„Wybaczyłem żonie zdradę, ale nie umiałem zaufać. I słusznie, bo szybko znów wskoczyła do łóżka innemu”
„– Wiesz, Kinga, gdy pierwszy raz ci wybaczyłem, to było jak skok w przepaść – powiedziałem, ledwo kontrolując drżenie w głosie. – Ale po tym wszystkim… Po prostu nie umiem znowu zamknąć oczu i skoczyć. Nie umiem i nie chcę”.
- Redakcja
Niektóre rany nigdy się nie goją. Patrząc na Kingę, czasem czułem, jakby to wszystko było tylko koszmarem, z którego zaraz się obudzę – na nią, siedzącą naprzeciw, próbującą coś pospiesznie tłumaczyć, znów na nią, którą wciąż kochałem mimo wszystkiego. Po tej zdradzie byłem przekonany, że nie da się już nic uratować, ale moja miłość mówiła mi, że powinniśmy spróbować. Albo raczej to była naiwność, coś, co łudziło mnie, że może… może nie będzie aż tak źle.
Każdego dnia musiałem zapomnieć, że kiedyś wybrała jego, a nie mnie. Może to była moja najgłębsza słabość, a może jednak siła. Mówiłem sobie, że miłość wszystko uleczy. Ale wiedziałem jedno – gdybym znów ją stracił, nie wybaczyłbym już sobie. Czasami wydawało mi się, że w jej oczach jest coś, czego jeszcze nie zrozumiałem. I być może, właśnie to „coś” powstrzymywało mnie przed całkowitym zaufaniem.
Prosiła mnie o drugą szansę
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kawiarni. Kinga nerwowo mieszała kawę, unikając mojego wzroku. Cisza między nami była ciężka, niezdarna, jakby słowa, które miały paść, ciążyły na nas obojgu.
– Wiem, że zawiodłam twoje zaufanie – zaczęła, wbijając wzrok w filiżankę. – Przepraszam, Adam. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę... chciałam to zakończyć.
– Zakończyć? – powtórzyłem chłodno. – Kinga, próbuję zrozumieć, naprawdę. Ale trudno mi uwierzyć, że tylko ja liczę się dla ciebie, skoro tamten… ten Marek… nadal siedzi w twojej głowie.
Spojrzała na mnie błagalnie.
– Zerwałam z nim. To już przeszłość. Obiecuję.
Czułem, jak coś we mnie kruszeje, ale zarazem cały czas trzymałem się na baczności, jakbym czekał na moment, gdy kolejny raz wyciągnie nóż i wbije mi go prosto w serce. Pragnąłem jej wybaczyć, mimo wszystko, ale strach nie odpuszczał.
Chwilę później wyszliśmy z kawiarni, trzymając się za ręce, jakby ten jeden gest miał naprawić miesiące bólu.
Ciągle czułem niepokój
Minęło kilka miesięcy. Nasze życie powoli wracało do normy, przynajmniej na powierzchni. Wyglądaliśmy jak każda inna para – razem robiliśmy zakupy, oglądaliśmy filmy, wyjeżdżaliśmy na weekendy. Ale we mnie coś ciągle nie grało. Wciąż widziałem ich wspólne chwile, Kingę i Marka, te momenty, o których wolałem nie wiedzieć, ale które jakimś cudem widziałem z całą wyrazistością.
Tego wieczoru wróciłem późno. Ostatni projekt w pracy ciągnął się bez końca, a stres mnie wykańczał. Zapaliłem światło w przedpokoju i rozejrzałem się – jej rzeczy leżały wszędzie, tak, jak je zostawiła rano. Próbowałem wyprzeć niepokój z głowy. Może wyszła do koleżanki. Może poszła na spacer. Może…
Noc ciągnęła się w nieskończoność, a moje myśli tylko krążyły wokół jej nieobecności. Gdy wróciła, poczułem ulgę, która od razu przeszła w gniew.
