Reklama

Siedziałam w domu, piłam wino i oglądałam telewizję. Cieszyłam się tą chwilą tylko dla siebie. Kocham męża, uwielbiam z nim przebywać, ale czasem po prostu lubię pobyć sama ze sobą. Tamten wieczór wciąż śni mi się po nocach. Marek pojechał wtedy z kolegami na wycieczkę motocyklową na cały weekend. W sobotę poszłam na zakupy, potem spotkałam się z Aśką i Anką, a wieczorem usadowiłam się na kanapie, obłożyłam smakołykami, otworzyłam wino i zamierzałam oglądać najgłupsze programy, jakie znajdę w telewizji. Gdy ja bezmyślnie skakałam po kanałach, Marek leżał w lesie ze strzaskanym rdzeniem kręgowym i czaszką.

Reklama

Jego kumple dopiero po kilku godzinach się zorientowali, że go nie ma. Przez całe popołudnie szaleli na torze motocrossowym. Do hotelu zjechali dopiero wtedy, gdy zapadł zmrok. Zdziwili się, że Marka nie ma w pokoju. Wcześniej powiedział Andrzejowi, że trochę bolą go plecy, więc zjedzie z toru trochę wcześniej. Zaczęli go szukać. Nie było go w restauracji ani w saunie. Nie odbierał telefonu. Gdy na parkingu nie znaleźli jego motocykla, zrozumieli, że stało się coś złego. Policjanci i ochotnicy zaczęli przeszukiwać teren. Znaleźli go około północy. Oddychał. Wtedy zadzwonił do mnie Andrzej. W tym momencie zaczęła się druga połowa mojego życia…

Poczuliśmy, że łączy nas coś więcej

Znajomość moja i Marka zaczęła się w najbardziej banalny sposób. Byłam jego sekretarką i zostałam jego kochanką. Marek był żonaty, miał nastoletniego syna. Nasz związek zaczął się jako przygoda, skok w bok. Ale po kilku miesiącach zauważyliśmy, że to coś poważniejszego. Spotykaliśmy się nie tylko na seks. Czasem rozmawialiśmy ze sobą aż do świtu, mówiliśmy sobie o wszystkim. Marek zwierzył mi się, że od lat jest nieszczęśliwy. Z Marzeną wzięli ślub, bo wpadli zaraz na początku studiów. Ona już nigdy nie wróciła na studia, nigdy nie poszła do pracy.

– To okropne, co powiem, ale Marzena chyba poszła na politechnikę tylko po to, żeby złapać męża. Nigdy nie miała żadnych zawodowych ambicji – mówił Marek.

Starał się, jak mógł. Ciężko pracował, zbudował dla rodziny piękny dom. Były samochody, zagraniczne wakacje. Ale w małżeństwie trzymał go tylko syn. Antek to wspaniały chłopak. Mądry, inteligentny, wysportowany. Ja zaś opowiadałam Markowi o moim ojcu alkoholiku, który zniszczył życie mojej mamie. O moim buncie, który o mało nie doprowadził mnie do więzienia. Marek był pierwszym facetem, któremu powiedziałam o moich problemach z mężczyznami.

Zobacz także

Po tamtym doświadczeniu zaczęłam unikać mężczyzn. Już jako dorosła kobieta miałam kilku partnerów, ale seks z żadnym nie sprawiał mi przyjemności. Przykry rytuał, który trzeba było odbębnić. Dopiero Marek pokazał mi, że seks może być piękny. I przyjemny. Obudził we mnie doznania, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Po roku znajomości oboje byliśmy już pewni, że chcemy być razem. Marek powiedział, że najpierw musi porozmawiać z synem. On był najważniejszy. Antek oczywiście nie był zachwycony, ale zrozumiał.

– Tato, ja jestem już prawie dorosły. Przecież widzę, że nie jesteście z mamą szczęśliwi.

