Reklama

To miał być dla nas ratunek

– Zobacz, jak tu ślicznie! – wykrzyknęłam, kiedy w drodze do Hiszpanii wjechaliśmy do niewielkiego francuskiego miasteczka.

Reklama

– Uhm… – mruknął Wojtek, nie poświęcając okolicy nawet jednego spojrzenia.

– Zatrzymajmy się tutaj na noc – zaproponowałam spontanicznie.

Ta podróż to był mój pomysł. W naszym małżeństwie nie układało się już od jakiegoś czasu. Wojtek coraz później wracał z pracy, coraz mniej ze sobą rozmawialiśmy, bo też i wspólnych tematów nam jakby brakowało. Powoli, ale nieubłaganie oddalaliśmy się od siebie.
Nie chciałam tego. Kochałam Wojtka szaleńczo już od liceum i nie mogłam go stracić. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia.

Dlatego pomyślałam, że wspólny wyjazd będzie okazją, żeby naprawić to, co się zepsuło. W głębi duszy marzyłam też o dziecku. Odsuwaliśmy tę decyzję na przyszłość, ale ja uważałam, że nadszedł już na to czas. Kilka tygodni przed wyjazdem odstawiłam pigułki. Ciepłe morze, wino, słońce i wspólny pokój. A także wspólne łóżko, którego w domu już od dawna nie dzieliliśmy… To rozbudzało moje nadzieje.

Miejsce było niesamowite

Zatrzymaliśmy się w centrum. Niewielki rynek był cały ukwiecony. W powietrzu czuć było upajający, słodki zapach. Rosło kilka starych drzew, stały ławeczki, na których kwitło życie towarzyskie, a wszystko oświetlały złote promienie zachodzącego słońca. Uwielbiałam tę tak zwaną „złotą godzinę”. Wyciągnęłam aparat i pstryknęłam kilka zdjęć.

– Chodź, pójdziemy na spacer – pociągnęłam Wojtka za sobą.

Po godzinie uznaliśmy, że zaliczyliśmy najważniejsze punkty. Z ulgą usiedliśmy w małej restauracyjce, pod parasolem i zagłębiliśmy się w menu. Na powitanie dostaliśmy po kieliszku białego wina.

– Jest cudownie – głęboko wciągnęłam powietrze w płuca. – Prawda? Częściej powinniśmy robić sobie takie wypady.

– Masz rację – przytaknął mój mąż.

– Jest bardzo przyjemnie – posłał mi znad karty wymuszony uśmiech.

Cóż, niedokładnie tego oczekiwałam. Po kolacji wróciliśmy do samochodu. Na miejscu okazało się, że zaparkowaliśmy przed niewielkim hotelikiem. Był prześliczny, wyglądał jakby był żywcem przeniesiony z bajki albo z ubiegłego stulecia.

– Zostańmy tu – klasnęłam w dłonie.

– Nie wiem, czy mają tu wi-fi – mruknął Wojtek z powątpiewaniem.

– Och, daj spokój, jedną noc wytrzymasz – powiedziałam lekko.

Weszliśmy do środka. Recepcjonista uśmiechnął się do nas szeroko. Łamanym francuskim zapytałam o pokój.

– Myślę, że coś się znajdzie, madame – odpowiedział płynnie po angielsku i zaczął stukać w klawiaturę ukrytą pod blatem. – Hm… niestety mamy ostatni pokój na poddaszu. Jest wygodny, ale nie mamy tu windy, więc… – rozłożył ręce.

– Bierzemy – skinęłam głową.

Miałam nadzieję na upojne chwile

Na poddasze prowadziły strome, skrzypiące schody. Pokój był bardzo urokliwy. Jego centralnym punktem było olbrzymie łóżko z baldachimem. Pod jednym ze skosów dachu wbudowano szafę a pod drugim, pod oknem stał niewielki stolik i dwa krzesła z wygiętymi nóżkami. Obok znajdowała się łazienka. Obejrzałam pokój i zeszłam do recepcji.

– Czy byłaby szansa na zamówienie do pokoju butelki białego wina i deski serów? – zapytałam.

