Poznaliśmy się w służbowych okolicznościach. To on był moim przełożonym w korporacji, gdzie rozpoczęłam swoją karierę. Mimo, że był o 20 lat starszy, od razu zwrócił moją uwagę. Był atrakcyjny, uroczy, wydawał się być taki stabilny i męski. Szybko się w nim zakochałam. Nie zaprzeczam, że to ja jako pierwsza podjęłam działania, aby go zdobyć, a on szybko dał się złapać. Pięć lat temu wzięliśmy ślub. Wtedy myślałam, że razem stworzymy swoją bajkę...

Do zeszłego roku wszystko było w porządku. W maju mój mąż obchodził 50. urodziny. Postanowił z tej okazji przejść badania i odwiedzić lekarza. Po prostu doszedł do wniosku, że połowa jego życia już minęła i powinien zacząć zwracać uwagę na swoje zdrowie. Wrócił z wizyty wyraźnie zmartwiony.

– Muszę ci powiedzieć, że mam problemy z ciśnieniem – oznajmił, kładąc na stół paczkę leków.

– Czy to poważne? – spytałam, niepokojąc się, bo zawsze był zdrowy jak ryba.

Dotąd nie miał zwyczaju narzekać na cokolwiek. Wręcz odwrotnie, ciągle mówił, że mając taką żonę jak ja, czuje się co najmniej 15 lat młodszy i starość go nie dotknie.

– Doktor stwierdził, że to normalne w moim wieku – machnął ręką. – Po pięćdziesiątce mężczyźni zaczynają się po prostu starzeć. Taki jest porządek rzeczy.

– Może inni, ale ty z pewnością nie! I zaraz mi to pokażesz – odparłam kokieteryjnie, przyciągając go do siebie.

Ale on łagodnie mnie od siebie odsunął.

– Daj mi chwilę wytchnienia, skarbie, muszę teraz trochę odpocząć – odpowiedział, dał mi buziaka w czoło i usiadł wygodnie przed telewizorem. – Przygotujesz mi kubek herbaty? Muszę zażyć leki – poprosił, jak gdyby to była zupełnie zwykła, standardowa prośba.

Zbliżenia trzy razy w miesiącu

Byłam zdziwiona tym nagłym ochłodzeniem. A nawet zawiedziona, mogę to powiedzieć głośno. O co chodziło z tą herbatką? Zazwyczaj w takim momencie Marek obejmował mnie swoimi silnymi ramionami i przenosił na łóżko. Uwielbialiśmy seks. Robiliśmy to tak regularnie, jak tylko się dało. Praktycznie każdego dnia.

Mój mąż był w tych kwestiach naprawdę niezrównany. Rozumiał, czego mi trzeba, i potrafił mi to zapewnić. Po zbliżeniach z nim czułam się fantastycznie. Rozluźniona, odstresowana, ale jednocześnie pełna sił. Mówiąc krótko, miałam ochotę do życia!

Pierwotnie sądziłam, że to tylko przejściowy problem. Myślałam, że mój mąż, jak każdy mężczyzna, po prostu przestraszył się diagnozy lekarza i dlatego zdecydował się zadbać o swoje zdrowie. Byłam jednak przekonana, że szybko mu się to znudzi. Jego ciśnienie krwi wróci do normy i nasze intymne życie też wróci do swojego naturalnego rytmu.

Ale nic z tych rzeczy się nie wydarzyło... Marek zaczął unikać intymności. Nasze zbliżenia stawały się coraz rzadsze i krótsze. A kiedy pewnego razu nie sprostał oczekiwaniom, zaczął unikać wszelkiego rodzaju zbliżeń. Moje zapewnienia, że to nic strasznego i może zdarzyć się każdemu, nie przyniosły żadnego efektu. Uparł się i koniec.

Starałam się motywować go do akcji. Wkładałam uwodzicielską bieliznę, rozmieszczałam romantyczne świece w sypialni. Wymyślałam nowe sypialniane triki. Ale to niewiele dawało. Marek zwykle spoglądał na mnie wzrokiem pełnym czułości, kładł się obok mnie, przytulał na moment, a następnie po prostu odpływał w sen. Dochodziło do tego, że uprawialiśmy seks tylko 2–3 razy w miesiącu. Dla mnie to było zdecydowanie za rzadko.

Niedawno przekroczyłam trzydziestkę i pragnienie seksu stało się dla mnie niemal równie ważne jak potrzeba oddychania. Gdy go nie było, czułam jak narasta we mnie napięcie, z którym nie umiałam sobie radzić. Kiedy rozmawiałam o tym z mężem, on jedynie przepraszał, ale nie wyglądał, jakby brał na poważnie to, co mówię.

– Kochanie, wyszłaś za mężczyznę starszego od siebie. Nie jestem już tak żywy jak dawniej. Musisz to zaakceptować – mówił.

– Może więc pójdziemy razem do jakiegoś specjalisty od seksuologii? Medycyna na pewno da sobie radę z tym problemem – zachęcałam go.