Miał rację. Marzena też nie była szczęśliwa. Ale na hasło „rozwód” wpadła w furię. Bycie kobietą zamężną było dla niej niezwykle ważne. Marek gotów był jej zostawić wszystko: dom, samochód, płacić alimenty. Ale jej chodziło o obrączkę. Batalia sądowa ciągnęła się prawie rok. W końcu sędzia orzekła rozwód. Ale po tym wszystkim, co w tym czasie się wydarzyło i zostało powiedziane, szansa, że będziemy mieć z Marzeną cywilizowane stosunki, została zaprzepaszczona. Choć wcale tego nie planowałam i nie było mi to do niczego potrzebne, wzięłam z Markiem ślub. Tak, przyznaję. Na złość jego byłej żonie.

Dziś na samą myśl o tym, że z Markiem moglibyśmy nie być małżeństwem, robi mi się słabo. Wtedy nie miałabym nic do powiedzenia w sprawie jego leczenia. Moja pierwsza reakcja, gdy dotarłam do szpitala, to była ulga. Marek żyje, wszystko będzie dobrze. Operacja trwała ponad siedem godzin.

– Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. W przypadkach urazów mózgu i kręgosłupa nigdy nie ma pewności, co będzie dalej. Trzeba czekać – usłyszałam od lekarza.

Nie wiem, czy wolałabym, żeby od razu był brutalnie szczery i przygotował mnie na najgorszy scenariusz. Przez kilka tygodni ciągle żyłam nadzieją. Ale po każdej rozmowie z lekarzami obniżałam swoje oczekiwania. Byle tylko chodził, byle ruszał rękami… Na końcu zostało mi już tylko marzenie, żeby mógł się ze mną komunikować. W jakikolwiek sposób. Bo Marek był nie tylko moim mężem, ale też najlepszym przyjacielem. Nie chciałam żyć w świecie, w którym nie będę mogła z nim rozmawiać. Ale nawet to zostało mi odebrane.

– Jest duże prawdopodobieństwo, że mąż panią słyszy. Ale na razie nie potrafi w żaden sposób odpowiedzieć – mówili lekarze.

Mówiłam więc do Marka cały czas. Po kilku miesiącach chciałam zabrać Marka do domu. Lekarze wybili mi jednak ten pomysł z głowy.

– Mąż potrzebuje bardzo specjalistycznej opieki, i to 24 godziny na dobę. Nie da pani rady – tłumaczyli.

Odwiedzałam Marka codziennie. Mój dzień dzieliłam teraz między pracę i klinikę. Całe wieczory siedziałam przy łóżku Marka. Opowiadałam mu, co robiłam, co mi się przydarzyło. Opowiadałam mu seriale, które oglądałam wieczorami. Czytałam książki. I wypatrywałam jakichkolwiek sygnałów, że cokolwiek z tego do niego dociera. Bezskutecznie.

I moje przyjaciółki, i kumple Marka próbowali mnie gdzieś wyciągnąć, rozerwać. Minęły dwa lata, gdy w końcu dałam się namówić. To była czterdziestka Aśki. Na imprezie rzuciłam się w wir zabawy. Po dwóch godzinach byłam już pijana w sztok. Niewiele pamiętam z tamtego wieczoru. Podobno tańczyłam na barze. Chciałam robić striptiz, ale koleżanki mnie powstrzymały. W końcu zasnęłam w szatni na stosie płaszczy. Do domu odwiózł mnie Michał, brat Aśki. Tego rano też nie pamiętałam. Powiedziała mi dopiero Anka, gdy zadzwoniłam do niej z pytaniem, czy było bardzo źle. Ta niedziela to był pierwszy dzień od wypadku Marka, w którym go nie odwiedziłam. Nie byłam w stanie wstać z łóżka. Tak gigantycznego kaca nie miałam chyba nigdy.

Jeżeli Marek mnie słyszał, to pewnie musiał mieć ze mnie niezły ubaw. Opowiedziałam mu, że z przyjęcia pamiętam tylko kilka pierwszych kieliszków wina. I że tańczyłam z jakimś brunetem. Resztę wieczoru znałam tylko z opowieści przyjaciółek, które pewnie sporo podkolorowały. Wieczorem zadzwonił Michał. Spytał, czy już doszłam do siebie. Przeprosiłam, podziękowałam. I spontanicznie zaproponowałam, żeby wpadł na kolację, bo chciałabym mu się odwdzięczyć za opiekę. Zgodził się od razu.