– Gdzie byłaś? – zapytałem, starając się trzymać głos w ryzach.
Kinga spuściła wzrok, bawiła się nerwowo pierścionkiem na palcu.
– Adam, wiem, że się martwiłeś… Po prostu musiałam wyjść, potrzebowałam chwili dla siebie – zaczęła powoli, jakby z trudem dobierała słowa.
Próbowałem zrozumieć, próbowałem naprawdę, ale w jej spojrzeniu coś było – cień wahania, ledwo widoczny znak, że znowu coś ukrywa.
– Kinga, proszę. Tylko powiedz… Czy on znowu się pojawił? Czy Marek znowu jest w twoim życiu? – zapytałem, niemal szeptem, jakbym bał się usłyszeć odpowiedź.
– Adam… – westchnęła cicho. – Potrzebuję czegoś więcej, czegoś… czego czasem nie potrafisz mi dać.
Te słowa odbiły się w mojej głowie echem, rozrywając mnie od środka.
To był cios
Mijały kolejne dni, a ja powoli przestawałem pytać. Nasze rozmowy stawały się coraz krótsze, bardziej powierzchowne. Kinga robiła wszystko, żeby wyglądać na zaangażowaną i obecną, ale pod skórą czułem, że jej myśli są gdzieś daleko – może tam, gdzie nigdy nie powinny były wracać.
Pewnego wieczoru, gdy sprzątałem po kolacji, zauważyłem notatnik niedbale rzucony na kanapę. Zwykły zeszyt, w którym kiedyś zapisywała plany i listy zakupów. Miałem go odłożyć, nawet nie przyszło mi do głowy, żeby tam zaglądać – ale wypadła z niego kartka.
"Dlaczego nie potrafię mu powiedzieć, że to wciąż boli? Że Marek daje mi coś, czego Adam nigdy nie zrozumie… Na początku myślałam, że się zmienię, ale teraz... gdy patrzę na Adama, czuję tylko pustkę."
Czułem, jak coś we mnie pęka. Chciałem rzucić zeszyt, spalić go, zapomnieć. Ale zamiast tego wziąłem go do rąk i, jak zahipnotyzowany, zacząłem przewracać strony. Każde słowo wbijało mi się w serce jak gwóźdź. Kinga pisała o naszym życiu, naszych rozmowach – i o nim. O Marku. O ich spotkaniach, które przecież miały być przeszłością.
"Zbyt łatwo mi wybaczył. Wiedziałam, że to nie jest normalne. Naiwny Adam... Chciałam wierzyć, że to minie, ale im bardziej starałam się w to uwierzyć, tym bardziej tęskniłam za Markiem. Czy to kiedyś się zmieni? Chyba nie mam już siły..."
Siedziałem tak przez dłuższą chwilę, trzymając te kartki, słowa, które teraz wydawały mi się kpiną z każdego mojego gestu, z każdego wybaczenia, które jej ofiarowałem. Zostawiłem zeszyt na stole i poszedłem do sypialni, nie wiedząc, co zrobić z tym, co właśnie odkryłem. Czułem, że nic już nie będzie takie samo.
Chciałem znać prawdę
Kinga wróciła późnym wieczorem, jakby wcale nie liczyła się z tym, że mogę czekać. Uśmiechnęła się blado, zdejmując płaszcz, jakby próbowała przekonać mnie, że wszystko jest w porządku. Ale ja już wiedziałem. Notatnik leżał na stole, otwarty na stronie, gdzie wylała swoje myśli – wszystkie te słowa, które mnie zniszczyły. Zamarła, kiedy go zobaczyła.
– Co to ma znaczyć? – zapytałem, patrząc jej prosto w oczy. Nie było we mnie gniewu; czułem tylko chłód, pustkę, która zaczęła narastać od środka, od kiedy przeczytałem te zdania.
Kinga odwróciła wzrok, jakby nie mogła znieść mojego spojrzenia.
– Adam… to nie jest to, co myślisz – zaczęła drżącym głosem, ale przerwałem jej.
