Reklama

Patrzę na swoje życie i widzę obraz, który sam sobie namalowałem. Prestiżowa praca, nienaganna reputacja, żona, którą wszyscy podziwiają. Ludzie patrzą na mnie i widzą mężczyznę sukcesu. Może dlatego tak łatwo było mi uwierzyć, że kontroluję wszystko. Że mogę prowadzić podwójne życie i nadal mieć wszystko pod kontrolą.

Reklama

Nie planowałem tego

Z Anną byliśmy kiedyś szaleńczo zakochani. Była moją najlepszą przyjaciółką, partnerką w każdej walce. A potem, jak to bywa, namiętność wyparowała, pozostawiając wygodne, przewidywalne życie. Niczego mi nie brakowało, ale kiedy pojawiła się Marta, poczułem się inaczej. Młodszy. Pożądany. Żywy.

To się zaczęło niewinnie – przelotne spojrzenia w biurze, nieco dłuższe rozmowy, przypadkowe muśnięcia dłoni. A potem był pierwszy pocałunek. Potem pierwszy raz w hotelu. Nie myślałem wtedy o konsekwencjach. Nie myślałem o niczym poza nią.

Z czasem nauczyłem się lawirować między dwoma światami. W jednym byłem szanowanym dyrektorem i oddanym mężem. W drugim – kochankiem, który przy Marcie czuł się jak ktoś, kim nigdy nie był.

Ale ostatnio Ania zaczęła patrzeć na mnie inaczej. Nie wiem, czy to tylko moje paranoiczne myśli, czy może coś przeczuwa.

Nie, nie. Przecież nic nie wie. Nie może wiedzieć. Albo tylko mi się tak wydaje.

Miałem przeczucie

Wszedłem do domu cicho, stawiając torbę w przedpokoju. Wciąż czułem na sobie zapach Marty. Chciałem od razu wziąć prysznic, zmyć z siebie ślady tego, co się wydarzyło w hotelu, ale Ania już stała w drzwiach salonu.

– Już jesteś? – uśmiechnęła się, ale było w tym coś, co sprawiło, że ścisnęło mnie w żołądku.

– Tak, lot był na czas – przełknąłem ślinę i podszedłem, by ją pocałować, ale ona lekko odchyliła głowę, jakby chciała przyjrzeć mi się uważniej.

– Pewnie jesteś zmęczony. Dużo pracy? – spytała, odwracając się w stronę kuchni.

– Jak zawsze. Spotkania, negocjacje, trochę stresu, ale udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik – odpowiedziałem, mając nadzieję, że zabrzmiało to wystarczająco naturalnie.

– No tak, służbowe wyjazdy potrafią być wyczerpujące. – Postawiła przede mną kieliszek wina i usiadła naprzeciwko, kręcąc lekko nóżką kieliszka na stole. – A jak było w hotelu?

Coś podejrzewała

Serce mi przyspieszyło, ale uśmiechnąłem się lekko i sięgnąłem po wino, żeby kupić sobie sekundę na zebranie myśli.

– Standardowo. Nic specjalnego. Sypialnia, restauracja, sala konferencyjna. Nawet nie miałem czasu zobaczyć miasta.

Ania przytaknęła, ale przez moment nie spuszczała ze mnie wzroku. Czułem, jak wewnątrz rośnie we mnie niepokój. Czy pyta tak po prostu, czy może coś podejrzewa?

– Nie odbierałeś telefonu – zauważyła nagle.

Oczywiście. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Marta i ja byliśmy wtedy w łóżku, telefon wibrował na szafce, a ja odwróciłem go ekranem do dołu, ignorując kolejne połączenia.

– Miałem wyciszony. Przepraszam, dużo się działo.

– Rozumiem – upiła łyk wina, a potem zmieniła temat na coś zupełnie błahego, jakby tamta rozmowa wcale się nie odbyła.

Nie powinienem się tym przejmować. Pewnie tylko wydawało mi się, że coś jest nie tak. Ania nie jest typem kobiety, która robi sceny. Gdyby miała jakieś dowody, konfrontacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Może po prostu byłem przewrażliwiony.

Żyłem w iluzji

W biurze wszystko wyglądało jak zwykle – gwar rozmów, dźwięk telefonów, stukanie klawiatur. Przeszedłem korytarzem, kiwając głową mijanym pracownikom, ale nie zatrzymywałem się na grzecznościowe rozmowy. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoim gabinecie.

Marta już tam była. Stała przy biurku, poprawiając segregatory na półce. Miała na sobie dopasowaną sukienkę w odcieniu butelkowej zieleni – tę, którą lubiłem najbardziej. Włosy spięła w luźny kok, ale kilka pasm opadało jej na kark.

– Dzień dobry, panie dyrektorze – powiedziała z uśmiechem, ale w jej głosie wyczułem napięcie.

Spojrzała na mnie uważnie, jakby czekała, co zrobię. Czy ją pocałuję? Czy przyciągnę do siebie, jak robiłem to wcześniej? Ale nie byliśmy już w hotelowym pokoju, tylko w biurze, gdzie każda chwila nieuwagi mogła nas zdradzić.

– Wiesz… – zaczęła w końcu, nadal patrząc na papiery, jakby bała się spojrzeć mi w twarz. – Dużo myślałam, odkąd wróciliśmy.

Nie musiała kończyć. Wiedziałem, do czego zmierza. Przypomniałem sobie, jak leżała obok mnie w hotelowym łóżku, trzymając moją dłoń w swoich palcach. Jak patrzyła mi w oczy i szeptała, że zaczyna się we mnie zakochiwać. Wtedy nie powiedziałem nic. Nie mogłem. A teraz czekała na moją reakcję.

Robiło się gorąco

– Marta…

– Nie – przerwała mi, odkładając dokumenty na biurko. – Wiem, że to dla ciebie wygodne. Dwa życia, dwa światy. Ale ja nie wiem, czy chcę być w tym drugim.

Patrzyłem na nią w milczeniu. Znałem ten moment. Chwile, w których kobieta chce więcej, zaczyna zadawać pytania, na które nie umiem odpowiedzieć.

– Myślałem, że rozumiesz – powiedziałem w końcu.

– Rozumiem – odparła, prostując się. – Ale to nie znaczy, że to mi wystarcza.

Przez moment staliśmy naprzeciwko siebie, w tym dziwnym zawieszeniu, jakby każde z nas czekało, aż drugie się złamie. A potem Marta westchnęła i ruszyła do drzwi.

– To tylko kwestia czasu – zatrzymała się w progu. – Albo się zdecydujesz, albo i tak wszystko się posypie.

Gdy wyszła, usiadłem ciężko w fotelu i potarłem twarz dłońmi. Wiedziałem, że mówiła prawdę. Ale czy byłem gotów cokolwiek zmieniać?

Nie spodziewałem się

Wkrótce nadeszła kolejna „konferencja”. Siedzieliśmy z Martą w restauracji hotelowej, przy stoliku z widokiem na oświetlony taras. Kelner właśnie przyniósł nam wino, a ja czułem, że powoli się rozluźniam. Marta była piękna jak zawsze, uśmiechała się lekko, choć gdzieś w jej spojrzeniu czaiło się coś, czego nie było tam wcześniej. Może zawód. Może rezygnacja.

– Ładnie tu – powiedziała, przesuwając palcem po krawędzi kieliszka.

– Tak – upiłem łyk wina, patrząc na nią. – Myślałem, że będziesz bardziej rozgadana.

Uśmiechnęła się, ale było w tym coś wymuszonego.

– Chyba po prostu myślę.

Chciałem odpowiedzieć, ale nagle, zupełnie niespodziewanie, poczułem znajomy ucisk w żołądku. Było coś, co sprawiło, że sztywniałem w miejscu, nawet jeszcze zanim ją zobaczyłem. Ania. Stała kilka stolików dalej, rozmawiając z jakimś mężczyzną, ale jej spojrzenie już spoczywało na mnie. Na nas.

Serce waliło mi w piersi. W ułamku sekundy przeleciały mi przez głowę wszystkie możliwe scenariusze. Może nie podejdzie. Może uda, że nas nie widzi. Może ja wstanę pierwszy i jakoś to rozwiążę.

Nakryła nas

Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, powoli ruszyła w naszym kierunku.