Można by rzec, że mój mąż po prostu nie chciał tego słuchać. Totalnie lekceważył to, o co go prosiłam.

– Zapomnijmy o tym raz na zawsze! Szczerze mówiąc, już nie mam takiej potrzeby na seks jak dawniej – odpowiadał, wyraźnie zdenerwowany.

To było dla mnie bolesne

Ciężko było mi przekazać, jak mocno. Smuciło mnie to, że Marek myśli tylko o sobie. Z kobiecych pogawędek wiedziałam, że pozostali mężczyźni naprawdę się starają, aby sprostać oczekiwaniom. Jeśli im się to nie udaje, szukają pomocy u fachowca. Nie mogłam pojąć, czemu Marek nie chciał tego zrobić. Czułam się coraz bardziej zdenerwowana, nie mogłam sobie poukładać tego tematu w głowie. Momentami nawet żałowałam, że w ogóle z nim wzięłam ślub.

– Nie masz innego wyboru, musisz znaleźć sobie kochanka, inaczej nie wytrzymasz – podpowiadały mi życzliwie koleżanki.

Zaczęłam więc korzystać z serwisów randkowych. Początkowo tylko z ciekawości. Ale chyba już wtedy, gdzieś w głębi serca, myślałam o znalezieniu sobie kompana, który zaspokoi moje potrzeby. Flirtowałam online z wieloma mężczyznami. I nawet sprawiało mi to przyjemność. Ale gdy tylko któryś z nich chciał się ze mną spotkać, od razu się wycofywałam.

Bardzo kochałam męża, nie miałam odwagi tak po prostu pójść z kimś nieznanym do łóżka. Myślałam, że mimo wszystko powinnam być lojalną żoną. Przecież przysięgałam wierność w dniu ślubu. I pewnie pozostałabym wierną żoną, gdyby nie… zwykły zbieg okoliczności.

Chciałam po prostu porozmawiać przy filiżance kawy

To miało miejsce zaraz po Nowym Roku. Mój mąż właśnie wyjechał na dwa dni na konferencję biznesową. Pojechałam do pracy samochodem. Cały dzień padał śnieg i na drogach pojawiły się wielkie zaspy. W południe nie mogłam za nic wydostać się z parkingu. Kiedy próbowałam kolejny raz bez sukcesu pokonać zaspy, obok mojego auta zatrzymał się duży samochód terenowy. Za kierownicą siedział Adrian.

Kojarzyłam go z widzenia, ponieważ jego firma była na tym samym piętrze co moja. Czasami zdarzało nam się spotkać przy kubku kawy w kuchni i zamienić parę zdań.

– To nie ma sensu, będziesz się męczyć, a samochód i tak nie ruszy – powiedział, obserwując moje próby.

– Chyba masz rację... Zadzwonię po taksówkę – odpowiedziałam, nie kryjąc swojego rozczarowania.

– W taką pogodę? Pewnie przyjedzie dopiero za trzy godziny. Złap kluczyki i wskakuj do mojego samochodu. Podrzucę cię – zaproponował.

Zgodziłam się. Adrian właściwie miał stuprocentową rację: nie było żadnej możliwości złapania taksówki w taką pogodę, a myśl o długim spacerze podczas śnieżnej burzy była dla mnie nie do przyjęcia.

Podróż w kierunku mojego domu trwała ponad godzinę z powodu korków. Całą drogę spędziliśmy na rozmowach. Adrian okazał się być przyjemnym i niezwykle dowcipnym mężczyzną. Kiedy w końcu dotarliśmy do mojego domu, uświadomiłam sobie, że nie chciałabym się z nim jeszcze rozstawać. Chciałam go lepiej poznać. Zwłaszcza, że w domu czekała na mnie tylko pustka...

– Co powiesz na kawę i przeczekanie najgorszych korków? – zaproponowałam.

– To doskonała propozycja, dziękuję – odpowiedział i wszedł za mną do domu.
Zapewniam, że w moim zaproszeniu nie kryło się nic więcej. Szczerze sądziłam, że tylko napijemy się kawy i trochę jeszcze pogadamy...

Gdy tylko przekroczyłam próg, nie zdołałam nawet nastawić herbaty. Od razu po tym, jak drzwi się za nami zamknęły, Adrian przycisnął mnie do ściany i zaczął całować. Poczułam jak wzrasta we mnie podniecenie. Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Po krótkim czasie, nasze ubrania leżały już na podłodze.

To był niesamowity, dziki i pełen pożądania seks. Przepełniony pasją, intensywny, gorący. Przez długi czas nie mogłam dojść do siebie po tych doznaniach. Czułam się naprawdę wspaniale. W końcu poczułam, że spełniłam swoje potrzeby, ulżyło mi od tego niewyobrażalnego, rosnącego we mnie napięcia. Widziałam, że Adrian też jest zadowolony.

– Co za emocje! Od dawna nie doświadczyłem czegoś podobnego. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy – powiedział z uśmiechem.

