Ta rozmowa zaczęła mnie już męczyć. Moje liczne odmowy nie skutkowały. Cóż więcej mogłem powiedziec na ten temat?

– Przykro mi, Magda, ale w tym terminie raczej nie dam rady się pojawić. Mam wtedy niezwykle ważne spotkanie...

– Wszyscy z wyjątkiem ciebie już potwierdzili, że będą. Nie możesz jakoś przesunąć tego spotkania? – drążyła temat moja dawna koleżanka szkolna.

– Chyba nie...

– Chyba? – Magda wychwyciła moje wahanie.

– Przepraszam. To niemożliwe. Obawiam się, że musicie się obyć beze mnie na spotkaniu klasowym.

Czyżby chodziło o Agnieszkę?

– Niby dlaczego moja była żona miałaby stanowić problem? – udałem zaskoczenie.

– Tak tylko zapytałam. Gdybyś jednak zmienił zdanie Wojtek, to masz mój numer. Zresztą, zadzwonię jeszcze na kilka dni przed spotkaniem.

Rozłączyła się, a ja przez chwilę stałem jeszcze i myślałem o tej rozmowie.

Zacząłem czuć wątpliwości

Resztę dnia spędziłem na rozmyślaniach. Czy postąpiłem słusznie, mówiąc jej, że mam inne plany? W końcu nic nie stało na przeszkodzie, żebym wybrał się na spotkanie z dawnymi kolegami i koleżankami z klasy. Problem polegał na tym, że miała się tam też pojawić moja była małżonka. A trzy lata temu rozstaliśmy się w kiepskiej atmosferze.

Mówiąc wprost, podczas sprawy rozwodowej straszliwie się kłóciliśmy. Zupełnie jakbyśmy zapomnieli, że od czasów szkoły średniej, przez wiele lat tworzyliśmy udaną parę… Ślub wzięliśmy trzy lata po zdaniu matury. Pracowaliśmy wtedy dorywczo i podjęcie decyzji o małżeństwie wymagało sporo odwagi. Chcieliśmy jednak jak najszybciej zamieszkać ze sobą. Wynajęliśmy niewielką kawalerkę, za którą musieliśmy słono zapłacić. Z tego powodu ledwo udawało nam się wiązać koniec z końcem. Ale byliśmy zdeterminowani i w końcu oboje znaleźliśmy stałą pracę.

Pracowaliśmy codziennie nawet po dwanaście godzin. Nasza sytuacja materialna wyraźnie się poprawiła. Niczego nam nie brakowało. No… poza czasem. Mieliśmy go za mało dla siebie. Można powiedzieć, że wręcz wcale. Całym naszym życiem stała się praca oraz nasi współpracownicy. I z każdym dniem coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. To musiało się tak skończyć.

Kiedy nasza 7-letnia przygoda małżeńska dobiegła końca, nikt z dawnych kolegów i koleżanek z klasy nie mógł w to uwierzyć. Wszyscy uważali nasz związek za idealny. Taki, który przetrwa wszelkie zawirowania losu. Wierzyli, że będziemy razem na dobre i złe, niezależnie od tego, co przyniesie los. Inny scenariusz wydawał im się abstrakcją.

To był główny powód, dla którego nie miałem ochoty jechać na ten zjazd absolwentów. Bałem się, że będziemy obiektem zainteresowań. Że wszystkim będę zmuszony tłumaczyć, dlaczego się rozstaliśmy. Chciałem tego uniknąć za wszelką cenę. Zdawałem sobie jednak sprawę, że moje tłumaczenie o ważnym spotkaniu raczej nikogo nie przekonają. Najwyżej to Agnieszka stanie się tematem plotek i dyskusji.

„A może powinienem jakoś jej pomóc?” – myślałem.

