Marcin był niezwykle przystojny

– Jak myślisz? – zapytał Marcin, patrząc mi prosto w oczy. – Pójdziemy gdzieś razem? Może być miło. Do tej pory żadna dziewczyna nie miała zastrzeżeń!

Perspektywa pójścia z nim na wspaniałą randkę wywoływała we mnie ogromne emocje. Przygotowania rozpoczęłam już w środę, mimo że spotkanie zaplanowane było na sobotę. Byłam tego świadoma. Odkąd Marcin dołączył do naszej firmy, nie było ani jednej koleżanki, która choć raz nie spojrzała na niego z rozmarzeniem. W kobiecych sercach przelewało się jak w czajniku z gotującą wodą. Wszystkie panie, od dwudziestek do pięćdziesiątek, prostowały się, gdy przechodził obok nich na korytarzu lub wchodził z nimi do windy.

Wstrząsnął naszymi uczuciami jak potężna fala, wzbudził marzenia o wielkiej miłości, sprawił, że z radością wstawało się do pracy... Zaczął się czas starannego makijażu, modniejszych strojów i zakupów luksusowych perfum, na które zazwyczaj szkoda było naszych oszczędności!

Wyobraźcie sobie prawie dwumetrowego, wyrzeźbionego mężczyznę, od którego bije sama męskość. Nie miał ani grama zbędnej tkanki tłuszczowej, ani jednej niedoskonałości na swojej gładkiej skórze twarzy, ani jednego swetra, który nieporadnie miałby maskować brzuch. Dodatkowo, jego dłonie i paznokcie były bardziej zadbane niż u niektórych kobiet, a jego śnieżnobiałe zęby przypominały uśmiech gwiazdy z Hollywood.

Marcin zawsze pachniał tak kusząco. Nie czuć było ani odrobiny zapachu nikotyny, ani zapach męskiego potu z koszuli założonej wczoraj. Marcin zawsze był nieskazitelnie czysty, starannie ubrany i świetnie wyglądał. Do tego miał w sobie taki luz, że wszyscy mężczyźni w firmie mu go zazdrościli.

– Wyluzuj – mówił. – Nie denerwuj się tak. Jeszcze się spocisz. I tak nie dasz rady zrobić wszystkiego, trzeba to w końcu w życiu zrozumieć.

Marcin nie był typem leniucha. Nie mam pojęcia, jak mu to wychodziło, ale bez wielkiego trudu ciągle stawał się lepszy w swojej pracy, stale osiągał coś nowego. Nikt nie kwestionował tego. W końcu, on sam nie pozwoliłby na to.

– Nie marszcz brwi – żartował. – Bez Marcinka i tak sobie nie dasz rady, bo kto jest najbardziej zdolny w naszym zespole? Nie słyszę! Mówcie głośniej! Maarcinn!!

Randka była jak szóstka w totka

„Spędzić wieczór z Marcinem. Ach!” – to pragnienie mogło nieoczekiwanie stać się realne, więc wszystkie byłyśmy stale gotowe i pełne oczekiwania.

Nie wybierał on jednak najbardziej wyjątkowych. Wręcz przeciwnie. Preferował szare myszki, ciche, pełne kompleksów, skromne, pracowite... W ich towarzystwie wyglądał jak barwny, pięknie upierzony kaczor obok skromnej kaczki. Być może właśnie o to mu chodziło? A czy to naprawdę ma znaczenie? Bez względu na wszystko, każda z nas z niecierpliwością oczekiwała i robiła co w swojej mocy, aby móc się z nim spotkać. Ja również tego pragnęłam.

Nie ma sensu zaprzeczać, że tak nie było. Siedząc pod szeroką paprocią, gapiłam się na ekran komputera i kiedy tylko miałam czas wolny, przeglądałam strony z wróżbami, grami karcianymi i tarotem online. Czasami przepowiednie mówiły, że uda mi się go zdobyć, że miłość jest na wyciągnięcie ręki... A moment później karty przekazywały: niestety, nie tym razem, są obok ciebie inne osoby, twój ukochany odchodzi, jego serce jest zamknięte!

Trudno zatem się dziwić, że nie posiadałam się ze szczęścia, gdy zaprosił mnie na randkę i kolację! Serce biło mi jak szalone, miałam sucho w gardle, ale zdołałam wydusić: „Oczywiście, będę!”. Wtedy, wciąż patrząc mi prosto w oczy, szepnął:

– Ale zarezerwuj sobie czas do poniedziałku. Również noce.

„O mój Boże. Tak, niech będą też noce” – pomyślałam z radością. W końcu nie jestem niewinną dziewczynką, mam swoje potrzeby. A on jest taki przystojny, atrakcyjny, uroczy. Nawet kolana mi się uginają na samą myśl o tym, jak mnie obejmuje, całuje, dotyka...

Chciałam przygotować się do tego jak najlepiej

Zdecydowałam, że w czwartek udam się do salonu kosmetycznego. Zabiegi z użyciem alg, depilacja, masaż i wiele innych. Wydałam na to wszystko sporo pieniędzy, ale efekt był tego wart. Moja skóra była gładka jak jedwab, a paznokcie błyszczały jak różowe lusterka. Naprawdę podobałam się sobie.

