Przeraziłem się, gdy po dwóch tygodniach zobaczyłem mojego przyjaciela Staszka. Wydawał się naprawdę w fatalnym nastroju. Zwykle był pełen optymizmu i dobrego humoru, ale tym razem wyglądał na przygnębionego. Nie mogłem się powstrzymać i od razu zapytałem, co jest powodem jego troski.

– Janeczka wyjechała na trzy tygodnie do sanatorium w Ciechocinku. Zaledwie kilka dni minęło od jej wyjazdu, a ja już czuję się niespokojny – westchnął.

– Ale dlaczego? Tam przeprowadzą na niej szczegółowe badania i zaproponują odpowiednie leczenie... Sądząc po tym, co mówiłeś, ostatnio nie czuła się zbyt dobrze. Powinieneś być raczej zadowolony, a nie smutny – odpowiedziałem, nie ukrywając zaskoczenia.

– Niby prawda, ale słyszałeś, co mówią o tych uzdrowiskach. Nikt tam nie jedzie, aby poddać się kuracji, lecz by randkować. Moja Janeczka to jednak elegancka i ładna dziewczyna. Tylko kwestia czasu, kiedy jakiś zamożny wdowiec zacznie ją uwodzić. I zostanę sam.

– Co ty gadasz? Przez czterdzieści lat cię nie rzuciła, więc teraz też tego nie zrobi. A zamożni wdowcy zazwyczaj poszukują znacznie młodszych partnerek.

– Naprawdę tak sądzisz?

– Jestem o tym przekonany.

– Ja jednak mam pewne wątpliwości. Wielokrotnie zauważyłem, że Janeczka nadal przyciąga mężczyzn. Dlatego planuję tam pojechać. Tak na wszelki wypadek, aby przekonać się, czy wszystko jest w porządku.

– Czy ty oszalałeś? Nawet jeśli uprzedzisz ją o swoim przybyciu, to nie dowiesz się niczego nowego. Niezależnie od tego, czy ma coś na sumieniu.

– Właśnie dlatego planuję pojechać tam bez zapowiedzi. Najlepiej, jeżeli pojedziesz ze mną. Dyskretnie sprawdzimy, co się dzieje i wracamy.

– Nie, nie, nie, mój drogi, nie wrobisz mnie w to – odparłem natychmiast. – Jeżeli Janeczka przyłapie nas na szpiegowaniu, to się skończy karczemną awanturą. Wiesz, że nie znosi tej twojej obsesyjnej zazdrości.

– Nie złapie nas, nie złapie. Będziemy naprawdę ostrożni. No, proszę cię, Jędrula... Pamiętasz? Zawsze, kiedy potrzebowałeś pomocy, to ja ci nigdy nie odmówiłem.

– W porządku. Kiedy planujesz wyjechać?

– Najlepiej jutro, wczesnym popołudniem. Chcę dojechać na wieczór. Właśnie wtedy rozpoczynają się wszelkiego rodzaju bale i wieczorki taneczne... Jeżeli poznała kogoś, to na pewno tam ich znajdziemy. Ale pamiętaj, tajemnica. Szczególnie przed Bożenką. Ona od razu by zadzwoniła do Janeczki i byłby kłopot – ostrzegł.

Byliśmy przyjaciółmi od lat

Nie zaskoczyło mnie, że Staszek zwrócił się do mnie o pomoc. Byliśmy przyjaciółmi od przeszło pięćdziesięciu lat i znamy się jak łyse konie. Byłem świadomy, że pomimo upływu lat, jego miłość do Janki jest tak samo silna, jak kiedyś. I był o nią zazdrosny, jakby nadal byli narzeczonymi. Często dawał temu wyraz, co wywoływało u jego żony napady furii. Zawsze trochę mnie bawiło ich zachowanie, bo sam niejednokrotnie miałem chęć pozbyć się swojej marudnej małżonki na dobre, ale cóż...

Wszyscy mamy swoje słabości. Aby uniknąć niepotrzebnych pytań, poinformowałem moją żonę Bożenkę, że wybieram się ze Staszkiem na nocne wędkowanie. Spakowałem sprzęt wędkarski do bagażnika mojego samochodu i pojechałem odebrać kolegę. Nie minęło wiele czasu, a już byliśmy w drodze do Ciechocinka. Przybyliśmy na miejsce krótko po godzinie 20:00. Liczyłem na to, że uda nam się napić herbaty, odpocząć na chwilę po podróży, ale Staszek natychmiast ruszył na poszukiwania Janeczki. Zwiedziliśmy wszystkie pobliskie kawiarnie i sale balowe. Niestety, nie znaleźliśmy jej nigdzie.

