Reklama

Rok temu jesienią szukałam mieszkania co najmniej na dwa semestry. Już myślałam, że będę musiała prosić rodziców, by załatwili mi na pewien czas pokój u cioci Jadzi, kiedy znalazłam ogłoszenie Iwony.

Reklama

– Więc szuka pani współlokatorki do mieszkania? – upewniłam się, bo cena za pokój była podejrzanie atrakcyjna.

– Tak, mam trzypokojowe i chętnie wynajmę jedną sypialnię – damski głos po drugiej stronie był młody i miły.

– To ja bym przyjechała obejrzeć…

Pojechałam od razu. Mieszkanie okazało się tak naprawdę apartamentem, jasnym, przestronnym, wykończonym drogimi materiałami. Nie mogłam pojąć, dlaczego ktoś, kogo stać na tak elegancki dom, szuka współlokatorki. Przecież nie mogło chodzić o pieniądze. Tajemnica wyjaśniła się już po chwili rozmowy.

Zobacz także

– Mam dwa koty, a często nie wracam do domu na noc. Taka praca – ładna brunetka, która mnie oprowadzała, przewróciła oczami. – Muszę mieć pewność, że moje koty są zadbane, mają jedzenie i wodę, no i że kuweta jest czysta. Wie pani, żeby nie zaczęły sikać na dywany.

– Więc miałabym zajmować się kotami pod pani nieobecność? – wreszcie zrozumiałam, w czym tkwi haczyk. – Dlatego czynsz jest tutaj taki niski, tak?

– Właśnie! – brunetka opromieniła mnie uśmiechem idealnie równych i białych zębów. – To coś jakby transakcja wiązana. Co pani o tym myśli?

Wyraźnie doceniała fakt, że nie zadawałam pytań

Pomyślałam, że posprzątanie kuwety raz dziennie i nasypanie suchej karmy do misek wieczorem warte jest tych kilku stówek obniżki, które oferowała Iwona. Szybko więc się zgodziłam i od razu mogłam się wprowadzić do pomalowanej na żółto sypialni z zasłonami w ładne wzory. Iwona i ja przypadłyśmy sobie do gustu. Byłyśmy w podobnym wieku, zaraz po dwudziestce, obie lubiłyśmy seriale i naleśniki na śniadanie. Bo śniadania, w przeciwieństwie do kolacji, jadałyśmy razem.

– Dzisiaj nie masz pracy? – zapytałam raz, kiedy po dwudziestej snuła się po salonie w samym tylko szlafroku.

Normalnie o tej porze była już umalowana, odstrzelona jak modelka na wybiegu i szykowała się do wyjścia.

– Chyba nie – pokręciła głową. – Jakby dzwonił telefon, zawołaj mnie, proszę.

Zdziwiło mnie to „chyba nie”, ale nic nie powiedziałam i zasiadłam przed wielką plazmą, gotowa do oglądania „CSI Miami”. Ledwie po kilku minutach usłyszałam dzwonek telefonu. Zerwałam się, żeby zawołać Iwonę. Natychmiast wybiegła z łazienki, cała w pianie, jedynie owinięta w pasie ręcznikiem. „Naprawdę zależało jej, żeby odebrać ten telefon” – pomyślałam, widząc, jak jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.

– Oczywiście, jak sobie życzysz – tchnęła w słuchawkę ciepłym, niskim głosem. – Może być szampan.

Odłożyła nokię na stół i zawróciła do łazienki. W tym momencie telefon zadzwonił ponownie. Tylko sygnał był inny.

– Cholera! Zapomniałam wyłączyć! – syknęła, zdejmując z półki inny telefon.

Alcatel świecił na niebiesko w jej dłoni, zanim zdecydowała się odebrać.

– Och, tak mi przykro, jestem dzisiaj we Wrocławiu… – powiedziała, a ja lekko osłupiałam. – Oczywiście, że tak! Czyli jutro? Do zobaczenia, pa!

Już wcześniej zauważyłam, że Iwona ma przynajmniej cztery aparaty telefoniczne. Najczęściej jednak używała wypasionego iPhone’a, z którym zawsze wychodziła do swojego pokoju, gdy dzwonił. Zauważyłam też pewną prawidłowość: na ogół w ciągu pół godziny od otrzymania telefonu, niezależnie od pory dnia i nocy, moja współlokatorka była gotowa do wyjścia.

– Mogę wrócić dopiero rano – odwróciła się przy drzwiach, a ja mimowolnie zatrzymałam wzrok na jej biodrach, opiętych bardzo dopasowaną sukienką,

a potem zerknęłam jeszcze na markowe szpilki, w których poruszała się, jakby stanowiły naturalne przedłużenie jej nóg. Nie, nigdy nie była ubrana wyzywająco, choć zawsze niewiarygodnie seksownie. Idealnie opanowała styl będący połączeniem elegancji, glamour i seksapilu.

– Okej, nakarmię koty – zapewniłam ją, myśląc o jej włosach: jeszcze godzinę temu były po prostu blond, teraz wyglądały na hollywoodzką platynę.

– To peruka? – zapytałam, chociaż wiedziałam, że Iwona ceni moją dyskrecję i umiejętność niezadawania pytań.