– Oczywiście – recepcjonista uśmiechnął się.

Miałam silne postanowienie, że tej nocy w końcu, po raz pierwszy od dawna, uwiodę własnego męża. Nie wiem, dlaczego nasze życie erotyczne zanikło. Wcześniej nigdy nie mieliśmy z tym problemów. Wręcz przeciwnie, nie rozumiałam koleżanek, które mówiły, że uprawiają seks raz w tygodniu albo jeszcze rzadziej i były z tego powodu zadowolone. My… Ale to było dawniej.

Wojtek przyniósł nasze bagaże. Wzięłam kąpiel i przebrałam się w fikuśną koszulkę nocną, którą kupiłam specjalnie na ten wyjazd. Ktoś z restauracji przyniósł nam wino i sery. Wieczór zapowiadał się ciekawie. A raczej mógłby taki być, gdyby mój mąż oderwał się od komputera i zainteresował się mną.

– Idę się wykąpać – oznajmił po chwili w przestrzeń.

– Czekam tu – uśmiechnęłam się znacząco.

Leżałam na łóżku i popijałam wino. Księżyc zaglądał do pokoju przez uchylone okno, na zewnątrz grały cykady, a poza tym panowała cisza. Miasteczko kładło się do snu. Ja też na chwilę przymknęłam oczy i…

Sen był bardzo wyraźny

Obrazy, które pojawiły się w mojej głowie były niepokojące. Znajdowałam się w tym samym pokoju, co chwilę wcześniej, a jednak wyglądał on inaczej. Chociaż bardzo się starałam, nie mogłam stwierdzić, na czym polega różnica. Po chwili poczułam, że nie jestem tu sama. Na łóżku leżała dziewczyna. Była młoda i bardzo ładna. Jej ciało okrywały tylko długie, czarne włosy, którymi bawiła się z okrutnym uśmiechem na ustach. Nie sprawiała sympatycznego wrażenia.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł mężczyzna. Ale jaki! Jakąś częścią świadomości zdawałam sobie sprawę, że to sen, ale mimo to aż westchnęłam z wrażenia. Był wysoki, doskonale zbudowany i bardzo męski. Widząc go, zrozumiałam, dlaczego pokój wydawał mi się inny. Cała ta scena rozgrywająca się przed moimi oczami, wydarzyła się dawno temu. Strój przybyłego wskazywał na początek XIX wieku.

– Jesteś… – powiedziała leniwie kobieta. – Wiedziałam, że przyjedziesz.

– Ty… – mężczyzna zmełł w ustach przekleństwo.

Widziałam w jego oczach, że jej nienawidził. A jednocześnie kochał. Kobieta miała nad nim władzę, z której doskonale zdawała sobie sprawę. Uniosła się na łokciach. Włosy zsunęły się odkrywając pełne piersi, wąską talię, zaokrąglone biodra i smukłe nogi. Jej oczy były pełne obietnic, a na wargach igrał uśmiech. Mężczyzna zsunął z ramion płaszcz i jak zahipnotyzowany podszedł do łóżka. Krzyknęłam, i się obudziłam.

– Coś się stało? – Wojtek stał nade mną z dziwną miną.

– Chyba musiało mi się coś przyśnić – przetarłam dłonią oczy. – Idziesz spać? – zapytałam.

– Za chwilę – mruknął. – Muszę jeszcze coś sprawdzić.

Patrzył się tylko w komputer

Znowu zamknęłam oczy. Tym razem nic mi się nie śniło. Spałam dosyć długo, ale wcale nie obudziłam się wypoczęta. Wręcz przeciwnie, powieki mi ciążyły, głowę rozsadzał ból, a we wszystkich mięśniach miałam zakwasy, jakbym przez całą noc ćwiczyła. Spojrzałam na drugą stronę łóżka. Wojtek już nie spał. Siedział przy komputerze.

– Kiepsko spałam – powiedziałam.

– A ty?

– Co? – spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.

Westchnęłam ciężko. Od jakiegoś czasu mój mąż bardziej niż mną był zainteresowany komputerem. Czasem próbowałam mu zajrzeć przez ramię, ale wyglądało na to, że pracował. Miał pootwierane jakieś wykresy, pisał maile i w ogóle był oderwany od świata.

