„Rodzice narzeczonego dali mi wybór: albo intercyza, albo ślubu nie będzie. Nie ze mną takie gierki”
„– Intercyza? Co to właściwie znaczy? – zapytałam kompletnie zbita z tropu. – To oznacza, że przy ewentualnym rozwodzie nie zobaczysz ani złotówki, jasne? – wycedziła przyszła teściowa. Miałam wrażenie, że ktoś chce mną manipulować, więc nie zamierzałam składać żadnego podpisu. Czułam się wtedy strasznie upokorzona”.
- Listy do redakcji
Poznałam Mariusza na domówce u znajomych. Choć jesteśmy zupełnie różnymi osobami, od razu między nami zaiskrzyło. On pochodzi z zamożnego domu, skończył dobre szkoły i teraz zarządza firmą, którą przejął od dziadka. To naprawdę mi imponuje – przy kimś takim czuję się bezpiecznie. U mnie w rodzinie nigdy się nie przelewało. W związku z tym nawet nie brałam pod uwagę studiowania – za to zawsze pasjonowała mnie pielęgnacja i uroda. To pewnie dlatego dzisiaj zajmuję się stylizacją paznokci. Z moimi bliskimi nie utrzymuję żadnych relacji.
To był całkiem inny świat
Po kilku spotkaniach z Mariuszem dostałam propozycję, żeby poznać jego rodziców przy wspólnej kolacji. Z tego, co zauważyłam, sporo już o mnie wiedział. Ja też nie próżnowałam i zebrałam różne informacje o jego rodzinie. Dowiedziałam się, że jego mama, pani Ewa, wykłada historię sztuki jako profesor na ASP, natomiast ojciec zajmuje się chirurgią plastyczną.
Cieszyłam się, jak każda kobieta, która ma szansę zmienić coś w swoim życiu na lepsze. To wydawało się jak sen – zamożny chłopak z dobrej rodziny. Dokładnie tego zawsze pragnęłam! Niestety, jego rodzice nie podzielali mojego entuzjazmu. Już na pierwszym spotkaniu wytknęli mi brak studiów. Szczególnie mama Mariusza, pani Ewa, lubiła mi tłumaczyć trudne słowa w taki sposób, jakbym była kompletnie niewykształcona. Prawda była taka, że świetnie znałam te wszystkie określenia, więc jej zachowanie tylko mnie poniżało.
Myśleli, że chodzi mi tylko o kasę
Wszystko zmieniło się, gdy Mariusz oświadczył mi się. Jego mama była tak wzburzona, że nie odzywała się do nas przez dwa tygodnie. Gdy w końcu przerwała milczenie, przekazała synowi tylko tyle, że według niej nie pasuję do ich rodziny.
Spotkania z przyszłymi teściami były jeszcze trudniejsze. Za nic nie chcieli uwierzyć, że łączy mnie z Mariuszem prawdziwe uczucie – byli przekonani, że zależy mi wyłącznie na ich pieniądzach. Próbowałam im tłumaczyć, jak bardzo się mylą, ale cokolwiek mówiłam, nie potrafiłam zmienić ich nastawienia do mnie.
Mój partner doskonale rozumiał całą sytuację i widział, jak jego rodzice są do mnie nastawieni. Spędził mnóstwo czasu na rozmowach z nimi, starając się zmienić ich nastawienie do naszego związku. To ja podsunęłam mu pomysł, żeby postawił sprawę jasno – albo zaakceptują nasz związek, albo zerwiemy z nimi wszelkie kontakty. Jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę.
Chcieli być sprytni
Ruszyły intensywne prace nad organizacją naszego ślubu. W jednej kwestii panowała pełna zgoda – chcieliśmy wyprawić naprawdę wielkie wesele. Miesiąc przed ceremonią przyszli teściowie zaproponowali nam spędzenie weekendu w ich klimatycznym domku za miastem. Wydawało mi się, że nareszcie zostałam przez nich w pełni zaakceptowana i że nadchodzą lepsze czasy. Niestety, rzeczywistość, która czekała na nas po przyjeździe, okazała się zupełnie inna niż się spodziewałam.
Kiedy weszliśmy do salonu, zobaczyliśmy trójkę ludzi – rodziców oraz przystojnego faceta koło czterdziestki, który przeglądał jakieś dokumenty.
– Chcielibyśmy wam kogoś przedstawić. To Adam, prawnik z naszego kręgu znajomych. Ma dla was ważne papiery do podpisania – oznajmił tata Mariusza, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie.
– O czym pan mówi? Jakie papiery? – spytałam zaskoczona.
– Musimy uregulować kwestie formalne przed waszym ślubem. Mariuszu, czyżbyś jej nie wspomniał? – wtrąciła jego mama.
– Kochanie, wybacz mi. Nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego momentu. Rodzice dali nam zielone światło, ale pod warunkiem, że podpiszesz intercyzę.
– Intercyza? Co to właściwie znaczy? – zapytałam kompletnie zbita z tropu.
– To oznacza, że przy ewentualnym rozwodzie nie zobaczysz ani złotówki, jasne? – wycedziła przyszła teściowa.