Piątkowy dzień zarezerwowałam na zakup nowych ubrań i bielizny. Wszystko musiało być nowe. Wybrałam czarne, koronkowe, cienkie, przylegające i korygujące niedoskonałości figury elementy garderoby. Na zewnątrz postawiłam na prostą, dzianinową sukienkę w kolorze dojrzałego pomidora. W czerwieni prezentuję się najkorzystniej.

Przez całą sobotę od bladego świtu przypatrywałam się swojemu odbiciu w lustrze, zastanawiając się, co jeszcze mogłabym udoskonalić i jak sprawić, żeby wyglądać jeszcze lepiej? Zrezygnowałam tego dnia z posiłku, aby mój brzuch nie wystawał spod mojego szerokiego paska. Spędziłam dużo czasu kąpiąc się w wannie, a jeszcze więcej malując się. Każdą rzęsę wydłużyłam specjalnym, bardzo kosztownym tuszem, a następnie starannie rozczesałam je i zagęściłam... Powieka została podkreślona cienką kreską, aby moje oko zdawało się głębsze i bardziej kolorowe. Godzinę przed wyjściem czułam się świetnie.

Kiedy w końcu skończyłam wszystkie przygotowania, postanowiłam przyrządzić sobie herbatę z dodatkiem cytryny. Czułam, jak głód i emocje powodują uczucie ssania w brzuchu. Cytrynę kroiłam na kawałki tak jak zawsze w swoim kierunku. Moja mama nieraz mówiła mi, żeby uważać, bo mogę się skaleczyć, ale nigdy tego nie zrobiłam. Może lepiej by było, gdybym to zrobiła?

Nagle, kwasowy sok z cytryny trafił mi prosto w pomalowane oczy. Kompletnie straciłam wzrok. Zostałam oślepiona. Zachwiałam się, przewróciłam i upadłam na kredens. Nie było możliwości, żeby nie zachwiał się i nie strącił tym samym wielkiego glinianego dzbanka, w którym tkwiły gałęzie dzikiej róży pokryte pomarańczowymi owocami. Nie zdarzyło się nikomu z was, żeby ciężki wazon spadł na waszą głowę? Nie? To nie macie pojęcia, jak wtedy boli.

Gdy moja mama przyszła do kuchni, leżałam na podłodze pokryta okruchami i drobinami, które zagnieździły się we włosach i na ubraniu. Moja twarz była spuchnięta i pokryta kolorami od rozmazanego tuszu do rzęs, cieni do powiek i łez. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że do tej mieszanki kolorów dołączyła czerwień – to była krew z mojej potłuczonej głowy. Ciężko mi było wsiąść do taksówki, ponieważ byłam przerażona tym, że mam umówione spotkanie i muszę tam jak najszybciej dotrzeć. Spokojem zaczęłam cieszyć się dopiero w szpitalu, gdzie dano mi zastrzyk, który sprawił, że przestałam się o cokolwiek martwić.

Założono mi siedem szwów. Aby to zrobić, musieli mi ściąć trochę włosów na szczycie głowy. Oczy przemyłam, bo musiałem je regularnie zakraplać. Mówiąc krótko – upragnione spotkanie ominęło mnie szerokim łukiem. Myślałam, że Marcin do mnie zadzwoni, żeby dowiedzieć się, co się dzieje. Ja nie mogłam go uprzedzić, bo nie miałam jego numeru telefonu. Ale on miał mój. I tak nie zadzwonił. Nie skontaktował się ze mną ani w sobotę wieczorem, ani w niedzielę.

Okazało się, że Marcin to oszust

Dostałam zwolnienie lekarskie w poniedziałek, ponieważ cierpiałam na zawroty głowy i drgawki. Lekarze stwierdzili, że mam lekkie wstrząśnienie mózgu... Mogłam wrócić do pracy dopiero po upływie czterech tygodni. Kiedy wróciłam, okazało się, że Marcina nie ma już w naszej firmie. Nikt nie miał pojęcia, co się z nim stało, ani w żaden sposób nie kontaktował się z nim. Po prostu zniknął, jak piękny sen.

Po kilku miesiącach otrzymałam wezwanie do prokuratury. Nie wiedziałam, czego mogą ode mnie chcieć, ponieważ na wezwaniu było tylko: „Zapraszamy do złożenia zeznań...”. Rozmowa była naprawdę długa. Zadawali mi pytania o moje relacje z Marcinem, co o nim wiem i jak długo się z nim widywałam. Nie mogłam im za bardzo pomóc. Powiedziałam, że nie wiem nic i że w ogóle się nie spotykaliśmy, bo miałam po prostu pecha.

– Pecha?! – młody prokurator wręcz podskoczył na swoim krześle. – Dziewczyno. Czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo szczęście się do ciebie uśmiechnęło i przed czym udało ci się uciec?

Gdy nadeszła ta informacja, niemal straciłam oddech. To było jak powtórka sytuacji, kiedy ciężki wazon upadł mi na głowę. Właściwie wyszło na jaw, że Marcin spotykał się na kolacje z licznymi kobietami. Był uroczy, uwodził je, prawił komplementy, kusił. Żadna z nich nie potrafiła mu odmówić.