„Zamiast córce, uwierzyłem w głupie plotki. A po tym, co zrobiłem, na jej miejscu wolałbym być sierotą”
„Wiedziałem, że zawaliłem, ale duma wciąż powstrzymywała mnie przed działaniem. W końcu Ewa nie wytrzymała. – Nie możesz tak siedzieć! – krzyknęła, uderzając dłonią w stół. – Marek, to twoja córka. Jeśli nie zrobisz pierwszego kroku, stracisz ją na zawsze!”.

Nie mogłem oderwać wzroku od kubka zimnej już herbaty. Stał na stole, jakby wytykał mi moją bezczynność. Od kilku dni czułem, że coś wisi w powietrzu. Ania wracała późno, rzucała jakieś zdawkowe „cześć” i zamykała się w swoim pokoju. To nie była moja córka – ta zawsze energiczna, uśmiechnięta dziewczyna, która jeszcze niedawno opowiadała mi o każdym szczególe swojego dnia. A teraz? Obcy.
Ewa usiadła naprzeciwko mnie, trzymając w dłoniach ścierkę. Widzę, jak zaciskała na niej palce, jakby miała coś ważnego do powiedzenia, ale wahała się.
– Marek... Marzena coś mówiła o Ani – jej głos był cichy, ale pełen napięcia.
Podniosłem wzrok. Marzena. Ta kobieta nigdy nie miała nic lepszego do roboty, niż wtrącać się w cudze sprawy.
– Znowu jakieś bzdury? – burknąłem.
Ewa wzięła głęboki oddech.
– Mówiła, że Ania widuje się z kimś. Z Tomaszem. Podobno odsiadywał wyrok.
Słysząc te słowa, poczułem, jak coś ściska mnie w żołądku. Nie chciałem w to wierzyć, ale... jeśli to prawda?
– Bzdury – powtórzyłem, choć czułem, że to za mało. – Marzena zawsze przesadza.
Ewa patrzyła na mnie wyczekująco.
– Może. Ale nie zaszkodzi sprawdzić, prawda? – rzuciła, a ja tylko zacisnąłem zęby.
Miałem złe przeczucia. I wiedziałem, że nie zostawię tego tak.
Chciałem pogadać z córką
Córka siedziała na kanapie w salonie, zapatrzona w ekran telefonu, jakby mnie w ogóle nie zauważyła. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Musiałem z nią porozmawiać, choć czułem, że nie będzie to łatwa rozmowa.
– Aniu, możemy pogadać? – zacząłem spokojnie, ale od razu podniosła na mnie wzrok, który wręcz krzyczał: „O co znowu chodzi?”.
– Teraz? – spytała z takim tonem, jakbym jej przeszkodził w czymś ważnym.
Usiadłem na fotelu naprzeciwko. Chciałem zacząć delikatnie, nie atakować, ale w mojej głowie ciągle brzmiały słowa Ewy. Tomasz. Wyrok.
– Słyszałem, że spotykasz się z kimś... z Tomaszem – powiedziałem, starając się nie brzmieć zbyt oskarżycielsko.
Zobaczyłem, jak jej twarz zmienia wyraz. Uśmiech zniknął, a telefon wylądował na poduszce obok.
– No i? – rzuciła zimno.
– No i? – powtórzyłem, bo zbiła mnie z tropu. – Aniu, on nie jest... dobrym człowiekiem. Nie chcę, żebyś...
– Nie chcesz, żebym co? – przerwała mi ostro. – Tto, wiesz o nim tyle, co z plotek. Co daje ci prawo, żeby mnie rozliczać?
Jej ton mnie zdenerwował.
– Jestem twoim ojcem, to daje mi prawo! – podniosłem głos, ale szybko się opanowałem. – Chcę tylko cię chronić.
Anna westchnęła ciężko, jakbym mówił rzeczy oczywiste i nieistotne.
– Jeśli naprawdę chcesz mnie chronić, przestań wierzyć w bzdury, które opowiadają inni – powiedziała, wstając. – A teraz wybacz, ale naprawdę nie mam ochoty tego słuchać.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wyszła, zostawiając mnie z poczuciem, że coś zaczyna mi się wymykać spod kontroli.
Przeszukałem jej pokój
Nie mogłem tego zostawić. Słowa Ani brzmiały w mojej głowie, ale zamiast uspokajać, tylko podsycały moją frustrację. Zaczęła się przede mną zamykać, a ja miałem wrażenie, że coś ukrywa. Tomasz – to imię wywoływało we mnie niepokój. Postanowiłem dowiedzieć się więcej.
Kiedy Ania wyszła rano z domu, uznałem, że to idealny moment. Wszedłem do jej pokoju. Nie zamierzałem grzebać w rzeczach, przynajmniej tak sobie mówiłem. Po prostu chciałem znaleźć coś, co potwierdziłoby moje obawy albo je rozwiało.
Szafki były pełne ubrań, w biurku zeszyty i książki, nic szczególnego. Aż w końcu, w szufladzie obok łóżka, znalazłem kopertę. W środku kilka zdjęć – na jednym z nich Ania i mężczyzna, którego nie znałem. Przystojny, pewny siebie. To na pewno Tomasz.
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Próbowałem szybko zamknąć szufladę, ale Anna weszła do pokoju. Jej spojrzenie zmroziło mi krew w żyłach.
– Co ty robisz?! – krzyknęła, podchodząc do mnie.
– Aniu, ja tylko... – zacząłem się tłumaczyć, ale nie dała mi szansy.
– Grzebiesz w moich rzeczach? Nie wierzę, że to zrobiłeś!
– Chciałem się upewnić, że nie robisz czegoś głupiego – powiedziałem, próbując brzmieć stanowczo, choć czułem, że ją straciłem.
– To jest twoje zaufanie? Kontrola? – podniosła głos. – Nie masz prawa!
Wybiegła z pokoju, a ja zostałem, czując ciężar każdej decyzji, którą właśnie podjąłem.
Znalazłem tego chłopaka
Nie mogłem już wytrzymać tej niepewności. Ania od tego incydentu unikała rozmowy, a ja czułem, że oddala się coraz bardziej. Ewa próbowała mnie uspokajać, mówiąc, że przesadzam, ale jak mogłem to zostawić? Tomasz miał przeszłość, której nie mogłem zignorować.
Zebrałem się na odwagę i postanowiłem go znaleźć. W końcu, po krótkim śledztwie wśród sąsiadów i znajomych, dowiedziałem się, gdzie pracuje. Nie byłem pewien, co dokładnie powiem, ale wiedziałem, że muszę go zobaczyć na własne oczy.
Warsztat samochodowy na obrzeżach miasta wyglądał niepozornie. Wszedłem do środka i od razu go zauważyłem. Tomasz, ubrany w roboczy kombinezon, pochylony nad maską samochodu. Wyglądał... zwyczajnie. Nie tego się spodziewałem.
– Tomasz? – rzuciłem, starając się brzmieć pewnie.
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie bez cienia strachu.
– Tak. A pan to...?
– Marek. Ojciec Anny – powiedziałem twardo.
W jego spojrzeniu zobaczyłem zaskoczenie, ale nie wrogość. Otarł ręce o szmatę i skinął głową.
– Wiedziałem, że pan się prędzej czy później pojawi.
– Nie podoba mi się, że moja córka zadawała się z kimś takim jak ty – wyrzuciłem z siebie, ignorując jego wyraz twarzy.
– Jakim? – spytał spokojnie. – Człowiekiem, który popełnił błąd, ale teraz próbuje żyć uczciwie?
Zbił mnie z tropu. Nie tego się spodziewałem.
– Nie zamierzam panu tłumaczyć swojego życia – dodał. – Ale Ania jest dla mnie ważna. Może nie wierzy pan w zmiany, ale ja się zmieniłem.
W jego głosie była szczerość, której nie mogłem zignorować. Moja pewność siebie zaczęła topnieć, a ja nagle poczułem, że cała ta sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż chciałem przyznać.
Córka była na mnie wściekła
Ania siedziała w swoim pokoju, gdy zapukałem do drzwi. Cisza. Próbowałem ponownie, ale nic się nie zmieniło. W końcu otworzyłem je powoli i zobaczyłem ją siedzącą przy biurku. Nawet na mnie nie spojrzała.
– Możemy porozmawiać? – zapytałem ostrożnie.
– Już próbowałeś. Bez skutku – rzuciła chłodno, wpatrując się w ścianę.
Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na skraju łóżka.
– Spotkałem się z Tomaszem – powiedziałem, a jej głowa drgnęła.
Wreszcie spojrzała na mnie, a w jej oczach była mieszanka złości i niedowierzania.
