Reklama

Kiedy na progu swojego domu zobaczyłam sąsiadkę, byłam pewna, że przyszła podziękować mojemu synowi. Już chciałam powiedzieć, że naprawdę nie trzeba, bo przecież spełnił tylko swój obowiązek, kiedy zauważyłam jej zaciętą minę.

Reklama

Pani Wieczorkowa wręczyła mi jakąś kopertę, po czym okręciła się na pięcie, i bez słowa odeszła.

Koperta nie była do nikogo zaadresowana, więc stwierdziłam, że mogę sprawdzić, co jest w środku. A tam…

– Kuba, chodź zobacz! – zawołałam męża, a gdy ten przebiegł wzrokiem po zapisanej przez sąsiadkę kartce, powiedział tylko:

– Ta baba chyba zwariowała!

Zobacz także

No cóż… Nie jestem wprawdzie psychiatrą, ale miałam podobne odczucia.

– I co my mamy teraz z tym zrobić? – mąż przeciągnął ręką po twarzy, co było u niego oznaką wzburzenia.

– Nie wiem… Ale chyba powinniśmy poradzić się jakiegoś prawnika – stwierdziłam, kręcąc z niedowierzaniem głową, bo kto by pomyślał, że sąsiadka wykręci nam taki numer!

Od kilku lat mieszkamy na obrzeżach miasta, gdzie kupiliśmy z mężem połówkę bliźniaka. To była okazja. Powiedziano nam, że właścicielka zmarła, a jej dzieci mieszkają za granicą i nie zamierzają wracać do Polski.

– Druga część domu należy do jej młodszej siostry – usłyszeliśmy.

Starsza pani, rezydująca w drugiej połówce bliźniaka, nie była kłopotliwa. Od kilku lat przebywała na emeryturze i interesowały ją tylko okoliczne koty, które dokarmiała z wielkim zapałem. Sama w domu hodowała dwa perskie kocury, wielkie, puszyste i piękne, które siedziały zazwyczaj na parapecie w salonie i wyglądały jak figurki z chińskiej porcelany. Nieruchome i dumne śledziły to, co się dzieje za oknem. Fajne zwierzaki.

Wyglądało to strasznie, jak w jakimś amerykańskim horrorze

Dwa tygodnie temu nasz syn wracał po południu od kolegi. Żeby dojść do naszej furtki Andrzej musiał minąć najpierw część, w której mieszkała sąsiadka. Jeszcze kiedy był młodszy, machał zawsze dwóm kotom siedzącym w oknie i z tamtych czasów został mu odruch, że zawsze się na nie patrzy. Od razu więc zauważył, że koty zamiast siedzieć spokojnie niczym sfinksy – rzucają się na szybę! A za nimi…

– Mamo, tam się kłębił szary gęsty dym! – opowiadał mi potem syn.

– Wyglądało to strasznie, jak w jakimś amerykańskim horrorze, mówię ci!

Andrzej ma tylko czternaście lat, ale decyzje potrafi podejmować szybko jak dorosły mężczyzna. Nie namyślając się wiele, wbiegł na nasze schody, złapał doniczkę z chryzantemami stojącą na stopniu i… rzucił ją prosto w okno sąsiadki, żeby stworzyć kocurom jakąś drogę ucieczki.

Brzęk tłuczonego szkła, jaki poszedł po ulicy, wywabił mnie z domu. Wpadłam prosto na syna, który krzyknął:

– Mamo, dzwoń po straż, pali się!

A potem pobiegł łapać całkiem ogłupiałe z przerażenia koty, które wyskoczyły od razu przez rozbite okno.

Straż pożarna, która przyjechała w ciągu kilku minut, ugasiła pożar. Zaczął się on w salonie sąsiadki i powoli rozprzestrzeniał na resztę domu, grożąc także naszej połowie bliźniaka. Po wstępnych oględzinach okazało się, że wywołała go farelka, inaczej zwana dmuchawą, którą sąsiadka zostawiła włączoną, kiedy wyszła z mieszkania.

– Ależ ja tylko pobiegłam na chwilkę do sąsiadki, więc nie wyłączałam, bo lubię mieć ciepło. Trochę mi się zeszło… – tłumaczyła się policji.

Potem funkcjonariusze przyszli do nas i gratulując przytomności umysłu Aleksandrowi, zapytali, czy przypadkiem nie chcemy wnieść oskarżenia.

– Zagrożone zostało państwa mienie. W końcu to bliźniak. Jakby połowa pani Wieczorkowej poszła z dymem, to pewnie także i wasza – wyjaśnili, widząc nasze zdziwione miny.

Oczywiście, stwierdziliśmy z mężem, że nie będziemy skarżyć starszej sąsiadki. W końcu i bez tego jest biedna, ma całe mieszkanie do remontu. A nam się przecież nic nie stało.

Teraz nie jesteśmy już tacy pewni, czy nie wniesiemy oskarżenia

Pani Wieczorkowa przyszła bowiem do nas z pismem, w którym domaga się oddania pieniędzy za szybę stłuczoną przez Aleksandra! Nazywa także naszego syna łobuzem, który się zabawia w rzucanie doniczkami w okna starszych ludzi i straszenie ich kotów.

– Po prostu nie mogę w to uwierzyć… Czy ona naprawdę uważa, że dla mnie to była zabawa? – nasz syn jest w szoku, w końcu zamiast podziękowania za uratowanie życia zwierzętom i domu spotkała go ze strony sąsiadki taka niewdzięczność.

Reklama

I cóż ja mam mu powiedzieć w tej sytuacji? Że starsi ludzie często miewają swoje dziwactwa i trzeba być wobec nich wyrozumiałym? Jeśli nawet tak jest, to nasza kochana sąsiadka zdecydowanie przesadziła…

Reklama
Reklama
Reklama