Pół godziny później byliśmy już spakowani. Z ulgą opuszczałam ten pokój. Wcześniej mi się podobał, wydawał się uroczy i bezpieczny. Zaczęliśmy schodzić na dół. Schody były wąskie i strome. Szłam pierwsza, niosłam torebkę i kuferek z kosmetykami, za mną Wojtek niósł resztę bagaży. Postawiłam stopę na kolejnym stopniu i nagle… Poczułam mocne pchnięcie w plecy. Zdążyłam krzyknąć z zaskoczenia i poleciałam w dół. Nie miałam szans niczego się złapać. Ręce miałam zajęte, a z boku była tylko gładka ściana. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym spadła na sam dół. Prawdopodobnie skręciłabym kark. Na szczęście zdążyłam zsunąć się tylko z kilku stopni.

– Mój Boże! Wszystko w porządku? – Wojtek błyskawicznie znalazł się przy mnie.

– Zepchnąłeś mnie ze schodów! – powiedziałam nim zdążyłam się zastanowić.

O czym ty mówisz? To nieprawda – zaprzeczył natychmiast, ale wiedziałam, że kłamie. Znałam go od lat.

– Dlaczego to zrobiłeś? – szepnęłam.

Nie zdążył odpowiedzieć. Na schodach pojawili się pracownicy hotelu. Zrobił się gwar, ktoś pomógł mi wstać, ktoś inny wezwał pogotowie. Okazało się, że poza złamaną ręką i kilkoma siniakami na szczęście nic poważniejszego mi się nie stało. Lekarze postanowili jednak zatrzymać mnie dwa dni na obserwacji. Było mi wszystko jedno. Zdawałam sobie sprawę, że na wakacje w Hiszpanii nie ma już szans. Doskonale pamiętałam to silne pchnięcie i wyraz twarzy Wojtka. Mój mąż chciał mi zrobić krzywdę. Musiałam się z tym zmierzyć.

– Jest nam strasznie przykro, że w naszym hotelu doznała pani tak poważnego urazu – po południu pojawił się u mnie sam właściciel hoteliku. Przyniósł olbrzymi bukiet kwiatów.

– Nie pozwę pana, niech się pan nie martwi – powiedziałam, a on odetchnął z ulgą.

Nie mogłam już na niego patrzeć

Gdy wyszłam ze szpitala, pojechałam do domu. Sama. Nie chciałam już przebywać z Wojtkiem dłużej niż to konieczne. W domu spakowałam jego rzeczy i wystawiłam na korytarz. To był jedyny raz, kiedy się widzieliśmy.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedział z urazą, zbierając swoje rzeczy z klatki schodowej.

– Ja też nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Chociaż tyle mógłbyś mi wyjaśnić. Dlaczego chciałeś mnie zabić?

– Ciii – powiedział odruchowo na widok sąsiada przyglądającego się nam z zainteresowaniem. – Nie wiem, o czym mówisz, masz urojenia. Powinnaś się leczyć.

Taka była jego wersja. Dalsza rozmowa nie miała sensu. Ja jednak doskonale pamiętałam silne pchnięcie, a potem widok jego twarzy. Rozczarowanie mieszało się na niej z poczuciem winy. Wniosłam pozew o rozwód bez orzekania o winie. Chciałam jak najszybciej mieć ten etap życia za sobą.

Po kilku tygodniach dotarły do mnie plotki. Wojtek już od dawna miał romans. To, co początkowo było tylko przygodą, odskocznią od nudnej żony i codzienności, nieoczekiwanie stało się niezwykle poważne. Jego dziewczyna zaszła w ciążę. Napierała na małżeństwo, ale chciała mieć ślub kościelny. Zażądała, żeby mój mąż unieważnił nasz ślub. Wojtek się w tym wszystkim pogubił.

Reklama

Na to wszystko prawdopodobnie nałożyła się atmosfera tamtego pokoju. Nie wiem. Niczego nie mogę mu udowodnić. Nawet nie chcę.

Reklama
Reklama
Reklama