Basia i Kamil to nasi znajomi ze studiów. Ślub brali w tym samym roku i tego samego dnia co my, choć nie w tym samym kościele. Wiele lat temu postanowiliśmy wspólnie świętować nieparzyste rocznice (parzyste obchodziliśmy we dwoje). Bałam się jednak, że w tym roku będzie inaczej. Ostatnio nie układało nam się z Mirkiem. Dużo wyjeżdżał, chodził posępny, niechętnie się odzywał. Myślałam, że to przez wyprowadzkę naszego dorosłego już syna, ale chyba nie.  A jeśli kogoś poznał? Na samą myśl cierpłam ze strachu.

– Cześć, Małgosiu, jak tam? – wieczorem zadzwonił Mirek. 

Znów był w delegacji. Niby pytał, co u mnie, ale głos miał obojętny i daleki.

– W porządku. Dzwoniła Basia i przypomniała o sobocie – rzuciłam.

– Tak, a co jest w sobotę? – spytał. 

Normalnie mnie zatkało!

– A, nic takiego – skłamałam. – Po prostu robią małe przyjęcie.

– Ale wiesz, że ja wtedy będę dopiero w drodze z Gniezna – zaznaczył z lekkim wyrzutem. – Nie zdążę.

– Nie szkodzi – serce waliło mi jak szalone, ale zachowałam spokój. – Usprawiedliwię cię.

– To świetnie. Dobranoc, kochanie.

Zamknęłam oczy i osunęłam się na kanapę

Mirek nigdy nie zapominał o naszej rocznicy ślubu. Nigdy! 

„Trudno, tak bywa. Cokolwiek mi powie, przyjmę to z godnością” – pomyślałam i zaczęłam rozpaczliwie płakać.

W piątek zamówiłyśmy z Basią stolik w restauracji. Gdy napomknęłam, że Mirek nie dojedzie, była zdumiona.

– Jak to? To jest wasza i nasza rocznica! Co, nie wróci tego dnia?

– Chyba wróci, ale będzie późno…

– Małgoś, czy czegoś mi nie mówisz? 

Basia zawsze była czujna. I kochana. Ale tym razem chciałam zostawić swoje obawy tylko dla siebie. 

– Nie, wszystko w porządku – odparłam. – Po prostu ma ważną delegację.

– Spoko, na pewno zdąży! – rzuciła Basia i tak się rozstałyśmy.

W sobotę Mirek nawet nie zadzwonił, nie złożył mi życzeń, choć zawsze to robił. Było mi smutno i źle, ale postanowiłam nie niszczyć sobie tego dnia. Ładnie się ubrałam i ze ściśniętym żołądkiem poszłam, by spotkać się z moimi szczęśliwymi przyjaciółmi… Ledwo weszłam do restauracji, zobaczyłam kogoś z wielkim bukietem czerwonych róż. Nie było go zza nich widać. Szedł w moim kierunku. 

Dlatego chodził taki struty

– Dzień dobry, kochanie – usłyszałam głos Mirka. – Czy kochasz mnie choć trochę po tylu latach?. 

– Jeszcze tak – odpowiedziałam, połykając łzy. – Miało cię przecież nie być!

– Ale jestem! Myślałaś, że zapomnę o naszej rocznicy? Proszę, te kwiaty są dla ciebie. Bardzo cię kocham… 

Starałam się nie rozpłakać, tym bardziej że właśnie weszli Basia z Kamilem. A potem się okazało, że mój mąż rzeczywiście nie pamiętał o naszym święcie. Firmie, w której pracował, groziło bankructwo i wszystko było na jego głowie. Dlatego chodził taki struty.  Na szczęście Basia była mądrzejsza ode mnie. Zamiast czekać, aż Mirek odzyska pamięć, po prostu zadzwoniła do niego. No i proszę, czy nie lepiej obchodzić tak ważne rocznice we dwie pary?