Ostatecznie wspomnienia o naszym rozstaniu zaczęły się już zacierać... Jednak kiedy na kilka dni przed spotkaniem absolwentów Magda zadzwoniła do mnie i spytała, czy moje plany się nie zmieniły, odpowiedziałem krótko: „nie”. Tuż po zakończeniu rozmowy od razu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Teraz jednak nie mogłem się już wycofać.

Ponownie zadzwonił telefon

Tym razem dzwoniła moja była żona. Usłyszałem jej głos po raz pierwszy od trzech lat.

– Cześć, to ja. Mam do ciebie ważną sprawę.

– O co chodzi? Nie bardzo rozumiem.

– Daj spokój, dobrze wiesz. Nasza klasa zawsze trzymała się razem. Mogliśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. A teraz ty się odcinasz od grupy. I nie wciskaj mi kitu, że masz inne plany, bo i tak w to nie uwierzę.

– No i co z tego? – odpowiedziałem zirytowany. – Kto wpadł na ten kretyński pomysł organizowania zjazdu z okazji trzynastej rocznicy matury? Nawet na dziesiątą rocznicę nic takiego nie było.

– Jeżeli ci umknęło, to akurat w czasie dziesiątej rocznicy byliśmy w trakcie rozwodu. To było dla wszystkich bardzo stresujące i nikt nie miał wtedy głowy do...

– A teraz ja nie mam do tego głowy.

– Aż tak ci przeszkadzam?

– Tak... To znaczy nie. Problem nie leży w tobie. Chodzi mi o resztę ludzi. Pewnie będziemy głównym tematem plotek. Moja obecność zepsuje innym nastrój.

– Sądzisz, że twoja nieobecność coś zmieni na lepsze?

– Nie mam pojęcia – wyznałem szczerze. – Naprawdę uważasz, że powinniśmy się tam pojawić?

– Tak. A jeśli obawiasz się, że zepsujesz innym humor, to mam pewien plan. Pamiętasz, jak wszystko się między nami zaczęło?

Uśmiechnąłem się na to wspomnienie... Od pierwszego dnia, gdy razem rozpoczęliśmy naukę w szkole średniej, między mną a Agnieszką iskrzyło. Jednak żadne z nas nie miało odwagi, by zrobić pierwszy krok. Byliśmy wtedy w trzeciej klasie. To było na imprezie u Magdy. Oboje mieliśmy w czubie i niespodziewanie Agnieszce wpadł do głowy pomysł, byśmy spłatali wszystkim figla. Jej plan zakładał, że zamkniemy się w pomieszczeniu na poddaszu i będziemy udawać, że się obściskujemy.

Zdaję sobie sprawę, że to niezbyt mądre, ale spodobał mi się ten koncept. Kiedy zakończyliśmy nasz udawany romans, ledwo powstrzymywaliśmy się od wybuchu śmiechu. Wyobrażaliśmy sobie jakie miny muszą mieć nasi kumple i koleżanki z klasy. I nagle zaczęliśmy się całować. Tym razem już całkiem na poważnie. Tamtej nocy nic więcej między nami nie zaszło.

To właśnie wtedy się zaczęło…

Jakiś odgłos w słuchawce przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Mam nadzieję, że nie masz w planach kolejnych udawanych pocałunków? – zapytałem dla pewności.

– Nie, skądże. Ale co powiesz na to, żebyśmy po prostu zachowywali się, jakby wszystko między nami było w porządku?

– Ale przecież nasz rozwód już dawno przestał być tajemnicą.

– To prawda. Jednak nie wiedzą przecież o wszystkim. A co jeśli powiemy im, że staramy się odbudować nasz związek? Zobaczysz, jak się ucieszą i od razu przestaniemy być w centrum zainteresowania. Jestem pewna, że w to uwierzą.

– Daj spokój. Nikt w to nie uwierzy – zaprzeczyłem, kręcąc głową. – To aż nazbyt oczywiste kłamstwo.