– Mówiłem, że tak będzie? Na pewno po prostu siedzi w swoim pokoju i przegląda kanały telewizyjne. Albo regeneruje się po zabiegach – powiedziałem do Staszka, który patrzył na mnie zaniepokojony.

– Mówisz, że jest w swoim pokoju? – zaczął się zastanawiać. – A co, jeśli nie jest tam sama?

– Jak to?

– Cóż się tak patrzysz? Dostała pokój jednoosobowy. Pytałem ją wielokrotnie, dlaczego upiera się przy jedynce, a ona odpowiadała, że pragnie cieszyć się ciszą i spokojem. Ponieważ niektóre panie w sanatoriach potrafią być uciążliwe i irytujące.

– To akurat absolutna prawda! Gdyby na przykład spotkała kogoś podobnego do mojej ukochanej Bożeny, to jeden dzień w tym towarzystwie, to byłoby dla niej za dużo – wybuchnąłem śmiechem.

– To nie czas na dowcipy, Andrzej – odparł zirytowany Staszek, a następnie zdecydowanym krokiem skierował się w kierunku sanatorium, gdzie przebywała Janeczka.

– Stój! Co ty wyprawiasz? Będziesz teraz sprawdzał, czy twoja żona ma jakieś towarzystwo! – podążyłem za nim.

Taki mam plan! – zatrzymał się.

– Daj sobie na wstrzymanie, jeśli cię zauważy, a tam nie będzie się nic działo, to się w żaden sposób z tego nie wytłumaczysz.

– Przecież nie planuje od razu wchodzić do pokoju. Po prostu stanę przed drzwiami i posłucham. Jeśli nie usłyszę niczego niepokojącego, wracamy. W przeciwnym razie… – ponownie ruszył przed siebie pewnym krokiem.

Jak można być tak zazdrosnym?

Nie chciałem angażować się w tę szopkę, ale przecież nie mogłem zostawić kumpla na lodzie. Pomyślałem, że gdyby co, powstrzymam go przed zrobieniem czegoś głupiego. W sanatoryjnych korytarzach panowała cisza. Powoli przesuwaliśmy się od drzwi do pokoju, w którym mieszkała Janeczka. Przyłożyliśmy ucho do drzwi i... obaj zastygliśmy. Z pokoju dobiegały dziwaczne dźwięki. Hi, hi, hi, ha, ha, ha... Męski głos przeplatał się z żeńskim. Spojrzałem na Staszka. Mój przyjaciel był dosłownie czerwony ze złości.

– Jak teraz to skomentujesz? – wycedził poprzez zaciśnięte zęby?

– Może to po prostu z telewizora...? – zacząłem ostrożnie

– No jasne! Przecież ty sam nie wierzysz, w to co mówisz – wybuchnął nim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje, zaczął awanturę.

Nie trzeba było długo czekać na reakcję kuracjuszy. Hałas natychmiast wyciągnął ich z pokojów. Niespodziewanie korytarz zapełnił się ludźmi. Wszyscy przerażeni patrzyli na Staszka. Ktoś z tłumu krzyknął, aby zadzwonić po policję. Zdecydowałem, że muszę załagodzić sytuację.

– Proszę państwa, nie ma powodów do paniki. Mój kolega jest nieco podenerwowany, ale już za chwilę wszystko będzie dobrze. Nie ma potrzeby wzywania policji. Proszę wracać... – na tym skończyłem, ponieważ w sekundzie mnie zamurowało.

Na końcu korytarza ujrzałem znajome oblicze. To była Janeczka. W szlafroku, z papilotami na głowie, ale to ona. Błyskawicznie przecisnęła się przez zgromadzony tłum i stanęła tuż za Staszkiem, który walił pięściami w drzwi. Pojawiła się tak niespodziewane, że nie zdążyłem go ostrzec.

– Stach! Co ty do licha wyprawiasz? – wrzasnęła na męża.

