zaczęło mi się przypominać więcej podobnych okoliczności. „Pójdź beze mnie, ja zostanę tutaj”. „Zajmę się tym, ty połóż się i odpocznij”. „Dlaczego razem? Będzie szybciej, jeśli sam przygotuję posiłek i posprzątam. Przynajmniej twoje paznokcie pozostaną nienaruszone”. „Ja już idę spać, ale ty jeszcze chwilę posiedź, obejrzyj coś, zresztą ten film już widziałem”. I tak ciągle...
W moim odczuciu sytuacja przedstawiała się inaczej, lecz ona pewnie interpretowała moje odmowy jako próbę odepchnięcia jej. Jakbym starał się utrzymać do niej dystans, preferując samodzielne działanie i nie pozwalając jej na współudział. Jakbym jej nie potrzebował. Nawet podczas zasypiania, zawsze musiałem kłaść się na prawym boku, w przeciwnym razie nie mogłem zasnąć. Ale to równało się z tym, że odwracałem się do niej plecami. Również po miłosnym uniesieniu. Nigdy nie narzekała, ale to musiało ją ranić. Moje nawyki były dla mnie ważniejsze niż ona. Jakbym się czuł, gdyby to ona odwracała do mnie plecy? Noc po nocy... Mój Boże...
Czy jest szansa, aby odzyskać dawne życie?
Kiedy nakryłem ją z innym, nie chciałem słuchać, jednak wydaje mi się, że to właśnie to próbowała mi przekazać. Odczuwała samotność, odrzucenie, brak pocieszenia. Nie była to kwestia tylko i wyłącznie seksu, ale przede wszystkim bliskości, intymności. W tamtym czasie wyśmiałem ją, podniosłem na nią głos, ale teraz rozumiem, że życie i ludzkie interakcje nie są czarno–białe.
Odprawiłem ją, odebrałem dom i dzieci, jednakże wraz z jej odejściem, straciłem coś istotnego, co nie miało ceny. Zostałem tego pozbawiony, bowiem myślałem, że posiadam to na własność i nie zawsze, a skoro tak było, zaprzestałem to dostrzegać i przytulać do własnego serca. Ale dlaczego? – jęczało zranione serce. Skrzywdziła cię jak żadna inna. Jesteście po rozwodzie, skończone. Niezależnie od powodu, zdradziła twoje zaufanie. Czy już nie pamiętasz, jakie były twoje uczucia wtedy?
Moje serce narzekało, nie zdążyło jeszcze dojść do siebie, lecz mój umysł wciąż dążył do odkrycia prawdy, uświadamiając sobie, że rozwód nie był wyłącznie wynikiem błędów Anety. Jeżeli tylko byłbym trochę bardziej troskliwy, bardziej pełen uczucia i miłości, a nie tylko pomocny i zastępujący, możliwe, że do zdrady i rozwodu by nie doszło.
Dzieciaki nie doznałyby krzywdy. Ale jednak doznały. Próbowały ukrywać swój ból, udając, że nic poważnego się nie wydarzyło, ale nie mogłem dłużej żyć w samozaparciu. Tęskniły za swoją matką, której postępek bez ogródek im wyjaśniłem, a następnie skrytykowałem. Zrobiłem to surowiej niż sędzia podczas procesu. A może powinienem również osądzić siebie jako jednego z winnych rozpadu związku? Zastanawiałem się nad tym przez kilka tygodni. Solidne rozliczenie z własnym sumieniem wymaga czasu. W końcu zadzwoniłem do Anety i zaproponowałem spotkanie.
– Wróć do mieszkania. Dzieciaków nie ma...
– A więc, jaki jest sens?
– Proszę. Pojechały do moich rodziców. Musimy sobie porozmawiać. Bez pośpiechu.
Gdy ujrzałem jej sylwetkę w progu, serce zadrżało mi z bólu. Była taka wychudzona. Wyglądała na zagubioną, niespokojną, jednocześnie jednak była ostrożna i czujna, gotowa do obrony. Chciałem ją przytulić, pocieszyć, pokochać... Ale z żalem uświadomiłem sobie, że sam pozbawiłem się takiej możliwości. Zajęła miejsce na kanapie.
– Czy coś się stało? Coś z dziećmi? – zapytała. – Czy potrzebujesz więcej gotówki?
– Czy jesteś związana z tym... z tym mężczyzną? – otwarcie zadałem pytanie.
To zapytanie ją zaskoczyło. Zrobiła się czerwona, ale nie odwróciła wzroku.
– Co to teraz za różnica?
– Dla mnie jest. Jesteś z nim?
Potrząsnęła głową.
– A może z kimś innym? – kontynuowałem, obawiając się, że moje moralne dylematy są już nieistotne, bo ona już wypełniła pustkę w swoim życiu...
– Błażej, co masz na myśli? Próbujesz jeszcze bardziej mnie poniżyć? Nie, z nikim się nie spotykam. Nie jestem na to gotowa. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę. Może ci się wydaje, że to tylko ty jesteś pokrzywdzony, że tylko ty masz prawo do cierpienia...
– Spróbuj... – przerwałem jej – wziąć pod uwagę moje uczucia.
– Co? – mrugnęła oczami. – Robisz sobie ze mnie żarty? Przykro mi, ale zepsuję twoją zabawę – podniosła się, aby wyjść, lecz złapałem ją za rękę.
– Zatrzymaj się. Brakuje mi ciebie. Dzieci też tęsknią, ale ja... Dużo o tobie myślę. Często. I nie jestem pewien, czy moje myśli są trafne, ale...
Chciałem, aby do mnie wróciła
Zajęła ponownie miejsce, a ja opowiedziałem jej o wszystkim, co udało mi się zaplanować. Zasłuchiwała się, przytakiwała i wycierała łzy. Następnie przyszła kolej na nią, potwierdziła moje wnioski, ale dodała również kilka detali, które po latach umniejszania nabrały na znaczeniu. W końcu odważyłem się mówić otwarcie o swoich problemach. Dawno nie rozmawialiśmy tak szczerze, a może nigdy dotąd.
– Czy zgodzisz się na randkę ze mną?
Ponownie zmrużyła oczy, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Znowu udało mi się ją zaskoczyć i zawstydzić, lecz tym razem w sposób, który dawał miejsce na nadzieję... Owego wieczoru zdecydowaliśmy, że spróbujemy jeszcze raz. Z myślą, że tym razem oboje docenimy to, co posiadamy i to, co sobie wzajemnie oferujemy, i będziemy otwarcie rozmawiać o tym, czego nam brakuje.
Miłość przypomina rzekę – ulega przemianom, niesie nieprzewidywalne sytuacje, toczy się wieloma kierunkami, bywa, że nabiera sił, innym razem wysycha lub znika pod powierzchnią ziemi. Należy ją odkrywać, pilnować jej biegu, umacniając brzegi, ponieważ nic nie jest nam dane na stałe...