– Zobaczysz, że tak właśnie będzie. Poprzednim razem również twierdziłeś, że nikt w to nie uwierzy, a ostatecznie wszyscy byli przekonani, że właśnie przespaliśmy się na poddaszu u Magdy. A jak chcesz, to możemy się założyć.

– Niby o co?

– O pizzę z tej knajpki naprzeciwko naszego domu? O ile jeszcze działa...

W dniu zjazdu spotkaliśmy się pod budynkiem szkoły. Nasze powitanie można by określić jako oziębłe i niezręczne. Dopiero wtedy dotarło do nas, że nie mamy pojęcia, jak udawać, że znów jesteśmy razem. Agnieszka wpadła na pomysł, żebyśmy złapali się za dłonie. Zgodziłem się. Gdy weszliśmy razem do środka, początkowo wywołało to konsternację wśród zgromadzonych. Jednak na nasze szczęście nikt nie zadawał pytań. Wszyscy prawdopodobnie zdawali sobie sprawę, że jest to drażliwy temat. To taka kwestia, o której lepiej nie plotkować na boku, bo jeszcze można coś zepsuć.

Wspólnie uznaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie cofnąć się w czasie i ponowne być zżytą ekipą, jaką stanowiliśmy kiedyś w szkole. Chichraliśmy się, przywołując wspomnienia z przeszłości, a następnie ruszyliśmy na lampkę winka. Od wielu lat tak się dobrze nie bawiłem.

Dlatego smutno mi się zrobiło, kiedy Agnieszka około godziny drugiej nad ranem oznajmiła, że pada z nóg i chciałaby już wracać. Nie mieliśmy wyboru – skoro odgrywaliśmy rolę pary, byliśmy zmuszeni opuścić imprezę we dwójkę.

– Zauważyłeś? Dali się nabrać – rzuciła, gdy wysiadaliśmy z taryfy pod jej klatką.

– No tak, wygrałaś zakład. To kiedy chcesz dostać nagrodę?

– A może od razu?

– Knajpa z pizzą już jest nieczynna o tej porze.

– To może w zamian wpadniesz do mnie na kawkę? Tak fajnie nam się gadało, że chętnie bym jeszcze trochę powspominała dawne czasy…

Początkowo miałem ochotę spytać, jak to się stało, że jeszcze przed momentem padała ze zmęczenia, a teraz nagle ma ochotę na pogaduchy, ale odpuściłem.

Przegadaliśmy całą noc

Agnieszka odezwała się po dwóch tygodniach z informacją, że Magda organizuje u siebie imprezkę urodzinową i chce, żebyśmy wpadli. Nawet nie raczyła do mnie wcześniej zadzwonić, a przecież od jakiegoś czasu znowu „jesteśmy parą”. Podobno ma się zjawić cała ferajna z klasy. Wszyscy byli zachwyceni naszym zjazdem z okazji trzynastej rocznicy matury.

Była żona tak długo mnie namawiała, aż w końcu przystałem na jej propozycję, że jeszcze raz zagramy naszą komedyjkę. I teraz głowię się nad tym, czy bardziej zależało mi na tym, żeby zrobić jej przyjemność, czy może raczej dlatego, że mnie samego też to zwyczajnie bawiło. Choć od tego czasu się nie widzieliśmy, to znów zaczęliśmy do siebie wydzwaniać.

Pewnego razu zadzwoniła do mnie Magda z wieścią, że nasza paczka z dawnych lat organizuje ognisko na działce. Poprosiła mnie, żebym przekazał tę wiadomość Agnieszce, skoro jesteśmy znowu parą. Poczułem się trochę nieswojo. Zgadzając się na te pojedyncze wypady, nie sądziłem, że takie imprezy staną się codziennością. A tu nagle posypały się kolejne propozycje spotkań. Mimo to skontaktowałem się z Agnieszką i wspomniałem o pomyśle Magdy. Przy okazji stwierdziłem, że chyba najwyższy czas, abyśmy w końcu przyznali się wszystkim, że nasze starania odbudowania związku spełzły na niczym.