– Nie jest? – uniosłem głos, choć tego nie chciałem. – Wszystko, co próbowałem wymazać, co próbowałem naprawić, widzę tutaj, czarno na białym! Próbowałem ci zaufać… Po co były te wszystkie obietnice, te wszystkie słowa? Dlaczego znowu wybrałaś jego?
Przez chwilę stała nieruchomo, jakby chciała się wycofać, ale potem uniosła głowę. Jej oczy były pełne strachu, ale i czegoś jeszcze – coś, czego nie potrafiłem nazwać.
– Adam, ja… potrzebuję czegoś, czego nie umiesz mi dać – wyrzuciła z siebie. – To nie tak, że ciebie nie kocham… ale z nim czuję się kimś innym. Sobą. Czuję… emocje, których czasem brakuje mi tutaj.
W ogóle mnie nie kochała
Cisza, jaka zapadła po jej słowach, była przytłaczająca. Przez chwilę patrzyłem na nią, próbując przyswoić to, co właśnie powiedziała. W jednej chwili wszelkie wyjaśnienia, w które próbowałem wierzyć, runęły.
– Sobą? A kim jesteś tutaj, Kinga? – zapytałem zimno. – Bo ja już nie wiem, kogo tu widzę. Kogo próbuję kochać, komu staram się wybaczyć…
Jej twarz poszarzała, a w oczach zobaczyłem coś w rodzaju skruchy, choć i ona wydawała się udawana.
– Chciałam, żeby to wszystko minęło. Chciałam, żeby Marek zniknął z moich myśli… Ale im bardziej próbowałam, tym bardziej mnie to wciągało – wyszeptała. – Nie umiem wyjaśnić, dlaczego. Nie chciałam cię zranić, naprawdę. Ale przestałam kontrolować, co do niego czuję.
Te słowa były jak ostateczny wyrok. Zacisnąłem pięści, czując, jak cała złość, ból i rozczarowanie mieszają się we mnie w jeden wielki ciężar. Spojrzałem na nią po raz ostatni, wiedząc, że to spojrzenie mówi wszystko.
– Wiesz, Kinga, gdy pierwszy raz ci wybaczyłem, to było jak skok w przepaść – powiedziałem, ledwo kontrolując drżenie w głosie. – Ale po tym wszystkim… Po prostu nie umiem znowu zamknąć oczu i skoczyć. Nie umiem, i nie chcę.
Jej łzy były ciche, ale nic już nie mogło mnie poruszyć.
Kazałem się jej wyprowadzić
– Wyprowadzisz się – powiedziałem cicho, ledwo panując nad głosem. Staliśmy naprzeciwko siebie w pustym, cichym salonie, jak obcy ludzie. Kinga zbladła, jakby nie wierzyła w to, co usłyszała.
– Adam, proszę, daj mi szansę… Przecież wiem, że to wszystko moja wina, ale ja naprawdę…
Uniosłem dłoń, przerywając jej.
– Nie, Kinga. Tego nie da się już naprawić. Za każdym razem, gdy próbuję ci uwierzyć, po prostu widzę tamtego… jego. To mnie wyniszcza. Próbowałem, ale… dosyć.
Patrzyła na mnie chwilę, łzy spływały jej po policzkach, ale wiedziała, że nic, co teraz powie, nie będzie miało znaczenia. Poczułem tę mieszaninę smutku i ulgi, jakby jeden rozdział życia właśnie został bezpowrotnie zamknięty.
W milczeniu poszła do sypialni, a ja słyszałem, jak pakuje rzeczy. W głębi duszy odczuwałem to, co zawsze: poczucie porażki, może nawet żal. Ale nad tym wszystkim unosiło się coś jeszcze – świadomość, że odzyskam spokój.
Gdy wyszła, nie oglądając się za siebie, czułem tylko pustkę. Jednak wiedziałem, że właśnie tak musiało być.
Adam, 39 lat