Reklama

Wszystko zaczęło się w dość zwyczajny sposób. Surfowałem po sieci i któregoś dnia na czacie wpadła mi w oko pewna kobieta. Byłem wtedy sam jak palec. Ona również twierdziła, że jest wolna. Jak się później okazało, było to jej pierwsze oszustwo, które prędzej czy później miało sprowadzić na nas sporo problemów.

Reklama

Uczucie zakiełkowało niespodziewanie

W momencie, gdy stukaliśmy w klawiaturę, nie myśleliśmy o tym, co przyniesie przyszłość. Liczyła się tylko teraźniejszość i to, co do siebie czuliśmy – uczucie, które zapłonęło nagle i bez ostrzeżenia. Czytając wzajemnie swoje słowa, odnosiliśmy wrażenie, że odnaleźliśmy swoją bratnią duszę. Mieliśmy przed oczami jedynie fotografie, o których wiadomo, że nie zawsze odzwierciedlają prawdę.

Chociaż gdzieś tam w naszych sercach tliła się nadzieja, odważyliśmy się wypowiedzieć to zaczarowane, ryzykowne zdanie – „kocham cię”. W końcu Ala wyznała mi prawdę o swoim małżeństwie.

– Teoretycznie mam męża, ale w praktyce to jakby go w ogóle nie było – wytłumaczyła. – Od dawna nic nas nie wiąże. Jedyne, o czym Michał myśli, to robienie biznesów i pomnażanie kasy. Ledwo daję radę z nim wytrzymać. Zanim trafiliśmy na siebie na tym czacie, poszłam pogadać z prawnikiem, żeby zaczął załatwiać mój rozwód. Może trochę minęłam się z prawdą, mówiąc, że jestem wolna, ale nie skłamałam. Wybaczysz mi?

O co miałbym się gniewać? Głowa pełna marzeń o tym, co nas może czekać. Alicja zerwie z mężem, zaczniemy spotykać się częściej, stworzymy wspólny dom… Skoro między nami iskrzy, na bank się dogadamy. Ja – w co nie wątpiłem ani przez chwilę, ilekroć spoglądałem w lustro – wcale nie jestem na straconej pozycji. Dziewczyny twierdzą wręcz, że niezłe ze mnie ciacho.

Wpadła mi w oko

Alicja jest przepiękną kobietą, dlatego wydawało mi się, że stworzymy zgrany duet. Jednak wiadomo, czas miał pokazać, co z tego wyjdzie. Zaproponowałem spotkanie, na które przystała. Po tygodniu, podekscytowany jak dziecko, czekałem na nią w kawiarence. Gdy tylko przekroczyła próg, cały stres i obawy momentalnie wyparowały. Przywitaliśmy się niewinnym całusem. Policzki Alicji lekko poróżowiały, kiedy podarowałem jej bukiet róż.

– Nikt mnie dawno nie obdarowywał kwiatami – rzekła ledwo słyszalnym głosem, jakby się krępowała.

– Od teraz będzie inaczej – zapewniłem. Te dwie godziny zleciały w mgnieniu oka. Nim się spostrzegliśmy, wybiła pora, by się pożegnać i rozejść do domów.

Alicja okazała się dziewczyną moich marzeń. Nie za chuda, ale też nie puszysta. Kształtne nogi, śliczna buźka. Jednym słowem, w moim guście. No a ja? Czy jej też wpadłem w oko? Na całe szczęście nie poprzestaliśmy na jednej randce, więc chyba tak.

Przez pewien czas spotykaliśmy się głównie w knajpkach. Nie czułem się na tyle pewnie, żeby zapraszać ją do siebie. W głowie kołatała mi się myśl: „Uzna, że planuje ją uwieść”. Jasne, marzyłem o tym, ale bez żadnego nacisku. Niczego nie warto przyspieszać, bo każda rzecz wymaga odpowiedniego momentu i okoliczności.

Przekroczyliśmy kolejną granicę

Podczas jednego ze spotkań wpadłem na pomysł wspólnego, weekendowego wyjazdu. Akurat panowały wysokie temperatury, a Alicja niejednokrotnie opowiadała o swoich samotnych, kilkudniowych eskapadach w celu zrelaksowania się.

Kiedy nastał piątek, Ala stawiła się pod moimi drzwiami. Od razu ruszyliśmy ku Juracie, planując trzydniowy pobyt. Nie da się zaprzeczyć, że już przy pierwszej randce wyczuwalna była przepaść finansowa między nami.

Wynajmowałem małe mieszkanko, a ona rezydowała w ogromnej willi za miastem. Poruszałem się komunikacją miejską, podczas gdy jej furą marzyłby pojeździć niejeden koleś. Harując na uczelni, ledwo spinałem koniec z końcem, a ona pewnie tyle, ile ja zarabiałem, przeznaczała co miesiąc na kosmetyczkę.

– Czemu chcesz spędzać ze mną czas? – zagadnąłem ją podczas jednej z naszych początkowych przechadzek.

– Ponieważ jesteś zwyczajny, nie wywyższasz się, nie skupiasz się jedynie na pieniądzach, potrafisz cieszyć się drobiazgami… A także dlatego, że jestem dla ciebie priorytetem… Istotniejsza od całej reszty osób i spraw, które masz wokół siebie.

Co się z nią stało?

Z pewnością mogę stwierdzić, iż tych kilka dni spędzonych razem było najcudowniejszym okresem w całym moim życiu. Ciągle mam w głowie te niezwykłe chwile. Fantastycznie spędzaliśmy czas we dwoje. Choć nie tylko dobrze się bawiliśmy – nasze relacje przepełniła również nowa dla mnie bliskość i czułość.

