Reklama

Zawsze miałam wszystko poukładane. Dni odmierzone między kawą o ósmej, pracą w kancelarii, popołudniowym pilatesem i kolacją z Tomkiem. Miałam męża, dom w Wilanowie, fotele, które sama wybrałam, szafę z sukienkami w beżu i granacie. Spokój i przekonanie, że jeśli jestem dobra dla innych, to świat będzie dobry dla mnie.

Reklama

Pomogłam jej

Dlatego kiedy Maja napisała do mnie po latach z błaganiem, nie wahałam się ani przez chwilę. Porzucona przez męża, z workami pod oczami i jedną walizką – taką ją pamiętam, kiedy stanęła w progu naszego domu. Moja przyjaciółka z liceum. Dziewczyna, z którą dzieliłam notatki, sekretne wieczory z winem, wakacje w Chałupach, z którą pierwszy raz w życiu płakałam z zazdrości i potem śmiałam się do bólu brzucha.

– Wchodź. Tu jesteś bezpieczna – powiedziałam wtedy.

Początkowo była cicha. Spała na kanapie, pomagała przy obiedzie. A ja czułam się silna, dobra, dumna z siebie – oto jestem tą, która ratuje drugiego człowieka. To dawało mi satysfakcję. Czułam się trochę jak bohaterka. Maja często mówiła:
– Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła…
Któregoś dnia wróciłam wcześniej z pracy, bo zrezygnowano z jednego spotkania, a ja uznałam, że to doskonała okazja, żeby przygotować w końcu risotto z grzybami, które Tomek tak lubił. Weszłam cicho do domu, bo miałam jeszcze jedną myśl – zaskoczyć ich. Nie spodziewali się mnie. W kuchni unosił się zapach pieczonego chleba, który Maja czasem próbowała piec, twierdząc, że to ją uspokaja. Pomyślałam wtedy, że pewnie znowu testuje jakiś przepis z internetu.

Nie spodziewali się

A potem usłyszałam śmiech. Najpierw jej – cichy. Potem jego – bardziej powściągliwy, jakby nie chciał, ale i tak go rozbawiła. Stanęłam na progu kuchni i przez chwilę tylko patrzyłam.

Maja siedziała przy stole, bokiem do Tomka. On opierał się biodrem o blat, trzymając w dłoni filiżankę. Oboje wyglądali naturalnie. Nic wielkiego – tylko spojrzenia trochę zbyt miękkie. Uśmiechnęłam się sztucznie, mówiąc głośno:

– Ale zapachy. Ktoś nas dziś rozpieszcza?

Tomek drgnął lekko, jakby nie słyszał, że weszłam. Spojrzał na mnie szybko i odsunął się od blatu.

– Maja piecze. Powiedziała, że chlebem najlepiej zacząć weekend.

Podeszłam do niego, całując go w policzek. Pachniał znajomo, ciepło, ale poczułam coś jeszcze – zapach perfum. Delikatny, waniliowy. Wtedy zauważyłam plamkę na jego kołnierzyku. Bordową kropkę.

– Masz coś na koszuli – powiedziałam, pokazując palcem.

Spojrzał na mnie bez cienia zaskoczenia.

– A… pewnie od kubka Mai. Piliśmy kawę.

Nabrałam podejrzeń

Wieczorem przy kolacji nie mogłam przestać się przyglądać ich twarzom. Śmiali się z jakiegoś wspomnienia ze studiów, które Maja znała jeszcze sprzed mojego czasu z Tomkiem. To było niewinne, a jednak czułam się jak widz, który przegapił ważny akt przedstawienia.

– Maja, pięknie ci w tej sukience – powiedziałam, nagle nieświadoma, dlaczego to mówię.

– Dzięki, to twoja, znalazłam ją w szafie. Mogłam pożyczyć?

– Jasne – odpowiedziałam. Ale w głowie miałam już pytanie: czy ona zawsze była taka pewna siebie?

Późnym wieczorem, kiedy Tomek oglądał coś w salonie, podeszłam do niego i rzuciłam niby lekko:

– A ta szminka na twojej koszuli to skąd?

Zerknął na mnie, wzdychając lekko.

– Daj spokój, Adela.

Nie ciągnęłam dalej. Nie miałam dowodów, miałam tylko intuicję. A ta drżała jak struna.

Obserwowałam ich

Od tamtej kolacji coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam nasłuchiwać. Niechcący zaglądałam do telefonu Tomka, gdy zostawiał go na stole. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Pewnego popołudnia, gdy wróciłam z pracy, usiadł przy stole, odpisał na jakąś wiadomość i poszedł pod prysznic. Ekran się nie zablokował.

Zajrzałam. Wiadomości z Mają. Krótkie, codzienne. Ale jedna zatrzymała mnie na dłużej: „Jak dziś wyglądałeś w tej niebieskiej koszuli… szkoda, że nie mogłam dłużej popatrzeć”. Zrobiłam zrzut i wysłałam sobie na maila. Potem długo patrzyłam na Tomka, gdy wyszedł spod prysznica.

– A co tam Maja dziś gotuje? – zapytałam spokojnie.

– Coś z dyni. Nie jestem pewien – odpowiedział i sięgnął po książkę.

Tego wieczoru podeszłam do Mai. Podałam jej herbatę i usiadłam naprzeciwko.

– Widziałam wasze wiadomości. Niektóre żarty… są nie na miejscu.

Spojrzała na mnie, jakby zupełnie nie rozumiała.

– O co ci chodzi, Adela? Naprawdę chcesz robić z tego scenę?

– Chcę tylko wiedzieć, czy mam się czego bać.

– Boże, chyba jesteś zazdrosna… – powiedziała z uśmiechem. – Przecież to Tomek. Twój mąż.

Bałam się tego

Nie zaprzeczyła. Nie potwierdziła. Zasiałam ziarno niepewności i zostałam z nim sama.

Wieczorem spakowałam rzeczy Mai do jednej torby. Nie krzyczałam. Czekałam, aż wróci z kuchni z herbatą.

– Masz tydzień, żeby się wyprowadzić – powiedziałam spokojnie.

Patrzyła na mnie długo, potem tylko wzruszyła ramionami.

– Wiem, jak to wygląda. Ale nie planowaliśmy tego. Po prostu się stało.

– Kiedy? – zapytałam.

– Kiedy byłaś w delegacji. Tomek był blisko. Zawsze cię podziwiałam. Może dlatego…

Nie dokończyła. Wstałam.

– Już nie jesteśmy tamtymi dziewczynami z liceum – rzuciła jeszcze w drzwiach.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że nie ma słów, które cokolwiek by zmieniły.

To był koniec

Długo siedziałam sama w kuchni, zanim podszedł do mnie Tomek. Pachniał tym samym ciepłem co zawsze, ale teraz przyprawionym goryczą.

– Porozmawiamy? – zapytał.

Spojrzałam na niego spokojnie.

– Po co?

Usiadł ciężko naprzeciwko.

– To był tylko jeden raz. Nie wiedziałem, co robię. Wiesz, jak było między nami… od jakiegoś czasu.

– Więc po prostu przestałeś mnie kochać? – zapytałam cicho.

Milczał chwilę.

– Nie wiem. Chyba tak.

Wstałam i wyszłam do salonu. On został przy stole, zgarbiony, obcy. Ja usiadłam na kanapie, jakbym chciała przytrzymać resztki tego, co się właśnie rozpadało.

Adela, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama