Reklama

Nie miały dla mnie żadnego znaczenia

Kiedyś nie przywiązywałam żadnej wagi do snów, swoich czy cudzych. Uważałam, że są przypadkową mieszaniną wspomnień, fantazji i uczuć wypieranych do podświadomości. Dlatego kiedy po raz pierwszy przyśnił mi się ten dziwny sen, wcale się nim nie przejęłam.
Była w nim młoda kobieta, która wisiała nad ziemią, zaplątana w coś, co przypominało pajęczynę. Tyle że ta sieć miała niecodzienny kolor: czerwono-różowy. I leciutko się poruszała, jakby… żyła.

Reklama

Dziewczyna była nią całkowicie oplątana – nawet twarz została pokryta czerwonawymi nitkami. Wpatrywałam się w uwięzioną z fascynacją i lękiem. Ona też spojrzała mi głęboko w oczy i otworzyła usta, przerażona, jakby chciała coś powiedzieć…
Wtedy się obudziłam.

Szybko otrząsnęłam się z nieprzyjemnego wrażenia i zapomniałam o sennym koszmarze. Ale on do mnie wrócił. Po kilku dniach znów przyśniła mi się młoda kobieta w krwawej pajęczynie – wszystko było identycznie jak za pierwszym razem. Potem kilka nocy przerwy, i powtórka. Za czwartym razem miałam dość tego powtarzającego się jak zdarta płyta koszmaru. Słyszałam, że niektórym ludziom się to zdarza, ale ja nigdy tak nie miałam. I nie chciałam mieć.

Chciałam poznać znaczenie snu

Postanowiłam działać. Wszystko ma swoją przyczynę. Mój seryjny sen też skądś się brał. Gdy odkryję, o co chodzi, rozwiążę problem. Przeczytałam kilka artykułów psychologicznych o snach, ale nic mi to nie dało. Kupiłam sennik i uważnie go przestudiowałam – nadal nic. Zwierzyłam się więc z nocnych kłopotów Ewce, mojej kumpeli, która miała bzika na punkcie zjawisk paranormalnych. Wysłuchała mnie z uwagą, a potem orzekła:

– Ona chce ci coś przekazać. Musisz wysłuchać, co ma do powiedzenia.

– Ale jak? Sen urywa się, zanim zdąży się odezwać.

– Bo nie masz wprawy w świadomym śnieniu. Musisz przejąć kontrolę nad tym, co się dzieje w twoim śnie. Uświadomić sobie w trakcie: to mój sen i mogę nim kierować. Ale to wymaga trochę ćwiczeń…

Skrzywiłam się bezwiednie.

– Nie bardzo mi się chce w to bawić… Nie da rady szybciej?

– W takim radzie znajdź dziewczynę ze snu. Na jawie.

– Naprawdę myślisz, że istnieje?

– I tak, i nie. Ona symbolizuje kogoś, kto jest w pułapce. Kogoś bezradnego, kto potrzebuje pomocy, ale nie potrafi o nią poprosić.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie znam nikogo takiego.

– A może tylko tak ci się wydaje, co? Rozejrzyj się.

Postanowiłam kierować się intuicją

Rozmowa z Ewą dała mi do myślenia. I chociaż niezbyt wierzyłam w jej interpretację, zaczęłam uważniej przyglądać się swojemu otoczeniu, szukając kogoś, kto mógłby być w poważnych tarapatach. I znalazłam! Wpadłam na to, nudząc się podczas wykładu. Bazgrałam na kartce, zamiast notować słowa profesora, i bezmyślnie wodziłam wzrokiem po sali. Zahaczyłam o Justynę i zatrzymałam się.

„Boże, jak ona się zmieniła”, pomyślałam, choć właściwie trudno było uchwycić istotę owej zmiany. Nie przytyła ani nie schudła, nadal była świetnie ubrana i perfekcyjnie pomalowana… A jednak wyglądała jak cień dawnej siebie. Jej twarz przypominała maskę: nieruchoma, zastygła w wyrazie obojętności, pusta. To ona! To z nią dzieje się coś złego.

Czułam, że muszę z nią porozmawiać, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Nie byłyśmy bliskimi koleżankami; gadałyśmy ze sobą tylko na tematy związane ze studiami. Nie mogłam przecież ni z tego, ni z owego podejść i zapytać, czy ma kłopoty. Ja sama na takie pytanie od kogoś obcego zamknęłabym się jak ślimak w skorupie. Nie zrobiłam więc nic.

W nocy znów przyśniła mi się kobieta w pajęczynie. Ale nie obudziłam się w momencie, kiedy otworzyła usta. Tym razem zdążyła wyszeptać z bólem:

– To ja. Pomóż mi, proszę.

Po przebudzeniu miałam pewność, że głos ze snu należy do Justyny. Słowa: „to ja” oznaczały, że moje domysły odnośnie jej kłopotów są słuszne. A prośba: „pomóż mi” była jednoznaczna. Jakiś wewnętrzny głos radził: „Nie wstydź się do niej zagadać, nie bój się, że cię odepchnie. Jest samotna i nieszczęśliwa, i o krok od popełnienia strasznego życiowego błędu, którego będzie żałować. Tylko ty możesz ją powstrzymać”.

Owa szepcząca mi do ucha intuicja była tak przemożna, że musiałam jej ulec. Jeszcze tego samego dnia, po ostatnim wykładzie, podeszłam do Justyny i zapytałam, czy nie ma ochoty wyskoczyć ze mną na zakupy do galerii.