Ciężko mi nazwać tę wyjątkową więź, która się między nami narodziła. Oboje byliśmy dorośli, dlatego nieustanne trzymanie się za dłonie nie było konieczne. Mimo to, niczym zauroczeni sobą nastolatkowie, nie potrafiliśmy oderwać od siebie oczu.

Po powrocie do domów jedyną możliwością kontaktu były dla nas spotkania w kafejkach albo komunikacja przez sieć. Często też korespondowaliśmy SMS-owo. Prawie w każdej wiadomości deklarowałem swoje głębokie uczucia, a ona odpowiadała, że nie wyobraża sobie życia, w którym mnie zabraknie. Muszę przyznać szczerze – to cudowne uczucie, być adorowanym i szanowanym. A już zwłaszcza przez osobę pokroju Alicji.

W końcu nadeszła ta chwila. Cały dzień była offline. Kolejnego dnia wieczorem również. Wtedy zdałem sobie sprawę, że w gruncie rzeczy niewiele wiem o mojej wybrance i nie miałbym szans jej odnaleźć, gdyby przepadła bez śladu. Jak ona się właściwie nazywa? Gdzie jest jej dom? Wystukałem do niej chyba z pół setki SMS-ów i tyle samo maili. Zero odzewu.

Świat runął mi na głowę

Okropne przypuszczenia zaczęły krążyć mi po głowie. A co, jeśli zawistny małżonek zrobił coś złego mojej Alusi? Może ją przetrzymuje wbrew jej woli, a może stało się coś jeszcze gorszego… i właśnie dlatego zamilkła?

Dopiero po trzech dniach w końcu dała oznaki życia w internecie. Zarzuciłem ją masą pytań i dałem wyraz swojemu rozczarowaniu, że zostawiła mnie w takiej nieświadomości. Co takiego zaszło? Z jakiego powodu przez tyle czasu nie dawała znaku życia? Znalazłem odpowiedź na te wszystkie pytania w jednym jej wyznaniu: spodziewam się dziecka.

Ala, mimo iż miała już grubo ponad trzydzieści lat, do tego momentu nie zaznała macierzyństwa, ponieważ jej mężowi nie udało się spłodzić potomka.

– Gdy tylko sfinalizujesz rozwód – odpisałem – od razu weźmiemy ślub. Jestem pewien, że uda nam się to zrobić, zanim maluszek przyjdzie na świat… No chyba, że nie chcesz?

– Oczywiście że chcę! – napisała z entuzjazmem. – Spełniłeś moje największe, odwieczne marzenie. Gdy się dowiedziałam, że jestem w ciąży, ze wzruszenia polały mi się łzy radości. Byłam tak zaskoczona tą wiadomością, że potrzebowałam pobyć sama ze swoimi myślami. Musiałam to wszystko sobie poukładać w głowie. Wybacz, że tak cię zmartwiłam tą ciszą.

Zmieniła zdanie

Nasze spotkania przestały ograniczać się jedynie do weekendów. Między nami ponownie układało się świetnie. Niestety, sielanka nie potrwała długo. Ala oznajmiła mi we wrześniu, że jej mąż nie zamierza wyrazić zgody na rozwód.

– Nie masz pojęcia, jak on się zmienił – relacjonowała mi Ala. – W życiu bym nie przypuszczała, że potrafi okazać tyle czułości. To wszystko: pogoń za kasą, chłód w relacjach, brało się stąd, że nie mógł mi dać dziecka. Miał poczucie winy z tego powodu.

Wsłuchiwałem się uważnie w słowa Alicji. Z każdą chwilą rosło we mnie zaniepokojenie. Jak się później okazało, moje przeczucia były trafne. W pewnym momencie wyznała, że odłożyła sprawę rozwodu aż do porodu. Ostatecznie stwierdziła, że nie ma zamiaru porzucać swojego męża. Facet najwyraźniej dał jej drugą szansę i jest gotów zaopiekować się bobasem.

– A co z naszym uczuciem? – zapytałem.

– Uczuciem? – parsknęła ironicznie. – W tej chwili najważniejszy jest ten maluszek, który rośnie w moim brzuchu. Myślisz, że dasz radę zapewnić mu dostatnie życie? Masz pieniądze chociaż na opiekunkę? Jakie są twoje zarobki? Michał o wszystko zadba.

– To też moje dziecko!

– Mój małżonek nada mu swoje nazwisko.

Straciłem kontakt z potomkiem

Od tamtej pory nasze drogi się rozeszły. Ala zdecydowała się na powrót do swojego męża, który dzięki jej ciąży przeszedł totalną przemianę. Zrobił się taki czuły i delikatny jak ja, zakochany w niej bez pamięci… No i dysponował czymś, czego ja nie byłem w stanie jej zapewnić – sporą gotówką.

Ala już mnie kompletnie nie obchodzi. Sposób, w jaki się zachowała, całkowicie ją u mnie skreślił. Pomyślałem jednak o moim maleństwie. Długo się zastanawiałem, czy powinienem iść do sądu, żeby potwierdzić, że jestem tatą i uzyskać prawo do widywania się z… Nawet nie mam pojęcia, czy urodził mi się syn, czy córka!

Postanowiłem odpuścić sprawę w sądzie. Doszedłem do wniosku, że to wyjdzie na dobre mojemu dziecku. Pewnie niektórzy stwierdzą, że po prostu zabrakło mi odwagi. Być może mają rację. Być może jestem żenującym nieudacznikiem, który nie potrafi postawić na swoim. Ale to tylko pokazuje, że nie nadawałbym się na dobrego tatę…

Reklama

Tomek, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama