Byłam malutka, gdy po raz pierwszy usłyszałam tę bajkę, i od tego czasu ją uwielbiam. Dziś wiem, że to była bardzo osobista bajka, wymyślona przez moją babcię i bardzo dla niej ważna, ale wtedy… Nie zastanawiałam się, dlaczego babcia, która nie ma siły, żeby pójść ze mną na basen albo na długi spacer, wciąż marzy o wielkiej miłości, zaklętej w grającym pudełeczku. Z niecierpliwością czekałam, aż da mi znak i zamierałam z przejęcia, kiedy przyciszała głos i mówiła spokojnym, rozmarzonym głosem:

„Piękny, młody królewicz chciał, żeby jego miłość do ślicznej królewny przetrwała na wieki, dlatego wezwał czarodzieja i kazał mu zrobić zabawkę, w której będzie zaklęta miłość”. 

Babcia potrafiła opowiadać

Kiedy babcia wymawiała te słowa, w jej rękach pojawiało się stare, tekturowe pudełko. Babcia kładła na nim dłonie i opowiadała dalej: „Czarodziej długo się zastanawiał, w jakim przedmiocie ukryć miłość. Któregoś ranka obudziły go dźwięki piosenki. Jakiś młody chłopiec śpiewał dla swojej ukochanej, a jego głos brzmiał tak pięknie, że serce czarodzieja podskoczyło i wywinęło koziołka z zachwytu”. 

Po tych słowach babcia przerywała opowieść, otwierała pudełko i wyjmowała z niego starą pozytywkę. Nakręcała ją, a wtedy podnosiło się wieczko i pojawiała się figurka pasterza, który kręcił się w takt delikatnej melodii. Babcia znowu sięgała do pudełka i wyjmowała z niego drugą pozytywkę, z maleńką pastereczką. Ją też nakręcała, ostrożnie i powoli, i opowiadała, jak serce czarodzieja zamarło ze szczęścia, kiedy usłyszał, że do głosu chłopca dołączył głos jego ukochanej…

Patrzyłam na maleńkie figurki wirujące w tańcu, słuchałam dźwięków piosenki o miłości i z wypiekami na twarzy słuchałam, co będzie dalej.

„Dzięki tej piosence czarodziej zrozumiał, że nie może spełnić życzenia królewicza, bo prawdziwej miłości nie da się zamknąć w żadnej zabawce. Postanowił, że powie to królewiczowi, a sam pójdzie w świat, by znaleźć swoją własną miłość…”.

Bardzo to przeżywała

Kiedy babcia to mówiła, jej głos cichł, jakby dalsze opowiadanie sprawiało jej ból.

„Królewicz poszedł więc do złej czarownicy, rozkazał jej, żeby ukradła miłość młodym śpiewakom i ofiarowała ją, zaklętą w jakiejś zabawce, jemu. Zła czarownica zrobiła, co kazał. Ukradła dwojgu zakochanym ich miłość i piosenkę, a potem zamknęła ją w drewnianej pozytywce…Miłość zniknęła. Pojawiała się tylko wtedy, kiedy ktoś przekręcał kluczyk. Na początku królewicz uruchamiał pozytywkę bardzo często, potem coraz rzadziej i rzadziej. Lata mijały. W końcu zapomniał słów, jakimi kiedyś mówił o miłości, bo zamiast mówić, tylko nakręcał mechanizm śmiesznej zabawki. Z biegiem czasu robił to coraz rzadziej, aż w końcu zupełnie zapomniał o pozytywce. Potem zapomniał także o miłości i miłość umarła. Przetrwało tylko uczucie, które kiedyś łączyło pasterza i pastereczkę, ale już nikt o nim nie śpiewał, bo było zamknięte w drewnianej szkatułce. Królewicz przypomniał sobie o nim dopiero wtedy, kiedy stał się bardzo starym królem. Postanowił odszukać szkatułkę i obudzić miłość, ale szkatułka zniknęła. Obiecał wielką nagrodę temu, kto odnajdzie pozytywkę i obudzi miłość…”.

– Ludzie wciąż jej szukają? – upewniałam się, wspinając na palce i patrząc z zachwytem na filigranowe figurki, które kręciły się w takt gasnącej melodyjki. 

– Tak, ludzie wciąż szukają… – uśmiechała się babcia. – Ale ty ją kiedyś odnajdziesz!

Dla mnie to była cudowna bajka

Zawsze chciałam, żeby to moja babcia odnalazła zaklętą miłość, a ona tuliła mnie do siebie i mówiła, że nie musi szukać, bo już znalazła swoją wielką miłość, to znaczy mnie.

– Kiedy znajdziesz zaczarowaną pozytywkę, będziesz miała tej miłości jeszcze więcej, bo uwolnimy tę, którą ukradła zła czarownica – podskakiwałam z emocji. 

Wiedziałam, że babcia zaraz mnie uściska, a potem pokaże mi kolekcję pozytywek, które zbiera od wielu, wielu lat. Wyjmowałyśmy je z szafy i nakręcałyśmy jedną po drugiej. 

– Po czym poznasz, która pozytywka jest zaczarowana? – pytałam.

Babcia odpowiadała, że jej serce rozpozna ją od razu. I obiecywała, że ja też to poczuję.

– Od razu będzie widać, że to właściwa pozytywka, bo będą w niej i pasterz, i pastereczka, i zatańczą razem, w takt tej samej melodii. 

Kiwałam głową ze zrozumieniem, bo już wiedziałam, że kiedy pojawia się miłość, zakochani ludzie stają się jednością, a gdy zaczynają tańczyć, to tańczą w takt tej samej muzyki. W babcinej szafie kryło się wiele pozytywek. Każda śpiewała o innej miłości, każda o swojej. Chodziło o to, żeby znaleźć tę jedyną, tę, która nie będzie dzielić, tylko połączy zakochanych. Chciałam wiedzieć, czy babcia widziała kiedykolwiek tę zaczarowaną pozytywkę, i zawsze ją o to pytałam. 

– Tak – odpowiadała z zastanowieniem. – Chyba tak…

Mama zdradziła mi tajemnicę babci

Kiedy dorosłam, mama opowiedziała mi o nieszczęśliwej miłości babci. Młody człowiek, którego kiedyś pokochała, ofiarował jej wspaniały prezent zaręczynowy, pozytywkę z parą splecionych w uścisku tancerzy. Miały być ślub, piękne wesele i wspólne, wspaniałe życie, ale młodzieniec zdradził babcię, a ona, w szale rozpaczy, wyrzuciła pozytywkę. 

– Mam wrażenie, że zawsze będzie jej szukać, bo nigdy nie zapomni o tamtej miłości – szeptała mi mama w sekrecie. 

Uwierzyłam w tę opowieść i postanowiłam pomóc babci. Razem z nią przetrząsałam antykwariaty i targi staroci, a kiedy straciła siły, robiłam to sama, dla niej. Kiedy udawało mi się znaleźć pozytywkę z dwojgiem tancerzy, triumfalnie kładłam ją przed babcią, nakręcałam i zamierałam w oczekiwaniu. 

– To nie ta – szeptała babcia, coraz słabszym, coraz cichszym głosem. 

Czułam, że mam coraz mniej czasu, zaangażowałam do poszukiwań przyjaciół i znajomych. Niektórzy pukali się w głowę, mówili, że tracę czas i pieniądze, żeby spełnić kaprys staruszki, która nie zostawi mi w spadku nic poza stertą bezwartościowych rupieci. Inni pomagali mi szukać. Dzięki nim wciąż miałam nadzieję. I zaczynałam wierzyć w miłość.

A jednak się udało

Spotkałam mężczyznę, na którego widok moje serce zaczęło szybciej bić, zupełnie jak serce czarodzieja, kiedy usłyszał pieśń o miłości.  Opowiedziałam mu bajkę o pozytywce, a on… odszedł. Po kilku dniach wrócił. I przyniósł bibelot, który do ostatnich dni życia towarzyszył jego dziadkowi.

– To wspomnienie jego największej miłości – powiedział. – Dziadek kiedyś zdradził kobietę, z którą był zaręczony. Do końca życia nie potrafił sobie tego wybaczyć. Tak bardzo było mu wstyd, że nigdy nie próbował odszukać tamtej dziewczyny. Opowiedział mi o tym, jeden, jedyny raz. Potem już tylko milczał i nakręcał tę pozytywkę, jakby mogła go przenieść do miejsca, gdzie nie ma zdrad, złamanych przysiąg i niedotrzymanych obietnic, gdzie jest tylko miłość. 

Kiedy wzięłam pozytywkę do ręki, poczułam dreszcz. Zaniosłam ją babci. Uruchomiłam mechanizm i wyszłam. Nie chciałam patrzeć na jej łzy. Byłam pewna że to ta, zagubiona pozytywka, a babcia zapłacze nad straconą miłością i czasem, który minął. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam nasłuchiwać. 

Bałam się szlochu rozpaczy, usłyszałam dziewczęcy śmiech, szelest sukni i szmer kroków. Potem rozległa się melodyjka zaczarowanej pozytywki. A potem… zapanowała cisza.