Mój przyjaciel natychmiast się uspokoił i obrócił w jej kierunku.

– Janeczko? Co tu robisz? I w takim ubraniu? – zdołał wymamrotać.

– To ja chciałabym wiedzieć, co tu robisz. Leżę w swoim pokoju, czytam książkę, a tu nagle słyszę jakieś dziwne dźwięki. Wychodzę na korytarz i co widzę? Mój drogi mąż wali pięściami w czyjeś drzwi. A jego najlepszy kumpel przygląda się temu z głupią miną…

– Nie do obcych, ale do twoich. Powiedziałaś przez telefon, że mieszkasz w pokoju numer czternaście. No to zapukałem do drzwi z numerem czternaście – powiedział mój przyjaciel.

– Fakt, ale po jednym dniu zamieniłam pokój z pewną panią. Wolę pokój z oknem od wschodniej strony, żeby rano budziło mnie słońce, a po południu był przyjemny cień.

O tym nie wspominałaś...

– Czy powinnam? Gdybyś zadzwonił i powiedział, że planujesz mnie odwiedzić, to bym ci powiedziała. Ale nic nie powiedziałeś. Czy możesz mi to wszystko wyjaśnić? – spojrzała na niego z gniewem.

Staszek wił się jak piskorz. Było oczywiste, że nie wie, co powiedzieć.

– Eee, nooo... Próbowałem ci zrobić niespodziankę... – wydukał w końcu.

– Niespodziankę? No pewnie! Co znowu wymyśliłeś. Przyznaj się od razu! – położyła ręce na biodrach.

Poczułem, że jeśli nie znajdę teraz jakiegoś rozwiązania, to nasze spotkanie skończy się kłótnią.

Wpadł mi do głowy pewien pomysł

– W porządku, chyba powinienem jednak wyjawić prawdę – rzuciłem.

– Naprawdę? Czekam – żona mojego przyjaciela przeszyła mnie wzrokiem.

– Cóż... przyjechaliśmy, ponieważ Staszek miał ostatniej nocy koszmar.

– Koszmar? Jaki koszmar?

– Był przerażony, naprawdę wystraszony. Śniło mu się, że coś ci grozi. Dlatego poczuł, że musi natychmiast pojechać do sanatorium. Zazwyczaj nie daję wiary takim nonsensom, lecz Staszek był rzeczywiście wystraszony... Nie mogłem pozwolić mu jechać samemu w takim stanie. Mogłoby się skończyć jakimś wypadkiem. Więc usiadłem za kółkiem i przyjechaliśmy, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku.

– Serio? – zdumiona Janina przeniosła spojrzenie na męża.

– Przysięgam na Boga! – Staszek uderzył się w klatkę piersiową.

– Powinieneś zadzwonić... – żona nadal patrzyła na niego nieufnie.

– Mogłem. W pierwszym odruchu nawet miałem taki zamiar. Ale obawiałem się, kochanie, że zaczniesz się ze mnie śmiać. I powiesz, że wymyślam takie głupoty, bo jestem zazdrosny i chcę cię kontrolować. Wolałem przyjechać bez ostrzeżenia – powiedział pewnym głosem.

Nadal nie jestem pewien, czy Janina uwierzyła w opowieść, którą wymyśliłem. Jednak tamtego wieczoru nie doszło do kłótni. Szczególnie że wszyscy naoczni świadkowie stanęli po stronie Staszka, a Janina usłyszała mnóstwo komplementów na temat swojego męża. Niektóre z pań przyznały nawet, że zazdroszczą jej męża, ponieważ ich partnerzy z pewnością nie rzuciliby wszystkiego i nie przejechali tyle kilometrów z powodu złego snu. Kiedy następnego dnia wracaliśmy do domu, Staszek mi dziękował.

– O matko, Jędruś, bez ciebie nie wiem, jak by to wszystko dla mnie się potoczyło. Nie tylko nie wyszedłem na zazdrośnika, ale jeszcze urosłem w oczach żony. Jestem ci bardzo wdzięczny – wyznał z uśmiechem na twarzy.

– Nie ma sprawy – odpowiedziałem. – Przecież po to są przyjaciele. Ale powiedzmy sobie szczerze, to był ostatni raz. Tym razem poszło gładko, ale następnym razem, nie będziemy mieli tyle szczęścia.