– Serio chcesz im sprawić przykrość? – zapytała.

– Wiesz, nie da się tego dłużej przeciągać. Mam złe przeczucie…

– Daj spokój, pojedźmy tam jeszcze ten jeden jedyny raz. Zobaczysz, szybko im się odechce tych spotkań. A jakby co, to następnym razem uprzejmie się wykręcimy. Słowo.

Wybraliśmy się na to ognisko. Trochę wypiliśmy, a że byliśmy spory kawałek za miastem, o powrocie do domu nie było mowy.

Spędziliśmy noc w domu naszego kumpla

Jak się później okazało, jako jedyna para w całym towarzystwie, ja i Agnieszka mieliśmy do dyspozycji prywatną sypialnię. W środku stało niewielkie, wąziutkie łóżko.

– Prześpię się na podłodze – zasugerowałem.

– Przestań, przecież będziesz potem połamany. Nie pogryzę cię, jeśli się do mnie poprzytulasz.

Ułożyliśmy się obok siebie, wtuleni w swoje ciała. Łóżko, było na tyle małe, że nie mieliśmy innego wyjścia. Choć oboje nie mogliśmy zasnąć, panowała między nami cisza. Miałem ochotę coś powiedzieć, ale parę razy usłyszałem za drzwiami pokoju dziwne szuranie, które mnie zaniepokoiło.

– Słuchaj, nie wydaje ci się, że ktoś nas podgląda? – spytałem w końcu półgłosem.

– Daj spokój, to tylko twoja wyobraźnia...

– Posłuchaj...

– Zamiast wymyślać, lepiej powiedz, co o nas sądzisz?

– Jak to? – zdziwiłem się.

– No wiesz, czy to już wszystko przeszłość, czy może mamy przed sobą jakąś przyszłość?

– Skąd ci to nagle przyszło do głowy?

– Ot, tak... Oboje jesteśmy samotni. Świetnie się dogadujemy. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, czemu się rozstaliśmy.

– Wiesz, ja też już nie pamiętam bezpośredniego powodu. Chyba byliśmy po prostu głupi.

– To może warto dać sobie drugą szansę – uniosła głowę z moich piersi i popatrzyła mi prosto w oczy.  Jak uważasz?

– Serio tego chcesz?

– Jeżeli ty również...

– Ja też tego chcę...

Ledwie skończyłem mówić, a tu nagle za drzwiami naszej sypialni coś potwornie rąbnęło, zupełnie jakby przewaliła się ogromna biblioteczka albo inna ciężka rzecz. Zerwałem się jak oparzony i wypadłem na korytarz. Na posadzce ujrzałem siedem postaci, które próbowały się podnieść z podłogi.

– Co wy tutaj…?

Powoli zaczynało do mnie docierać, co się stało

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wtedy zaczęło mi się przypominać zdarzenie sprzed lat.

– Czy to wszystko było ustawione?!

– Mówiłam, żebyś się tak nie przepychał, ciołku! – Magda dźgnęła kumpla łokciem.

– To jest moje mieszkanie i uważam, że powinienem dowiedzieć się jako pierwszy o ich ponownym zejściu.

– A więc o to chodzi? Nieźle – popatrzyłem na Agnieszkę z niezadowoleniem i rozczarowaniem.

– Nie było innego wyjścia – opuściła wzrok. – W innym przypadku nie chciałbyś mnie widzieć na oczy…

– Halo, jest tu ktoś, kto nie pił i może usiąść za kółkiem?! – ryknąłem nagle głośno.

– Chyba nie zamierzasz nigdzie jechać? – Magda obrzuciła mnie niespokojnym spojrzeniem.

– Skądże. Ale ktoś musi skoczyć po skrzynkę wina, żebyśmy mogli wznieść toast za najfajniejszą ekipę pod słońcem! – roześmiałem się i zrozumiałem, że padłem ofiarą spisku, który w sumie naprawił mi życie.