„Po 19 latach zdradziłam męża z własnym szefem. Myślałam, że to tylko przygoda, ale on chciał ode mnie coraz więcej”
„Tylko on potrafił spojrzeć na mnie tak, jakby widział coś więcej. Jakby w moich oczach dostrzegał kobietę, a nie tylko zmęczoną żonę i matkę. Nie wiem, kiedy zaczęłam na niego czekać. Kiedy zaczęłam sprawdzać, w co się ubrać”.

- Redakcja
Mam 46 lat i od dziewiętnastu jestem żoną Pawła. Wciąż mówię o sobie „żona”, choć tak naprawdę od lat funkcjonuję raczej jako współlokator. Paweł prawie zawsze milczy. Milczał przy śniadaniu, milczał, kiedy umierała moja mama, milczy nawet teraz, kiedy wiem, że już dawno przestaliśmy być razem tak naprawdę.
Nasze życie przypomina zapętloną taśmę: śniadanie, praca, powrót do domu, telewizor, sen. Nawet nasze kłótnie ucichły – bo do kłótni potrzeba emocji, a ich nie mamy już od lat. Tomek, nasz syn, wyjechał na studia i od tego czasu w domu jest jeszcze bardziej pusto. Jakby ktoś wyciął z naszego życia ostatni kolorowy element.
W pracy jestem „panią Marią” – kompetentną, cichą, zawsze uprzejmą pracownicą. I tylko tam czuję, że żyję. Bo tam jest Jan. On potrafi spojrzeć na mnie tak, jakby widział coś więcej. Jakby w moich oczach dostrzegał kobietę, a nie tylko zmęczoną żonę i matkę. Nie wiem, kiedy zaczęłam na niego czekać. Kiedy zaczęłam sprawdzać, w co się ubrać. W pracy wszystko było inne. On potrafił rzucić jedno zdanie i przez cały dzień myślałam o nim.
– Trudny dzień, Marysiu? – zapytał kiedyś cicho, przelotnie dotykając mojego ramienia. Zadrżałam.
A wieczorem przy kolacji, kiedy siedzieliśmy z Pawłem naprzeciw siebie, jak zawsze w ciszy, zapytałam:
– Zjadłeś już?
– Mhm – odpowiedział, nie odrywając wzroku od telewizora.
Pomyślałam wtedy: czy ja w ogóle jeszcze dla kogoś istnieję? Bo chyba tylko Janek sprawiał, że czułam się znów zauważona.
Zaczęło się niewinnie
Wszystko zaczęło się podczas zwykłej imprezy integracyjnej. Nic wielkiego – salki w hotelu pod miastem, kilka butelek wina, muzyka z laptopa. Wszyscy próbowali być zabawni i rozluźnieni, choć większość po prostu czekała, aż minie ta obowiązkowa „integracja”. Ja też.
Ale wtedy obok mnie usiadł Jan. Ubrany jak zwykle perfekcyjnie – biała koszula podwinięta do łokci, lekki zarost, ten jego uśmiech… I to spojrzenie, które zatrzymywało się na mnie o sekundę za długo. Piliśmy wino. On coś opowiadał, ja się śmiałam – nie dlatego, że było śmieszne. Bo chciałam, żeby mówił dalej.
W pewnym momencie wyszliśmy na taras. Powietrze pachniało lasem i dymem z papierosa, którego odpalił. Podał mi kurtkę, bo zadrżałam. Ujęcie dłoni, palce na moim nadgarstku. Czułam się jak nastolatka, która nie wie, czy uciekać, czy zostać. A potem on się pochylił. I mnie pocałował.
Nie odsunęłam się. Pozwoliłam na ten pocałunek. Głupi, pierwszy, drżący. Wróciłam do pokoju późno, z policzkami gorącymi jak ogień. Nie mogłam zasnąć
Gdy po wyjeździe wróciłam do domu, mąż siedział przy stole i coś czytał. Nawet nie spojrzał, kiedy weszłam.
– Dobrze się bawiłaś? – rzucił beznamiętnie.
– Było okej – odpowiedziałam, zdejmując buty.