– No ale po co te formalności, skoro się kochamy? – odparł Mariusz.
W kółko spieraliśmy się i obrzucali pretensjami. Miałam wrażenie, że ktoś chce mną manipulować, więc nie zamierzałam składać żadnego podpisu. Czułam się wtedy strasznie upokorzona. Spór zakończył się, gdy tata Mariusza postawił sprawę jasno – albo podpiszę te dokumenty, albo ślub się nie odbędzie. Szukałam wsparcia u Mariusza, czekając aż się odezwie i weźmie moją stronę.
– Podpiszmy to i miejmy to za sobą – mruknął pod nosem.
Byłam zawiedziona
Wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej niż to, co właśnie się działo. Siedzący dotąd cicho prawnik zaczął tłumaczyć, że to tylko zwykła procedura. Swoją drogą, ciekawe ile kasy dostał od tych nadętych bufonów za swoje przemowy. W końcu nie wytrzymałam presji ich natarczywych spojrzeń i złożyłam podpis na dokumencie. Chciałam jak najszybciej opuścić to niezręczne spotkanie, zachowując resztki godności. Ale wiedziałam jedno – nie zostawię tej sprawy tak po prostu.
Okazało się, że kancelaria należała do najbliższego przyjaciela taty Mariusza – Jana. Po zamknięciu krępującego tematu przedmałżeńskiej umowy majątkowej facet wydawał się naprawdę sympatyczny. Podczas gdy Mariusz pojechał na zakupy z rodzicami do pobliskiego miasteczka, ja zostałam w domu. Wciąż nie mogłam mu wybaczyć tego, że nie wziął mojej strony.
To był spontaniczny pomysł
Spędzałam czas na leżaku przy przydomowym basenie, łapiąc promienie słońca, gdy nagle zjawił się Adam, przyjaciel Mariusza.
– Niezłe mięśnie, trenujesz coś? – wypalił znienacka.
– Głównie sprzeczki z rodzicami narzeczonego – odpowiedziałam z przekąsem.
– To napuszone typki. Wiem coś o tym, bo Jan jest identyczny. Co jakiś czas daje mi odczuć, że nie wywodzę się z prawniczej rodziny. To ich nakręca. Nie przejmuj się nimi – próbował mnie pocieszyć.
– Łatwo powiedzieć. A ty jak sobie z tym dajesz radę?
– Bywają momenty, że mam ich serdecznie dość. Tyle lat poniżania, wiesz. Marzę, żeby im udowodnić swoją wartość. Wreszcie spotkałem kogoś, kto wydaje się to rozumieć. W tym środowisku często czuję się strasznie osamotniony.
Objął mnie nagle, chcąc okazać swoje wsparcie. W tej chwili wpadłam na genialny plan. Pocałowałam go. Na początku był tym lekko zdumiony. Ściągnęłam z siebie bieliznę, sygnalizując mu swoją gotowość do dalszych igraszek. Wspólnie udaliśmy się na górę. Na krótką chwilę wszystko przestało się liczyć. Rzeczywistość jednak szybko o sobie przypomniała – odgłos samochodu przerwał nasz intymny moment. To moi przyszli teściowie razem z Mariuszem pojawili się w domu.
Łatwo go przekonałam
– Musisz mi pomóc – powiedziałam, rozglądając się nerwowo dookoła.
– O co chodzi? Czego potrzebujesz? – spytał zaintrygowany Adam.
– Przecież sam wiesz, ile przez nich wycierpiałeś. Należy nam się rewanż. Wystarczy trochę pozmieniać zapisy w intercyzie. Jak podmienisz parę kartek, cały majątek będzie mój – przekonywałam go gorączkowo, świadoma, że każda sekunda jest na wagę złota. W każdej chwili ktoś mógł tu wejść.
– Błagam – naciskałam dalej. – Sam przecież mówiłeś, że nikt nie zna cię lepiej niż ja – grałam na jego emocjach. – Zrób to dla mnie.
Wiedział doskonale, że nikt nie ma szans nas tam zauważyć. Myślałam, że moje słowa go uraziły i od tej pory nie tylko rodzina Mariusza będzie mieć o mnie złe zdanie. Okazało się jednak zupełnie inaczej. Adam zadzwonił kilka dni później.
– Zrobiłem dokładnie to, o co prosiłaś. Teraz oni mają problem – oznajmił.
– Naprawdę? Super, bardzo ci dziękuję – ucieszyłam się szczerze.
– Tak, mówię poważnie. Liczę tylko na to, że nasza przyjaźń przetrwa.
Tak, wciąż się przyjaźnimy. Co prawda od tego przykrego incydentu upłynęło parę miesięcy, ale widujemy się regularnie. Nadal jestem z Mariuszem. Niemniej to właśnie z Adamem dzielę coś szczególnego – wyjątkową relację opartą na wzajemnym porozumieniu. Właśnie takiej bliskości chciałabym doświadczać z Mariuszem, ale on zbyt mocno poddaje się wpływom swoich rodziców. Dlatego nie czuję się winna.
Ewa, 30 lat