Powiedziałam Markowi o tej kolacji

Michała znałam od dawna, ale nigdy nie byliśmy blisko. Jego siostrę poznałam w liceum. On był już wtedy na studiach, rzadko bywał w domu. Na młodszą siostrę i jej koleżanki prawie nie zwracał uwagi. Potem spotkaliśmy się na kilku imprezach rodzinnych Aśki, na które byłam zaproszona. Kiedyś spędziliśmy wszyscy razem kilka dni na Mazurach. Wtedy Michał miał jeszcze żonę Romę. Ale jeśli dobrze pamiętałam, to albo się rozwiedli, albo byli w separacji. Na sobotniej imprezie Michał na pewno był sam.

Powiedziałam Markowi, że będę mieć gościa na kolacji. Wyliczyłam, co podam jako danie główne, a co na deser. Głośno zastanawiałam się, jakie wybrać wino. Ciągle wierzyłam, że mój mąż mnie słyszy. Zwierzanie mu się bardzo mnie uspokajało. Miałam nadzieję, że jego też. Często nocą, gdy nie mogłam spać, myślałam o tym momencie, gdy nagle Marek nawiąże ze mną kontakt. Wyobrażałam sobie ten moment na tysiące sposobów. Mrugnie, uśmiechnie się, poruszy palcem. Nigdy nie byłam religijna, ale modliłam się do jakiejkolwiek siły wyższej, żeby do tego doprowadziła.

Na kolację umówiłam się z Michałem na sobotę. Do Marka przyszłam wcześniej, żeby mieć czas wszystko przygotować. Tak dawno nie wydawałam kolacji! Byłam bardzo podekscytowana. I chciałam, żeby wszystko wypadło perfekcyjnie. Upiekłam dwie tarty: jedną z warzywami, drugą z mięsem i kurkami. Do tego wielka misa sałaty. Na deser była szarlotka i lody. Michał zadzwonił do drzwi punktualnie o 20. Na szczęście byłam gotowa. Jak prawdziwy dżentelmen – Michał przyniósł kwiaty i wino.

W końcu pękłam i zaczęłam się zwierzać

Początkowo rozmowa się nie kleiła. Michał starał się nie mówić o Marku, ja nie pytać o jego żonę. Rozmawialiśmy o jedzeniu, pogodzie, polityce… Byle nic osobistego. Po deserze z drugą butelką wina przenieśliśmy się na kanapę. Michał zdjął marynarkę.

– Jak sobie radzisz? – zadał pytanie niby banalne, ale oboje wiedzieliśmy, o co pyta.

Nigdy nie byłam osobą wylewną. O swoich uczuciach i problemach umiałam swobodnie rozmawiać tylko z Markiem. Gdy moje przyjaciółki próbowały wyciągnąć mnie na zwierzenia, zawsze je zbywałam. Ale tego wieczoru coś we mnie pękło. Nie wiem, czy padło na Michała, bo akurat był pod ręką, czy już wtedy, prawie go nie znając poczułam, że mogę mu zaufać. I zaczęłam mówić. O tamtym dniu, w którym zdarzył się wypadek. O swoich nadziejach, lękach, bólu, tęsknocie. Michał nie przerywał. Dał mi się wygadać. Od czas od czasu dolewał mi tylko wina. Zamilkłam po półgodzinie.

– A teraz powiedz, co u ciebie – poprosiłam Michała.

On tylko się uśmiechnął.

– Wszystko dobrze, dziękuję.

Zaczęłam się śmiać.

– A to się nagadałeś!

– Umówmy się, że dziś był twój dzień zwierzeń. Opowiem o sobie następnym razem. Kolacja za tydzień? Ale na mieście, bo wśród wielu moich talentów akurat kulinarny nie figuruje.