– Nie mam z kim iść, a nienawidzę sama łazić po sklepach.

Justyna wyglądała na zaskoczoną, ale niespodziewanie dla mnie, i chyba dla samej siebie też, sądząc po jej minie, przyjęła moją propozycję.

Zwierzyła się ze swoich problemów

Snułyśmy się po sklepach z ciuchami. Uruchomiona intuicja podpowiadała mi, żeby nie pytać, czy ma jakieś problemy, bo ją spłoszę. Radziłam się więc jej tylko w kwestii spodni i bluzek, które przymierzałam. Po dwóch godzinach buszowania po sklepach usiadłyśmy w kawiarni przy gorącej czekoladzie. Pomyślałam: teraz! To jest właściwy moment, by zagadnąć Justynę o jej sprawy. Tylko… kurczę, nie jestem może nieśmiała z natury, ale dość skryta, więc czułam naturalny opór przed zadawaniem komuś innemu osobistych pytań.

Na szczęście nie musiałam. Justyna miała tak ogromną potrzebę zwierzeń, że po dwóch godzinach „oswajania zakupami” sama wyszła z inicjatywą. Upiła łyk gorącej czekolady i głęboko westchnęła.

– Wolałabym napić się piwa, ale nie mogę, bo jestem w ciąży.

– Gratuluję! – odparłam odruchowo.

– Nie ma czego. Dla mnie to nie jest powód do radości.

– Dlaczego?

– Bo to wpadka. W dodatku z chłopakiem, którego nie znam – zarumieniła się, jakby spodziewała się, że ją potępię.

Ani mi to przez myśl nie przeszło. Współczułam jej jeszcze bardziej. Zerknęła na mnie, upewniła się, że dalej po prostu słucham, bez oceniania, i kontynuowała:

– Nie jestem samodzielna, utrzymują mnie rodzice. Zapewniają mi wszystko, byle bym tylko skończyła studia. Miałam się uczyć, a odwaliłam taki numer!

– Nikt nie jest idealny.

W jej oczach zalśniły łzy.

– Zawiodłam ich. Zastanawiam się, czy nie usunąć… – w jej głosie brzmiało przygnębienie i poczucie winy.

– To jakaś opcja…

– Potworna! Mam zabić swoje dziecko, żeby ukryć przed rodzicami nieodpowiedzialność?! – pytała z rozpaczą. – Czego nie zrobię, będę żałować.

– Jeżeli tak o tym myślisz, tak czujesz, to urodź to dziecko. Aborcja jest nieodwracalna, a rodzice, jak już pogodzą się z faktami, wybaczą. Może nawet się ucieszą z powodu wnuka czy wnuczki.

– Skąd to możesz wiedzieć?

– Nie mogę. Ale nawet jeśli się nie ucieszą i nie wybaczą, to twoje życie. Dasz sobie radę, jesteś silną i mądrą dziewczyną.

Koszmar znów mnie nawiedza

Wzięłam ją za rękę i mocno uścisnęłam. I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego: między naszymi palcami jakby przepłynął prąd. Obie się wzdrygnęłyśmy, zaskoczone i chyba trochę przestraszone.

– Ale masz naelektryzowaną dłoń. Kopnęłaś mnie! – śmiała się Justyna.

W nocy znów przyśniła mi się ta sama dziewczyna. Ale nie była już oplątana czerwoną pajęczyną. Udało jej się uwolnić: sieć leżała u jej stóp, a twarz rozświetlał promienny uśmiech. Popatrzyła mi prosto w oczy i powiedziała:

– Dziękuję.

Potem sen się urwał. Czy to znaczy, że jej pomogłam? Więcej nie rozmawiałyśmy już tak szczerze, jakby ten jeden raz wystarczył. W każdym razie nie usunęła ciąży i po kilku miesiącach chodziła na wykłady z charakterystycznie zaokrąglonym brzuszkiem. I wydawała się naprawdę szczęśliwa. Potem wzięła dziekankę, więc nie znam jej dalszych losów.

Myślałam, że to koniec dziwności w moim życiu. Myliłam się. Od kilku tygodni znów nawiedza mnie powtarzający się koszmar. Tym razem śni mi się mężczyzna uwięziony w ogromnym akwarium wypełnionym wodą. Z całych sił wali pięściami w szklane ściany, próbując je stłuc i uwolnić się. Widzę, że krzyczy, z jego ust wydobywają się bąble powietrza. Kiedy kieruje na mnie spojrzenie szeroko otwartych, pełnych przerażenia oczu – sen się urywa.

Reklama

Podejrzewam, że historia się powtarza. Wkrótce doznam olśnienia i odkryję, kim jest człowiek ze snu. Może to mój sąsiad, który ma problem z alkoholem. A może ktoś inny. Jeszcze nie wiem, ale uważnie obserwuję otoczenie… Kiedy już będę wiedziała, o kogo chodzi, wyciągnę do tego człowieka pomocną dłoń. W przenośni: bo będę musiała nawiązać z nim kontakt, oraz dosłownie: bo będę musiała chwycić go za rękę, żeby uruchomić ów tajemniczy prąd. Nie wiem, czym jest ta magiczna siła, skąd pochodzi i dlaczego przyczepiła się akurat do mnie. Ale nie boję się jej, bo czuję, że jest dobra.

Reklama
Reklama
Reklama