– Co za zbieg okoliczności! Nie sądzisz, Tomku? – Jej głos był spokojny, wręcz przyjacielski, ale w oczach miała coś, co sprawiło, że całe ciało mi zdrętwiało.

– Ania… Co ty tutaj robisz?

– Ach, tak się składa, że też mam swoje wyjazdy. Świat jest mały, prawda, pani Marto?

Marta siedziała jak skamieniała. Widziałem, jak ściska serwetkę na kolanach, jak jej oddech staje się płytki.

– Chyba się nie przedstawiłam – dodała Ania, uśmiechając się lekko. – Jestem żoną Tomasza.

Marta nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na mnie, a ja poczułem się jak zwierzę złapane w pułapkę.

– No dobrze – powiedziała w końcu Ania, gładząc dłonią obrus. – Nie będę wam przeszkadzać. To był naprawdę… interesujący wieczór.

Odwróciła się i wróciła do swojego stolika, zostawiając nas w ciszy, która była gorsza niż jakiekolwiek krzyki czy oskarżenia. Marta powoli wypuściła powietrze.

– Wiedziała – powiedziała cicho. – Wiedziała i czekała. A ty myślałeś, że masz wszystko pod kontrolą.

Patrzyłem na nią, ale nie miałem już żadnych słów, którymi mógłbym się obronić.

Byłem przerażony

Nie pamiętam, jak wróciliśmy do pokoju. Może szliśmy obok siebie, może w milczeniu, może Marta coś mówiła, a ja tylko kiwałem głową. Wszystko zlewało się w jedną wielką pustkę. W głowie miałem tylko spojrzenie Anny.

Gdy zamknęły się za nami drzwi, Marta oparła się o ścianę i spojrzała na mnie.

– I co teraz? – spytała cicho.

Nie miałem odpowiedzi. Nie miałem planu. W mojej głowie nie było już żadnej strategii, żadnego sposobu, by wyjść z tej sytuacji bez szwanku.

– Nie wiem – powiedziałem w końcu, co samo w sobie było przerażające.

Marta westchnęła, jakbym tylko utwierdził ją w czymś, co już wiedziała.

– Ona nie przyszła tu przypadkiem – dodała, bardziej do siebie niż do mnie. – Czekała na to. Na odpowiedni moment.

Usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach.

– Może to nie znaczy, że wszystko wie – próbowałem.

Marta zaśmiała się krótko, bez cienia wesołości.

– Przestań. Nie bądź naiwny.

Miała rację. Anka nie wyglądała na kobietę, która dopiero co odkryła prawdę. Ona przyszła po swoje.

To był koniec

Marta ruszyła do łazienki, a ja zostałem sam. Czułem, jak powoli zaczynam rozumieć. To nie był tylko koniec mojego romansu. To był koniec złudzeń, że mam nad czymkolwiek kontrolę.

W hotelu nie spałem. Marta leżała obok mnie, ale byłem pewien, że i ona nie zmrużyła oka. Nad ranem, kiedy tylko słońce zaczęło wpadać przez zasłony, wstała i zaczęła się pakować.

– Wracam wcześniejszym pociągiem – powiedziała.

– Marta…

– Nie, Tomasz. To nie ma sensu.

Kilka godzin później dojechałem do domu. Gdy otworzyłem drzwi, Anna już tam była. Czekała.

– Długo czekałam na ten moment – powiedziała, nalewając sobie herbaty. – Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będziesz miał odwagę powiedzieć mi prawdę.

Nie było krzyków, płaczu, dramatycznej awantury, jakiej się spodziewałem. Tylko ten spokój, który był gorszy niż jakiekolwiek oskarżenia.

– Aniu… Ja…

– Nie tłumacz się – przerwała mi. – Nie potrzebuję tego.

Usiadłem naprzeciwko niej.

– Więc co teraz? – zapytałem, czując, że to pytanie, na które odpowiedzi bałem się najbardziej.

Ania uśmiechnęła się lekko.

– Nie martw się. Nie będę robić dramatu. Wiesz dlaczego? – Oparła się o krzesło i spojrzała mi prosto w oczy. – Bo teraz to ja kontroluję sytuację.

Reklama

Tomasz, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama