Nadchodzący zjazd absolwentów budził we mnie duże obawy. Minęło już ponad dwadzieścia lat od matury. Nie, nie martwiłem się o to, że trochę przytyłem i zacząłem łysieć. Wiem, że większość obecnych nie będzie wyglądać jak licealiści. Nie bałem się też porównań dotyczących osiągnięć życiowych. Niedawno awansowałem na stanowisko wicedyrektora w firmie, w której pracowałem od kilkunastu lat. Miałem ładny samochód, przestronne mieszkanie, żonę i dwójkę dzieci. Skąd więc ten niepokój? Otóż obawiałem się ponownego spotkania z Agnieszką.

Kiedyś była całym moim życiem

Niegdyś z Agnieszką mieliśmy plany na całe życie. Po ukończeniu szkoły kontakty z przyjaciółmi stopniowo się urwały, z różnych powodów. Z biegiem czasu o dawnych kolegach dowiadywałem się tylko od naszej byłej wychowawczyni, pani Lubelskiej, którą wszyscy odwiedzaliśmy.

Zostaliśmy tylko ja i Agnieszka. Zawsze razem, jak to w związku. Nasza więź przetrwała praktycznie do końca studiów. Nawet mówiliśmy o ślubie. Chociaż to głównie ja planowałem, a ona po prostu się nie sprzeciwiała. Aż do momentu, gdy próbowałem ustalić datę ślubu.

– Wiesz, myślę, że potrzebujemy trochę czasu dla siebie – powiedziała mi wtedy.

– Jak to, czasu dla siebie? – byłem zdziwiony.

– W naszym związku. Żebyśmy mogli złapać oddech – wyjaśniła niewinnie. Jesteśmy razem już prawie sześć lat. Nigdy nie byliśmy z nikim innym...

– Czy ty kogoś masz? – spytałem.

– Nie, nie mam nikogo – zaprzeczyła gwałtownie. Po prostu chcę zobaczyć, jak to jest żyć bez ciebie. Teraz nawet nie mam szans na tęsknotę za tobą, bo nie widzimy się najwyżej po dwa, może trzy dni. Myślę, że to będzie dobrze dla nas obojga. Sam zobaczysz. 

Mimo że się nie zgadzałem, to co mogłem zrobić? Nie mogłem jej zatrzymać siłą. 

„Jeśli sama nie zacznie tęsknić za mną po kilku tygodniach i nie zmieni zdania, to może rzeczywiście nasz związek nie ma sensu” – pomyślałem.

Po dwóch tygodniach ani po dwóch miesiącach nic się nie zmieniło. Nawet się nie odezwała. Na jej prośbę przestaliśmy się kontaktować na jakiś czas. Po pół roku uznałem, że to już wystarczy tej przerwy i trzeba wyjaśnić tę sprawę. Zadzwoniłem. Od razu poczułem, że nie jest sama i chce to jak najszybciej załatwić. Pożegnałem się z nią chłodno i obiecałem sobie, że już nigdy się do niej nie odezwę. Po prostu postanowiłem o niej zapomnieć. 

Jeszcze przez dobry rok walczyłem z ranami po Agnieszce. Jednak w końcu znalazłem ukojenie. Poznałem Martę, moją przyszłą żonę. Zakochałem się w niej, a po kilku miesiącach odbył się nasz ślub. Agnieszka całkowicie zniknęła z mojego życia i myśli. Sytuacja zmieniła się nagle, gdy dostałem zaproszenie na zjazd absolwentów. Przyszło ono z dwumiesięcznym wyprzedzeniem, dając mi mnóstwo czasu na przemyślenie nadchodzącego spotkania. Choć rozważałem nawet, by nie iść, osobiście zadzwoniła do mnie pani Lubelska. Bardzo mi na niej zależało, a ona prosiła, aby jak najwięcej osób wzięło udział w zjeździe.

Wziąłem się na odwagę i poszedłem na spotkanie

Wszedłem do naszej dawnej klasy i rozejrzałem się po osobach siedzących w ławkach. Momentalnie odczułem ulgę. Nie było jej tam. Jednak z drugiej strony pojawiło się uczucie smutku, że mimo upływu lat nie miała odwagi spojrzeć mi w oczy.

Chociaż tak naprawdę nie byłem pewien, czy o mnie chodziło. Nawet nie miałem pewności, czy Agnieszka żyje, ponieważ ostatni raz o niej słyszałem dziesięć lat temu. Być może wyjechała za granicę? Zawsze była bardzo zdolna i dobrze uczyła się języków obcych.

Gdy zbieraliśmy się, by opuścić klasę i udać się do knajpy, gdzie mieliśmy zarezerwowane stoliki, nagle stanęła w drzwiach.

– Przepraszam za spóźnienie, ale mój samolot miał opóźnienie – oznajmiła z uśmiechem.

Więc jednak wyjechała za granicę. Była promienna, opalona i pełna energii. Najpierw podeszła do mnie, pocałowała w oba policzki, a dopiero potem zaczęła witać się z innymi. 

Agnieszka emanowała pewnością siebie w towarzystwie, a ja musiałem się starać, żeby nie zwracać na nią uwagi. Wydawało się, że zdawała sobie z tego sprawę, ponieważ jej śmiech stawał się coraz głośniejszy, niemal demonstracyjny.