Zgodziłam się, zanim w ogóle pomyślałam, co robię. W nocy miałam sen erotyczny. Długi czas nie widziałam twarzy mężczyzny, z którym się kochałam. Gdy zorientowałam się, że to nie Marek, obudziłam się. Wiedziałam, kto to był. Michał. Wystraszyłam się. Poczułam, że choć nic nie zrobiłam, dopuściłam się zdrady. Po południu opowiedziałam Markowi o kolacji z Michałem. Ale ten sen przemilczałam. Po raz pierwszy nie powiedziałam mężowi wszystkiego. Czułam się podle.

I z każdym dniem czułam się gorzej, bo Michał śnił mi się jeszcze dwa razy. A w ciągu dnia dużo o nim myślałam. Aż przyszła kolejna sobota. Michał wybrał elegancką restaurację na rynku. Musiałam się postarać, żeby nie wyglądać jak jego kuzynka z prowincji. Przebierałam się kilka razy. Nie mogłam się zdecydować.

– Nie wiedziałam, w co się ubrać – w ostatniej chwili postanowiłam powiedzieć prawdę.

Michał się roześmiał.

– Akurat. Myślisz, że uwierzę, że tak się dla mnie starałaś?

Zgodnie z umową Michał miał mi opowiedzieć o sobie. Skończyło się tylko na kilku zdaniach. Że z żoną przestało im się układać kilka lat po ślubie. Wytrzymali razem jeszcze trochę. Rozstali się, gdy Julka, ich córka, była w liceum. To ona powiedziała im, żeby przestali się męczyć i udawać. Julia od dwóch lat studiuje w Londynie. Roma wróciła do rodzinnego miasta. Więcej z niego nie wydobyłam. A po butelce wina znowu zaczęłam mówić o sobie. I trochę się użalać. Wiedziałam już, co się stanie. I sama przed sobą szukałam usprawiedliwienia. Gdy taksówka zatrzymała się pod moim domem, Michał wysiadł i otworzył mi drzwi. Nie drgnęłam.

– Jedźmy do ciebie – wykrztusiłam. – Nie mogę tego zrobić w naszej sypialni.

Michał wsiadł do samochodu i podał kierowcy swój adres. Bez słowa weszliśmy po schodach i do mieszkania. Gdy zamknęły się drzwi, rzuciliśmy się na siebie. Godzinę później znowu zaczęłam myśleć. Leżeliśmy wtuleni w siebie. W ciszy. Choć czułam się wspaniale, wiedziałam, że oddałabym wszystko, żeby to inne ręce obejmowały mnie w tej chwili.

Zostałam u Michała do rana. A potem pojechałam prosto do szpitala. Usiadłam przy łóżku Marka. Położyłam głowę na jego piersi i przyznałam się do wszystkiego. Nie umiałam inaczej, choć zdawałam sobie sprawę, że zachowałam się jak egoistka. Chciałam mieć czyste sumienie. Ale co, jeżeli go raniłam, a on nie mógł wykrzyczeć mi w twarz, co o mnie myśli i jak bardzo czuje się zdradzony?

Od tej pory zaczęłam się spotykać z Michałem regularnie. Rozmawialiśmy i uprawialiśmy seks. Czasem się zastanawiałam, kim dla mnie jest. Kolegą, powiernikiem. Ale nigdy nie myślałem o nim jako o kochanku. Moim jedynym kochankiem, miłością mojego życia był Marek. Co do tego nie miałam wątpliwości. Michała mogłam nazwać najwyżej partnerem seksualnym. Gdy Marek po raz pierwszy mrugnął, byłam pewna, że tylko mi się wydawało. Kiedy zrobił to drugi raz, zaczęłam się trząść.

„To tylko odruchy, to tylko odruchy – powtarzałam sobie to, co tyle razy mówili mi lekarze. – Nie rób sobie nadziei”. Ale i tak postanowiłam spróbować.

– Marek. Kochanie, słyszysz mnie? Jeśli tak, to mrugnij dwa razy.

Czas przestał biec. Wydawało mi się, że wpatruję się w twarz męża całą wieczność. Aż w końcu on mrugnął. Raz i drugi. Łzy zaczęły mi płynąć po twarzy.

– Marek, błagam, teraz mrugnij trzy razy – poprosiłam.

Raz, dwa, trzy. Nie miałam już wątpliwości. Mój ukochany mnie słyszał. I odpowiadał! Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać. W końcu zerwałam się i pobiegłam po lekarza. Przyszło ich trzech. Zadawali Markowi pytania. Świecili latarką w oczy. Zabrali na badania. W końcu lekarz wezwał mnie do siebie:

– Pani Agato. To się dzieje naprawdę. Pani mąż reaguje na bodźce. EEG pokazało aktywność mózgu. Pan Marek dalej jest sparaliżowany, ale jeżeli znowu nie zamknie się w sobie, jest szansa, że będzie się z nim można kontaktować.

Dalej lekarz mówił o specjalnych tablicach do komunikowania się z pacjentami, programach komputerowych. Ale nie byłam w stanie go słuchać. Dla mnie było najważniejsze, że odzyskałam męża. I że już nie pozwolę mu zniknąć.

Czy on mnie słyszał przez cały ten czas?

Wróciłam do Marka. Wiedziałam, o co muszę zapytać najpierw.

– Czy przez ten cały czas mnie słyszałeś?

Dwa mrugnięcia. Zdusiłam szloch.

– Bardzo mnie nienawidzisz za to, co zrobiłam?

Znałam mojego męża. Wiedziałam, że wie, o co pytam. Jedno mrugnięcie.

– Nie? – musiałam mieć pewność.

Dwa mrugnięcia. Znowu zaczęłam płakać.

– Marek. Wiesz, że kocham tylko ciebie. I zawsze już tak będzie. Z Michałem jest nam dobrze, ale to tylko seks. Fizyczna przyjemność. Bez miłości smakuje inaczej. Wiesz, nocami wariowałam. Marzyłam, żeby się do ciebie przytulić, marzyłam o dotyku twoich rąk. Z Michałem to tylko namiastka. Zastępstwo. Zerwę z nim, jak powiesz, że tego chcesz. Wystarczy jedno słowo.

Jedno mrugnięcie. Chciałam go jeszcze zapytać o tyle rzeczy, ale widziałam, że jest zmęczony. Pocałowałam go i obiecałam, że wrócę rano. Pojechałam do Michała i wszystko mu opowiedziałam.

– Nie jestem pewna, czy naprawdę mi wybaczył. Chyba w to nie wierzę. Nieważne. Dziś odzyskałam Marka. Wiem, że nie ma szans, żebyśmy mogli się jeszcze kochać. Będę musiała bez tego żyć. Ale nie mogę też robić już tego z tobą. To byłoby zbyt okrutne. Przepraszam.

Michał mnie przytulił.

– Jasne, rozumiem. Cieszę się, że mogłem pomóc. Zapytaj Marka, czy mógłbym go kiedyś odwiedzić, jak już będzie na to gotowy. Wiesz, że zawsze bardzo go lubiłem.

Przez ostatnie trzy miesiące Marek był intensywnie rehabilitowany. Siedzi i porusza się na wózku sterowanym ustami. Naszym małym cudem jest jego mały palec lewej ręki, który zaczął się leciutko poruszać. Dzięki specjalnemu programowi komputerowemu Marek może już pisać całe zdania. Powoli, ale nabiera coraz większej wprawy. Próbował mnie przekonać, że powinnam wrócić do Michała. „Wiem, że dawał ci szczęście. Ja naprawdę nie mam żalu. Wiem, że masz swoje potrzeby” – pisał.

Reklama

Jednak ja zdania nie zmieniłam. Dla mnie to temat zamknięty. Dziś Marek wraca do domu. Wreszcie będę miała kogoś obok siebie w nocy. Wiem, że mąż już nigdy mnie nie przytuli, ale to nie ma znaczenia. Wystarczy mi jego obecność. Oddech i ciepło jego ciała. Nasza historia będzie mieć ciąg dalszy.

Reklama
Reklama
Reklama