„Zaszłam w ciążę z kumplem, ale nie chciałam ani jego, ani alimentów. Przeszłość po latach kopnęła mnie w tyłek”
„– Nie chciałam związku tylko przez wzgląd na małego. Chciałam uniknąć kłótni o to, kto się nim zajmie, o kasę i o całą resztę. Zrozum, wolałam to ogarnąć na własną rękę, tak było zdecydowanie prościej! – wykrzyknęłam z desperacją”.

- Listy do redakcji
Marzyłam o miłych chwilach – czasami w sypialni, innym razem gdzieś indziej, ale bez ustalania reguł, ograniczeń, wytyczania przyszłej drogi i takich tam. Nie myślałam o nas poważnie… W tamtym momencie życia skupiałam się na paru innych sprawach. Mama zmagała się z ciężkimi chorobami, praca była wymagająca, choć satysfakcjonująca, a do tego rozważałam otwarcie własnego biznesu. Nie miałam ochoty dokładać do tego faceta, który będzie się domagał atencji jak wykastrowany kocur i całymi dniami wylegiwał na sofie. Nie, dziękuję, postoję.
Z Igorem spotkałam się, jak to zwykle bywa, na jakiejś imprezie. Trochę przesadziliśmy z procentami i jakoś tak wyszło, że skończyliśmy w łóżku. Nie mieliśmy zamiaru stamtąd wychodzić przez parę dni. To, co nas łączyło, było na zasadzie „nic na siłę”. Zdarzało się, że odwiedzaliśmy się od czasu do czasu, po drodze biorąc jakieś jedzenie na wynos. Kiedy indziej gdzieś razem chodziliśmy, ale nie mówiliśmy o sobie, że jesteśmy parą. Nie do końca pasowało też określenie „kumple z bonusem”, bo tak naprawdę nie byliśmy nawet przyjaciółmi…
Zaszłam w nieplanowaną ciążę
Spóźniający się okres nie wzbudził we mnie obaw. Takie rzeczy się zdarzają. Dopiero pozytywny wynik testu ciążowego sprawił, że musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Stanęłam przed wyborem. Mogłam przerwać ciążę. Nie zamierzałam jednak tego robić. Do porodu pozostawało jeszcze trochę czasu, więc byłam przekonana, że zdołam się przystosować i przygotować swoje życie na ten totalny przewrót.
„W sumie to być może ten moment, który miał nadejść? Z facetem w domu wciąż mi nie po drodze, ale o dziecku – w bliżej nieokreślonej przyszłości” – zdarzyło mi się rozmyślać.
Owa enigmatyczna przyszłość właśnie sama się wyklarowała. Przeznaczenie podjęło decyzję za mnie.
Nie chciałam dochodzącego tatusia
Cóż, teraz trzeba było się dostosować do sytuacji i przekazać jakoś te nowiny Igorowi… Trzeba? W tym momencie poczułam lekkie wahanie. Nie tworzyliśmy pary. Ani razu nie poruszyliśmy tematu posiadania potomstwa, a ja nigdy nie widziałam w Igorze materiału na ojca. I co teraz? Mam go tak znienacka zapoznać z wizją ojcostwa i comiesięcznych wpłat? Będzie je przelewał mniej lub bardziej systematycznie, widywał dziecko, jak mu się zachce, a ja będę zmuszona uzgadniać z nim kwestie związane z wychowaniem mojej pociechy.
Kiedy zobaczyłam, jak to wygląda u moich koleżanek i kolegów z pracy, stwierdziłam, że nie mam ochoty na problemy i kłótnie o to, kto będzie miał dzieciaka na święta. Nie chcę wojen. Doszłam do wniosku, że lepiej jak sama zajmę się wychowywaniem mojego bobasa. W końcu nie byłam już nastolatką – miałam już swoje lata, niezłą robotę i zarabiałam całkiem przyzwoicie. Serio, obecność faceta, który pojawiałby się od czasu do czasu, wcale nie była mi potrzebna do zadowolenia z życia.
Miałam wsparcie mamy
Jedynie mamie się zwierzyłam, a ona – pomimo troski o mnie i brzdąca – rozbłysła niczym supernowa na tę nowinę. Ciągle mówiła, że odnalazła sens istnienia, ma nadzieję na kogo wypatrywać. Wnuczka lub wnuczki. Identycznie stwierdził doktor, który kierował mamę na kolejne badania.
– Pani matka chyba niedawno odnalazła nowy sens życia, gdyż jej wyniki znacznie się poprawiły, bez modyfikacji farmakoterapii.
Wszystko się układało pomyślnie. Zakończyłam relację z Igorem, nim brzuszek zaczął być zauważalny. Nie czułam smutku, pretensji czy gniewu. Zwyczajnie to zrobiłam. Wyraziłam wdzięczność za wspólnie spędzone chwile, ale powiedziałam, że to już nasze ostatnie spotkanie. Nie mieliśmy do siebie żalu, jednak skrywałam przed nim pewien sekret.
Pokochałam synka całym sercem
Gdy na świat przyszedł Antek, taki drobniutki i uroczy, całkowicie straciłam dla niego głowę. Był moim małym cudeńkiem. Z wszystkimi sprawami związanymi z bobasem radziłam sobie w pojedynkę. Rzecz jasna, mama pomagała mi, jak tylko mogła. W pewnym momencie musiałam ją jednak przyhamować i poprosić, żeby trochę zwolniła.
– Chyba zależy ci na tym, żeby Antoś cieszył się babcią przez długie lata, racja? Poza tym to ja jestem mamą i to na mnie spoczywa odpowiedzialność – mówiłam raz za razem, odbierając od niej swojego malucha.
Odkąd został mi podarowany największy dar w życiu, mój ukochany synek, robiłam wszystko, żeby być dla niego najwspanialszą mamą na świecie. Póki co maluszek nie zadawał żadnych pytań odnośnie swojego taty, bo był jeszcze zbyt mały, ale w mojej głowie nieustannie pojawiały się myśli, jak mu to wytłumaczę, gdy nadejdzie odpowiedni moment. Czy powinnam skłamać mówiąc, że jego tatuś odszedł z tego świata? A może lepiej powiedzieć, że wyjechał daleko i już nie wróci? Z każdym dniem, kiedy Antoś robił się coraz starszy, te dylematy zaprzątały mi głowę coraz mocniej, bo zdawałam sobie sprawę, że kiedy zacznie chodzić do przedszkola, pojawią się trudne pytania. Przecież inne maluchy mają swoich tatusiów, a on nie.
Spotkaliśmy się przypadkiem
Antoś obchodził swoje trzecie urodzinki. Z wielką radością dreptał do przedszkola, dźwigając ogromną reklamówkę pełną cukierków, która niemal dorównywała mu wzrostem. Podskakiwał wesoło, nie mogąc się doczekać, aż poczęstuje rówieśników słodkościami. Nagle dostrzegłam zmierzającego z naprzeciwka Igora. Chętnie zawróciłabym na pięcie, ale on również mnie zauważył. Nie miałam szans na ucieczkę, ukrycie się za zaparkowanym autem czy w jakiejś bramie. Minęły prawie cztery lata od naszego ostatniego spotkania.
„O rany, co on tutaj wyprawia? Boże drogi, co ja mu odpowiem?! Gorączkowo zastanawiałam się nad tym”.
– Cześć, fajnie cię widzieć po tylu latach – rzucił przyjaźnie. – W ogóle się nie zmieniłaś, super wyglądasz, a może nawet jeszcze lepiej niż kiedyś...
– Dzięki – przerwałam mu te pochwały. – Ciebie również miło zobaczyć, ale musimy już lecieć.
– A ja mam dzisiaj urodziny! – Antek od razu się tym pochwalił.
– Serio, koleś? No to najlepszego z tej okazji. Poczęstujesz mnie słodyczami?
Sam się domyślił
Igor przykucnął, sięgnął po cukierka do reklamówki i rzucił:
– Wielkie dzięki, kolego. A tak w ogóle to ile masz lat? Bo wiesz, ja tam się na tym za bardzo nie znam…
Antoś z entuzjazmem zamachał główką, po czym dumnie zaprezentował trzy małe palce.
– Tyle! Mam już trzy latka! – wykrzyknął radośnie.
Igor podniósł się z miejsca i utkwił we mnie wzrok.
– Rany, ale super chłopak. Serio świetny maluch. Od kiedy…
Zrozumiał. Dostrzegłam, jak ściągnął brwi, a jego oczy pociemniały. Staliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu, aż w końcu chwyciłam synka za rękę i odeszliśmy. Specjalnie przebywałam w przedszkolu nieco dłużej, licząc na to, że Igor sobie pójdzie, ale gdzie tam, niestety czekał na mnie przy drzwiach.
Nie dał za wygraną
– Trzy lata! – warknął. – Tyle czasu to przede mną ukrywałaś. Ilona, do cholery! Dałaś mi kosza trzy i pół roku temu, a więc…
– Posłuchaj, nie chciałam związku tylko przez wzgląd na małego. Obawiałam się, że mogłabym poczuć do ciebie niechęć z powodu dziecka. Chciałam uniknąć kłótni o to, kto się nim zajmie, o kasę i o całą resztę. Zrozum, wolałam to ogarnąć na własną rękę, tak było zdecydowanie prościej! – wykrzyknęłam z desperacją, mając wrażenie, że zaraz zabraknie mi tchu.
Postanowiłam powiedzieć prawdę.
– Serio? Żartujesz sobie? To moje dziecko!
Pewnie, mogłabym kręcić i oszukiwać, że nie miałam świadomości. Albo wmawiać wszystkim, że Antoś to nie twoje dziecko, ale to byłoby po prostu żenujące.
– Krzycz sobie jeszcze głośniej. Niech pozostałe mamuśki mają świeży temat do obgadywania na placu zabaw.
Opuściłam plac, a Igor podążał moim śladem.
Nic od niego nie chciałam
– Nie tworzyliśmy pary, a co dopiero nie myśleliśmy o dziecku – wyjaśniałam mu. – Po prostu tak się stało. Sama zdecydowałam, że urodzę Antka, więc tylko ja jestem za niego odpowiedzialna. Nie oczekuję od ciebie niczego, żadnych świadczeń, ani… opieki, dosłownie niczego.
– A może ja tego chcę, co?! – krzyknął. – Ilona, to niewiarygodne, jak bardzo myślałaś tylko o sobie! Przecież to również moje dziecko. Powinienem mieć szansę podjąć tę decyzję wspólnie z tobą. Nie chciałaś mnie obok siebie, w porządku, ale należało mi się być przy synu!
– Chyba nie powiesz, że wtedy byłbyś zadowolony z tych wieści?
– Nie mam pojęcia, nie dałaś mi szansy tego sprawdzić! – ponownie podniósł ton. – O Boże, zostałem tatą, mam dziecko…
– Nawet w tej chwili z trudem łapiesz oddech.
– Dziwisz się? Właśnie dotarła do mnie informacja, że jestem tatą trzylatka, który już biega, gada, a w ogóle nie ma pojęcia o moim istnieniu. Ilona, ja… pragnę być tatusiem dla Antka.
– Chyba ci odbiło! – przeraziłam się. – Nie ma mowy!
Pokłóciliśmy się
O czym on bredził? Chyba faktycznie był roztrzęsiony. Jakim tatą? Antoś miał tylko mnie i babcię. Ten piękny chłopczyk należał wyłącznie do mnie.
– Antoś nie ma taty – dorzuciłam stanowczo.
– A co to było, niepokalane poczęcie? Ciąża sama z siebie? – żartował złośliwie. – DNA wszystko wyjaśni, testy pokażą jak na dłoni. Powinienem wiedzieć, że zostanę tatą. Miałem pełne prawo opiekować się własnym potomkiem! Jakbyś tylko mi o tym wspomniała, to kto wie, może tworzylibyśmy parę…
– Wcale tego nie chciałam! I wciąż tego nie chcę. Nie zamierzałam wiązać się z facetem tylko dlatego, że mamy razem dziecko. Nie chciałam, żeby uczucie do ciebie przerodziło się w nienawiść przez to maleństwo. Nie chciałam, żebyśmy bili się o prawo do opieki, kasę i całą resztę. Wolałam to wszystko ogarnąć na własną rękę, zrozum, tak było najlepiej! – wykrzyczałam zrozpaczona, mając wrażenie, że lada moment zabraknie mi głosu.
– Świetnie. Postąpiłaś według własnego uznania. Teraz pora na moją kolej. Mam zamiar widywać się z Antosiem i zamierzam go uświadomić, że to ja jestem jego ojcem. Chcę uczestniczyć w wydatkach związanych z jego wychowaniem, a także sprawować nad nim opiekę. Nie myśl sobie, że tak po prostu się teraz wycofam, odejdę w siną dal i będę udawał, że nic się nie wydarzyło. Daję ci słowo, że jeżeli dobrowolnie nie pójdziesz mi na rękę, skieruję sprawę na drogę sądową.
Nie doszliśmy do porozumienia
Przez dłuższy czas nie byłam w stanie się ogarnąć. Pomimo tego, że Igor już sobie poszedł, ja wciąż tkwiłam pod budynkiem przedszkola, usiłując się uspokoić i powstrzymać łzy. To, co wydarzyło się kiedyś, właśnie mnie dopadło. I co ja mam teraz zrobić? Przystać na jego warunki czy może spakować malucha i wyjechać do jakiegoś innego miasta albo nawet kraju, zaszyć się gdzieś, gdzie Igor nie będzie w stanie nas odnaleźć? Ale co z moją mamą, z moją robotą, no i co z Antkiem, dla którego tutaj był cały świat? No i który tutaj miał swojego tatę, bez względu na to, czy mi się to podobało, czy nie. W tej sytuacji nie istniało dobre rozwiązanie, które zadowoliłoby wszystkich.
Igor próbował się ze mną skontaktować parokrotnie, ale nie miałam w sobie dość odwagi, by odebrać telefon. Gdzieś w głębi duszy tliła się we mnie nadzieja, że może jednak zdania nie zmieni. Że się zastanowi i uzna, iż potomek to zbyt wielka odpowiedzialność. Wyczekiwałam momentu, gdy da mi święty spokój albo może…
W dniu dzisiejszym w mojej skrzynce pocztowej pojawiło się zawiadomienie o nadejściu listu z sądu. Oznacza to, że zacznie się nasza batalia w sądzie. To wariant, którego pragnęłam uniknąć za wszelką cenę. Spoglądając na pogrążonego we śnie Antosia, ogarnia mnie lęk, że nasz spokojny i stabilny świat legł w gruzach, i nic już nie będzie takie samo.
Ilona, 35 lat