Jeszcze zanim położyłam się spać, przyszła wiadomość: „Nie chcę, żeby to był jednorazowy błąd. Chcę więcej. Chcę ciebie”. Nie miałam siły odpisać „nie”.
Chciał ze mną być na poważnie
Zaczęło się od krótkich wiadomości. „Dobrze wyglądasz w tej bluzce”. „Wpadnij na chwilę do gabinetu, mam coś dla ciebie”. Potem były ukradkowe spojrzenia na korytarzu, dotyk dłoni przy podaniu dokumentów, wspólna kawa poza firmą – zawsze „na szybko”, zawsze „niby przypadkiem”.
Przysięgałam sobie, że to tylko raz. Że to się już nie powtórzy. Ale powtórzyło się. I to nie raz.
Zaczęłam żyć w dwóch światach. W jednym gotowałam obiad dla męża, słuchałam, jak przeżuwa w ciszy, i udawałam, że wszystko gra. W drugim... całowałam Jana w jego samochodzie na tyłach parkingu. Oddychałam szybciej, serce biło mi jak szalone, czułam, że znów jestem kobietą.
– Zostaw go. Chcę z tobą być naprawdę – powiedział Jan, gdy któregoś wieczoru odsuwałam się od niego, szukając torebki.
Zamarłam.
– Nie mogę. Mamy rodzinę, syna – odpowiedziałam cicho, patrząc przez okno na deszcz.
– Masz też siebie, Marysiu. I siebie ciągle zostawiasz na końcu – odparł z żalem.
Wróciłam do domu późno. Paweł siedział przed telewizorem.
– Gdzie byłaś?
– Spotkanie służbowe się przeciągnęło – rzuciłam, zdejmując płaszcz.
Nie zadał więcej pytań. Może nie chciał wiedzieć. A ja... zaczynałam się gubić, kim właściwie jestem.
Zaczął tracić cierpliwość
Wszystko zaczęło się sypać, kiedy Jan przestał być dyskretny. Zawsze był ostrożny. Wiedział, kiedy spojrzeć, kiedy się odsunąć, kiedy nie napisać. Ale ostatnio... zaczął mówić za głośno w pracy. Zostawiał wiadomości, których nie kasował. Raz pocałował mnie w samochodzie, zapominając, że jesteśmy zaparkowani pod firmą. Adrenalina, która wcześniej była ekscytująca, zaczęła mnie dusić.
– Już mam dość ukrywania się – powiedział pewnego wieczoru. – Nie chcę być twoim dodatkiem do prawdziwego życia. Albo jesteśmy razem, albo nie.
– Janek, nie mów tak – błagałam. – To nie jest takie proste.
Ale on już się odsuwał. Z każdym kolejnym dniem był zimniejszy. Aż w końcu przestał się odzywać w ogóle. Nie odbierał telefonów. Nie przychodził na spotkania. W pracy udawał, że mnie nie widzi. Czułam, jak coś we mnie umiera.
Zaczęłam być nerwowa. Po powrocie do domu rzucałam torbę na podłogę, trzaskałam szafkami. Paweł tylko unosił wzrok znad gazet.
– Coś się stało?
– Nic – syczałam. – Po prostu... nic.
Nocami przewracałam się z boku na bok, patrząc w sufit. Czułam, jak wszystko wymyka mi się z rąk. Rodzina, kochanek, sens życia.
Prawda zaczęła wypływać nie w jednym wielkim huku, tylko powoli, sącząc się jak woda przez pękniętą szklankę. I ja już wiedziałam, że nie uda mi się jej zatrzymać. Kiedyś to wszystko runie.
Powiedziałam mu o wszystkim
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Cicho, jak zawsze. Przez chwilę słyszałam tylko tykanie zegara i brzęk łyżeczki w jego herbacie. W końcu zebrałam się w sobie.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, głosem suchym jak papier.
Paweł spojrzał na mnie powoli. Bez zaskoczenia. Jakby czekał na te słowa od miesięcy.
– Wiedziałem – powiedział po chwili. – Od dawna coś czułem. Ale nie chciałem pytać. Bo bałem się usłyszeć to, co właśnie chcesz mi powiedzieć.
– Paweł, ja nie tego planowałam... To się po prostu wydarzyło. Przez ciebie... przez nas. Czułam się jak cień. Przezroczysta. Znikająca.
On odchylił się na krześle i wbił wzrok gdzieś w przestrzeń.
– Nie trzeba być detektywem, żeby widzieć, że się oddaliliśmy. Ale trzeba mieć odwagę, by zadać pytanie, na które nie chce się znać odpowiedzi. Ja jej nie miałem. Ty też nie.
Milczeliśmy długo.
– Czy ty go... kochasz? – zapytał, cicho, prawie bezgłośnie.
Zacisnęłam usta. Nie miałam odpowiedzi.
– Nie wiem. Ale dzięki niemu przypomniałam sobie, że żyję. Że jestem kobietą, a nie tylko czyjąś żoną na papierze.
Paweł westchnął. Wstał. Podszedł do okna.
– Wiesz, co mnie boli najbardziej? Że nie jestem nawet wściekły. Tylko... pusty. A może już byłem pusty od dawna?
Zostawił herbatę na stole i poszedł do sypialni. Bez trzaskania drzwiami. Bez pretensji. Zamknęłam oczy. I poczułam, że coś właśnie się skończyło – nie hukiem, ale w ciszy.
Wybrałam swoją drogę
Wstałam wcześnie, zanim Paweł zdążył się obudzić. Stałam chwilę przy łóżku i patrzyłam na niego. Spał na boku, z dłonią pod policzkiem, jak zawsze. Tak bardzo znajomy, a jednocześnie tak bardzo obcy.
Zrobiłam mu kawę. Usiadłam naprzeciwko i czekałam. Kiedy wszedł do kuchni, spojrzał z zaskoczeniem na filiżankę.
– Dzięki – mruknął, zerkając na mnie podejrzliwie.
– Muszę coś z tym zrobić – powiedziałam. – Coś zamknąć, wybrać.
Wyszedł bez słowa, ale czułam, że słyszał. Że zrozumiał.
Pojechałam do biura, choć nie miałam zmiany. Jan był w swoim gabinecie, pochylony nad komputerem. Zapukałam tylko raz i weszłam.
– Musimy poważnie porozmawiać – powiedziałam, zamykając drzwi za sobą.
Uniósł wzrok. Ten sam wzrok, który kiedyś sprawiał, że miękły mi kolana. Ale dziś… dziś czułam coś innego. Smutek. Wyrzut sumienia.
– Nie mogę – powiedziałam cicho. – Nie potrafię tego zniszczyć do końca. Mój mąż może mnie już nie kocha. Może już dawno się pogubił. Ale on… to mój dom.
Jan patrzył na mnie dłuższą chwilę. Potem podszedł, wziął moją dłoń i pocałował ją lekko.
– Rozumiem – szepnął. – Ale wiesz, że mogło być inaczej.
– Wiem. I przez chwilę bardzo tego chciałam. Ale teraz chcę spokoju.
Nie płakałam. Nie było łez. Wyszłam z jego gabinetu, zamknęłam za sobą drzwi i poczułam ulgę. Może bolesną, może trudną – ale prawdziwą.
Wróciłam do domu. Paweł patrzył na mnie, jakby pierwszy raz od miesięcy naprawdę mnie widział.
– Zrobiłam ci herbatę – powiedziałam.
Usiadł obok. Milczeliśmy. Ale w tej ciszy było coś innego niż zwykle. Coś… jakby początek.
Maria, 46 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż był nudny jak worek kartofli, a ja wciąż chciałam trochę pożyć. Jaki sens ma gnicie w małżeństwie bez emocji?”
- „Nie mogłam się doczekać, żeby zostać matką, ale mąż nie chciał zasiać nasionka. Nie zamierzam czekać kolejnych 10 lat”
- „Po 25 latach powiedziałam dość. Gdy rzuciłam papiery rozwodowe, mąż o mało nie wypluł wielkanocnej sałatki”