Minęły godziny, a my wciąż mijaliśmy się wzajemnie. W końcu rozmawialiśmy już osobno z każdym oprócz siebie. Nagle znaleźliśmy się naprzeciwko siebie przypadkowo i byłoby głupio kontynuować udawanie, że się nie zauważyliśmy. Agnieszka, po krótkiej chwili zakłopotania, szeroko się uśmiechnęła.

– Co u ciebie, Michał? – zapytała.

– Wszystko w porządku – powiedziałem, wyciągając z kieszeni telefon i otwierając galerię zdjęć. To moje dzieci, moja żona... Tutaj mieszkamy... A to z naszych ostatnich wakacji. Tyle. A co u ciebie?

Agnieszka tylko ponownie zaśmiała się melodyjnie. Nie mogę ukryć, że irytowało mnie to jej „szczęście”.

– U mnie podobnie – powiedziała. – Tylko ujęte w ładniejszych kolorach. Ciekawe, że w Australii wszystkie barwy są intensywniejsze.

– Od dawna tam mieszkasz? – zapytałem. 

– Od dziesięciu lat na stałe, od kiedy Mark mi się oświadczył – odpowiedziała. Ale nawet gdyby tego nie zrobił i tak chciałabym mieszkać w tym kraju. Ludzie tam są radośni, pogodni, w przeciwieństwie do tych tutaj. Zauważyłeś, że śmieję się najczęściej ze wszystkich? A przecież każdy tutaj ma wiele powodów do radości. Chociaż rzeczywiście, mam szczęście w życiu. 

– Mam podobnie – stwierdziłem chłodno. – I nie muszę tego stale podkreślać.

– O co ci chodzi? – zapytała zaczepnie.

– No wiesz... Nie mam może domku na Mazurach, czasami tylko go wynajmuję i spędzam tam wakacje, stąd te zdjęcia. A samochód nie jest nowy, ma już dziesięć lat. Ale mam naprawdę szczęśliwą rodzinę.

– Czyli dobrze zrobiłam, że wtedy zdecydowałam się na przerwę? – spojrzała na mnie z ukosa. 

– Na to pytanie każde z nas musi odpowiedzieć sobie samodzielnie – odparłem.

Na kilka minut zapadła cisza. Nie miałem nic do powiedzenia, ale ona nie chciała odejść.

Starała się wzbudzić we mnie dawne uczucia

Agnieszka patrzyła mi prosto w oczy przez chwilę, jakby wahając się, czy powinna kontynuować, czy lepiej zamilknąć. W końcu ciężko westchnęła i z wewnętrznym smutkiem wyznała:

– Wiesz, po dwóch latach od naszego rozstania zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd i że to chyba ty byłeś tym jedynym. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale akurat wtedy się ożeniłeś... i wyjechałam do Australii. Chciałam być jak najdalej, żeby zapomnieć. Ale nie mogłam. Dopiero gdy usłyszałam o narodzinach twoich dzieci, przyjęłam oświadczyny Marka.

Domyśliłem się, co chce mi powiedzieć. Jej oczy szukały potwierdzenia tych uczuć u mnie.

– Agnieszka, mamy teraz dwa oddzielne życia na dwóch krańcach świata i tak zostanie – powiedziałem łagodnie, odwracając się i odchodząc.

Nie oznaczało to, że całkowicie przestałem o niej myśleć. Wręcz przeciwnie – gdy mówiła to wszystko, coś we mnie się poruszyło. W końcu kiedyś ją kochałem. Dlatego też musiałem szybko zakończyć tę rozmowę. Bo mogłoby dojść do czegoś, czego później bym żałował. Po co prowokować sytuację, która może zniszczyć rodzinne szczęście?

W tym momencie już wiedziałem, że muszę ostatecznie zamknąć ten rozdział mojego życia. Niezależnie od tego, jak silne były nasze uczucia w przeszłości, teraz musiałem skupić się na mojej obecnej rodzinie. Podszedłem jeszcze raz do Agnieszki i delikatnie położyłem jej dłoń na ramieniu.

– Agnieszka, nasze drogi rozeszły się, ale to nie znaczy, że zapomnę o tym, co między nami było. Dziękuję za te chwile, ale teraz musimy iść naprzód – powiedziałem spokojnie.

Ona spojrzała mi prosto w oczy, a w jej wzroku dostrzegłem smutek, ale również akceptację. Wiedziała, że to właściwa decyzja. Po chwili milczenia uścisnęliśmy sobie dłonie i każde z nas odeszło w swoją stronę, w kierunku własnego życia.

Kiedy wróciłem do domu, przytuliłem żonę i dzieci jeszcze mocniej, niż zwykle. Wdychałem zapach szczęśliwego domu i czułem ciepło bliskich. Wiedziałem, że to jest to, czego naprawdę pragnę, i że moje szczęście jest tutaj, tuż obok mnie. Agnieszka była częścią mojej przeszłości, ale teraz skupiałem się na przyszłości, która rozwijała się tuż przed moimi oczami, wraz z moją ukochaną rodziną.