Miała plan na swoje życie

Alicja zawsze miała bzika na punkcie zwierząt, więc w ogóle nie zdziwiło mnie, kiedy powiedziała, że chce studiować weterynarię w Warszawie. Oczywiście, że wolałabym, żeby została w domu, ale rozumiałem, że to jej marzenie, które chce zrealizować. Szkoda, że wtedy nie posłuchałam wewnętrznego głosu, który mi mówił, że młoda, samotna dziewczyna w wielkim mieście będzie narażona na mnóstwo niebezpieczeństw.

– Spokojnie, mamo, wszystko będzie w porządku – próbowała mnie uspokoić Ala, kiedy pomagałam jej zapiąć walizkę pełną domowych przetworów.

– Ale przecież będziesz tam całkiem sama! – przypomniałam jej. To właśnie to uważałam za największe zagrożenie.

Problemem były też pieniądze. Chociaż bardzo bym chciała, nie byłam w stanie wspomóc mojej córki finansowo. Ustaliłyśmy, że będę płacić za akademik, ale na resztę wydatków musi zarobić sama. Pracy szukała jeszcze w domu, korzystając z Internetu. Okazało się, że w Warszawie łatwiej jest o pracę niż u nas, bo jeszcze zanim wakacje się skończyły, Ala już miała pracę w sklepie obuwniczym.

– Będę pracować w popołudnia i soboty, a to, co uda mi się zarobić, powinno wystarczyć na moje utrzymanie. Może nawet uda mi się coś zaoszczędzić – była pełna optymizmu.

Byłam z niej naprawdę dumna

W końcu wyjechała, a ja zostałam z mieszanką różnych emocji. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że moja córka ma szansę na lepsze życie, ale z drugiej – bałam się o nią.

Szybko okazało się, że moje obawy nie były bezpodstawne. Ala nie potrafiła przystosować się do nowej sytuacji. Bardzo tęskniła, często dzwoniła, płacząc, skarżyła się na to, że czuje się samotna. Była naprawdę otwartą osobą, a mimo to nie potrafiła nawiązać kontaktu z innymi dziewczynami z akademika. Kiedy przyjechała na święta Bożego Narodzenia, opowiedziała mi, że myśli o rzuceniu studiów.

Teraz nie mogę sobie darować, że zamiast okazać jej wsparcie i zaakceptować jej decyzję, zaczęłam ją przekonywać, że na pewno da sobie radę i nie powinna się poddawać. Pamiętam, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy kilka miesięcy później przyjechała na weekend i podziękowała mi za to, co jej wówczas doradziłam.

– Miałaś rację, mamo, nie ma co się od razu poddawać. Po burzy zawsze w końcu musi zaświecić słońce – powtórzyła moje słowa, a potem pokazała mi indeks – każdy egzamin zdała naprawdę świetnie.

Byłam z niej naprawdę dumna! Wszystkim opowiadałam, jak świetnie sobie radzi sama w stolicy, jak pilnie się uczy i jak doskonale sobie radzi, łącząc naukę na uniwersytecie z pracą w sklepie.

Mijały kolejne miesiące, moja córka już nie dzwoniła do mnie tak często, a w domu też pojawiała się coraz rzadziej. Kiedy jednak już przyjeżdżała, zawsze obdarowywała mnie kolejnymi prezentami.

– No daj spokój, w końcu to ja zarabiam więcej kasy niż ty – przechwalała się, kiedy nie chciałam wziąć od niej kolejnej koszulki czy kremu.

Jak pomyślę o gapiących się na nią facetach...

Powodziło się jej naprawdę dobrze, bo w połowie trzeciego roku nauki na uczelni przeprowadziła się z akademika i razem z dwoma koleżankami zaczęła wynajmować małe mieszkanie na obrzeżach Warszawy. Od tamtej pory przestała brać ode mnie pieniądze. Powtarzała, że świetnie sobie daje radę.

Nie pomyślałam, że w sklepie, nawet w dużym mieście, nie zarabia się kokosów. Wszystko zrozumiałam dopiero gdy moja szwagierka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że Ala podobno wcale nie pracuje w sklepie, a w całkiem innym miejscu. Wtedy w mojej głowie zapaliła się lampka ostrzegawcza. Zrobiłam małe dochodzenie i wyszło na to, że Patryk, kolega Ali z liceum, spotkał ją w Warszawie... Spotkałam się z nim i po prostu przepytałam. Przyznał, że tak, widział Alę, i to „w pełnej krasie”.

– Co masz na myśli? – próbowałam dopytać.

– Nago – odpowiedział. – Tańczyła na rurze w klubie nocnym.

Czułam, jak nogi się pode mną ugięły. Na szczęście udało mi się utrzymać spokój.

– Co tam robiłeś? – rzuciłam, spoglądając na jego matkę, która uważnie nas słuchała.

Myślałam, że go zawstydzę, a on powiedział, że był po prostu u kolegi na wieczorze kawalerskim. Zaraz na następny dzień pojechałam do córki. Nie znałam jej adresu. Po przyjeździe poszłam po prostu na uczelnię. Usiadłam na ławce przed jej wydziałem i czekałam. Pojawiła się chwilę przed ósmą. Kiedy ją zobaczyłam, odetchnęłam z ulgą. Była taka jak zawsze – ubrana skromnie, bez makijażu. Nie, tak nie wygląda dziewczyna, która się rozbiera przed facetami...

– Mamo, co tu robisz? Coś się dzieje? – zapytała, wyraźnie zdenerwowana.

Powiedziałam, że musimy natychmiast porozmawiać i zaproponowałam jej spacer. Opowiedziałam jej o plotkach na jej temat, które krążą po naszym miasteczku i dotarły też do mnie. Byłam pewna, że zacznie się śmiać i powie, że tamta dziewczyna musiała być po prostu do niej podobna. Ale nie, Ala na początku długo nic nie mówiła, a potem, nie patrząc mi prosto w oczy, rzuciła:

– Myślisz, że byłoby mnie stać na utrzymanie w Warszawie, gdybym naprawdę sprzedawała buty?

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć... – wydusiłam.

– Musisz zrozumieć, że to moja jedyna szansa – przerwała mi. – Skończę z tym, jak tylko skończę studia.

Bardzo mnie zawiodła

Nie wytrzymałam i powiedziałam jej kilka naprawdę niemiłych słów. Nazwałam ją prostytutką i kazałam jej natychmiast wracać do domu. Zaczęła płakać, a gdy już się uspokoiła, zapytała, czy naprawdę tak o niej myślę. Nie odpowiedziałam.

– Mamo, zrozum, nie miałam innego wyjścia – zaczęła łkać. – Nie jestem dziwką, nie sypiam z tymi facetami, po prostu tańczę...

– Naga!

– No tak, naga – potwierdziła. – To dzięki temu mogę studiować. Został mi tylko rok. Potem znajdę pracę jak każdy inny człowiek i zacznę nowe życie. Jeśli teraz zrezygnuję, stracę wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć. Myślisz, że tego chcę? Zrezygnować z moich marzeń i wrócić do miasta, w którym i tak wszyscy o mnie źle myślą?

– Jesteś pełnoletnia, rób, co uważasz! – powiedziałam do niej, a następnie odwróciłam się i poszłam dalej. Moje serce pękało z żalu.

Moja córka próbowała się ze mną skontaktować kilka razy, ale nie odbierałam telefonu. Później dostałam od niej wiadomość, że na letni wypoczynek wybiera się do Irlandii, gdzie będzie pracować jako niania. Ma zamiar wrócić pod koniec września i wtedy porozmawiamy. Ten moment zbliża się wielkimi krokami, a ja nadal kompletnie nie wiem, co jej powiedzieć.