– A jak inaczej? – uśmiechnęła się i przewróciła oczami. – No to lecę!

U Iwony mieszkało mi się znakomicie. Mogłam korzystać z całego mieszkania, pławić się w wielkiej wannie z hydromasażem i oglądać dziesiątki filmów na ogromnym telewizorze. Do tego płaciłam tyle, ile za studencką norę w podłej dzielnicy. Właśnie dlatego bardzo uważałam, żeby nie zniechęcić mojej gospodyni wtykaniem nosa w nie swoje sprawy. Pewnego dnia jednak po prostu musiałam zapytać, na czym polega jej praca.

– Nie było cię trzy dni, kupiłam kotom jedzenie i… Jezu, co się stało? – powitałam ją, gdy weszła do kuchni.

Wyglądała okropnie. Miała siniak pod lewym okiem, strup na wardze i dziwnie się poruszała. Posklejane włosy opadały jej w kołtunach na twarz i ramiona, które zresztą też były posiniaczone.

– Iwona! – skoczyłam do niej, bo miałam wrażenie, że się chwieje. – Ktoś cię pobił? Musimy zadzwonić na policję!

Trudno się odzwyczaić od dużych pieniędzy

Chwiejnym ruchem podniosła rękę i wycharczała coś w stylu: „Żadnej policji”. Uszanowałam jej wolę i tylko pomogłam jej się rozebrać i położyć do łóżka. Podałam jej też środki przeciwbólowe, bo strasznie jęczała przy każdym ruchu.

– Ale do lekarza musisz iść – powiedziałam. – Do kogo mam zadzwonić?

– Daj mi telefon – poprosiła słabo.

Chwilę potem rozmawiała z kimś, kto obiecał przyjechać na wizytę domową. Godzinę później zamknęła się w pokoju z wysoką, chudą kobietą, która, wychodząc, przyjrzała mi się bardzo uważnie.

– Pani jest jej przyjaciółką? – zapytała.

– Nie, współlokatorką – skorygowałam. – Zajmuję się kotami, kiedy wychodzi.

Ponownie otaksowała mnie wzrokiem.

– Ona nie ma nikogo bliższego od pani. Musi brać antybiotyk co osiem godzin. I leżeć przez tydzień. To ważne.

Gdy lekarka wyszła, zapukałam cichutko do Iwony. Czułam, że chce komuś opowiedzieć o tym, co ją spotkało. Nie wiedziała chyba jednak, jak zacząć…

– Pracujesz jako… – zająknęłam się – osoba do towarzystwa, prawda?

– Jako call-girl – poprawiła mnie. – Bardzo droga i bardzo luksusowa call-girl… Przynajmniej do przedwczoraj…

Tu przerwała, bo musiała zmienić pozycję. Gdy koc się podwinął, zobaczyłam okropne krwiaki na jej udach.

– To? – podążyła za moim wzrokiem. – Zapewniam cię, że to nie było najgorsze… – w jej głosie już nie było uśmiechu.

Jej oczy też zdawały się jakby martwe

– Naprawdę nie planowałam kariery jako prostytutka – skrzywiła się. – Ale wciągnęła mnie koleżanka. Za pierwszą noc zarobiłam tysiąc złotych, to mnie oszołomiło… Potem przyszły jeszcze większe pieniądze, bogatsi klienci, droższe ciuchy i setki nowych możliwości. Miałam klientów, którzy płacili mi stałą „pensję” – nakreśliła palcami w powietrzu cudzysłów – a w zamian oczekiwali, żebym była na każde ich zawołanie. To ci od osobnych telefonów – dodała.

– Wiesz, jak trudno się odzwyczaić od dużych pieniędzy? Wrócić do akademika i jeść ryż z majonezem przez pół miesiąca? Oni nie wszyscy byli źli… Na ogół po prostu żałośni, ale płacili dobrze.

I choć potem dbałam o Iwonę jak o własną siostrę, chwila szczerości między nami się nie powtórzyła. Moja gospodyni wyraźnie nie chciała wracać do tematu swojej pracy ani wydarzeń ostatniego tygodnia. Ja to uszanowałam. Nie wiem dlaczego, ale sądziłam, że po traumie, którą przeżyła, nie będzie chciała już wracać do „zawodu”. To było bardzo naiwne. Iwona wydobrzała, przynajmniej fizycznie, i znowu zaczęła odbierać telefony od klientów.

Reklama

Znowu wkładała peruki, obcisłe sukienki, i szeptała do słuchawki niskim, zmysłowym głosem. Lecz jej oczy nie były już błyszczące, a na twarzy coraz częściej gościł wyraz gorzkiego rozczarowania, a czasem wręcz nienawiści. Nie mogłam na to patrzeć. Machnęłam ręką na niskie koszty wynajmu i się wyprowadziłam. Znalazłam sobie „tanią studencką norę w podłej dzielnicy”, ale przynajmniej moi współlokatorzy byli wesołymi ludźmi, pełnymi życia, którzy mieli pasje i ideały. Jeden z nich szybko stał się moim chłopakiem, a ze współlokatorką udało mi się zaprzyjaźnić.

Reklama
Reklama
Reklama