– Nie wierzę... Jak mogłeś?! – Wstała gwałtownie, jej głos aż drżał od emocji. – Nie wystarczyło ci, że grzebałeś w moich rzeczach? Musiałeś jeszcze śledzić mojego chłopaka?!
– Aniu, musiałem go poznać. Chciałem się upewnić, że nie zrobi ci krzywdy – tłumaczyłem, choć wiedziałem, że brzmi to marnie.
– Krzywdy? On? – zaśmiała się gorzko. – Krzywdzisz mnie ty, nie on!
Poczułem, jak coś we mnie pęka.
– Nie rozumiesz, że robię to, bo cię kocham? – rzuciłem.
– Nie, tato – odpowiedziała cicho, z lodowatą precyzją. – Robisz to, bo nie potrafisz mnie traktować jak dorosłej osoby.
Wyszła, zostawiając mnie samego z bolesną świadomością, że miała rację.
Wyprowadziła się z domu
Minęło kilka dni od wyprowadzki Anny, a ja nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Dom był cichy, jakby stracił swoją energię, a ja każdego wieczoru przeklinałem własną głupotę. Wiedziałem, że zawaliłem, ale duma wciąż powstrzymywała mnie przed działaniem. W końcu Ewa nie wytrzymała.
– Nie możesz tak siedzieć! – krzyknęła, uderzając dłonią w stół. – Marek, to twoja córka. Jeśli nie zrobisz pierwszego kroku, stracisz ją na zawsze!
Jej słowa były jak cios w żebra. Wiedziałem, że miała rację, ale nie wiedziałem, jak to naprawić. W końcu, z ciężkim sercem, postanowiłem pojechać do Tomasza.
Warsztat był pełen hałasu, ale kiedy wszedłem, hałas przestał mieć znaczenie. Tomasz zauważył mnie od razu. Otarł ręce o szmatę i ruszył w moją stronę.
– To znowu pan? – spytał, a jego głos był pełen wyczekiwania.
– Chcę porozmawiać – powiedziałem twardo.
Jego spojrzenie było nieugięte, ale gestem wskazał na bok warsztatu.
– Słucham.
– Ania wyprowadziła się przez to, co zrobiłem – zacząłem, starając się utrzymać spokój. – Nie muszę cię lubić, ale chcę, żebyś pomógł jej wrócić do domu.
Tomasz roześmiał się gorzko, kręcąc głową.
– Wrócić? Po tym wszystkim? Niech pan sobie wyobrazi, co ona czuje. Zamiast słuchać, traktowaliście ją jak dziecko.
– Myślisz, że to było łatwe? – podniosłem głos, a złość wzięła górę. – Byłem ojcem, który próbował chronić swoje dziecko!
– A może zamiast chronić, powinien pan zaufać? – Jego słowa były jak cios.
Cisza zawisła między nami, przerywana jedynie stukotem narzędzi w tle.
– Ona nie wróci, jeśli nie pokaże jej pan, że naprawdę ją pan szanuje – dodał spokojniej.
Próbowałem naprawić nasze relacje
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem, czując, jak moje emocje buzują. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Ale tym razem nie chodziło o naprawianie relacji na siłę. Chodziło o danie Ani wyboru.
Kilka tygodni później zgodziła się na spotkanie. Siedzieliśmy w kawiarni, w której kiedyś spędzaliśmy sobotnie poranki, zanim wszystko się skomplikowało. Była cicha, ostrożna, jakby sprawdzała, czy naprawdę jestem gotów ją usłyszeć.
– Wiem, że cię zawiodłem – powiedziałem, zanim zdążyłem się rozmyślić. – Zamiast ci zaufać, próbowałem kontrolować.
Anna spojrzała na mnie z mieszaniną zaskoczenia i ulgi.
– Nie było łatwo... – zaczęła, a jej głos się załamał. – Ale dobrze, że to mówisz.
Nie próbowałem się tłumaczyć. Po raz pierwszy po prostu słuchałem. Opowiadała o Tomaszu, o jego wysiłkach, by zacząć od nowa, i o tym, jak bardzo jej na nim zależy.
– Chcę, żebyś wiedziała, że niezależnie od tego, co się stanie, zawsze będziesz moją córką – powiedziałem, czując, jak ciężar spada mi z serca. – I chcę, żebyś była szczęśliwa.
Nie padły wielkie słowa o przebaczeniu, ale kiedy wychodziliśmy z kawiarni, czułem, że zrobiłem pierwszy krok w kierunku odbudowania tego, co straciłem.
Marek, 48 lat