– Dobrze, ale musimy ustalić pewne zasady... Żadnych zobowiązań. Jestem żoną, a mój mąż nie może się o tym dowiedzieć. Musimy zachować to w sekrecie – odpowiedziałam od razu.

– Dobrze, to brzmi fair. Ja też mam rodzinę – przytaknął.

Randkowaliśmy przez cztery miesiące

U mnie, u niego, w hotelu. Przed rozpoczęciem pracy, po niej, zawsze kiedy tylko mieliśmy wolny moment. Oddawaliśmy się namiętności aż do utraty sił, a potem każde z nas wracało do swojego życia. Ja wracałam do Marka, on do swojej żony i dzieci. Nie łączyło nas żadne uczucie, nie planowaliśmy zostawić naszych partnerów. To była jedynie namiętność, która dawała nam dużo radości i satysfakcji. Myślałam, że nasz sekret pozostanie sekretem, a nasze spotkania będą trwać, aż się nam nie znudzą. Byliśmy przecież bardzo ostrożni. Niestety, nie mieliśmy szczęścia...

Był to piątkowy wieczór. Wracałam właśnie do domu po namiętnej randce z Adrianem. Jak zwykle, czułam się radosna i zaspokojona. Liczyłam na to, że mój mąż jeszcze nie wrócił i będę miała chwilę dla siebie oraz czas na przygotowanie obiadu. Niestety, on już na mnie czekał.

– Gdzie się włóczyłaś? – spytał, kiedy tylko przekroczyłam próg naszego mieszkania.

– Byłam u przyjaciółki – odpowiedziałam nonszalancko, ponieważ zazwyczaj taka odpowiedź go zadowalała.

– Ta twoja przyjaciółka mocno przypomina mężczyznę – stwierdził, a następnie rzucił na stół stos zdjęć, na których było widać Adriana i mnie.

Przy drzwiach hotelu, niedaleko naszego mieszkania, blisko jego bloku. Było widać, że łączy nas bliska relacja. Na jednym ze zdjęć się całowaliśmy. Wyglądało na to, że mój mąż zatrudnił detektywa, który obserwował i fotografował każdy nasz ruch.

– To nie jest tak, jak myślisz... – próbowałam mu to wyjaśnić, ale natychmiast mi przerwał.

– Cicho bądź! Ktoś mi powiedział, że mnie zdradzasz. Nie chciałem w to wierzyć, ale zdjęcia nie kłamią. Jesteś zwykłą łachudrą, chcę się rozwieść – wyrzucił ze złością i spojrzał na mnie z pełnym nienawiści wzrokiem.

Możecie pomyśleć, że w tym momencie zaczęłam go błagać o wybaczenie i szlochać, że to była tylko chwila słabości. A może wszystkiego się wypierałam? Ale nie. Zdenerwowałam się na Marka. Bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogłam pojąć, dlaczego tak do mnie mówi. Przecież nawet nie spróbował dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłam, nie zechciał mnie wysłuchać. To wszystko to jego wina!

– Czemu się dziwisz? Tak, spałam z innym mężczyzną. Ale co miałam innego zrobić? Jesteś strasznym egoistą. Pomyślałeś, że skoro ty nie masz chęci na seks, to ja też powinnam z niego zrezygnować. Ale dlaczego? Jestem młodą dziewczyną, mam swoje potrzeby. Nie umiem żyć jak zakonnica. Wielokrotnie ci o tym mówiłam... – zaatakowałam go.

– Nie do wiary, jeszcze powiesz, że to wszystko moja wina?! – zapytał, jakby wiedział, co zaraz powiem.

– Gdybyś przynajmniej raz pomyślał o nas obojgu, a nie tylko o swoich potrzebach, podjął wysiłek, skonsultował się z seksuologiem, to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Czy to jest naprawdę takie trudne do zrozumienia? – próbowałam przekazać mu moje odczucia, ale moje słowa do niego nie docierały.

– Zachowujesz się jak suka spuszczona z łańcucha. Nie zależy ci, który pies cię zainteresuje, ważne, żeby zaspokoił twoje potrzeby – odpowiedział.


Nie umiem sobie poradzić ze stratą męża

Od tamtej pory upłynęły już dwa miesiące. Marek nie zmienił swojego stanowiska. Wciąż upiera się przy rozwodzie. Podobno nawet odwiedził już prawnika, aby omówić wszelkie szczegóły. Starałam się go przekonać, raz jeszcze wyjaśnić, że między mną a Adrianem nie było niczego, że seks bez uczucia to przecież nie jest zdrada. Ale on niezmiennie trzyma się swojego zdania.

Nie jestem pewna, co mam zrobić. Czy powinnam walczyć o nasze małżeństwo, czy po prostu zaakceptować, że się rozstajemy? Naprawdę bardzo kocham mojego męża, ale nie jestem pewna, czy mogę mu obiecać, że zawsze będę mu wierna. W końcu, moje potrzeby nie znikną...